Wszyscy wiemy jakim zawodnikiem jest Kristoffer Velde, mianowicie – pozostaje on w trudnych relacjach z piłką, co w tym zawodzie bywa dość niefortunne. Niemniej w europejskich pucharach potrafił dawać liczby, nawet jeśli – właśnie – odstawiał choćby najgorszą ruletę, jaką widział futbol. A i tak z Austrią Wiedeń mu wówczas wpadło. W sumie: 11 spotkań, pięć bramek, trzy asysty. No nie najgorzej. Lecz i tak trudno go lubić.
W kontekście piłkarskim, bo może jest super gościem i robi świetną jajecznicę. Natomiast takie występy jak dzisiaj zabierają mu prawie całą boiskową sympatię. Miał wejść, jeszcze rozruszać Lecha i pomóc w zwycięstwie, które właściwie dawałoby Kolejorzowi wiosnę w Europie. Tymczasem przez ponad pół godziny wprowadził ogromny zamęt i jeszcze fajnie, gdyby gubił się w tym rywal, ale nie, głównie gubił się Velde i jego koledzy.
Norweg:
- trzykrotnie wdał się w drybling i nie wygrał żadnego
- w sumie podjął pięć pojedynków, wygrał dwa
- pięć razy stracił piłkę
Jak na kogoś, kto miał robić przewagę – marne to liczby. Dla porównania Skóraś, który też potrafi być chaotyczny, dwa razy dryblował i dwa razy skutecznie, ponadto wygrał cztery z siedmiu pojedynków. Citaiszwili – jeden drybling, jeden wygrany, cztery pojedynki, trzy zwycięskie. To wciąż nie są żadne wielki liczby, bo oczekiwalibyśmy od skrzydłowych większego wiatru na boku i też większego chciejstwa w minięciu rywala, ale obaj panowie i tak zaprezentowali się lepiej niż Norweg (szczególnie Skóraś).
Problem polega na tym, że Velde gra głupio. Po prostu. Zwróćcie uwagę na mowę ciała Ishaka, gdy Velde przebywa na boisku. Szwed balansuje między zdegustowaniem a wściekłością. Ciągle przekazuje jakieś uwagi swojemu koledze w złudnej nadziei, że ten wreszcie zrozumie. Ale Velde nie rozumie i nawet jak nie ma piłki, to potrafi rozzłościć kompana złym ustawieniem. W końcu żeby założyć skuteczny pressing, wszyscy muszą go rozumieć na choć przyzwoitym poziomie.
Równie pokracznie jest wtedy, gdy Velde ma piłkę przy nodze. Dziś była idealna okazja na to, by zadać ostateczny cios Hapoelowi i wywieźć stamtąd zwycięstwo. Wszystko, co trzeba było zrobić, to zagrać do Amarala w tempo i ten wyszedłby sam na sam. Naprawdę – nie było to specjalnie trudne, a i tak Norwega przerosło, pierwszy przy piłce był bramkarz, bo przy takim podaniu musiał być.
W innym wypadku Velde próbował lobować z połowy boiska. Ujmując eufemistycznie: nie powtórzył wyczynu Beckhama z Manchesteru United. Bo – jeśli ktoś nie widział – Velde kopnął w pierwszego zawodnika, który stał na drodze piłki. Taki był to lob…
Może Velde jeszcze się rozwinie, ma 23 lata, natomiast obecnie bliżej nam do tego, że pozostanie typowym jeźdźcem bez głowy. Czasem coś pozytywnego wyjdzie z tego chaosu, ale jednak częściej będziemy obserwować takie mecze jak ten. I trzeba będzie czekać, aż Velde trafi na swój dzień.
Dzisiaj to na pewno nie był jego dzień.
Czytaj więcej o Lechu Poznań:
- Wyjątkowe koszulki Lecha na mecz z Hapoelem. Gest dla dzieci z cukrzycą
- Cierpienie za cudze grzechy, czyli przypadek Filipa Szymczaka
- Obrona Lecha odzyskała stabilność. Cztery czyste konta, zbudowana twierdza Bułgarska
Fot. Newspix