Ten mecz to była egzekucja. Wielkie przełamanie zaliczył Vladislavs Gutkovskis. Łotysz miesiącami był krytykowany za nieskuteczność. Poprzednią bramkę zdobył przecież w pierwszej kolejce tego sezonu. Dziś w zasadzie wszystko mu siedziało i już do przerwy strzelił cztery gole. Raków ostatecznie rozgromił Wisłę Płock aż 7:1, bo jedno trafienie dorzucił Bartosz Nowak, a dublet Władysław Koczerhin.
Franciszek Smuda słynął ze swoich okrzyków: „Preeeeessss!”, o których w swoich anegdotach wielokrotnie wspominał Sławomir Peszko. Trener Rakowa Marek Papszun aż tak krzyczeć nie musi. Jego zawodnicy doskonale wiedzą, kiedy mają doskoczyć do rywala wysokim pressingiem. Na Wisłę Płock rzucili się od pierwszych minut.
Raków – Wisła Płock 7:1. Łotysz sam łapał się za głowę
W zasadzie już pierwsza groźna akcja skończyła się bramką. Patryk Kun dograł do Gutkovskisa, a ten idealnie strzelił głową. Krzysztof Kamiński nie miał żadnych szans. Później Tomas Petrasek po dośrodkowaniu Bartosza Nowaka z rzutu rożnego obił poprzeczkę. Łotysz znów był tam, gdzie trzeba i dobił piłkę z najbliższej odległości.
Nafciarze zupełnie nie mogli poradzić sobie z naporem gospodarzy. Najgorzej z ciągłą presją radzili sobie obrońcy. Wisła Płock przyzwyczaiła w tym sezonie, że rozgrywa piłkę po ziemi, krótkimi podaniami od własnej bramki. Gracze Rakowa tylko na to czekali i momentami zamykali rywali nie tyle na ich połowie, co w okolicach pola karnego. Ekipie z Mazowsza nie pomogło nawet to, że trener Pavol Stano specjalnie na to spotkanie ustawił drużynę dokładnie w takim samym ustawieniu, jak gra zazwyczaj Raków. Płocczanie wyszli formacją 1-3-4-2-1 i ewidentnie nie czuli się najlepiej grając z trójką stoperów i wahadłowymi.
Defensorzy Wisły często byli spóźnieni lub rozgrywali piłkę zbyt wolno. To była woda na młyn dla graczy lidera Ekstraklasy. Gutkovskis nie był tego dnia tylko egzekutorem. „Biały Lukaku” pozwalał sobie nawet na próby dryblingu. W czasie takiej akcji został wycięty przez Jakuba Rzeźniczaka w szesnastce. Sędzia Damian Sylwestrzak wskazał na jedenasty metr. Sam poszkodowany wykorzystał karnego. Nie był to jednak koniec jego popisów, bo po trzech minutach zdobył swoją czwartą bramkę, wykorzystując dogranie Frana Tudora. Łotysz po uderzeniu z półwoleja sam chyba nie wierzył w to, co się dzieje, bo po prostu złapał się za głowę. „Gutek” mógł być w szoku, bo w lidze nie trafił do siatki od 1. kolejki tego sezonu i spotkania z Wartą Poznań (1:0), a było to przecież 15 lipca.
Kontuzja Petraska i honorowe trafienie
Raków nie zakończył pierwszej połowy bez strat. Wiślacy kilka razy próbowali wyprowadzać kontry. Jedna z takich prób zakończyła się żółtą kartką dla Petraska. Czech faulował szarżującego Rafała Wolskiego. Bardziej przy tym ucierpiał czeski stoper, który doznał kontuzji i jeszcze przed przerwą opuścił boisko. W jego miejsce na boisku zameldował się Wiktor Długosz, a to sprawiło, że na środek obrony z pozycji prawego wahadłowego został przesunięty Tudor. Te roszady nie wpłynęły najlepiej na defensywę wicemistrzów Polski. Szybka kombinacja Antona Krywociuka, Kristiana Vallo i Davo zakończyła się golem tego ostatniego.
Nie mieli litości
W drugiej połowie trener Stano dokonał kilku zmian, ale generalnie niewiele to dało. Tempo spotkania spadło, bo w zasadzie wszystko było już rozstrzygnięte. W 60. minucie z dobrej strony pokazał się Długosz, który najpierw mocno zakręcił Dawidem Kocyłą, a później znalazł podaniem w pole karnym gości Bartosza Nowaka. Ofensywny pomocnik zabawił się i efektowną podcinką podwyższył wynik na 5:1. W końcówce litości nie miał Władysław Koczerhin, który po dograniach Arsenicia i Tudora ustrzelił dublet, ustalając wynik meczu na 7:1.
Trener Papszun zaskoczył wystawieniem od początku Gutkovskisa. Pojawił się on w składzie kosztem Fabiana Piaseckiego, a więc strzelca zwycięskiego gola sprzed tygodnia w hitowym meczu z Lechem (2:1). To był strzał w dziesiątkę szkoleniowca częstochowian. Znakomity występ łotewskiego napastnika przyczynił się do pewnej wygranej lidera. Raków tym samym wyśrubował swój ekstraklasowy rekord zwycięstw z rzędu do sześciu. „Medaliki” są jednym z dwóch zespołów w lidze (obok Legii), który nie przegrał w tym sezonie na własnym stadionie. Dodatkowo po spotkaniu z Wisłą zdobywcy Pucharu Polski mają obecnie najlepszą defensywę (11 straconych goli) i najskuteczniejszą ofensywę (33 bramki). Pod tym ostatnim względem Raków zdystansował właśnie płocczan (28 trafień).
Wisła zanotowała trzeci mecz z rzędu bez wygranej. Ewidentnie widać, że drużyna trenera Stano jest teraz w dołku i chyba wszyscy Nafciarze czekają już na zimową przerwę. Obecnie forma z początku sezonu jest już u nich tylko wspomnieniem.
WIĘCEJ O RAKOWIE I WIŚLE PŁOCK:
- Sikorski: Nie da się wymazać tych pięciu lat spędzonych w Rakowie
- Papszun: To nie moment, żeby namaszczać nas na mistrza
- Pavol Stano: Przespaliśmy pierwszą połowę
- Śląsk nie miał prawa tego nie wygrać, a niewiele brakowało
- Kosa chciała być kamieniem. Dlaczego Lech znów przegrał z Rakowem? [ANALIZA]
- Apel Rakowa. Klub prosi, żeby nie przynosić na stadion plakatów z prośbami o koszulki
Fot. Newspix