Reklama

Kozacy i badziewiacy. Hiszpańskie rytmy Marca Guala

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

04 października 2022, 15:51 • 5 min czytania 14 komentarzy

Wesoły Marc Gual. Zabójczy Benjamin Kallman. „Borucowy” Kacper Tobiasz. Nieporadny Michał Szromnik. Bezmyślny Pedro Justiniano. Koślawy Kristers Tobers. Oto bohaterowie i antybohaterowie jedenastej kolejki Ekstraklasy.

Kozacy i badziewiacy. Hiszpańskie rytmy Marca Guala

Kozacy. Taki atak zrobiłby robotę

Już wiosna pokazała, że Marc Gual to materiał na kozaka. Już pal licho, że spodziewaliśmy się jakości, bo kiedyś razem z Ivim Lopezem wymiatał w drugoligowych rezerwach Sevilli, bo na poziomie Segunda Division strzelił łącznie trzydzieści jeden goli i zaliczył dziesięć asyst, bo przed wojną grał w trzecim zespole ukraińskiej ekstraklasy SK Dnipro-1. Nie tacy przyjeżdżali do Polski i przepadali w odmętach Wisły, Odry, Warty czy innego Bugu, bo wydawało im się, pozjadali wszystkie rozumy i mogą odcinać kupony od ładnego CV. Ale Gual szybko walnął trzy gole w siedmiu meczach, pomógł Jadze utrzymać się w Ekstraklasie, a następnie został na dłużej w Białymstoku. Cieszyliśmy się z takiego obrotu spraw i mieliśmy rację.

Nie dość, że dwudziestosześciolatek ma już na koncie dziewięć wpisów statystycznych (sześć bramek i trzy asysty), to jeszcze ciągle mamy wrażenie, że on dopiero się rozgląda, rozpycha i rozkręca, że prawdziwe fajerwerki jeszcze przed nim. Ostatnie trzy występy? Dwa trafienia ze Stalą, trafienie z Lechią, trafienie i asysta z Koroną. W tym ostatnim meczu Gual tańczył w rytm hiszpańskiej muzyki. Zakręcił stoperami przy golu Tomasa Prikryla i niewiele robił sobie z tego, że wcześniej nie zauważył (?) lub zlekceważył (?) wybicie piłki za linię końcową przez Petrowa. Nie, że oponował, kiedy Łukowski biegł pięćdziesiąt metrów, żeby umieścić piłkę w siatce w ramach po poddańczym geście fair play w wykonaniu Jagi. Po prostu „niewiele sobie z tego robił”, bo zajmował się zabawą w futbol. Najpierw wykorzystał karnego. Następnie oddał drugą jedenastkę Cernychowi, żeby ten mógł się przełamać. A na koniec pograł dwójkowo ze słabo dysponowanym Imazem i asystował przy jego bramce na 4:1. Wszystko to z uśmiechem na ustach, pozytywną bajerką, lubimy to!

Benjamin Kallman. Kim jest napastnik Cracovii rodem z Finlandii?

Świetne mecze rozegrało też dwóch innych ekstraklasowych napastników – Benjamin Kallman i  Pontus Almqvist. Pierwszego Jacek Zieliński niezmiennie reklamuje jako złoty strzał letniego okienka transferowego, a Fin powoli zaczyna odwdzięczać się doświadczonemu szkoleniowcowi za uroczą laurkę, choćby takimi zdobyczami statystycznymi jak w starciu z Radomiakiem. Drugi zaś chyba już na zawsze zapisał się w historii odrodzonej Pogoni Szczecin, bo na otwarcie nowego obiektu najpierw wyrównał stan spotkania z Lechią, a następnie asystował na 2:1 do Grosickiego i sprawił, że obiekt Stadion Miejski im. Floriana Krygiera zamigotał triumfalnie.

Reklama

Komu jeszcze należą się słowa pochwały? Kacper Tobiasz jest gościem z krwi i kości, a przy okazji zwyczajnie dobrym bramkarzem, bez którego interwencji Legia nie miałaby szans zremisować z Lechem. Filip Dagerstal niezmiennie imponuje słusznie pojmowaną solidnością. A, no i Damjan Bohar powoli zaczyna nawiązywać do formy strzeleckiej sprzed wyjazdu z Polski, z czego cieszą się chyba wszyscy w Lubinie, bo tamtejsze Zagłębie potrzebuje silnych postaci i boiskowych liderów.

Badziewiacy. Justiniano pod rękę z Tobersem

Bierzesz trójkę napastników Marc Gual-Benjamin Kallman-Pontus Almqvist w wersji z minionej kolejki i z miejsca tworzy się potencjalnie jeden z najlepszych, a może i najlepszy tercet ofensywny w lidze. Bierzesz trójkę stoperów Richard Jensen-Pedro Justiniano-Kristers Tobers w wersji z minionej kolejki i możesz być pewny, że zlecisz z ligi z jednym z najgorszych defensywnych bilansów w historii rozgrywek.

I tu – uwaga – małe zastrzeżenie.

Jest mały haczyk.

Pedro Justiniano zagrał chyba najgorzej z całej trójki. Dostał u nas najniższą notę – 1. Kallman robił z nim, co tylko chciał i na co tylko miał ochotę – przestawiał, oszukiwał, ogrywał. Zawalił bramkę, wyleciał z boiska i w ogóle kicha z nędzą, ale coś nam podpowiada, że w jego przypadku to wypadek przy pracy, bo do tej pory w kilku meczach z rzędu wyglądał bardzo porządnie.

Reklama

Co innego Jensen, dla którego to już czwarty słaby występ w barwach Górnika Zabrze. Nosi opaskę kapitana, zdarza mu się zaprezentować dobrze i bezbłędnie, ale wcale niekrótkimi momentami coś z nim jest nie halo. Tym razem popełnił kluczowe błędy przynajmniej przy dwóch golach Zagłębia. Raz dał się ograć jak junior Tornike Gaprindaszwilemu, co później skończyło się golem Damjana Bohara, a przy trafieniu Filipa Starzyńskiego zaliczył „asystę”, bo jego blok zamienił się w rykoszet, po którym „Figo” wykończył wszystko wolejem.

I co innego Kristers Tobers, który okazał się tajnym agentem Pogoni w barwach Lechii i w ciągu trzech minut sprawił, że szczecińscy fani przeszli drogę z piekła do nieba. Najpierw nie pokrył Almqvista przy rzucie rożnym, a po chwili przegrał fizyczne starcie z tym samym rywalem  po dalekim zagraniu Zecha, nie dogadał się z Kuciakiem, ślamazarnie zbierał się z ziemi i mieliśmy przepis na katastrofę. Doskonały sygnał dla Marcina Kaczmarka, nowego sternika Lechii, że no cóż, na Tobersa nie ma co liczyć, nawet pod nieobecność partaczącego wszystko na lewo i prawo duetu Maloca-Nalepa.

Pogoń gasi światło. Jak wyglądało otwarcie szczecińskiego stadionu?

Komu jeszcze należą się słowa przygany? Gdyby Fabian Piasecki i Joao Amaral zagrali na miarę oczekiwań, Raków pokonałby Widzew, a Lech pokonałby Legię. Koldo Obieta zawiódł na całej linii pod nieobecność Angelo Henriqueza i sprawił, że Miedź znajduje się blisko spadku po zaledwie jednej trzeciej rozegranych kolejek. Jego drużynowy kolega Carlos Julio Martinez jest bardzo bliski honorowego miejsca w jedenastce Badziewiaków, gdzie lądował po blisko połowie swoich ekstraklasowych popisów. A Michał Szromnik, zwykle dobry bramkarz, zalicza gorsze chwile – kilka tygodni po memicznym błędzie przy samobóju Hyjka ze Stalą zalicza fatalną obcinkę z Wartą, która wydatnie przyczyniła się do porażki Śląska.

Czytaj więcej o Marcu Gualu:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
0
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Komentarze

14 komentarzy

Loading...