Do skandalu doszło w trakcie serii rzutów karnych w meczu Pucharu Polski pomiędzy Sandecją Nowy Sącz a Śląskiem Wrocław. Gospodarze zeszli z boiska po tym, jak kibole z Dolnego Śląska obrażali czarnoskórego Maissę Falla.
Sandecja w ostatniej sekundzie dogrywki doprowadziła do remisu 2:2 i o tym, kto awansuje miała decydować seria jedenastek. Lepiej zaczął je bezbłędnie strzelający WKS. W zespole pierwszoligowca dwukrotnie spudłował Kosakiewicz (w pierwszym przypadku Leszczyński za wcześnie opuścił linię bramkową), a potem spudłował Maissa Fall.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Karne strzelano na bramkę, za którą znajdowali się kibice Śląska. Zaraz po strzale pomocnik „Sączersów” zszedł z boiska, odprowadzany przez kolegów. Piłkarze Sandecji momentalnie podbiegli do sędziego, tłumacząc mu, że coś jest nie tak.
– Już przed strzałem Fall pokazywał sędziemu, że jest obrażany. Osoby na sektorze Śląska Wrocław naśladowały małpy i kierowały w jego stronę rasistowskie okrzyki – mówi nam osoba obecna na meczu. Kolejny świadek wydarzeń dodaje, że z trybun w stronę gospodarzy leciały monety, a Fall rozpłakał się po całym zdarzeniu. Sandecja poinformowała, że nie zamierza wracać na boisko.
Nasz zespół nie kontynuuje serii rzutów karnych po niestosownym zachowaniu w kierunku Elhadji Maissa Falla.
— Sandecja Nowy Sącz (@SandecjaNS) November 9, 2022
Niedługo potem sędzia Sebastian Jarzębak zdecydował się zakończyć spotkanie.
W pomeczowym wywiadzie sytuację w absurdalny sposób skomentował bramkarz Śląska Wrocław, Rafał Leszczyński. – Przykra sprawa, ale nie mieliśmy na to wpływu. Na niektórych stadionach 60 tysięcy ludzi krzyczy i deprymuje zawodników i nic się nie dzieje.
Inną postawę zaprezentował za to jego kolega z zespołu, John Yeboah. – Maissa była cały zapłakany, płakał bardzo długo. Yeboah przyszedł do nas do szatni i go wyściskał, przytulił. Super zachowanie – mówi nam jeden z zawodników Sandecji. Piłkarze i trener nowosądeckiej drużyny podkreślają też, że tłumaczyli sędziemu Jarzębakowi, żeby rzuty karne wykonywać na drugą bramkę — tę, za którą nie siedzieli kibice. Ich sugestie nie zostały jednak wysłuchane.
*
Dwa akapity o samym spotkaniu, choć to ma teraz marginalne znaczenie…
Może nie był to mecz, który stał na najwyższym poziomie przez 120 minut, ale były momenty, na które warto było czekać. Gol Yeboaha, gdzie zabawił się z obrońcami Sandecji jak z tyczkami, a asystę piętą zagrał mu… zapomniany Michał Rzuchowski. Sandecja doprowadziła do wyrównania również po pięknej akcji. Piętką zgrał Fall do Toporkiewicza, a po jego strzale piłka odbiła się od słupka, a do pustaka dobił Kosakiewicz.
W dogrywce Śląsk wyszedł na prowadzenie na kilka minut przed końcem za sprawą Quintany. To był jego pierwszy gol w tym sezonie. Z rzutu karnego. Ręką w polu karnym zagrał Jacek Szufryn. Gdy wydawało się, że Śląsk już awansował do ćwierćfinału, wtedy pokazał się… Dennis Jastrzembski, który nieudolnie podawał głową do swojego bramkarza w ostatniej minucie doliczonego czasu dogrywki. Wykorzystał to Kosakiewicz i doszło do rzutów karnych, których – przez bydło z trybun – nie dokończono.
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- Ekstraklasa znów w Bydgoszczy. Reportaż z Zawiszy
- Trener Lechii Zielona Góra: Trenujemy po pracy
- O Cichej znów ma być głośno. Ruch Chorzów zawraca z piekła
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix