Tydzień. W piłce to wieczność. W poprzedni weekend Górnik Zabrze upokorzył Pogoń Szczecin na jej stadionie, wygrywając 4:1. Na deser Lukas Podolski zachwycił nie tylko polskich obserwatorów golem z ponad połowy boiska. Kolejkę wcześniej podopieczni Bartoscha Gaula rozbili będący na fali Widzew. Kibice klubu z Roosevelta mogli być zachwyceni. Wydawało się, że w tym roku ich nastroje już znacząco się nie pogorszą, a tymczasem…
A tymczasem po siedmiu dniach uleciał praktycznie cały entuzjazm wypracowany po tych dwóch wygranych. Górnik najpierw zbłaźnił się w Pucharze Polski z KKS-em Kalisz. Na drugoligowca wyszedł najsilniejszym składem, a mimo to ledwo doprowadził do dogrywki, by później polec w rzutach karnych. Dziś z kolei w Zabrzu zabawiła się Miedź Legnica, która wciąż zamyka tabelę.
Górnik Zabrze – Miedź Legnica 0:3. Nieudolność i w ofensywie, i w defensywie
Początek meczu jeszcze nie zapowiadał katastrofy. Górnik przeważał i często podchodził pod pole karne rywala. Już wtedy jednak rzucało się w oczy, ile miejsca ma Miedź przy kontrach i jak często któryś z zawodników śląskiej drużyny popełnia proste błędy w rozegraniu lub ustawieniu. Zdarzało się to nawet wyjadaczom typu Pacheco czy Bergstroem.
Górnik robił dużo szumu pod bramką Mateusza Abramowicza, ale jeżeli wytniemy akcje, po których odgwizdywano spalone, to w zasadzie pozostanie jedynie celny strzał głową Wojtuszka, świetna zmarnowana sytuacja Włodarczyka po fatalnym kiksie Caroliny (obronił nogami Abramowicz) i mocne uderzenie Podolskiego z osiemnastu metrów, z którym lekko na raty poradził sobie golkiper beniaminka. Trochę mało, choć i tak po dwóch kwadransach Górnik powinien prowadzić.
Goście z Legnicy zaczęli się rozkręcać. Paradoksalnie pomogła im kontuzja Angelo Henriqueza. Zmieniający go Olaf Kobacki jeszcze bardziej zdynamizował akcje swojego zespołu i efekty nadeszły nadspodziewanie szybko. Kobacki efektownie rozegrał akcję z Matynią, który odnalazł w polu karnym Narsingha. Holender na moment wyłączył układ nerwowy, jednym balansem ciała położył na ziemi Szcześniaka i Jensena, a potem trafił do siatki. Przypomniała nam się akcja Kamila Grosickiego sprzed lat w barwach Jagiellonii, gdy przy linii końcowej posłał na tyłki Radosława Sobolewskiego i Cezarego Wilka. Różnica polega na tym, że Narsingh na koniec dał konkret, z dośrodkowania Grosickiego nic wtedy nie wyniknęło.
Przy akcji na 0:1 jak dzieci we mgle biegali Szcześniak i Wojtuszek. Ten pierwszy ciągle może liczyć na grę kosztem Aleksandra Paluszka, a nam niezmiennie trudno to zrozumieć i nie chodzi już nawet o fakt, iż Paluszek daje coś ekstra przy stałych fragmentach w ofensywie. Inna sprawa, że doświadczeni koledzy także nie pomagali. Jensen był łatwo ogrywany i samemu potrafił dolać benzyny do ognia jakąś głupią stratą. Bergstroem starał się łatać te dziury, ale i on nie ustrzegł się poważnych błędów.
Mecz życia Huberta Matyni
Miedź tuż przed przerwą zadała drugi cios po bardzo sprytnie rozegranym rzucie rożnym. Szymon Matuszek wyjściowo ustawił się osamotniony przy dalszym słupku, jakby w ogóle nie interesował go udział w akcji. Potem nagle wbiegł w pole bramkowe, był zupełnie bez krycia i pewnie dostawił głowę po kolejnym dobrym dośrodkowaniu Matyni.
Były obrońca Pogoni Szczecin zaliczył chyba najlepszy występ w karierze. Raz pozwolił na strzał wbiegającemu Wojtuszkowi, później już pilnował się w defensywie. Z przodu szalał, a gdyby Matuszek w końcówce lepiej ułożył ciało po centrze z rzutu wolnego, Matynia skończyłby mecz z hat-trickiem asyst.
Wiadomo, z jakim nastawieniem Górnik zaczął drugą połowę. Szybko powinno się to zemścić, Narshing zmarnował znakomite prostopadłe podanie Obiety. Hmmm, Narsingh, który nie strzela na 3:0 i nie zamyka meczu? Gdzieś już to widzieliśmy.
Na szczęście dla fanów z Legnicy, nie doszło do powtórki z Warszawy. Miedź skutecznie się broniła, choć w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że cofnęła się aż za bardzo. Gdyby Podolski przymierzył jak należy po błysku Dadoka na skrzydle, być może jeszcze udałoby się odwrócić losy rywalizacji. Lewa noga, miejsce, czas, linia pola karnego – od kogoś takiego jak “Poldi” trzeba wymagać konkretu w tak dobrej sytuacji.
A tu nagle Miedź wyprowadziła kontrę, Kobacki wycofał do wbiegającego Chuki i można było gasić światło.
Beniaminek z Dolnego Śląska w dwóch ostatnich spotkaniach podwoił swój dorobek punktowy i złapał kontakt z resztą stawki. Strata do Korony Kielce to już raptem jedno “oczko”. Walka o utrzymanie zaczyna się od początku. Miedź rzutem na taśmę podała sobie tlen. Grzegorz Mokry i jego piłkarze na pewno żałują, że ta runda już się kończy.
Górnik jeszcze może sobie poprawić humory zaległym meczem z Lechią Gdańsk.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Uśmiech do trójek. Jak Cracovia nie została rewelacją jesieni
- Widzew przyklepał tytuł rewelacji jesieni
Fot. Newspix