Reklama

Radomiak – Śląsk. Ścisły top najbardziej absurdalnych meczów w tym sezonie

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

15 października 2022, 16:01 • 5 min czytania 18 komentarzy

Jak często zdarza się, by trzech stoperów jednej drużyny obejrzało czerwoną kartkę? W ilu meczach widzimy tak nieudolną w ataku drużynę jak Radomiak, która na koniec strzela dwie bramki? Czy to normalne, że Śląsk mógł rozmontować rywala na trzydzieści sposobów, a największe zagrożenie ofensywne stworzył Olsen, który wypuścił sam na sam Alvesa z Radomiaka?

Radomiak – Śląsk. Ścisły top najbardziej absurdalnych meczów w tym sezonie

Za nami kompletnie absurdalne spotkanie. Ścisły top najdziwniejszych meczów tego sezonu.

Radomiak – Śląsk. Nam strzelać nie kazano

Radomiak był dziś w ofensywie na wskroś dramatyczny. Po pierwszej połowie gospodarze mieli na swoim koncie tylko jeden strzał. Nie, że celny (choć był celny). Jakikolwiek. W dodatku Machado oddał go dopiero w doliczonym czasie gry. Po stałym fragmencie.

Radomiak ewidentnie miał pomysł na to spotkanie. Po przechwycie piłki chciał jak najszybciej uruchamiać skrzydłowych prostopadłym podaniem. Było to bardzo powtarzalne. Tylko w pierwszych dziesięciu minutach podjął z pięć takich prób. Pomysł był dobry, tylko że skrzydłowi…

Czy Semedo jako piłkarz w ogóle coś potrafi? Patrzymy w jego CV i to nie tak, że chłop trafił do Ekstraklasy z ulicy. Pograł w Eredivisie (71 meczów). Pograł na holenderskim zapleczu. Pograł w lidze greckiej. Miał rewelacyjne sezony pod względem liczb. W drugiej lidze holenderskiej – 15 goli i 15 asyst. W holenderskiej ekstraklasie – 9 goli i 5 asyst. W Radomiaku może liczyć co najwyżej statystykę udanych przyjęć czy celnych podań. Przy dobrych wiatrach może też wykręciłby double-double, ale nie mamy co do tego wielkiego przekonania. Dziś było jak zwykle – przerastały go najprostsze elementy futbolowego rzemiosła.

Reklama

Machado? On podstawy przynajmniej opanował. Można go chwalić za to, że robi wiatr, że jest aktywny, że potrafi czasem zrobić przewagę szybkością czy nieco chaotycznym dryblingiem. Tylko że cały czas dochodzi do sytuacji i cały czas je marnuje. Dzisiaj…

  • strzelał z woleja po rzucie rożnym w doliczonym czasie pierwszej połowy (bramkarz odbił strzał)
  • przy kolejnej próbie z woleja przeniósł piłkę nad bramką 
  • obiecujący kontratak zakończył rogalem po długim rogu – trafił w słupek

Może nie były to oczywiste setki, ale ważny jest kontekst. Aż do ostatnich dwóch kwadransów, gdy w przewadze grało się łatwiej, każdy zalążek sytuacji strzeleckiej był dla Radomiaka świętem. I w centrum wszystkiego, co może być niebezpieczne, stał właśnie Machado. I jak zwykle – bo to problem znacznie szerszy – brakowało mu jako jakości przy wykończeniu.

A zatem już wiecie, dlaczego ekipie Mariusza Lewandowskiego nie szło. Na domiar złego, w pierwszej odsłonie zagrała ona bez nominalnego napastnika. Funkcję tę miał spełniać Alves, ale kompletnie nie było go w grze.

A Śląsk? Ewidentnie czuł się niekomfortowo w sytuacji, gdy rywal oddał mu pole gry, czekając na przechwyt i szybką, bezpośrednią piłkę. Sprawiał wrażenie drużyny, która też wolałaby się schować i czekać na kontry. Dostarczał za to sporo śmiechu. Na przykład Nahuel, dostając podanie z rzutu rożnego, postąpił zgodnie ze sztuką piłkarską – „dał tam, skąd przyszła”. I nie hiperbolizujemy – gość naprawdę posłał futbolówkę w okolice chorągiewki. Inna sytuacja – z minutę trwało ustawienie się Śląska do rzutu wolnego. Najpierw chciał strzelać Exposito. Potem Garcia przekonał go, że jednak nie. W międzyczasie zespół powędrował w pole karne. Długa celebra zakończyła się tym, że Garcia wrzucił piłkę w miejsce, z którego uciekali wszyscy jego koledzy.

Strzały Radomiaka po pierwszej połowie – 1 niecelny, 1 celny

Strzały Śląska po pierwszej połowie – 3 niecelne, 1 celny

Reklama

No taki to właśnie był ten mecz.

Radomiak – Śląsk. Trzy czerwone kartki dla stoperów

W drugiej połowie stężenie absurdu się podniosło. Dalej oglądaliśmy to samo, czyli piłkarskie lelum-polelum. Mariusz Lewandowski puścił do boju po przerwie napastnika, Mauridesa, co okazało się kluczowe dla tego spotkania, ale do tego jeszcze dojdziemy.

Bo równie istotne było to, co zrobił Patrick Olsen. Położenie Śląska było następujące – Radomiak był dziś niebezpieczny jak pistolet z pustym magazynkiem, a więc może sobie grać, grać, grać, a i tak niczego nie wskóra. Wystarczyło, by Śląsk na moment wskoczył na wyższe obroty i zaliczyłby lajtowe zwycięstwo. Olsen, być może sfrustrowany tym, że z przodu mimo licznych prób niewiele wychodzi, postanowił wypuścić Alvesa sam na sam. Podawał do Verdaski, teoretycznie było to banalne zagranie, piłkarskie abecadło, ale, no cóż – trochę go przerosło.

Gonić za Alvesem musiał Bejger, ale zanim atakujący zabrał się z piłką sam na sam, obrońca powstrzymał go faulem, za co obejrzał czerwoną kartkę. Obrońca stał przed dylematem – lepsza dla Śląska będzie stuprocentowa sytuacja rywala czy gra w niedowadze przez dwa kwadranse? Z jednej strony można zrozumieć jego wybór, z drugiej… No nie w tym meczu. Przecież Alves wcale nie musiał tego strzelić. Zwłaszcza, że biegł od prawej strony, a więc musiałby jeszcze pewnie przekładać piłkę do lewej nogi. Obrońcy Śląska byli spóźnieni, ale też nie na tyle, by przy jakimś potknięciu piłkarza Radomiaka nie skasować tej akcji. Zachowanie Bejgera da się jednak jakkolwiek usprawiedliwić. Wybrał, w jego ocenie, mniejsze zło.

Ale Olsen…

To definicja rozłożenia przed kimś czerwonego dywanu.

Mniej więcej wtedy Śląsk Wrocław kompletnie się rozsypał. Kolejne dwie czerwone kartki – w obu wypadkach wskutek dwóch żółtych – zobaczyli Poprawa i Verdasca. Radomiakowi udało się to wykorzystać za sprawą Mauridesa. Najpierw Brazylijczyk oddał strzał po rzucie rożnym – piłka odbiła się najpierw od Garcii, potem od Olsena, aż spadła w wolną przestrzeń, co napastnik wykorzystał dzięki błyskawicznej reakcji. Drugi gol – długa piłka od Kobylaka, co w połączeniu z brakiem stoperów Śląska przełożyło się na sytuację bramkową. Maurides uciekł Schwarzowi, okiwał bramkarza, wsadził piłkę do pustaka.

Obie drużyny zagrały absurdalnie złe zawody. Radomiak wygrał zasłużenie, bo przynajmniej nie popełniał wielbłądów. Ale niepopełnianie wielbłądów to jedyny pozytyw, jaki Radomiak może wynieść po tym spotkaniu. Niby wynik idzie w Polskę, ale to nie tak, że rewelacja poprzedniego sezonu wraca na dobre tory. Wciąż jest w dołku.

Mimo wszystko doceniamy ten mecz. Jeśli ktoś szuka w piłce nożnej jakości piłkarskiej, to po obejrzeniu tego czegoś prawdopodobnie już nigdy nie wróci na polskie boiska. Jeśli ktoś natomiast chce się pośmiać, to trafił idealnie. Dziś nie oglądaliśmy piłki nożnej. To był występ kabaretowy.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

18 komentarzy

Loading...