Reklama

Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin

Mateusz Janiak

Autor:Mateusz Janiak

14 października 2022, 12:11 • 7 min czytania 11 komentarzy

Zaczął od samobója na treningu, ale z czasem było tylko lepiej. Drużyna musiała się uczyć, w jaki sposób go wykorzystywać, bo na starcie był zawsze gdzie indziej, niż się go spodziewali i zastanawiano się, co jest nie tak. Pierwsze podejście pod sprowadzenie go zrobiono już zimą, tyle że wówczas odbito się od ściany. Dopiero zatrudnienie Jensa Gustafssona zmieniło sytuację. Pontus Almqvist, nowy lider Pogoni Szczecin.

Hokus Pontus. Jak Almqvist zaczarował Szczecin

Druga połowa czerwca. Okno transferowe oficjalnie jeszcze nie zostało otwarte, a Pogoń Szczecin już ma problem. Napastnik, którego sobie upatrzyła, wybrał inną ścieżkę kariery. Zdarza się, takie życie, ale teraz trzeba coś na to zaradzić. Nowy atakujący jest potrzebny i koniec! Bez dyskusji. Dlatego szef pionu sportowego Dariusz Adamczuk, trener Jens Gustafsson oraz skauting siedzą i zastanawiają się, co dalej. W pewnym momencie pada imię i nazwisko – Pontus Almqvist. Od dawna był na liście wyselekcjonowanych „dziewiątek”, już zimą Portowcy zrobili pierwsze podejście pod niego, ale bezskuteczne. Tyle że tym razem jest inaczej – przecież drużynę prowadzi szkoleniowiec, u którego Szwed zaczynał. 

To Gustafsson przed laty wyciągnął Almqvista z akademii IFK Norrkoeping, dał zadebiutować w Allsvenskan, następnie posyłał na boisko jako rezerwowego aż wreszcie umieścił w podstawowym składzie.

Bez Jensa nawet bym nie podchodził. Zimą się kompletnie odbiliśmy. Nie mogę nazwać tego zapytaniem, bo to była krótka piłka. Po prostu nie. Pontus nie chciał przyjeżdżać do Ekstraklasy. Ale kiedy w czerwcu podczas tamtego spotkania rzuciliśmy temat, trener po prostu chwycił za telefon i zainicjował rozmowy. Maszyna ruszyła, jakoś po 10 dniach wszystko było załatwione – mówi Adamczuk.

Na takie sytuacje mówi się „szczęście w nieszczęściu”. Na początku października Almqvist ma trzy gole, trzy asysty i dwie nagrody piłkarza miesiąca według kibiców.

Reklama

Pontus Almqvist w Pogoni – historia

Prędki, prędki – mówił schodząc na przerwę obrońca Stali Mielec Mateusz Matras do byłych kolegów z Pogoni (grał w niej w latach 2014-17). Na samym początku rywalizacji Almqvist przyjął podanie od Sebastiana Kowalczyka i ruszył. Bieg zaczął w okolicach koła środkowego, na własnej połowie. Kilka metrów po przekroczeniu linii dzielącej murawę na pół na próbę zatrzymania Szweda zdecydował się defensor ekipy z Podkarpacia, tylko zanim w ogóle się do Szweda zbliżył, ten go właśnie mijał. Po prostu puścił sobie piłkę obok, a Matras nawet nie zdążył sfaulować. Po chwili było 1:0, podanie Almqvista wykorzystał Kamil Grosicki. W poprzedni piątek napastnik po raz kolejny pokazał, co potrafi. Już cała Ekstraklasa to wie, ale najpierw dowiedzieć musieli się koledzy z zespołu.

Na przedsezonowych testach brylował. We wszystkich badaniach – skoczności, mocy, itd. – albo wykręcał rekordowe wyniki, albo wyrównywał najlepsze. Prymus.

Trener od razu zastrzegał, że to ktoś, kogo trudno byłoby znaleźć w naszej lidze. Eksplozywność i szybkość to cechy wiodące Pontusa – tłumaczy Rafał Buryta, odpowiadający w Portowcach za przygotowanie fizyczne.

Ale początkowo na boisku brakowało zrozumienia. Zawodnicy granatowo-bordowych przyzwyczaili się, że napastnik porusza się jak Luka Zahović. Szuka wolnych przestrzeni między formacjami i cofa do pomocy, by wesprzeć w rozegraniu. Tylko Almqvist jest zupełnie inny. Jeden z pierwszych treningów, wewnętrzna gierka. Raz go szukają w miejscu Zahovicia – nie ma. Drugi – nie ma. Trzeci – no nie ma. Nie ma i nie ma. Szwed nie wracał, a ruszał za plecy defensorów, tyle że nie dostawał podań. A na dodatek podczas ćwiczenia stałych fragmentów sieknął samobója. Miał pilnować pierwszego słupka i tak „skutecznie” to robił, że odbił futbolówkę w niewłaściwym kierunku. To dodatkowo wzmocniło pierwsze wrażenie nowych kumpli – coś jest nie tak…

Z perspektywy drużyny zaczął średnio, ale z czasem koledzy uczyli się go wykorzystywać. Po pierwsze, sami zorientowali się, że trzeba z nim grać inaczej niż z Zahoviciem. Jedno podanie na dobieg i proszę, dalej sam sobie radzi. Drugie – to samo. Trzecie – kurde, jednego z najszybszych w zespole Benedikta Zecha zostawił w tyle na kilku metrach. Dobra, wszystko jasne, co było nie tak na początku. Po drugie, Gustafsson dobitnie uwypuklał różnicę między Szwedem i Słoweńcem. Podczas jednej z odpraw pokazywał fragmenty meczu i podkreślał, że każdy jest inny i z każdego trzeba wyciągnąć to, co ma najlepszego. Zahović będzie schodził do rozegrania, a Almqvist nie, bo to nie jego styl. On woli się ścigać i nic dziwnego, skoro ma taki dynamit w nogach. Przeciwko Stali rozpędził się do 35,22 km/h, co stanowi rekordowy rezultat trwającego sezonu Ekstraklasy.

Reklama

Myślę, że to nie jest jego ostatnie słowo. Z miejsca potrafi odjechać przeciwnikowi. Szybki z piłką i bez niej. W przerwie na kadrę mierzyliśmy się z Wartą Poznań w sparingu i Pontus biegnąc z futbolówką przy nodze od połowy, pędził ponad 34 km/h. Fenomen – przyznaje Buryta.

Szczecińska trampolina

Almqvist dołączył do Pogoni na zasadzie rocznego wypożyczenia z FK Rostow. Transakcję umożliwiały przepisy FIFA wprowadzone po inwazji Rosji na Ukrainę, które pozwalają na zawieszenie umowy z tamtejszymi klubami i zmianę pracodawcy do końca czerwca 2023. Sprowadzenie Szweda to duży sukces Portowców, bo chętnych na zatrudnienie go było więcej, m.in. miał oferty z Holandii i Włoch.

Najpierw ściągnęliśmy Jensa, a potem przy jego pomocy Pontusa. Mieli świetny kontakt w Norrkoeping. Uwierzył, że tu jest fajna drużyna i fajne warunki do rozwoju. Zaufał, że to może być odpowiednia trampolina do wyskoczenia dalej – wyjaśnia Adamczuk.

Ile w samym transferze zasługi Gustafssona?

Jens to zaczął i pewnie bez niego nie byłoby tutaj Pontusa, a my pociągnęliśmy temat. Przedstawiliśmy plan rozwoju i dopięliśmy kwestie finansowe, a mówimy o chłopaku z najwyższej półki. Takim należy odpowiednio płacić – dodaje Adamczuk.

Kluczowym elementem planu rozwoju była pozycja – napastnik. Tak, Almqvist występował na skrzydle w Utrechcie czy Rostowie, ale z przymusu. Szkoleniowcy tak kazali i tyle. Sam uważa się za „dziewiątkę” i tak chce grać. Gustafsson uważa go za „dziewiątkę” i chce, by właśnie tam grał. To dobra informacja dla granatowo-bordowych, jako że w tym momencie mają dwóch atakujących o różnej charakterystyce. Cofającego się do drugiej linii, lubiącego wymiany podań na niewielkiej przestrzeni Zahovicia oraz penetrującego wolne pola za defensywą rywali Almqvista. Bezcenna różnorodność.

Tylko jak długo Szwed będzie występował w Pogoni? Czy istnieje w ogóle szansa na zatrzymanie go dłużej niż do końca wypożyczenia? Raz, kwestia ceny, a dwa, chęci samego piłkarza, który już teraz zdaje się przerastać Ekstraklasę.

Szanse są bardzo małe, polska liga nie jest spełnieniem marzeń Pontusa. Ale w piłce nigdy nic nie wiadomo. Cieszę się chwilą, bo do 30 czerwca jest naszym zawodnikiem – przyznaje Adamczuk.

Modelowy Skandynaw

O, jest! Uśmiech! Brawo! Czyli potrafisz! Almqvist poza murawą dobrze wpisuje się w wyobrażenie o przedstawicielu Skandynawii – spokojny, cichy, mało wylewny. Dlatego kiedy już się uśmiechnie, zawodnicy to podłapują i zaczynają się drobne zaczepki. Jak to w szatni. Szwed został prędko zaakceptowany, bo i trudno nie akceptować kogoś, kto ci pomoże robić robotę, aczkolwiek bez tego nie byłoby z tym problemu. Płynnie mówi po angielsku, a to tak naprawdę podstawowy język ekipy z Pomorza Zachodniego, zaraz po polskim. Normalny gość – słyszymy. Kiedy trzeba pożartować, pożartuje, a gdy jest praca, to pracuje. Może nie dusza towarzystwa, ale też nie ktoś chowający się po kątach. Swoje wykona i idzie do domu.

Nie ma – przynajmniej na razie – grupki, z którą trzymałby się bardziej niż z resztą. Najlepiej zna Gustafssona i to widać. Szkoleniowiec wyszedł mu na powitanie pierwszego dnia, co jakiś czas podczas zajęć przechodzą na szwedzki i rozmawiają. Można się tylko domyślać, że pół żartem, pół serio, bo obaj się śmieją, a nikt inny nie rozumie szwedzkiego. Może ktoś z boku powiedziałby „syn trenera”, ale nawet jeśli trochę, co z tego? Almqvist jest zwyczajnie za dobry, by się obrażać, że lubi się z szefem. Tym bardziej że wcale nie dostał za darmo miejsca w wyjściowej jedenastce. Ba! Z 14 rozegranych meczów ledwie dwukrotnie wystąpił od początku do końca i zdarzyło się to dopiero we wrześniu i październiku. Nic za darmo.

Debiutancką bramkę zdobył w premierowym spotkaniu w podstawowym składzie i po chwili omal nie znokautował Kowalczyka, kiedy efektownym saltem świętował trafienie. Stopy niewiele minęły głowę zaskoczonego pomocnika. Później Szwed przyznał, że zapomniał ostrzec. Lubi takie ewolucje po golach, trzeba uważać. Szczególnie, że wydaje się, iż tych bramek jeszcze kilka zdobędzie dla drużyny ze Szczecina.

Fakt, Almqvist nie uśmiecha się tak często jak większość, ale w sumie co z tego. Dopóki dzięki niemu uśmiechają się kibice, nie ma problemu.

CZYTAJ WIĘCEJ O POGONI SZCZECIN:

foto. Newspix

Rocznik 1990. Stargardzianin mieszkający w Warszawie. W latach 2014-22 w Przeglądzie Sportowym. Przede wszystkim Ekstraklasa i Serie A. Lubi kawę, włoskie jedzenie i Gwiezdne Wojny.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

11 komentarzy

Loading...