Reklama

Nowak: Szalony mecz z Pogonią? Chłopaki wstali o 6 i pojechali do roboty

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

19 października 2022, 12:31 • 7 min czytania 29 komentarzy

– Po meczu niektórzy chłopcy wstali o piątej czy szóstej rano, żeby pójść do pracy – mówi nam Tomasz Nowak, który brawurowo prowadził Rekord Bielsko-Biała w meczu z Pogonią Szczecin w Pucharze Polski. Czy spodziewa się powołania na mundial? Jak duży błąd popełnił Bartosz Klebaniuk przy jego golu z połowy boiska? Jak blisko zwycięstwa i awansu był Rekord? Czy piłkarze Pogoni byli sfrustrowani? Czy mógł przypuszczać, że nie będzie odstawał na tle zawodników z Ekstraklasy? Zapraszamy. 

Nowak: Szalony mecz z Pogonią? Chłopaki wstali o 6 i pojechali do roboty

Gdyby Czesław Michniewicz obejrzał ten mecz Pucharu Polski, prędzej na szeroką listę mundialowych powołanych wpisałby Tomasza Nowaka niż któregokolwiek z ekstraklasowych piłkarzy. 

Miło mi, nie wiem, co powiedzieć i jak to skomentować, bo Pogoń to świetny zespół z wieloma wartościowymi piłkarzami. Wiadomo, na początku spotkania podeszli do nas troszeczkę lekceważąco, tak to już bywa, nie chcę tego przesądzać i oceniać, ale dla nas to była fajna przygoda. Niczego nie musieliśmy. Nie ciążyła na nas presja.

Brak presji uwidaczniał się szczególnie w serii rzutów karnych. Na twarzach piłkarzy Pogoni widać było zdenerwowanie, na twarzach graczy Rekordu wypisywało się takie pozytywne przejęcie historyczną szansą. 

Nadzieje na awans do kolejnej fazy Pucharu Polski były wielkie. Przypadek Lechii Zielonej Góra pokazał, że można eliminować drużyny z Ekstraklasy. W sam mecz weszliśmy średnio, ale im dalej w las, tym puszczały nas splątane nogi. Otoczka robiła swoje. Czuć było atmosferę dużego wydarzenia. Ładne bandy, mnogość kamer, dużo kibiców. Tych ostatnich jeszcze nigdy tylu na Rekordzie nie było. Dla niektórych zawodników to była pierwsza taka poważna przygoda z profesjonalnym futbolem. Ciśnienie więc opadało i opadało, żeby przy samej serii rzutów karnych przeobrazić się w takie poczucie, że już doprowadziliśmy do czegoś bardzo dużego. Zatrzymaliśmy Pogoń. Przeszliśmy szaloną drogę od 2:0, przez 2:3, po 3:3. Nie przegraliśmy z jedną z najlepszych drużyn w Polsce. Pokazaliśmy swój potencjał. A karne to loteria. Co będzie, to będzie, co miało być, to było…

Reklama

Strzeliłeś gola z niecałych pięćdziesięciu metrów po rzucie wolnym. Z jednej strony — trochę szalony pomysł. Z drugiej strony — to twój znak firmowy. 

To nie do końca był akt piłkarskiego szaleństwa. Przed meczem dostałem informację od naszego trenera bramkarzy, że Bartosz Klebaniuk lubi czytać i w ciemno ruszać do dośrodkowań. Już w momencie, kiedy ustawiałem piłkę do rzutu wolnego, zobaczyłem, że wychodzi wysoko, a dalej już się potoczyło. Faktycznie musiało być to trochę niespodziewane i zaskakujące, ale od początku do końca wiedziałem, co chcę zrobić i zdziałać.

Skrzypczak o golu z połowy boiska: To nie przypadek, planowałem to

Więcej było w tym wszystkim kunsztu Nowaka czy błędu Klebaniuka?

Jestem zwolennikiem piłki ofensywnej. Wolę chwalić strzelców niż ganić popełniających błędy. Jasne, że bramkarz nigdy nie będzie bez winy, gdy puszcza gola z połowy boiska, ale postawmy sprawę inaczej: zrobiłem, co chciałem, i wyszło idealnie.

Kiedy Szczepan Mucha strzelił gola na 2:0, poczuliście, że znajdujecie się bardzo blisko awansu do kolejnej rundy Pucharu Polski?

Reklama

Pogoń nas dominowała. Oni prowadzili grę, my biegaliśmy bez piłki. Wiedzieliśmy przy tym, że będziemy mieli swoje okazje, tylko trzeba będzie zamienić je na gole, tak też się stało. Szkoda, że tak błyskawicznie Zahović strzelił kontaktowego gola na 2:1, bo gdybyśmy przetrzymali pierwsze pięć, siedem czy dziesięć minut po trafieniu Muchy, byłoby nam łatwiej dowieźć korzystny wynik. Do tego doszło jeszcze przedłużone spotkanie przez sytuację na trybunach, wywołaną zachowaniem kibiców Pogoni, mogło nas to wybić z rytmu. Szkoda, w trudnych okolicznościach odpadamy z Pucharu Polski, bo dostaliśmy wyrównującą bramkę w ostatniej minucie doliczonego czasu gry.

Co tam działo się z kibicami Pogoni?

Doszło do jakiejś tam prowokacji, jakiegoś tam szarpania płotów, sędzia na chwilę przerwał mecz, a potem doliczył stracony czas. Myślę, że gdyby dodał klasyczne trzy minuty, przetrzymalibyśmy nawałnicę Pogoni. Zabrakło dwóch minut.

Piłkarze Pogoni wyglądali na sfrustrowanych niekończącymi się problemami z trzecioligowcem?

Pewnie, że tak. Mieli swój plan, który im się posypał. Liczyli, że przejdą do kolejnej fazy Pucharu Polski bez zbędnych turbulencji, w łatwiejszy sposób. Ich nerwowość wzrastała przy straconych golach. Czas nie jest sprzymierzeńcem spokoju.

Spodziewałeś się, że po półtora roku w III lidze wcale nie będziesz odstawał od piłkarzy Ekstraklasy?

I Rekord Bielsko-Biała, i Lechia Zielona Góra pokazały, że ta III liga wcale nie jest taka słaba. Grupa śląska jest bardzo wymagająca. Czy byłem zaskoczony, że daliśmy radę? Odpowiem tak: znam swoją wartość. Myślę, że spokojnie mógłbym sobie poradzić na zawodowym i profesjonalnym poziomie. Świadomie zostałem w Rekordzie. Wiedziałem, że nie będę miał powodów do wstydu. Fajnie było znów poczuć otoczkę czegoś większego. W III lidze brakuje trochę tego całego zamieszania wokół meczu. A tu mieliśmy do czynienia z powiewem dużego futbolu. Fajny przeciwnik, bandy, reklamy, kamery, frekwencja, powtarzam się, ale to taka namiastka Ekstraklasy czy I ligi.

W serii rzutów karnych zabrakło szczęścia? Strzelaliście w nieskończoność, dwadzieścia osiem uderzeń. 

Niedawno podobnie tasiemcową serię rzutów karnych widziałem w finale Ligi Europy sprzed roku między Manchesterem United a Villarrealem. Kibicuję Czerwonym Diabłom, oni też niestety przegrali po niestrzelonej jedenastce Davida de Gei. Rzadko to się spotyka, emocje niesamowite, oba zespoły były niezwykle zdeterminowane, żeby wygrać i przeciągnąć tę serię na swoją korzyść. Nie wiem, czy zabrakło nam szczęścia, Sidy Camara słabo uderzył ostatniego karnego, ale nikt tutaj do nikogo nie może mieć pretensji, bo wcześniej zrobiliśmy wszystko, żeby zagrać w kolejnej rundzie tego Pucharu Polski.

Jaka atmosfera panowała w szatni po tych prawie trzech godzinach wyrównanego boju z Pogonią?

Mieszane uczucia. Zdawaliśmy sobie sprawę, z kim się mierzyliśmy i mieliśmy satysfakcję z niezłego występu, ale mimo wszystko przegraliśmy, a w piłce nożnej chodzi o to, żeby wygrywać. Chwalą nas, że postawiliśmy się Pogoni, ale mówiłoby się o nas znacznie lepiej i dłużej po wygranej i awansie. Trzeba szybko zejść na ziemię.

Puchar Polski tworzy środowisko sprzyjające poznawaniu klubów z niższych lig. Przy okazji tego meczu dowiedzieliśmy się, że Rekord Bielsko-Biała to naprawdę mądrze zarządzana organizacja. 

Rekord wyróżnia się posiadaniem prywatnego właściciela i inwestora. Janusz Szymura stworzył ten klub od podstaw i zarządza nim do dzisiaj. Jest sekcja męska, sekcja kobieca, sekcja młodzieżowa, no i przede wszystkim futsal, z którym do tej pory wszyscy kojarzyli Rekord, bo to wielokrotny mistrz kraju i najlepsza polska drużyna w tej odmianie piłki nożnej. Fajnie, że przytrafił się taki mecz z Pogonią w Pucharze Polski, bo pokazaliśmy, że Rekord to nie tylko futsal, ale też futbol jedenastoosobowy, a to naprawdę świetne miejsce do rozwoju i pracy, szczególnie dla młodych ludzi, na których tu się stawia. Ot, choćby wczoraj na boisku wystąpiło chyba dziewięciu klubowych wychowanków, sześciu młodzieżowców. Rekord nie boi się na nich stawiać i nie ma oporów przy sprzedawaniu ich do wyższych lig.

Widzisz Rekord w II lidze?

Ten klub jest na to gotowy. Wszystko zgadza się pod kątem finansowym, organizacyjnym i infrastrukturalnym. Najtrudniej zdobyć ten awans na boisku. III ligi są specyficzne. Wyżej przebija się tylko jeden zespół z każdej grupy, a grupa śląska jest bardzo mocna i wyrównana. Jakby jednak nie patrzeć, sytuacja w tabeli sprzyja snuciu planów.

Po takim meczu w Pucharze Polski rekomendowałbyś przyjechanie na mecz Rekordu w III lidze?

Sama otoczka meczu będzie inna. Z Pogonią mieliśmy do czynienia z piłkarskim świętem, czymś wyjątkowym, ale sama gra? Mamy swój  model gry, doskonalimy go od kilku lat, robimy progres, nie mamy powodów do kompleksów. Sam myślałem, że trzecioligowy poziom jest półamatorski, ale zachęcam wszystkich do oglądania tych rozgrywek, bo dużo jest tu fajnych piłkarzy i zdolnej młodzieży, aż można się zaskoczyć. Dziwię się czasami, że ci chłopcy nie trafiają później do Ekstraklasy czy I ligi, bo mają na to papiery. W Rekordzie trenujemy i pracujemy jak zawodowcy. Trzeba to docenić, bo po meczu z Pogonią niektórzy chłopcy wstali o piątej czy szóstej rano, żeby pójść do pracy.

Serio?

Mało osób zdaje sobie z tego sprawę. Wczoraj byli w pracy, zagrali z Pogonią i dzisiaj znów idą do roboty.

Ilu piłkarzy Rekordu robi na dwa etaty? Jedna trzecia? Połowa?

Pracuje większość, poza młodzieżą i kilkoma zawodowcami, ogromny szacunek i ukłony dla chłopaków, że są w stanie grać praktycznie co trzy dni, a przecież nie mogą liczyć na ekstraklasowe warunki do odpoczynku czy regeneracji.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o Pucharze Polski:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Piłka nożna

Hiszpania

Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Patryk Fabisiak
0
Wiceprezydent Barcelony potwierdza. „Nie rozpoczęliśmy rozmów z innymi trenerami”

Komentarze

29 komentarzy

Loading...