Reklama

Dawid Kubacki wygrał inaugurację Pucharu Świata w Wiśle!

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

05 listopada 2022, 19:09 • 9 min czytania 12 komentarzy

Król lata. Władca zieleni. Mistrz igelitu. Dawid Kubacki przez lata pokazywał, że jest jednym z najlepszych skoczków na świecie, lecz w jego geniuszu tkwił jeden szkopuł. Swojej świetnej dyspozycji nie przekładał na cały sezon zimowy. Stąd można było nieco żartować, że jeżeli ktoś ma skorzystać na skakaniu w zimowym Pucharze Świata na skoczni wyłożonej igelitem (coś takiego zdarzyło się pierwszy raz w historii!), to właśnie Dawid. Zwłaszcza, że od początku weekendu w Wiśle udowadniał, że dalej jest w świetnej formie – trzeba było ją tylko przełożyć na zawody.

Dziś Kubacki nie miał łatwego zadania. Zwłaszcza w drugiej serii, kiedy rywale – Halvor Egner Granerud i Stefan Kraft – zawiesili mu wysoko poprzeczkę, skacząc po 133,5 metra. Ale Dawid wytrzymał presję i podobnie jak w pierwszej, tak i w drugiej serii oddał najlepiej punktowany skok. Potwierdził, że początek sezon należy do niego. Aż nie możemy się doczekać jutrzejszego konkursu, w którym Dawid może zaserwować reszcie stawki powtórkę z rozrywki!

Po południu kibice zgromadzeni pod skocznią nieustanne spoglądali w górę. Niestety, ich wzrok nie skupiał się na obserwowaniu zmagań kolejnych zawodników. Fajni obserwowali chmury, a dokładniej padający z nich deszcz, który mógł doprowadzić do sparaliżowania całych zawodów. Takie to ryzyko przeprowadzenia konkursu zimowego Pucharu Świata w niecodziennych warunkach. Czyli na początku listopada, kiedy temperatury w Polsce przekraczają dziesięć stopni Celsjusza.

Próba zorganizowania skoków w takiej aurze wymusiła na organizatorach kilka zmian, które odbiły się w środowisku szerokim echem. Tę najbardziej widoczną stanowiło podłoże, na którym lądowali skoczkowie. Koszty wyprodukowania sztucznego śniegu byłyby absurdalnie wysokie. A i tak przy takich temperaturach nie byłoby pewności, czy dobrze ułożyłby się on na zeskoku. Tym sposobem dziś obserwowaliśmy pierwsze zimowe zawody Pucharu Świata, podczas których zeskok był pokryty wyłącznie igelitem. Tory natomiast pozostały lodowe (w lecie skacze się na ceramicznych), stąd konkurs w Wiśle dorobił się miana zawodów hybrydowych.

Nie będziemy ukrywać, że same skoki w takim wydaniu oglądało nam się dziwnie. Mówcie co chcecie, ale jednak aura zawodów robi swoje. Może rzeczywiście lepiej byłoby poczekać z rozpoczęciem cyklu Pucharu Świata do końca listopada oraz zainaugurować go w miejscu, w którym będzie choć trochę śniegu? Albo będzie można go stworzyć z przekonaniem, że wytrzyma do zawodów. Z drugiej strony, polscy fani mogli cieszyć się z takiego obrotu spraw. W końcu gdyby PZN nie zdecydował się na przeprowadzenie zawodów w tak eksperymentalnych warunkach, skocznia w Wiśle wypadłaby z tegorocznego terminarza Pucharu Świata. A tak, zawsze to o jeden konkurs PŚ więcej na polskiej ziemi.

Z tego, że Puchar Świata jednak zawitał do Wisły, i to w takiej formule, cieszyć się mógł Dawid Kubacki. Polak od lat znakomicie skacze w sezonie letnim, czyli właśnie na igelicie. Dawid zwyciężał w klasyfikacji generalnej czterech z sześciu ostatnich edycji Letniego Grand Prix. W tym również tegoroczną. Kubacki był też najlepszy podczas letniego konkursu na skoczni imienia Adama Małysza, a także skakał najdalej w obu wczorajszych treningach oraz kwalifikacjach. Doprawdy trudno było nie upatrywać w Polaku faworyta do zwycięstwa w inauguracyjnym konkursie. Choć oczywiście, nie można było lekceważyć takich zawodników jak Ryoyu Kobayashi, Marius Lindvik czy Halvor Egner Granerud. Ten ostatni pokazał się z dobrej strony zwłaszcza podczas dzisiejszej serii próbnej.

NIE KAŻDY PORADZIŁ SOBIE W TRUDNYCH WARUNKACH

Ale najpierw pogadajmy – a jakże – o pogodzie. Ta była uciążliwa. Również dla kibiców, którzy już na początku zawodów byli przemoknięci i przemarznięci. W końcu 6-7 stopni na plusie to złe warunki na stworzenie i utrzymanie sztucznego śniegu, ale oglądanie zawodów przy takiej aurze , gdzie wieje i czuć wilgoć w powietrzu, nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy.

Pogoda dawała się też we znaki samym skoczkom. Zawody na początku były prowadzone w ślamazarnym tempie. Wiatr czasami lubił zakręcić, a deszcz nie pomagał. To wszystko spowodowało, że pół godziny po rozpoczęciu zawodów byliśmy zaledwie w połowie pierwszej serii. Tym większy szacunek należał się zawodnikom, którzy potrafili odnaleźć się w tak trudnym konkursie.

Ku uciesze fanów zgromadzonych na skoczni, jednym z nich był Paweł Wąsek. Młody Polak w sezonie letnim bardzo dobrze się prezentował, a trener Thomas Thurnbichler chwalił sobie współpracę z Wąskiem. Paweł skoczył 124,5 metra, co jak na takie warunki atmosferyczne było niezłym wynikiem. Tym sposobem Paweł objął pozycję lidera, której nie odebrało mu kolejnych siedmiu rywali skaczących po nim.

Ale ósmym był Dawid Kubacki, który skoczył aż 130,5 metra! Tym samym Polak potwierdził swoją fenomenalną dyspozycję z początku sezonu oraz udowodnił, że przeciętny – jak na niego – skok z dzisiejszej serii próbnej, był tylko niewielkim wypadkiem przy pracy. Z łączną notą 130,8 punktu, wręcz zdeklasował resztę stawki o ponad 10 oczek. I chociaż do prób największych rywali Dawida trzeba było jeszcze trochę poczekać, to można było być pewnym, że Kubacki z takim rezultatem będzie tu walczył co najmniej o podium.

W międzyczasie na belce startowej zaprezentowali się też pozostali liderzy naszej kadry – Kamil Stoch oraz Piotr Żyła. Pierwszy z nich w końcu oddał skok, w którym zgadzała się odległość, 127,5 metra to był dobry wynik. Niestety, Kamil podczas lądowania miał problem z wiązaniem narty, przez co po wylądowaniu walczył o to, by się nie przewrócić. To przełożyło się na niskie noty naszego mistrza. Awans do drugiej serii był niezagrożony, ale o coś więcej niż walka o miejsce w czołowej dziesiątce, Kamil mógł tylko pomarzyć.

Podobnych problemów nie miał Piotr Żyła. Czyli ten, o którym w lecie było stosunkowo cicho, bo jego wyniki nie robiły wrażenia. Tak naprawdę Piotr odpalił dopiero wczoraj, kiedy zajął trzecie miejsce w kwalifikacjach. Tym razem Żyła poszybował na 129 metrów, co przełożyło się na 121,5 punktu oraz czwartą lokatę po pierwszej serii.

Tę wygrał Kubacki, a dwóch Polaków przedzielili Granerud, który tracił do Dawida równo 3 punkty, oraz Stefan Kraft. Ich wysokie miejsca nie były żadnym zaskoczeniem. Norweg w Wiśle dziś skakał znakomicie, a Austriaka w okresie przygotowawczym w końcu ominęły kontuzje, co zwiastowało jego wysoką formę.

Ale nie obyło się bez niespodzianek. Największą in minus – przynajmniej dla swoich kibiców – sprawił Karl Geiger. Niemiec nie odnalazł się w trudnych warunkach, skoczył zaledwie 115 metrów i zakończył udział w zawodach już po pierwszej serii. Lepiej spisał się Marius Lindvik, który uplasował się na dziesiątym miejscu. Ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Norweg miał tu walczyć o zwycięstwo, tymczasem tracił do Kubackiego 13 punktów. O pierwszej serii zawodów w Wiśle jak najszybciej chciałby zapomnieć też Ryoyu Kobayashi, który uplasował się zaledwie na dwudziestej drugiej pozycji.

DOMINACJA KUBACKIEGO

Do drugiej serii zawodów podchodziliśmy sporą dozą optymizmu. W końcu Dawid przez cały weekend skakał na wysokim poziomie i prowadził w zawodach. Piotr Żyła walczył o podium. Kamil Stoch, pomimo kłopotów w pierwszej próbie, mógł atakować wyższe lokaty. A przecież wyprzedzał go Paweł Wąsek (9.), a do drugiej serii awansowali również Tomasz Pilch (21.) i Stefan Hula (25.).

Ostatecznie Hula ukończył zawody na 27. a Pilch na 23. pozycji. Pech nie opuścił natomiast Stocha. Po zerwanym wiązaniu tym razem Polak trafił na spory podmuch wiatru, za który otrzymał aż 15,4 punktu rekompensaty. Dla porównania, rekompensaty skoczków przed i po Kamilu, wynosiły po kilka punktów. Wydawać by się mogło, że to dobrze, ale przecież w skokach ostatecznie wciąż bardziej chodzi o odległość – i całe szczęście. Kamil walczył o nią jak tylko mógł, ale uzyskał tylko 116 metrów. I tak z takimi perypetiami podczas obu skoków, Stoch skończył na 10. miejscu, co można traktować w kategoriach dobrego wyniku.

– Uważam, że stać mnie na lepsze skoki niż te, które pokazałem dzisiaj. Muszę wykazać się cierpliwością i pomału, krok po kroku, pracować nad poszczególnymi elementami – powiedział dziennikarzom Stoch na gorąco po swoim występie.

Poza tym, w drugiej serii sporo się działo. Ryoyu Kobayashi i Marius Lindvik udowodnili, że ich słabe pierwsze skoki były spowodowane gorszymi warunkami, które akurat wtedy panowały na skoczni. Kobayashi poszybował na 128,5 metra, co ostatecznie dało mu awans z 22. na 7. lokatę w konkursie. Pod względem długości skoku bank rozbił Lindvik, który poleciał aż na 136,5 metra! Czyli poza HS skoczni, który znajduje się 2,5 metra bliżej. Norweg podczas lądowania chyba sam zdał sobie sprawę, że przeszarżował. Postanowił nie walczyć o ustanie skoku za wszelką cenę, narażając się na kontuzję, lecz bezpiecznie się położył.

Reakcja jury była natychmiastowa – obniżenie belki startowej z 12 na 10. stopień. Szkoda, że zaraz po Norwegu skakał Paweł Wąsek, który nie poradził sobie ze skróconym torem najazdowym. 121 metrów w drugiej serii zepchnęło Pawła na 15. miejsce. To wciąż dobry start, jednak pierwsza dziesiątka zawodów była na wyciągnięcie ręki.

– Cieszę się, że udało mi się przenieść na konkurs to, co ustaliliśmy z trenerem i można zacząć z takiego dobrego poziomu – mówił Wąsek w strefie mieszanej: – Dziś deszcz trochę bardziej dał nam w kość, w dodatku trochę wiało, ale koniec końców, udało się przygotować piękny konkurs. 

Jednak najbardziej czekaliśmy na pierwszą czwórkę. Chociaż Piotr Żyła nie obronił swojej pozycji, gdyż wyprzedził go Manuel Fettner, to trudno mieć do niego pretensje o dzisiejsze zawody. Polak oddał dwa dobre skoki (129 i 127 metrów). To dobry prognostyk na ten sezon.

– To jest mój dobry tryb, po raz drugi udało mi się w niego wejść, bo wczoraj też było fajnie. Dałem z siebie tyle, ile mogłem – powiedział Piotr Żyła. Na pytanie o to, dlaczego nie był zadowolony z pierwszego skoku, odpowiedział w swoim stylu:- Nie mogę być od razu zadowolony, bo nad czym później będę pracował? Nie no, ten pierwszy skok nie był do końca przyjemny, trochę mi szarpało nartami. Ogólnie, cieszy mnie to, że byłem spokojny w locie, w miarę się wyłożyłem i udało mi się fajnie wylądować.

Znakomicie zaprezentował się Kraft, który poszybował na 133,5 metra. Nie licząc nieustanego skoku Lindvika, to była najdłuższa próba w całych zawodach. Jury, jak to ma w zwyczaju robić w takich sytuacjach, po skoku Austriaka ponownie obniżyło belkę. Ale Granerud nic sobie z tego nie robił i wylądował w tym samym miejscu co Kraft. Z bonusem za obniżony rozbieg, stało się jasne, że zawody wygra on, albo oczekujący na swój skok Dawid Kubacki.

Przypomnijmy, że Polak miał 3 punkty przewagi nad Norwegiem. I odpowiedział Halvorowi w najlepszy z możliwych sposobów. Wprawdzie skoczył 132,5 metra, ale w gorszych warunkach, więc zakończył konkurs najwyżej notowanym skokiem. 141,4 punktu sprawiło, że jeszcze odskoczył Granerudowi, i pewnie wygrał pierwsze zawody Pucharu Świata w sezonie!

– [Dawid] był lepszy, niż wczoraj. Inni zawodnicy oddali naprawdę świetne skoki, ale on udowodnił to, co miał udowodnić – podsumował występ Kubackiego trener Thomas Thurnbichler.

A nam z niecierpliwością pozostaje czekać na jutrzejszy konkurs. Dawid znajduje się w znakomitej formie, co udowadnia od początku pucharowego skakania w Wiśle. Jutro z pewnością będzie faworytem do powtórzenia dzisiejszego sukcesu. I aż trochę szkoda, że następnie Puchar Świata będzie miał trzy tygodnie przerwy. Choć mocno wierzymy w to, że Kubacki przez ten czas nie obniży – nomen omen – lotów.

Fot. Newspix

Dawid Kubacki wygrał inaugurację Pucharu Świata w Wiśle!
Czytaj więcej o skokach narciarskich:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników

Szymon Piórek
0
Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników

Skoki

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
0
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

12 komentarzy

Loading...