Legia Warszawa prędko, bo już po czterech dniach, dostała od losu okazję do wzięcia odwetu na Wiśle Płock za porażkę w Ekstraklasie 1:2 i skrupulatnie z niej skorzystała. Ekipa ze stolicy wygrała 3:0 i wyeliminowała Nafciarzy z Pucharu Polski.
Wiadomo, na kogo patrzyły oczy wszystkich. Na tego wydziaranego z numerem 27 i opaską na lewym ramieniu. Josue. W piątek kapitan Legii fatalnie zniósł klęskę i po zawodach nie podał ręki Łukaszowi Sekulskiemu, za co zebrał joby ze wszystkich stron kraju. W Płocku przywitały go gwizdy, by czasem nie pomyślał, że ktoś mu to zapomniał, ale pomocnik dobitnie pokazał, że nie ma dla niego problemu. Nic sobie z tej całej krytyki nie robi, snu mu z powiek nie spędza, nóg nie pęta. A skoro tak bardzo wszyscy chcą, to tym razem przyjął dłoń – pomocną wyciągniętą ku niemu przez Steve’a Kapuadiego.
Bo i trudno inaczej określić to, co zrobił na początku drugiej połowy stoper Wisły. A było tak – bramkarz miejscowych Bartłomiej Gradecki podał mu przy ataku pozycyjnym, Francuz najwyraźniej nie kontrolował, co się wokół niego dzieje i za chwilę dał sobie odebrać piłkę. Komu? A jakże! Josue. Ten kawałek podprowadził, huknął i 2:0. To był kluczowy moment rywalizacji. Portugalczyk, który tego wieczoru generalnie często bawił się na murawie, bezlitośnie wykorzystał błąd przeciwnika i tym razem nie musiał sobie radzić z porażką.
Obaj szkoleniowcy nie próbowali udawać, że to starcie równie ciężkie gatunkowo, co ligowe, ponieważ w porównaniu z piątkiem dokonali w sumie 12 zmian w wyjściowych jedenastkach, m.in. w rezerwie rozsiadł się Rafał Wolski. Naturalnie przy 0:2 trener Pavol Stano posłał go w bój i nic dziwnego, jak trwoga, do płockiego boga, aczkolwiek było już za późno. Nie można powiedzieć, że Wisła się poddała. Nie. Nafciarze walczyli dzielnie, swoje szanse mieli Damian Warchoł, Marko Kolar czy Sekulski, tyle że tego dnia żaden z nich potrafił znaleźć sposobu na Cezarego Misztę.
Lekcji skuteczności mogliby brać od przyjezdnych – Ernesta Muciego i Blaza Kramera. Ten pierwszy rozpoczął dzieło zniszczenia bardzo ładnym uderzeniem z dystansu, a drugi wykończył kontratak, czym wbił gwoździa do trumny gospodarzy.
To było inne spotkanie niż w piątek, tym razem to Wisła dłużej utrzymywała się przy futbolówce i szczególnie po przerwie zdawała się dominować, tylko co z tego? No nic. To Legia wsiadła do autokaru i wróciła do domów jako zwycięzca, co, zdaje się, jeszcze podgrzeje atmosferę mazowieckich derbów. Wiele wskazuje na to, że właśnie jesteśmy świadkami narodzin ciekawej rywalizacji, pełnej niezłej gry, emocji i awantur. Tuż przed końcem znów doszło do małej szarpaniny, ewidentnie i w jednych, i w drugi siedziało to, co wydarzyło się w piątek. I fajno, niech się dzieje.
Wisła Płock – Legia Warszawa 0:3
Muçi 28′, Josue 49′, Kramer 90′
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Hamulić: Nie doceniali mnie, a w Holandii byłem dziesięć razy lepszy od innych
- Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin
- Gorgon: Był wielki strach, że to wszystko skończy się kalectwem
foto. FotoPyk