Reklama

Osiągnęliśmy niemożliwe. Gramy gorzej niż za Brzęczka

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2022, 12:28 • 4 min czytania 142 komentarzy

Podobno 270 minut (a nawet więcej, bo sędziowie doliczają jakby się licytowali) grania za nami. Niestety – nie zauważyłem. Z Meksykiem mogę nam zaliczyć pięć minut gry w piłkę nożną, z Arabią Saudyjską trzydzieści, a z Argentyną okrągłe zero. Czyli w sumie nieco ponad pół godziny polska reprezentacja uprawiała piłkę nożną na mistrzostwach świata w piłce nożnej. Moim zdaniem to dość dziwne podejście, bo jeśli szachista przez większość czasu na zawodach w szachy grałby w warcaby, byłby uznany za wariata. A tutaj nie. Tutaj jest sukces.

Osiągnęliśmy niemożliwe. Gramy gorzej niż za Brzęczka

Naprawdę dawno czegoś takiego nie widziałem. To było jak połączenie futbolu niższego szczebla z grą w rugby, palanta, chowanego, dwa ognie i cholera wie, co jeszcze. Niektórzy piłkarze zostali ograniczeni do roli skromnego mebla, bo taki Piotr Zieliński może się przecież czuć jak siatka w meczu tenisowym. Pyk, piłka nad głową, pyk, znów nad łbem i od czasu do czasu ktoś w niego trafił. Ale to rzadko, bo grają Nadal z Federerem, tak jesteśmy biegli w pałowaniu.

A niektórzy mówią: sukces, gdyż wyszliśmy z grupy. Ja już powiedziałem, jaki to sukces, taki sam jak 1 do 27 w Brukseli za rządów Beaty Szydło. Przecież przez ponad pół godziny pół-meczu (bo jedni grali, drudzy nie) z Argentyną, byliśmy skazani na łaskę innych. Jakby Argentynie się chciało, to by jebnęła nam jeszcze trzy sztuki. Jakby Meksyk potrafił, to walnąłby kolejnego gola Arabii Saudyjskiej.

W każdym razie – nas w tym rozdaniu nie było. Staliśmy jak sparaliżowani, modląc się o cud, który oczywiście ostatecznie nadszedł, ale naprawdę nie rozumiem, dlaczego miałbym się z tego wyjątkowo cieszyć.

Bo wyszliśmy z grupy po raz pierwszy od 36 lat? Fajnie, ale to świadczy źle o poprzednich ekipach i ogólnie o całym polskim futbolu, a nie dobrze o tej drużynie. Przez te wszystkie lata z grupy wychodziły takie zespoły jak Ukraina, Szwecja, Szwajcaria, Algieria, Grecja, Kostaryka, Irlandia czy – uwaga – Słowacja. Niektóre z nich niejeden raz.

Reklama

A my tutaj chcemy odtrąbić sukces, jakby ci ludzie wynaleźli szczepionki na rzadkie choroby albo wleźli na najwyższą górę zimą w japonkach, hawajskiej koszuli i naturalnie bez tlenu. Tymczasem jesteśmy tam, gdzie przy tym stanie posiadania powinniśmy być.

Niewiarygodne jak zawodowym sportowcom zostało wmówione, że są w gruncie rzeczy trochę niedołężni i osiągnęli coś tak niezwykłego, że po powrocie prezydent powinien ich wszystkich odznaczyć. Najlepszy piłkarz ligi hiszpańskiej i jeden z najlepszych piłkarzy ligi włoskiej sprowadzeni do poziomu Krychowiaka, boiskowej twarzy tego projektu.

A prawda jest taka, że cofamy się w rozwoju. Za Brzęczka graliśmy często skandalicznie, ale teraz to nawet brakuje mi słów, by określić to, co widzę. Miał być pragmatyzm, a jest zwykły prymitywizm, ordynarne boiskowe chamstwo, pornografia wręcz, kopanina niewidziana w najgorszych zakamarkach B-klasy. Krótko mówiąc: gówno.

Po takim turnieju prędzej doczekamy się nowych Janikowskich niż Lewandowskich, choć może to błędne założenie, bo Janikowski choć kopie daleko, to jednak do celu, a u nas jedynym celem jest kopnąć byle dalej. Nie wiem, jakie dziecko miałoby się zakochać w futbolu, patrząc na to pokractwo.

Nie chcę mi się nawet słuchać, że Michniewicz miał mało czasu. Selekcjoner Maroka objął ten zespół we wrześniu, zagrał trzy sparingi i wygrał grupę z Belgią i Chorwacją. My byśmy się zesrali, a nie wygrali grupę z Belgią i Chorwacją, co zresztą udowodniła Liga Narodów, gdzie też się kładliśmy przed Belgami, bo przecież to Belgowie i nawet nie wolno nam myśleć o ich krzywdzie.

Reklama

I tak, Maroko ma porządnych piłkarzy, nie grają tam jakieś anonimy, ale czy ktoś patrzy na tę kadrę i myśli: cholera, nie mamy do nich podjazdu? No chyba nie, potencjał jest naprawdę podobny. Ale nie! U nas trzeba się zastanawiać latami, żeby dojść do czegoś sensownego, bo polski trener zawsze ma mało czasu. A jak mu się coś zarzuci, to się zaraz obraża.

Idealny świat naszych trenerów: mecze rozgrywane w fortecy odgrodzonej fosą i mostem zwodzonym, bez mediów i kibiców. Do opinii publicznej przekazywane tylko zwycięstwa i zwycięskie remisy. Porażki przemilczane. Pensja od 100 tysięcy złotych w górę.

No i tak klasyczna gadka, że o stylu nikt nie będzie pamiętał. Faktycznie, nikt, teraz jak sobie myślę o meczu z Japonią w 2018 roku, to coś kojarzę, że ostatnie minuty były na mega intensywności, Japonia walczyła o remis jak lew, myśmy się bronili też jak lwy. Szła tam akcja za akcję, 120 kilometrów na liczniku, aż Grosicki nie wytrzymał i dostał skurczów. Było tak, nie?

Albo ci, Portugalczycy, co Euro wygrali w 2016 – wszystkim po kolei w czapę dawali, nikt się nawet nie zbliżył do remisu.

Nie futbol, a zaklinanie rzeczywistości. To jest nasz sport narodowy. Z Francją 0:3 w czapkę. Szkoda, że nie trzeba już podawać przy rozpoczęciu ze środka do przodu. Bylibyśmy parę razy na ich połowie.

WOJCIECH KOWALCZYK

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

Najnowsze

Liga Narodów

A co jeśli w dywizji B też będą nas lać? Spadek nie gwarantuje Polsce sukcesów

Szymon Janczyk
15
A co jeśli w dywizji B też będą nas lać? Spadek nie gwarantuje Polsce sukcesów

Felietony i blogi

Komentarze

142 komentarzy

Loading...