Reklama

Iga Świątek zmiotła Coco Gauff z kortu

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 października 2022, 08:02 • 5 min czytania 3 komentarze

65 minut potrzebowała Iga Świątek na to, by awansować do półfinału turnieju WTA w San Diego. Choć po drugiej stronie siatki stała rywalka, po której spodziewaliśmy się, że może jej naprawdę zagrozić. Dziś w nocy polskiego czasu Coco Gauff nie była jednak w stanie choćby na moment sprawić Idze problemów. Nasza tenisistka grała zbyt dobrze, zbyt dokładnie, zbyt szybko. I wypunktowała Amerykankę w wielkim stylu. 

Iga Świątek zmiotła Coco Gauff z kortu

Starcia z młodością

Przy okazji starcia Igi w poprzedniej rundzie turnieju w San Diego – z Chinką Qinwen Zheng – wspominaliśmy o tym, że w pierwszej “30” rankingu WTA jest ledwie kilka zawodniczek młodszych od Polki. Jedną z nich była właśnie odprawiona przez Igę Zheng. W czołowej “10” jest za to tylko jedna taka tenisistka, wciąż zresztą będąca nastolatką – Coco Gauff. Jasne, Iga, mająca już (a równocześnie zaledwie) ponad 21 lat, będzie powoli przyzwyczajać się do tego, że gra z rywalkami mającymi mniej lat na karku. Ale jak na razie to Gauff jest jedyną taką, z którą mierzy się regularnie.

Mecz w San Diego był bowiem ich czwartym. Dotychczasowy bilans? Cóż, po stronie Amerykanki wciąż widnieje okrągłe zero.

Coco przegrała z Igą w 2021 roku w półfinale turnieju w Rzymie i był to… najlepszy mecz, jaki rozegrała przeciwko Polce. W pierwszym secie powalczyła, doszło do tie-breaka, dopiero w nim zaznaczyła się przewaga Świątek. W drugim było już Idze trochę łatwiej, wygrała 6:3, ale młodziutka Amerykanka – wtedy niedługo po swoich 17. urodzinach – zostawiła na korcie bardzo dobre wrażenie. Można było oczekiwać, że w kolejnych starciach znów Idze zagrozi. Na razie jednak nic takiego się nie stało.

Reklama

Jasne, w tym roku mało kto był w stanie Świątek sprawić spore kłopoty. Zwłaszcza wiosną, a traf chciał, że oba wcześniejsze tegoroczne spotkania Coco i Iga rozegrały właśnie wtedy. Zakończyły się zresztą niemal identycznymi wynikami, zmieniała się jedynie kolejność setów. W Miami Iga wygrała 6:3 6:1, z kolei przy okazji zdobywania drugiego tytułu na Roland Garros, zakończyła mecz rezultatem 6:1 6:3. – Właśnie powiedziałam Coco, żeby nie płakała, a teraz sama to robię. Chcę pogratulować Coco, rozwijasz się z każdym dniem. Gdy byłam w twoim wieku, miałam swój pierwszy rok w tourze, nie wiedziałem, co robię. Na pewno znajdziesz swoją drogę i wygrasz taki turniej – mówiła Iga po tamtym sukcesie.

Na razie Gauff tej drogi nie znalazła, choć czasu, oczywiście ma bardzo dużo. Wygląda jednak na to, że Iga Świątek ma zamiar trochę utrudnić jej wygrywanie. Nie tylko wielkich szlemów, a w ogóle turniejów. W nocy znów bowiem Amerykankę pokonała. I to w jej ojczyźnie.

Piękna gra

Dla Igi turniej w San Diego to głównie przygotowanie do finałów WTA. Polka do USA wyleciała tuż po przegranym finale – choć po wybitnym meczu – z Barborą Krejcikovą w Ostrawie. Do tego w czasie czeskiej imprezy nieco chorowała. I w meczu z Qinwen Zheng momentami było widać, że jest nieco “zardzewiała”, gubi rytm. Z Gauff nie było jednak już ani jednego takiego momentu. Nasza tenisistka zagrała spotkanie wybitne, poczęstowała Coco bajglem (setem wygranym do zera) – już dwudziestym w tym sezonie – i spokojnie awansowała do półfinału.

Paradoksalnie takie mecze często opisuje się trudniej. Bo ile można znaleźć przymiotników opisujących doskonałą wprost grę? Nawet słownik synonimów w pewnym momencie się poddaje.

A Iga naprawdę zagrała genialnie. Owszem, od samego początku problemy miała Gauff, która dziś zdawała się nie kontrolować w pełni mocy i precyzji swoich uderzeń. Jednak to w dużej mierze zasługa właśnie Igi. Ta wyszła na kort spokojna, grała z ogromną swobodą. Naciskała na rywalkę, wymuszała błędy i cały czas była w pełni skoncentrowana. Doskonale przy tym returnowała – a serwis to całkiem groźna broń w arsenale Coco – co Amerykankę zaskakiwało. Często to właśnie returnem Iga ustawiała sobie wymiany, które potem kończyła dobrymi, precyzyjnymi uderzeniami z głębi kortu.

Reklama

https://twitter.com/TennisChannel/status/1581100095663001601

Owszem, Gauff walczyła. W ostatnim gemie pierwszego seta miała nawet dwa break pointy, które wywalczyła fantastycznym lobem. Iga jednak od stanu 15:40 znów weszła na najwyższe obroty, zgarnęła cztery punkty z rzędu i spokojnie zamknęła seta. Drugiego po przerwie rozpoczęła równie imponująco – z miejsca uzyskała przełamanie na 1:0 (zresztą break pointa wykorzystała za sprawą kończącego returnu). Ani na moment nie zwolniła tempa, cały czas była aktywna i atakowała. Do tego świetnie serwowała, choć więc Coco zaczęła grać nieco dokładniej i udawało jej się wygrywać więcej akcji oraz gemów, to nie była w stanie przełamać Polki.

A Iga zafundowała jej jeszcze jednego breaka – w dziewiątym gemie, kończąc całe spotkanie. Wygrane 6:0 6:3, najwyżej w historii czterech ich dotychczasowych pojedynków. I awansowała do półfinału imprezy w San Diego, przy okazji przekraczając liczbę 10000 punktów rankingowych zdobytych w tym sezonie. To pierwsza zawodniczka, która tego dokonała od Sereny Williams w 2013 roku.

Znów Amerykanka

W półfinale na drodze Igi stanie kolejna zawodniczka z USA – Jessica Pegula. To równocześnie trzecia w tym sezonie tenisistka pewna udziału w finałach WTA – po Idze i Ons Jabeur. Zresztą Jessica zagra tam i w singlu, i w deblu, w którym wystąpi w parze z… Coco Gauff.  – To dla mnie ogromne osiągnięcie, że zagram w singlu i deblu. Dokonać tego w parze z rodaczką jest czymś naprawdę fajnym. Jestem po prostu bardzo szczęśliwa. Opłaciło się, cała moja ciężka praca i wszystkie mecze, które rozegrałam w tym sezonie. To był długi rok, a to jest po prostu wspaniała nagroda – mówiła, cytowana przez oficjalną stronę WTA.

CZYTAJ TEŻ: JESSICA PEGULA, RYWALKA IGI ŚWIĄTEK [SYLWETKA]

Podobnie jak z Gauff, tak i z Pegulą Iga Świątek nie straciła w tym sezonie jeszcze seta (przegrała z nią za to w 2019 roku). Polka triumfowała w półfinale w Miami (6:2 7:5) i w dwóch wielkoszlemowych ćwierćfinałach – na Roland Garros (6:3 6:2) oraz w US Open (6:3 7:6). Ciekawy, choć bardzo nerwowy, był zwłaszcza ostatni z tych meczów. Wielokrotnie dochodziło w nim do przełamań, oglądaliśmy sporo zwrotów akcji. Choć ostatecznie lepsza okazała się Iga.

I oby tak samo było w San Diego. Początek tego meczu dziś o 23 czasu polskiego.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...