Stopa bezrobocia w Hiszpanii wynosi – 12,7%, we Włoszech – 7,9%, w Urugwaju – 7,8%, w Portugalii – 5,8%, w Polsce – 5,1%, w Wielkiej Brytanii – 3.6%. Na świecie żyje 215 milionów niezatrudnionych. To komicznie szalone, że akurat Cristiano Ronaldo mógłby być ich głosem na katarskim mundialu. Jako jedyny spośród ponad ośmiuset zawodników paraduje na tych mistrzostwach świata ze statusem „bez klubu”. Jest to jakiś znak czasów.

Po prawdzie żaden z niego bezrobotny. Głupotą byłoby zestawianie go ze wszystkimi niepracującymi tej planety, gdy z raportu World Inequality Report 2022 na temat światowych nierówności dochodowych i majątkowych wynika, że połowa siedmiomiliardowej społeczności świata nie ma praktycznie nic, a 1% najbogatszych posiada 38% procent globalnego bogactwa.
W 2020 roku Cristiano Ronaldo został pierwszym piłkarzem, który zarobił miliard dolarów. Za samo kopanie piłki jeszcze niedawno dostawał 600 tysięcy euro tygodniowo. Ale to nic wobec siły marki, którą już wcześniej zbudował, i spieniężył, na prawie nieskazitelnym wizerunku obsesyjnego profesjonalisty i jednego z najwybitniejszych atletów w historii sportu. Do końca życia monstrualną kasę przynosić będą mu sygnowane własnym nazwiskiem hotele, ubrania, perfumy, siłownie, restauracje, kliniki przeszczepów włosów, a całymi plikami zielonych obsypywać będą go kolejne marki – od KFC i McDonald’s, przez TAG Heuer, Clear Haircare, Herbalife i Shopee, po Nike i Coca-Colę – które klękały, klękają i będą klękać przed jego majestatem, nawet gdy nawołuje do zastąpienia fast foodów piciem wody i wylatuje z Manchesteru United w aurze skandalu.
Cristiano Ronaldo, choć w futbolowym mikro-światku należy do grupy piłkarzy chwilowo bezrobotnych, zalicza się do górnego procenta najbogatszych i najbardziej zajebistych. I sam ma tego świadomość. Nieprzypadkowo tak mocno identyfikuje się z przekazem swojej ukochanej książki z ostatnich miesięcy – „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”, autorstwa poczytnego, popularnego i kontrowersyjnego psychologa klinicznego Jordana Petersona, który już w pierwszym rozdziale swojego dzieła dzieli ludzi na „przegrywów” i „wygrywów” za pośrednictwem zgrabnego opisu zasad panujących w ekosystemie homarów.
„To, czy dany homar jest pewny siebie czy przestraszony, zależy od stosunku dwóch substancji chemicznych, które regulują komunikację między jego neuronami: serotoniny i oktopaminy. Wygrywanie powoduje wzrost stosunku tej pierwszej do tej drugiej. Homar z wysokim poziomem serotoniny i niskim oktopaminy jest zuchwałym, dumnym typem skorupiaka, który raczej nie zlęknie się pojedynku. A to dlatego, że serotonina pomaga regulować postawę.
W świecie homarów zwycięzca bierze wszystko, podobnie jak w społeczeństwach ludzkich, gdzie najbogatszy jeden procent posiada tyle łupów, co dolne 50 procent i gdzie 85 najbogatszych ludzi ma tyle pieniędzy, co najbiedniejsze 3,5 miliarda. Ta sama brutalna reguła nierównej dystrybucji obowiązuje poza domeną finansów – wszędzie tam, gdzie rezultaty zależą od kreatywności i produktywności”.
Ronaldo obejrzał jeden z wielu intelektualnie-motywacyjnych filmików Petersona. Przeczytał „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”. Zaprosił go do domu. Pokazał mu swój ćwiczeniowy sprzęt. Rozmawiali dwie godziny o biznesie i planach na przyszłość. Cyknęli sobie uroczą fotkę. Po wszystkim Kanadyjczyk powiedział, że Portugalczykowi na co dzień brakuje kogoś w rodzaju trenera pobudzającego umysł i przywracającego wiarę w samego siebie.
Spotkanie zbiegło się bowiem z najgorszym momentem w dorosłym życiu Cristiano Ronaldo. Stracił malutkiego Angelo. Popadł w depresję. Wylądował na ławce Manchesteru United. Nie mógł sobie z tym poradzić. Zachowywał się jak primadonna. Spadła na niego lawina krytyki. Instytut Alana Turinga przeprowadził badanie, z którego wynikało, że jest najbardziej hejtowanym piłkarzem Premier League. Coraz częściej przebąkiwało się, że nie potrzebuje go też napakowana młodymi gwiazdami i fenomenalnym talentem reprezentacja Portugalii.
Idol miliardów brzydko się starzał. Tak brzydko, że nie mógł się z tym pogodzić. I trudno mu się było dziwić, skoro choć futbol nazywany jest pochwałą młodości, to żyjemy w czasach tak rozwiniętej medycyny sportowej, tak restrykcyjnych diet, tak magicznych sposobów regeneracji i tak szalonego profesjonalizmu, że Złotej Piłki nie zdobył jeszcze żaden przedstawiciel pokolenia lat dziewięćdziesiątych ani żaden gagatek zrodzony w trwającym wieku, a przecież teoretycznie kandydatów nie brakowało i nie brakuje.
W ostatnich czterech latach na szczyt wdrapywali się Robert Lewandowski (1988), Karim Benzema (1987) czy Luka Modrić (1985), Leo Messi (1987) potrafił wrócić na mistrzowski poziom po jednym nieudanym sezonie w PSG, a gdzieś w międzyczasie Cristiano Ronaldo wylądował w miejscu, w którym walił się gmach jego piłkarskiej wielkości. Stał się niepożyteczny w zaskakująco wielu systemach i niepotrzebny w zaskakująco wielu klubach. Nie rozumiał tego. Przecież na swój sukces pracował ciężej i dłużej niż ci, którzy pracowali najciężej i najdłużej. I wtedy znów z pomocą przyszło „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”.
„Nic nie jest wieczne. Co działało wczoraj, nie musi nadal działać dziś. Odziedziczyliśmy po naszych przodkach wspaniałą maszynerię instytucji kulturowych i społecznych, która sama w sobie jest jednak martwa, a tym samym – niezdolna do reagowania na zachodzące zmiany. Tylko żywi potrafią reagować. My możemy otworzyć oczy i zmodyfikować to, co konieczne, a jednocześnie wykonalne – i w ten sposób utrzymać cały system na chodzie. Możemy też jednak udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, ignorować ewidentne usterki, a potem przeklinać los, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Nic nie jest wieczne: oto jedno z największych odkryć ludzkości. Co więcej, przez ślepotę, bezczynność i zakłamanie sami dodatkowo przyspieszamy naturalny proces niszczenia. Bez stałego doglądu, opieki i dbałości kultura ulega rozkładowi i umiera, a zło zwycięża”.
Cristiano Ronaldo zaczął mówić. Bo – jak wyczytujemy z jego słów – wcześniej przemawiał za rzadko. To zresztą podobna diagnoza, jak w przypadku jego wieloletniego rywala Leo Messiego, który swojego emocjonalnego coming outu dokonał w wywiadzie dla La Sexty z grudnia 2020. Argentyński geniusz ubolewał wtedy, że jest absolutnie uzależniony od woli fanów, których sam stworzył, że boi się ich reakcji, że przez ich wzgląd nie jest w stanie określić swoich sympatii i poglądów politycznych, zawsze kryguje się w opiniach na temat ludzi związanych z własnymi klubami i ogranicza swoje aktywności społeczne do minimum.
Nazywał swoje życie nudnym.
Obaj żyją na samym szczycie drabiny społecznej. Przez lata całą opowieść o samych sobie kreowali na murawie. I taki stan rzeczy zaczął uwierać najpierw jednego, a następnie drugiego z bohaterów najwybitniejszej rywalizacji w dziejach futbol. CR7 dał temu wyraz w słynnej już rozmowie z Piersem Morganem, któremu wyżalił się, że „piłka nożna stała się bezdusznym biznesem”, w którym nie ma już świętości i z każdym rokiem ubywa ludzi wartych uwagi. Powiedział o sobie i swoim otoczeniu więcej niż kiedykolwiek wcześniej. – Krytykują mnie, kiedy nic nie mówię. Krytykują mnie, kiedy zacząłem mówić. Ba, kiedy zacząłem mówić, przybyło mi krytyków – mówił.
Nie ma przypadku w tym, kogo Ronaldo poprosił o pomoc w trudnym momencie i kogo ten sam Ronaldo uczynił głosem swojego buntu. Tak jak przed wygłaszaniem przemyśleń nie dyga Jordan Peterson, idol internetowej prawicy i piewca konserwatywnej wizji społeczeństwa, młot na feministyczne i lewicowe światopoglądy, tak najmniejszego problemu z ciętym jęzorem nie ma Piers Morgan, któremu można zarzucić pretensjonalność i bufonowatość, ale nie bezbarwność i nijakość. Portugalczyk, który całe życie – mimo grymasów, chimer, kaprysów, minek, skrzywień, dąsów, tej całej ekstrawagancji, tego całego narcyzmu i łatki niewybrednego pyszałka – pozostawał dosyć poprawny i spójny w swoim wizerunku najlepszego z najlepszych, nagle zwalił się z tronu i musiał dostosować się do czasów, które lubią paplaninę i dymy, a kościoły i ołtarze stawiają i burzą niemal kompulsywnie i w prędkości mgnienia oka.
Jest w dziwnym momencie życia i kariery. Ta jego bezrobotność pośród piłkarzy ze wszystkich najlepszych lig i klubów świata jest tego najlepszym symbolem. Nie jest to bezrobotność tragiczna i dojmująca, jak pewnie miałoby to miejsce w przypadku jakiejś gwiazdy z minionego wieku, bo Ronaldo pewnie tuż po mundialu przytuli bajeczne pieniądze w równie bajecznym miejscu, ale jest to niewątpliwie jakiś znak nowej ery.
Mówi, że chce grać do czterdziestego roku życia. I, że skończy karierę reprezentacyjną, jeśli Portugalia zdobędzie złoto w Katarze. Kiedy wykorzystał karnego i zrobił swój wyskok z charakterystycznym „siuuu” w meczu z Ghaną, został pierwszym człowiekiem, który strzelił gola na pięciu mistrzostwach świata – 2006, 2010, 2014, 2018 i 2022. Ale zrobił za mało, żeby ktokolwiek uznał go za głównego architekta zwycięstwa Portugalczyków w meczu otwarcia na katarskim mundialu. A on – chyba jak nikt inny w tym środowisku – szaleje na punkcie bycia w centrum uwagi.
Bohaterem, i to od początku do końca, mógł zostać z Urugwajem. Obrazki sprzed złocistego Lusail Stadium – kibice ze wszystkich szerokości geograficznych robią „siuuu”. Obrazki z tunelu złocistego Lusail Stadium – zwykłe zbicie piątki z idolem rozradowało oblicze jakiegoś chłopca i całej gromadki blisko stojących dzieci, jakby właśnie na ich oczach zdarzył się cud. Obrazki z trybun złocistego Lusail Stadium – gdy tylko ten jeden portugalski piłkarz przyjmował piłkę, wznosiła się pęczniejąca wrzawa. Obrazki z murawy złocistego Lusail Stadium – Ronaldo skacze wyżej niż inni, jest bliski pięknej asysty klatką piersiową, a na sam koniec wykorzystuje dośrodkowanie Bruno Fernandesa i przypieczętowuje awans Portugalii do 1/8 fazy pucharowej mistrzostw świata…
Jest żywotny i jest sobą, do tego takim jakim lubi być – zmanierowanym, melodramatycznym, afektowanym, przesadnym i emfatycznym, ale i skutecznym na boisku, a nie tylko zmanierowanym, melodramatycznym, afektowanym, przesadnym i emfatycznym w oczach tych, którzy go nie lubią i już nie polubią, chociaż niedawno zaczął do nich przemawiać. Jego trybuną jest boisko. Takie przeznaczenie. Nie poradzisz. Cieszy się z tej bramki. Krzyczy coś głośno. Pręży muskuły. Wznosi oczy do nieba…
I wtedy okazuje się, że to jednak gol Bruno Fernandesa.
Że Ronaldo nie dotknął tej piłki.
Znów: to signum temporis.
Czytaj więcej o mistrzostwach świata:
- Mundial w Katarze idealnym podsumowaniem „złotego” pokolenia Belgów?
- Białek z Kataru: Kawaii po zwycięstwie, kawaii po porażce
- Wojtek, to była twoja chwila prawdy
- Gol nagrodą za poświęcenie. Jak Piotr Zieliński zagrał z Arabią Saudyjską?
Fot. Newspix
Ronaldo? A gdzie Krzysztof Kononowicz znany na cały świat?
Taki fajny tekst, ciekawy i dobrze napisany, a tak do dupy zakończony. Szkoda.
bardzo fajny tekst, dobrze sie czyta mazurka na mundialu
Jordan Peterson nie jest żadnym młotem na lewaków i feministki. One kompromitują się same.
Jak tu są zacytowae fragenty z jego ksiazek i ludzie sie ty podniecaają to straszne gówno XD Nie wiedziałęm, że on coś takiego w sensie taki wysryw złotych myśli tworzy.
Dokładnie!
Peterson XD Tu naprawdę nie chodzi o to czy ktoś jest z lewa czy prawa, wystarczy po prostu świadomie przeczytać jego wysrywy, by zrozumieć że chłop pierdzieli takie kocopoły w co drugiej wypowiedzi że to głowa mała. Populistą jednak jest świetnym i pewnie stąd ta popularność
Kryśka najchętniej zostałby ojcem wszystkich goli, nawet tych – z meczów, w których nie grał. Taka wada nabyta. Nie umie być z boku.
To jest tzw ambicja, coś za co w Polsce się obrywa
Peterson – człowiek znany z hasełek które nie wnoszą nic konkretnego, mistrz ubierania w słowa bezsensownych myśli. Wystarczy spojrzeć na jego biografię by zobaczyć że on sam w trudnych chwilach postępuje odwrotnie niż zwykle mówi i szybko się załamuje psychicznie. Alkohol czy narkotyki nie są mu obce.
Kawał chuja i oszusta, taka to marka.
jako student psychologii SWPS chciałbym zabrać głos – z Jordana Petersona i jego hasełek robi się żarty. Nie wolno pod żadnym pozorem brać tego populisty na poważnie.
Ronaldo dobrze o tym wie i ma bardzo dobrego psychologa i terapeute.
Jak tak można? Że Ronaldo bogaty i śmie narzekać na świat. A Messi nie lepszy.
Że Peterson dzieli świat na „wygrywów” i „przegrywów” zamiast na ofiary kapitalizmu i tych uprzywilejowanych (zresztą, homarowy cytat został tu intencjonalnie źle zrozumiany. Przegryw i wygryw są bowiem pojęciami wartościującymi, podczas gdy Peterson nie wartościuje).
Przez autora przemawia zawiść, jeden z najgorszych raków na ludzkim umyśle.
„połowa siedmiomiliardowej społeczności” mazurek kurwa ogarnij się, mamy 2022, prawie 2023, od miesiąca trąbią, że już jest 8 mld.
napięły się jego wszystkie mięśnie w łydkach i jakże starannie ćwiczonych udach, wybił się w powietrze niczym bracia tachibana, winda zabrała go na wysokość drugiego piętra w przedwojennej kamienicy
uwiesiwszy się podniebnej chmurki wywołanej racami pobliskich hoolsów legii (wszak portugalia przybrała na spodenkach jej barwy) zmarszczył lewą brew
na pierwszy rzut oka wyglądało to, jakby puszczał piłce oczko
na drugi w sumie też
nic bardziej mylnego, to ze zmęczenia połączonego z zakłuciem w lewym łokciu (temu nie w prawym, bo ostatnio ćwiczył z nieznajomą)
odchylił się w locie i z całej siły naprężył skurczając mięśnie swojego kaloryfera ośmiorzędowego na ogolonym brzuchu
pragnął czołem swym nieskazitelnym trącić, choćby lekko, zmierzającą ku niemu piłkę
być może wówczas, co bardzo prawdopodobne, nabiłby bramkarza
ale nie zważał na to, gdyż piłka mijała już jego skroń
ze 2 cm od linii nienagannie ułożonych wyrastających z tejże skroni nieskażonej myślą szlachetną włosów
‘a może chociaż żelem dotknę, musnę, pogłaszczę ją w tej sławetnej chwili’ – pomyślał
także i to mu się nie powiodło… znaczy nie samo pomyślenie, choć zdarzają się wciąż na świecie tacy, którzy i w to wątpią
splunął więc ze złości przed siebie
nawet dobrze odcharknąć nie zdołał, nie miał czasu, jak również nie przemyślał, że mógłby np w ten sposób splunąć bramkarzowi urugwajskiemu w twarz, co z pewnością zaskoczyłoby go, jak również utrudniłoby prawidłową reakcję
choć pewnie wówczas świat by poVARiował i nic by z tego dobrego nie wynikło
ale stało się, nie miał czasu odcharknąć, wżdy nie uczynił tego
splunął czym miał, a nie miał wiele, bo batonik z gaci zjadł podczas poprzedniego spotkania, zatem ślina jego była raczej rzadka, rozwodniona, wręcz nie było w niej ani krzty treści, również żołądkowej
ta marna kropla ni to śliny, ni to wody trafiła pechowo we wciąż mijającą go, o 1 cm od nażelowanego kosmyka na czole, niczym rogu jednorożca, piłkę
flegma ta była na tyle rzadka, że nawet nie miała w sobie odrobiny kleiwa, dzięki czemu nie mogła pozostać na piłce, a że pogoda była.. było porno i duszno, toteż kropelka owa odbiła się od piłki (tak proszę państwa, dobrze, że państwo tego nie widzieli) i wpadła komuś w oko
niechybnie to ona oślepiła urugwajskiego bramkarza, co sparaliżowało go, w efekcie stanął mu jak wryty i przepuścił piłkę do bramki samemu wpadając w ramiona strzelca
urugwajski bramkarz do dziś przeciera oczy wyjmując przy okazji drugą z sieci po karnym
Ciekawy tekst.
Co do Ronaldo, może traci swoim zachowaniem, humorkami, ciętymi wypowiedziami, ale… jest sobą, nie udaje kogoś kim nie jest.
Nigdy go nie darzyłem specjalną estymą, ale ciężko nie zapałać odrobiną sympatii do jego osoby, bo nawet jeśli brzydko mówiąc „odwala”, to robi to, bo takim jest -pełnokrwistym człowiekiem, a nie kolejnym NPC-tem bez własnego zdania.
Może w tej zupie skandali i kontrowersji nowoczesnej piłki warto choć po cichu w umyśle docenić kogoś, kto jeszcze jest „jakiś”.
tylko tak naprawdę to JAKI ? autentyczny? śmieszny? głupi? zmanierowany? mądry? normalny? te surogatki i dzieciaki z próbówki.. kasa tak wielka, że zmienia postrzeganie świata? i jego też.. co cie wtedy cieszy? ile mozna wydac pieniędzy i na co, żeby kiedys powiedzieć „mam już dość..”? .. a Pan Jordan to populista jak ktoś już napisał, i taki sam sprzedawca towaru jak sklepikarz, tylko że towar nazywa się „zajebistość plus”, trochę inteligencji wrodzonej, więcej wyuczonej i sam jesteś w stanie powiedzieć banały równie ładnie..
Przecież nie on strzelił, żel się nie liczy XD JeszcE bezczelnie się cieszył pajac
Wstęp, rozwinięcie i zakończenie… tego oczekuje czytając tekst.A tutaj urywa się myśl autora w połowie.
Ale wy mi Mazurek ostatnio imponujecie ta pisaniną.
Czuć ducha Leszka M. a to na prawdę nieliche wyróżnienie.
Tak trzymać Mazurek.
Czekam na więcej.