Reklama

Siatkarki przeszły próbę charakteru. Polska – Chorwacja 3:1

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

23 września 2022, 20:48 • 8 min czytania 4 komentarze

Zaczęło się spokojnie – Polki w pierwszym secie rozprawiły się z Chorwatkami, nie dając rywalkom dojść do głosu. Później poznaliśmy urok kobiecej siatkówki. Okej, w tym sporcie – również w jego męskiej odmianie – set setowi potrafi być nierówny. Ale kiedy rywalki z Bałkanów wygrały drugą partię, a w trzeciej prowadziły już 16:8(!), mogło się wydawać, że jest po zawodach, a Biało-Czerwone rozpoczną mistrzostwa świata od porażki. Ale nasze siatkarki sobie tylko znanym sposobem zdołały się otrząsnąć. Najpierw odrobiły kolosalną stratę w trzecim secie, a później wygrały cały mecz 3:1! Może w czysto siatkarskich elementach reprezentacja Polski ma jeszcze sporo do poprawy. Jednak dziś nasze zawodniczki przeszły próbę charakteru. I za to należą im się brawa.

Siatkarki przeszły próbę charakteru. Polska – Chorwacja 3:1

MISTRZOSTWA U SIEBIE, ALE NA WYJEŹDZIE

Jeżeli wydawało wam się, że to niemożliwe aby współorganizować mistrzostwa świata i mimo wszystko zaczynać w nich od meczu na wyjeździe, to możecie się zdziwić. Mundial w siatkówce kobiet udowodnił, że można, jak najbardziej. Wprawdzie Polska jest współgospodarzem imprezy razem z Holandią, jednak w tym układzie to Holendrzy mają więcej do gadania. Za prawo przeprowadzenia tych zawodów zapłacili aż 22 miliony euro. Chociaż PZPS nie chce mówić konkretnie o polskim wkładzie finansowym w mistrzostwa, to wiadomym jest, że nasz związek wyłożył o wiele mniejsze pieniądze.

Stąd w Holandii odbędzie się sześćdziesiąt ze stu meczów, które łącznie zostaną rozegrane. W tym pierwsze trzy spotkania grupy B w której gra Polska, oraz sześć meczów grupy C. Dopiero później zespoły z tych grup przeniosą się odpowiednio do Gdańska i Łodzi. Jest to kompletnie pozbawione sensu, ale Holendrzy uważają, że ściągnięcie wszystkich reprezentacji w okolice Arnhem to doskonały sposób na promocję okolicy. Nam pozostaje tylko kręcić głową, że taki pomysł przeszedł.

Orlen baner

Tym właśnie sposobem współgospodynie imprezy – Polki – rozpoczynały mistrzostwa świata na wyjeździe w Holandii, a ich przeciwniczkami były Chorwatki. To drużyna, z którą Polsce nieczęsto dane było grać. Nasze siatkarki na przestrzeni ostatnich dwóch lat zmierzyły się z nimi zaledwie dwukrotnie. I oba te spotkania wygrały. Ale mimo wszystko, grzechem byłoby lekceważenie rywalek. Pod koniec lipca Chorwacja pokonała Belgię – zespół porównywalny poziomem do naszego – 3:1 w finale Challenger Cup. Być może dlatego Stephane Antiga w ankiecie Przeglądu Sportowego uznał tę drużynę za potencjalnego czarnego konia imprezy.

Reklama

CO ZNACZY KLASOWA ATAKUJĄCA

Reprezentacja Polski rozpoczęła mecz w składzie: Agnieszka Korneluk, Kamila Witkowska, Zuzanna Górecka, Magdalena Stysiak, Joanna Wołosz, Olivia Różański i Maria Stenzel (libero).

Gdybyśmy mieli podsumować jednym słowem pierwszy set, to napisalibyśmy, że był spokojny. Zapewne co niektórzy mogliby nazwać go nudnym. Ale my na tego rodzaju nudę nie mieliśmy zamiaru narzekać, bo polskie siatkarki od samego początku kontrolowały przebieg spotkania. Blok znakomicie funkcjonował, dzięki czemu to nasze reprezentantki miały komfort prowadzenia gry. Wprawdzie w ruchach Polek widać było delikatną ociężałość, tak jakby ciężki okres przygotowawczy do mistrzostw jeszcze dawał o sobie znać, ale na Chorwatki gra Polek wystarczała. W szczególności wyróżniała się Joanna Wołosz, która dobrze rozgrywała otrzymane piłki. Widać było też, jak wiele dla tego zespołu znaczy klasowa atakująca. Przypomnijmy, że podczas rozgrywek Ligi Narodów selekcjoner Stefano Lavarini nie mógł korzystać z Magdaleny Stysiak. Zawodniczka włoskiej Monzy w maju doznała kontuzji kolana, a do kadry powróciła dopiero w ostatniej chwili. 21-letnia siatkarka żartowała, że ma kolana 60-latki, jednak w tym meczu w ogóle nie było tego widać. Rywali zupełnie nie miały na nią sposobu. Jeżeli w kimś mielibyśmy upatrywać architektki sukcesu w wygranym 25:19 secie, to bez zastanowienia wskazalibyśmy na Magdę.

UROKI KOBIECEJ SIATKÓWKI

Na początku drugiego seta reprezentacja Chorwacji pokazała godną podziwu siłę mentalną. W końcu w pierwszym secie nie miały za wiele do powiedzenia – wiele drużyn podłamałoby się po takim początku. Tymczasem rywalki Polek rozpoczęły drugą partię z ogromnym animuszem. Wrażenie robiła przede wszystkim różnorodność chorwackich ataków. Ważne punkty zdobywała Martina Samadan, ale równie często piłki były posyłane do Luciji Milnar czy Laury Milos. Zatem oglądaliśmy dwie drużyny, które zupełnie inaczej rozkładały akcenty swoich ataków.

Co najlepsze, kiedy Polki starały się pójść w ślady swoich rywalek, to nie wyszły na tym najlepiej. Olivia Różański, która w pierwszym secie dołożyła kilka cennych punktów, w drugiej partii straciła skuteczność. Dramatyczna w tym elemencie była Zuzanna Górecka, która na tym etapie zawodów grała w „Jeden z dziesięciu”. Bo tylko jeden z dziesięciu ataków Góreckiej przyniósł punkty. Na przeciwnym biegunie była Kamila Witkowska. 100% skuteczności naszej środkowej robiło wrażenie, ale była ona za rzadko wykorzystywana przez koleżanki, wobec czego miała zaledwie cztery próby ataku.

Trzeci set zaczął się naprawdę nieźle, ale były to miłe złego początki. Wydawało się, że przy stanie 5:2 nasze siatkarki będą kontrolowały przebieg wydarzeń tak, jak miało to miejsce w pierwszej partii. Ale Polkom wystarczyło pary na zaledwie kilka akcji. Później Chorwatki je dopadły i zupełnie zdominowały na boisku. O Boże, co to był za set… Polki dostawały straszny oklep. Naszym siatkarkom nie wychodziło nic, lub prawie nic. Nie będziemy skupiać się na konkretnych zawodniczkach, bo naprawdę cała drużyna prezentowała się dramatycznie.

Chociaż nie – o jednej akcji musimy napisać, gdyż była symboliczna. Chodzi o piłkę na 10:7 dla Chorwacji. Magda Stysiak – nasz motor napędowy w pierwszym secie – miała do przebicia prostą piłkę i wpakowała ją prosto w siatkę. Ogólnie, na 13 ataków, tylko raz udało jej się skończyć piłkę. W pewnym momencie Chorwacja prowadziła już 16:8 i nic nie wskazywało na to, że da się uratować tę partię. No dramat.

Reklama

Wtedy Stefano Lavarini zdecydował się na zmiany. Magdalenę Stysiak zastąpiła Monika Gałkowska. Czyli kolejna zawodniczka, która dołączyła do kadry w ostatniej chwili. Z kolei Joanna Wołosz została zastąpiona przez Katarzynę Wenerską. Asia uparcie grała piłki na Magdę, co sprawdzało się w pierwszej partii, ale w trzeciej nasza rozgrywająca przegapiła moment, w którym Stysiak po prostu się zacięła. Podwójna zmiana była bardzo podobna do ulubionej roszady przeprowadzanej w męskiej kadrze przez Nikolę Grbicia, który często wymieniał Bartosza Kurka i Marcina Janusza duetem Kaczmarek-Łomacz.

Ale najlepsze jest to, że w te zmiany wyszły znakomicie. O ile w drugim secie Biało-Czerwone nie wychodziły najlepiej na próbach zróżnicowania ataków, o tyle w tym momencie spotkania Polkom potrzeba było poczucia, że każda z nich jest odpowiedzialna za wynik drużyny. Pochwały w szczególności należą się Olivii Różański oraz Agnieszce Korneluk. Nasze siatkarki w cudowny sposób doprowadziły do wyrównania wydawałoby się przegranej partii, a kiedy Samanta Fabris posłała piłkę w aut, Polska miała piłkę meczową. W połowie seta byśmy w to nie uwierzyli, ale cóż – urok kobiecej siatkówki dał o sobie znać. Ostatnie słowo w trzecim secie należało do Korneluk, która zdobyła 25 oczko. I tak Polki wygrały, zdawałoby się, przegranego seta.

OSTATNI SET TO FORMALNOŚĆ

W czwartej partii reprezentacja Chorwacji – która wcześniej fantastycznie zareagowała na niepowodzenia – psychicznie wysiadła. I nie należy się dziwić naszym rywalkom. Przecież w poprzednim secie długo wychodziło im praktycznie wszystko. Wpadały nawet piłki, które po prostu nie miały prawa wpaść. Jak ta na 19:14 dla rywalek, odpuszczona przez Polki, które były przekonane że piłka wypadnie na aut. Tymczasem po sprawdzeniu powtórki okazało się, że balon dosłownie o milimetr zahaczył jeszcze linię. Pomimo takich sytuacji i komfortowego prowadzenia  Chorwatek, Polki zdołały wyszarpać zwycięstwo.

W ostatniej partii selekcjoner Lavarini powrócił do pierwotnego ustawienia z Joanną Wołosz oraz Magdaleną Stysiak, i była to dobra decyzja. Polki jako zespół były bardzo nakręcone, Chorwatki w czwartej partii były dla nich tylko tłem. Największe pochwały należą się naszym środkowym. Kamila Witkowska oraz Agnieszka Korneluk wygrały nam to spotkanie.

Nie oszukujmy się, że pod względem samej gry wszystko funkcjonowało w naszej drużynie jak należy. Magda Stysiak zaczęła kapitalnie, ale później jej skuteczność spadła bardziej drastycznie niż kurs Bitcoina. W przyjęciu graliśmy bardzo nierówno. Olivia Różański świetne momenty przeplatała przeciętnymi – choć ogólnie zagrała dobre zawody. Zuzanna Górecka zakończyła mecz z oszałamiającą skutecznością wynoszącą 28%. Możemy tak ciągnąć tę wyliczankę, ale wiecie co? Czasami aspekty czysto sportowe nie są najważniejsze. Są mecze, w których ważniejsze są kwestie mentalne, wykazanie się odpornością psychiczną. Spotkania które można było przegrać, a jednak zakończyły się zwycięstwem. Taki mecz buduje charakter zespołu i mamy nadzieję, że pod tym względem zaprocentuje w kolejnych spotkaniach. Zwłaszcza, że Polki będą teraz grały u siebie.

Zanim do tego dojdzie, dziewczyny mogą przez chwilę poświętować, że powrót na mistrzostwa świata po 12 latach nieobecności był dla nich udany. Co ciekawe, Biało-Czerwone pokonały rywalki prowadzone przez doskonale znającego nasze zawodniczki Ferhata Akbasa. Były trener Chemika Police ani… jego polscy asystenci nie dali jednak dziś rady znaleźć recepty na drużynę Lavariniego.

Polska-Chorwacja 3:1 (25:19, 21:25, 25:23, 25:15)

Fot. Newspix

Czytaj też:

 Na jaki wynik stać Polki na mistrzostwach świata?

– Joanna Wołosz: Moim celem są igrzyska olimpijskie [WYWIAD]

– Gra, która ma nieść nadzieję. O ukraińskich klubach w polskich ligach

– Stefano Lavarini – sylwetka trenera polskich siatkarek

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpański dziennikarz ocenił występy Kamila Jóźwiaka. „Dlatego trafił na ławkę”

Radosław Laudański
1
Hiszpański dziennikarz ocenił występy Kamila Jóźwiaka. „Dlatego trafił na ławkę”
Anglia

Amorim: Nie przyszedłem na Old Trafford dla kasy. Inni dawali trzy razy więcej

Paweł Wojciechowski
1
Amorim: Nie przyszedłem na Old Trafford dla kasy. Inni dawali trzy razy więcej

Siatkówka

Polecane

„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk

Jakub Radomski
5
„Miał szklaną psychikę, a dziś to mentalny tytan”. Bartłomiej Bołądź i jego droga po srebro igrzysk
Polecane

Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Jakub Radomski
2
Bestia w ataku i dżentelmen siatkówki. Aaron Russell błyszczy w PlusLidze

Komentarze

4 komentarze

Loading...