Mamy delikatną satysfakcję. I trochę świętego spokoju. No bo niby Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki, jak mawia historyczne przysłowie, no bo niby finalnie biało-czerwoni utrzymali się w Lidze Narodów, ale… głupio byłoby Polakom tak okrutnie dostawać w papę od najlepszych drużyn Europy, gdy Węgrzy niemal jednocześnie leją Anglików, Niemców i Włochów.
No dobra, Włochów nie zlali, w czerwcu przegrali 1:2, we wrześniu 0:2. Nie są więc tak perfekcyjni i idealni, jak wielu chciałoby to widzieć, co jednak wcale nie stoi w sprzeczności z innym twierdzeniem – szczery szacunek dla ekipy Marco Rossiego za tę edycję Ligi Narodów.
Jeszcze Węgrzy wszystkiego nie wygrali
Gdzie byliby teraz Węgrzy, gdyby absolutnie fenomenalnego meczu nie rozegrał Gianluigi Donnarumma? Nie wyrokujemy tego ze stuprocentową pewnością o słuszności własnej tezy, ale najprawdopodobniej wylądowaliby w turnieju finałowym Ligi Narodów. Wcześniej zgnoili Anglików (1:0, 4:0) i przechytrzyli Niemców (1:1, 1:0), więc z Włochami potrzebowali remisu.
Remisu, do którego drogę sami sobie pokręcili.
Chwała im za to, że szukali wyprowadzania piłki od własnej bramki, że wymieniali krótkie podania, że próbowali akcji kombinacyjnych, ale wcale niekrótkimi momentami widać było, że brakuje im do tego umiejętności, przede wszystkim technicznych, ale nie tylko, co nie stanowi żadnej krytyki, ot, stwierdzenie faktu.
Nie wierzycie? Choćby gol numer jeden. Chaos w rozegraniu. Zagubienie Szalaia. Nagy za lekko do Gulacsiego, w którego na domiar złego wpada Gnonto, a na to wszystko wyskakuje Raspadori i pakuje piłkę do pustej bramki. Albo gol numer dwa. Prostopadłe podanie Barelli do Cristante zwieńczone wyłożeniem do Dimarco zostałoby zatrzymane dużo wcześniej przez sędziego liniowego, gdyby tylko węgierska defensywa ciut poważniej podeszła do tematu trzymania się w linii i łapania włoskich piłkarzy na ofsajdach.
Mistrzowie Europy nie rozgrywali wielkiego spotkania, ale widzieli, że przeciwnik się gubi, że ma swoje braki i ograniczenia, więc skrzętnie z tego korzystali, a kilka razy naprawdę niewiele brakowało, żeby Gulacsi wyciągał piłkę z siatki więcej niż dwa razy, również za sprawą własnych błędów i własnej niepewności.
Fajne było jednak to, że drużyna Marco Rossiego, jednak słabsza od Włochów w przewidywanie wielu elementach futbolowego rzemiosła, nie składała broni. I miała mnóstwo dobrych okazji do odwrócenia losów meczu. Co nie wyszło? Tak jak w jednej sytuacji Donnarumma popełnił błąd na przedpolu, z którego użytku nie był w stanie zrobić Szalai, tak przez lwią część meczu 23-letni golkiper grał na miarę samego siebie z Euro 2020. Wyłapał strzał z dystansu Szoboszlaia. Dwukrotnie wygrał pojedynek z Callumem Stylesem, raz w taki sposób, że niewątpliwie trafi to do kompilacji najlepszych momentów z jego sezonu, a pewnie i kariery. Ba, w jednej sytuacji, bardzo chaotycznej, Donnarumma aż trzykrotnie zatrzymywał Węgrów i kipiał taką pozytywną energią, że nawet Leonardo Bonucci nie musiał go dodatkowo nastrajać.
Donnarumma sprawił, że Węgrzy nie wykręcili numeru największym i nie wdarli się na imprezę dla potęg. Równocześnie jednak odwrócili uwagę od absolutnie szalonego spotkania między Niemcami i Anglikami. Pierwsi prowadzili już 2:0, żeby w dziesięć minut roztrwonić prowadzenie, przegrywać jedną bramką i dopaść rywali na remis w osiemdziesiątej siódmej minucie.
Dwie strony mogą czuć się rozczarowane.
Niemcy – po ośmiu zwycięstwach w pierwszych ośmiu meczach kadencji Hansiego Flicka – w ostatnich siedmiu spotkaniach wygrali zaledwie raz. Anglicy – na chwilę przed cholernie ważnym dla całego pokolenia mundialem – szósty raz z rzędu nie zaznali smaku wiktorii, a gdyby nie uciekli spod topora z Die Mannschaft na pożegnanie z dywizją A Ligi Narodów, selekcjonerska przygoda Garetha Southgate’a mogłaby stać się przeszłością i to żaden żart.
Dlatego właśnie, choć nie tacy Węgrzy idealni i choć jeszcze Węgrzy wszystkiego nie wygrali, a Włosi wyciągnęli im z gardła awans do turnieju finałowego Ligi Narodów, gromkie brawa dla Madziarów, taki z tego wszystkiego wniosek i taka z tego wszystkiego puenta.
Węgry – Włochy 0:2 (0:1)
Raspadori 27’, Dimarco 52’
Czytaj więcej o węgierskiej piłce:
- Węgierski futbol wstaje z kolan. Miliardy od rządu zaczynają przynosić efekty
- Niechciany pucharowicz. Sepsi OSK, węgierski klub, który podbija Rumunię
- NK Osijek – skandal w pucharze, węgierska forsa i powrót Bjelicy
- Medialne afery, Real Madryt i palinka dla wszystkich. Historia Adama Szalaia
- Dominik Szoboszlai – człowiek, który wysłał Węgrów na Euro
- Mamy czego zazdrościć Węgrom?
Fot. FotoPyk