Po zwycięstwach nad Piastem i Legią wydawało się, że Wisła Płock wróciła na dobre tory, ale znów coś jest nie tak z tym zespołem. W Mielcu Pavol Stano przekombinował ze składem i dopiero po wejściu zmienników gra ruszyła, co wystarczyło na remis. Dziś, już bez wielkich kombinacji, „Nafciarze” zaprezentowali się nad wyraz mizernie ze Śląskiem Wrocław i w pełni zasłużenie przegrali, choć wcale nie musieli.
Gospodarze przez 84 minuty niczego sensownego sobie nie wypracowali. Celny strzał Davo z pierwszej połowy był formalnością dla Rafała Leszczyńskiego, podobnie jak uderzenie głową niepilnowanego Damiana Warchoła, który chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, ile miał miejsca i czasu.
Wisła Płock – Śląsk Wrocław 1:2. Gospodarze dużo gorsi, ale mogli zremisować
Oprócz tego: bida z nędzą i wiele bezproduktywnego posiadania piłki. Anonimowy występ zaliczył Kristian Vallo, a Davo niewiele lepszy. Hiszpan w ostatnich siedmiu meczach zanotował tylko jeden ofensywny konkret i to przy sporym udziale szczęścia, bo gola w Białymstoku strzelił po rykoszecie. Na początku sezonu żarło mu nieprzyzwoicie, ale od pewnego momentu wszystko zaczęło się wyrównywać.
Wreszcie błysk Rafała Wolskiego i strzał Warchoła między nogami Gretarssona dały Wiśle zupełnie niespodziewane wyrównanie. Przez moment wydawało się, że WKS podłamał się takim obrotem sprawy, nagle rywale zaczęli śmielej atakować, ale koniec końców sami się załatwili. Rzeźniczak nie zrozumiał się z Kapuadim przy rozegraniu, poszła kontra, Konczkowski wrzucił w pole karne, a wbiegający Olsen dopełnił dzieła zniszczenia. Piłka tym razem była sprawiedliwa, wygrała drużyna zdecydowanie lepsza.
Fartowny Kamiński, nieskuteczny Quintana
Nie mielibyśmy takich emocji w końcówce, gdyby wrocławianie wcześniej wykazali się należytą skutecznością. Krzysztof Kamiński bronił – chwilami dość szczęśliwie – strzały Yeboaha, Quintany i Nahuela. Raz uratowała go tu poprzeczka, innym razem źle dobijający Poprawa. Dopiero po przerwie Yeboah znakomicie przymierzył zza pola karnego i Kamiński musiał skapitulować.
Gdyby później Quintana nie zmarnował idealnego podania Yeboaha i trafił do siatki zamiast w słupek, pewnie byłoby pozamiatane. Zastępujący Erika Exposito Hiszpan na początku całkiem nieźle odnajdywał się w akcjach kombinacyjnych swojego zespołu, ale ciągle brakowało mu wykończenia, a z czasem zupełnie spuścił z tonu. Jeśli coś po tym meczu mogło martwić Ivana Djurdjevicia, to właśnie obsada pozycji „dziewiątki”.
Wisła od początku była dziwnie apatyczna i nijaka w swojej grze. Brakowało dokładności i przyspieszenia przy tworzeniu akcji. Olsen, Schwarz i Nahuel wygrali walkę o środek pola, dlatego „Nafciarzom” często pozostawały dogrania w pole karne na „udo”. A że to raczej kiepski sposób, Leszczyński miał spokojny wieczór.
W Wiśle pozytywem jest głównie postawa rezerwowych, a zwłaszcza Warchoła, który drugi raz z rzędu po wejściu z ławki zdobywa bramkę. Jesienią ubiegłego sezonu był on odkryciem Ekstraklasy, ale później męczyły go kontuzje i tak naprawdę dopiero teraz się odkręcił.
Płocczanie wciąż znajdują się wysoko w tabeli, jednak zdają się coraz mocniej przeciętnieć. Śląsk na razie od bandy do bandy – tu 4:1 z Górnikiem, potem kompromitująca gra w Radomiu i remis z Jagiellonią. Dziś rozegrał jeden z lepszych meczów w tej rundzie, co oznacza, że równie dobrze za tydzień może przegrać w Legnicy.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Josue show! Legia masakruje Jagiellonię
- Ta formuła się wyczerpała. Trudno być zaskoczonym pożegnaniem Ojrzyńskiego
Fot. Newspix