Reklama

„Nie lubię siebie oglądać na tym filmiku”. Herve Renard, czyli chodzący szacunek

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

26 listopada 2022, 08:55 • 8 min czytania 7 komentarzy

Gdy Herve Renard dostaje na konferencji prasowej pytanie po francusku, najpierw rozbrajająco się uśmiecha, a później przeprasza. – Muszę odpowiadać po angielsku, żeby arabscy dziennikarze mnie rozumieli – tłumaczy się. Na pytanie o polską drużynę nie chce odpowiadać. Woli skupiać się na swojej. Pytanie o Czesława Michniewicza również kwituje dyplomatycznym hasłem. I również woli skupiać się na sobie.

„Nie lubię siebie oglądać na tym filmiku”. Herve Renard, czyli chodzący szacunek

Skrupulatnie waży słowa, jakby nie chciał powiedzieć czegokolwiek, co może zostać źle odebrane. I raz po raz – czy to po wypowiedzianych przez siebie frazach, czy po pytaniach od dziennikarzy – uśmiecha się od ucha do ucha. Siedząc na sali z jednej strony wiem, że selekcjoner Arabii Saudyjskiej prawdopodobnie nie powie nic, co zapisze się w historii futbolu. Zdarza mu się wręcz operować banałami wyjętymi żywcem z podręczników coachingowych, lecz w jego ustach nawet taki slogan jak „w życiu najważniejsza jest wiara” nie brzmi wcale karykaturalnie. Z drugiej strony słucham go przez cały czas z pełną uwagą. Dokładnie tak samo, jak jego piłkarze, gdy przemawiał do nich w przerwie meczu z Argentyną. Nagranie opublikowane przez arabską federację stało się wiralem. Wtedy Renard też nie głosił wielkich haseł. Ale robił to w taki sposób, że każdy z zawodników mógłby wskoczyć za nim w ogień, gdyby tylko wskazał taki kierunek.

To się chyba nazywa charyzma, prawda?

Reklama

Trudna sztuka zejścia na ziemię. Jak Arabia Saudyjska szykuje się na Polskę?

– Zawsze mówię departamentowi komunikacji, by nie umieszczał w sieci filmików z taktyką czy strategią na stałe fragmenty gry. Wybrał więc akurat ten moment. Tym razem moje przemówienie zdało egzamin, ale czasami powie się to samo i egzaminu nie zda. Miałem farta z tym nagraniem, ale jak walczysz z najlepszymi zawodnikami świata jak Messi, Martinez, di Maria i jutro Lewandowski czy Zieliński, to zawsze czujemy większą motywację. Jestem trenerem, muszę wpływać na zawodników. Świetnie mnie znają. Jeśli coś mi się nie podoba, muszę to powiedzieć. Czasami jestem ostry, czasami miękki, czasami żartuję, czasami się uśmiecham. Na tym nagraniu cały czas krzyczę. Wydzieram się. Nie lubię oglądać siebie na tym filmiku. Za zwycięstwem z Argentyną stoi cały sztab: lekarz, kucharz, komunikacja, inni trenerzy. Oni wszyscy świetnie wykonali swoje zadanie i to ich zasługa. A nagranie? To tylko jedna minuta – opowiada Renard o filmiku, którym zachwycają się kibice z całego świata.

Za sukcesem stoi kucharz.

Inni trenerzy.

Lekarz.

Dział komunikacji.

Reklama

Facet, który przerwał właśnie serię 36. meczów bez porażki Argentyny, prowadząc zespół stworzony wyłącznie z reprezentantów saudyjskiej ligi, stając się przy tym bohaterem internetu, nie zapomina w takich momentach o postaciach z drugiego czy trzeciego planu. Jednocześnie deprecjonuje swoje sposoby motywacyjne, którymi zachwyca się świat. Zaangażowanie? Gdy gra się z najlepszymi, jak Messi czy inni, samo przychodzi. I samo przyjdzie naprzeciwko Lewandowskiego czy Zielińskiego.

– Nigdy nie wiadomo, czasami takie przemówienie zadziała, czasami nie i tylko się wtedy frustrujemy. Zawsze staramy się jakoś przeorganizować drużynę, coś powiedzieć, wrócić do gry po przerwie – dodaje.

ZACZYNAŁEM W PIĄTEJ LIDZE. NIE SĄDZIŁEM, ŻE POJADĘ NA MUNDIAL. NASZ WYWIAD Z HERVE RENARDEM!

W zasadzie powiedział piłkarzom to, co mówi się zawsze, a czy to zadziała jest loterią. Zachwyt i obnoszenie się to dla niego obce pojęcia. Nastroje po spektakularnym zwycięstwie z Argentyną? – Wciąż jesteśmy najniżej sklasyfikowaną drużyną w rankingu FIFA w grupie. Plan na mecz z Polską? Nie ulegnie zmianie, bo do każdego rywala przygotowuje się tak samo, prezentując piłkarzom trzy sesje wideo z analizą. – Czy to Argentyna, czy wcześniej Wietnam, Japonia, Oman, Australia – wylicza przeciwników z ostatnich miesięcy, dbając o to, by nikogo nie pominąć. – Szanujemy każdego, bo każdy ma swoje mocne i słabe strony – dodaje. Choć tak po prawdzie nie musi tego dodawać. Szacunek wylewa się z każdego jego słowa. To dlatego traktuje mundial jak okazję, by pokazać rozwój arabskiej piłki, podkreślając jednocześnie, że do najlepszych w Europie czy Ameryce Południowej jego drużynie jeszcze bardzo dużo brakuje.

Wspominając wtorkowy mecz, ktoś mógłby polemizować.

O tym, co wydarzyło się w obozie Arabii Saudyjskiej po tym sensacyjnym wydarzeniu, można opowiedzieć na sto pięknych, inspirujących czy barwnych sposobów. Renard opowiedział o tym, że dwie godziny po powrocie na bazę po prostu zrobił trening wyrównawczy dla tych, którzy nie zagrali. Nie tracił głowy nawet, gdy dziennikarze go podpuszczali, jak choćby pytaniem o Rolls Royce’y, którymi mieli rzekomo zostać obdarzeni arabscy piłkarze po premierowym meczu. – To nieprawda – szybko ucina temat. – Walczymy dla kraju i to dla nas największe wyróżnienie. To nie czas, by dawać nagrody. Wygraliśmy dopiero jeden mecz – uspokaja, dodając, że arabską piłką rządzą poważni ludzie, którzy nigdy by na to nie pozwolili.

To może jak już wygracie cały turniej? – dziennikarz brnie w absurdalnym kierunku.

– Póki co myślimy tylko o jednym meczu – ucina selekcjoner.

Mateusz Łajczak, polski trener w Arabii Saudyjskiej, o życiu i piłce na Bliskim Wschodzie [WYWIAD]

Nie zamierzał w żaden sposób komentować tego, co się dzieje w polskiej reprezentacji, a jednocześnie chętnie i serdecznie odpowiedział na pytanie o nadchodzący mecz Tunezji z Francją, zaznaczając ku uciesze afrykańskiego dziennikarza, że „arabskie kraje muszą trzymać się razem”, co w ustach Francuza ma jeszcze większą wymowę. Podobnie jak słowa o jego matce, mającej polskie korzenie, która zasiądzie dzisiaj na trybunach Education City Stadium i będzie trzymać kciuki za Arabię. – Ja też będę jutro Saudyjczykiem – uśmiecha się po raz pięćdziesiąty podczas tej konferencji prasowej.

Gdy jeden z arabskich dziennikarzy pyta wprost o Czesława Michniewicza, którego krytykuje się za defensywny styl oraz marnowanie potencjału Roberta Lewandowskiego, oddcina się od jakiejkolwiek dyskusji: – Mam dużo pracy przy swojej drużynie. Poza tym nie wiem, czy trener z 51. miejsca w rankingu FIFA może dawać wskazówki trenerowi polskiej reprezentacji. To bardzo trudna robota. Łatwo jest udzielać rad w mediach. Skupiam się na sobie i swoim zespole.

ALKOHOL I MUNDIAL – CAŁA PRAWDA. KATARSKI TURYSTA, VLOG Z MISTRZOSTW ŚWIATA!

Dziękuję, że mogę o nim powiedzieć – zaczyna Renard, gdy dostaje pytanie Yassera Al-Shahraniego, który doznał okropnego urazu twarzy po zderzeniu z własnym bramkarzem. Gdy wspomina, jak piłkarz wrócił do ojczyzny samolotem ewakuacyjnym wysłanym na prośbę samego króla Arabii Saudyjskiej, wręcz łamie mu się głos – To ktoś bardzo ważny dla nas. Brakuje nam go. Myślimy o nim. Walczymy dla niego – powtarza Renard wyraźnie wzruszony. Choć cała drużyna przeżywa tę kontuzję, absencja lewego obrońcy to dla nas, Polaków, dobra informacja. Tak samo jak wypadnięcie kapitana, Salmana Al-Faraja, któremu „będzie ciężko jeszcze zagrać w tych mistrzostwach”.

Z konferencji prasowej francuskiego trenera przebija się jedno: ogromny szacunek.

Szacunek, którym obdarza on każdego wokół. 

Szacunek wobec trenera, z którym się zmierzy. Wobec najlepszych piłkarzy z drużyny rywala. Wobec zawodnika, który doznał urazu. Wobec tunezyjskiego dziennikarza. Wobec drużyn, z którymi mierzył się w poprzednich miesiącach. Wobec kucharza, sztabu, lekarza, działu komunikacji i innych pracowników saudyjskiej federacji. Wobec rankingu FIFA. Wobec arabskich dziennikarzy. A także wobec „piszących komentarze”, bo gdy zaczął mówić o krytykach jego zespołu, szybko ugryzł się w język przykładając palec do ust.

– Musimy pozostać cicho i po prostu grać.

I w ten sposób płynnie przechodzimy do konferencji prasowej polskiej reprezentacji. Czesław Michniewicz również uznał, że trzeba wyciszyć pewne tematy i po prostu grać. – Nie będziemy odpowiadać – próbuje uciąć temat Jakub Kwiatkowski, proszący wcześniej jedynie o poruszanie kwestii dotyczących meczu, gdy z sali pada pytanie o zarzuty selekcjonera wobec mediów. – Ja odpowiem – Michniewicz bierze jednak pytanie na siebie.

– Odbyła się rozmowa po meczu. Rozmawialiśmy w luźnej atmosferze. Pożartowaliśmy. Okazuje się, że nie warto żartować, bo potem z tych żartów powstają problemy. Więcej z wami nie będę żartował. Jeśli chodzi o moją osobę, nic złego się nie stało. Drużyna też tego źle nie odbiera. Niepotrzebnie tworzycie inną rzeczywistość niż ta, która miała miejsce na treningu. Nic złego się nie stało, rozstawaliśmy się w bardzo sympatycznej atmosferze, wszyscy się uśmiechali, było wesoło, a nagle zrobił się z tego problem. Zupełnie niepotrzebnie. Jeszcze raz podkreślę – mamy świetną atmosferę wewnątrz zespołu. Budujemy ją sami i to jest dla nas najważniejsze. Ale też ważne, by atmosfera reprezentacji na zewnątrz, którą budują dziennikarze, była pozytywna. Nie mamy żadnego wpływu na to, co napiszecie. Nie prosimy was o pozytywne artykuły. Oceniajcie rzeczywistość ze swojej perspektywy, taka wasza rola. My z tym nie dyskutujemy. Ale jeśli rozmawiamy sobie w luźnej formie, żartujemy, to nie róbcie z tego problemu. Oficjalne rozmowy są teraz tutaj. Czasami z wami rozmawiam prywatnie, znamy się od dłuższego czasu, spotykaliśmy się w różnych sytuacjach, czasami sobie pozwalam na jakiś żart. Nie wszystkich was znam tak długo, ktoś to może inaczej odebrać. Teraz żarty się skończyły, będziemy rozmawiać oficjalnie. Co nie oznacza, że mam zamiar was pouczać. Każdy ma swoją rolę do wykonania i w tę stronę idziemy. Tam, gdzie jest problem, piszcie o tym, taka wasza rola. A tam, gdzie nie ma problemu, to nie róbcie problemu, taka prośba z mojej strony.

Dyskusja wokół selekcjonera – co powiedział, a czego nie powiedział, co miał na myśli, a czego nie miał na myśli – zaczynała już przybierać absurdalne kształty. Na oficjalnym przedmeczowym spotkaniu z mediami było czuć, że przesilenie jest już za nami. I obyśmy już tylko dyskutowali o piłce, najlepiej w takich nastrojach jak Artur Jędrzejczyk, któremu jeden z dziennikarzy, zadając pytanie, powiedział, że nie takich zawodników już zatrzymywał, bo przecież radził sobie z piłkarzami Realu Madryt w Lidze Mistrzów.

– Szkoda tylko, że nie zagrałem w tym meczu – odpowiedział legionista, po czym poskładał się ze śmiechu.

I obyśmy dziś również mieli takie sytuacje, jak rezerwowy obrońca na konferencji prasowej – do pustej bramki.

KORESPONDENCJA Z KATARU: 

Fot. FotoPyK / Jakub Białek

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...