Reklama

Piotr Zieliński i długo, długo nic [NOTY]

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

23 września 2022, 00:30 • 10 min czytania 70 komentarzy

Piotr Zieliński rozegrał całkiem niezłe zawody. To jedyny polski piłkarz, o którym możemy tak powiedzieć. Oto noty, jakie wystawiliśmy naszym reprezentantom po meczu Ligi Narodów z Holandią (0:2). Skala 1-10 (wyjściowa 5).

Piotr Zieliński i długo, długo nic [NOTY]

WOJCIECH SZCZĘSNY – 5

Mimo że Holandia nas bardzo zdominowała, robota nie paliła mu się w rękach. Rywale biało-czerwonych oddali tylko dwa celne strzały. Przy obu bramkarz Juventusu nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Można pochwalić go za wyjście do prostopadłej piłki, która zmierzała do Weghorsta, za co oberwał po głowie, a później doszło do lekkiej konfrontacji (Szczęsny obejrzał w konsekwencji żółtą kartkę). Nie miał okazji, by się wykazać. Jakkolwiek to brzmi po tak fatalnym meczu ekipy Michniewicza.

JAN BEDNAREK – 2

Zastanawialiśmy się, czy będzie po nim widać, że ostatni mecz ligowy rozegrał 13 sierpnia. No cóż – było. To dla nas nowa sytuacja, bo przecież obrońca dotąd grający regularnie w Premier League raczej nie był zapalnikiem. A w czwartek? No cóż, przy golu na 0:2 Bergwijn oszukał go jak dziecko. Gdy Holender zagrał na klepkę, Bednarek skupił się na piłce, podczas gdy jego rywal od razu zaczął biec w wolną przestrzeń, gdzie dostał futbolówkę do nogi. Nasz obrońca był w tej sytuacji kompletnie spóźniony.

Reklama

Ta bramka to konsekwencja słabego meczu w wykonaniu rezerwowego Aston Villi. Bednarek był strasznie niepewny. Spóźnił się także przy innej klepce, gdy uciekał mu Depay. W innej z interwencji zaliczył udany przechwyt, a potem uciekła mu piłka. Momentami biegał, jakby był bez mapy. Zdarzyło mu się zagranie za linię obrony, podczas gdy nikt nawet nie próbował się zerwać. Nie wiedział, czy jedno z podań idzie do niego, czy do Frankowskiego, w efekcie straciliśmy piłkę na własnej połowie. Notował też udane przecięcia, ale to nie zamazuje bladego występu. Nie był to ten Bednarek, do którego w ostatnich latach się przyzwyczailiśmy.

KAMIL GLIK – 2

Za mecz ze Szwecją należy mu się dozgonny szacunek. Ale od tamtego momentu jest słabo, po prostu. W takich spotkaniach najbardziej widoczne są mankamenty lidera naszej defensywy – brak zwrotności i ogromne ograniczenia w rozegraniu. Wyprowadzał piłkę na poziomie trzeciej ligi. I to nie hiperbola. Naprawdę wyglądało to katastrofalnie.

Błędy? Nie przeciął podania przy golu na 0:1, a dało się to zrobić. Zaspał tak jak cała linia defensywna. Przy golu na 0:2 pozwolił Janssenowi na odegranie z klepki. Nie był to wielbłąd, ale także nie sytuacja, której nie można było naprawić. Gdy Holendrzy wychodzili z kontrą trzy na trzy, wystarczył jeden fałszywy ruch, by piłkę dostał Weghortst, którego krył właśnie Glik (na szczęście bez konsekwencji). Były wygrane główki. Były przecięte akcje. Ale całokształt… Niestety, powoli zaczynamy się do niego przyzwyczajać.

JAKUB KIWIOR – 4

Najsensowniejszy z trójki stoperów. Jak cała formacja zaspał przy golu na 0:1. A do tego wykonał ruch, którym chciał antycypować wsteczną piłkę od Dumfiresa, lecz kompletnie nie odczytał jego zamiarów, bo ten wolał przecież wrzucać piłkę w pierwsze tempo. Inne zarzuty? Za mało go było przy wyprowadzeniu. Glika i Bednarka doskonale znamy – i w tej materii nie spodziewamy się po nich cudów. Kiwior ma jednak znacznie bliższą relację z piłką i trochę szkoda, że stanowczo za rzadko brał na siebie odpowiedzialność. Dopiero w samej końcówce dał ciekawą, otwierającą piłkę na napastnika. Wcześniej miał na swoim koncie tylko typową lagę do nikogo i kilka bezpiecznych podań. 

Reklama

Ale poza tym – było całkiem nieźle. Wygrywał pojedynki pod własną bramką. Ochoczo wychodził ze swojej strefy, by przeciąć akcje w środku pola – i zwykle mu to wychodziło. Zablokował wślizgiem strzał Bergwijna. Dwa razy pozwolił z kolei na uderzenie Berghuisowi – obie te próby pozostawiały jednak wiele do życzenia.

PRZEMYSŁAW FRANKOWSKI – 3

Zagrał na dwójkę, ale za podanie do Milika należy mu podnieść ocenę. Prawy wahadłowy został ograbiony z asysty. On sam zrobił wszystko dobrze – począwszy od odczytania zamiarów Zielińskiego, przez udane wyjście na pozycję, aż po precyzyjne dogranie. Bardzo mało było go w ofensywie, ale ten jeden moment trzeba zapamiętać.

W obronie? Dramat. Sygnał, że piłkarz Lens nie musi ogarniać zadań defensywnych, dostaliśmy już w pierwszych minutach meczu, gdy kompletnie odpuścił wbiegającego za jego plecy Blinda. Na nasze szczęście holenderski wahadłowy pogubił się przy strzale wślizgiem z trzech-czterech metrów. Przy golu na 0:1 Frankowski także zaspał. To on był najbliżej Gakpo, lecz swoim ustawieniem nie dał sobie nawet szansy na przecięcie piłki. Zanotował stratę na własnej połowie, z której powinno urodzić się coś groźnego – na szczęście strzał Holendrów został zablokowany. Jeśli ten mecz miał być odpowiedzią na pytanie „czy Frankowski może zastąpić Matty’ego Casha?”, to dylemat wciąż pozostaje otwarty.

KAROL LINETTY – 2

Czesław Michniewicz wykonał na poprzednim zgrupowaniu ukłon w jego kierunku. Miał problemy w klubie, ale dostał powołanie, by się pokazać, przypomnieć i szybciej znaleźć nowego pracodawcę. Linetty został jednak w Torino, gdzie w tym sezonie wrócił do łask. Jego występ z Holandią nie był więc już szansą dla piłkarza z problemami, a logicznym wyborem w obliczu wielu absencji. 

Czas mija, a pomocnik z Serie A wciąż nie staje się zawodnikiem, któremu można ufać w ciemno. Co więcej – wiara w tego chłopaka powoli wygasa. W czwartek był jednym z najsłabszych na placu. Nie zrobił zbyt wiele, by konkurować z Holendrami o środek pola (a przegraliśmy tę walkę z kretesem). No, może poza wyeliminowaniem z gry Koopmeinersa, który po starciu z piłkarzem Torino musiał opuścić boisko już w szóstej minucie. Linetty ma na koncie prostą stratę przy obiecującej kontrze. Przegranie walki o wolną strefę z Berghuisem, który doszedł do sytuacji strzeleckiej. Zaliczył ledwie 25 kontaktów z piłką. Niby często był blisko, a jednak bardzo daleko. Momentami biegał jak dziecko we mgle. Nie ma przypadku w tym, że zszedł po 45 minutach.

KRYCHOWIAK-LINETTY? PARA NĘDZY I ROZPACZY

GRZEGORZ KRYCHOWIAK – 3

Typowy Krychowiak? Hola, hola – niekoniecznie, przecież skończył bez żółtej kartki! Inna sprawa, że trochę na nią popracował, bo już w 15. minucie dostał ostrzeżenie. Niedługo później walczył wyprostowaną nogą o piłkę i omal nie skrzywdził Blinda. Doświadczony Holender nie został trafiony, a więc nasz pomocnik nie zagościł w protokole meczowym.

Ale poza tym? No dokładnie taki Krychowiak, jakiego można sobie wyobrażać. Zwalniający akcje. Grający bez jakiegokolwiek polotu. Przerzucający bez pomysłu i precyzji. Tracący piłki. Zaliczający udane zagranie głównie wtedy, gdy może się zastawić i ktoś go sfauluje. Po jednym z takich pojedynków – gdy ewidentnie szukał „swojego” faulu – o dziwo nikt go nie przewrócił i udało mu się napędzić akcję. Dostaliśmy kolejny dowód na to, że grający w Arabii Saudyjskiej pomocnik nie jest wartością dodaną kadry, a po prostu mniejszym złem.

NICOLA ZALEWSKI – 3

Zachowanie Nicoli Zalewskiego przy golu na 0:1? Przegrał walkę na swojej stronie. Odbudował pozycję, a potem znów dał się wyprowadzić w maliny. Fajnie, że piłkarz AS Roma dostał kolejną szansę mimo gorszej formy w klubie (ewidentnie jest perełką, a zawsze na jego pozycji mógł zagrać lewonożny Bereszyński), ale… Jakby to ująć… W mocnej i ofensywnie grającej Romie może nie widać jego braków defensywnych. Ale w sytuacji, gdy twój mecz jest trochę jak trening biegowy, musisz mieć większą jakość w grze obronnej.

To nie znaczy, że należy Zalewskiego skreślać. Bardziej to, że trzeba pomyśleć nad tym, jak odpowiednio go wykorzystać. W pierwszej połowie często szarpał. Trzy razy padał po starciach z rywalami, tylko raz odgwizdano faul. Kończył strzałem najciekawszą (jedyną?) akcję Polaków w pierwszej połowie – to rozegranie duetu Zieliński-Lewandowski zasługiwało na znacznie lepsze wykończenie niż podanie do bramkarza z ostrego kąta. Holendrzy często go czytali, choćby poprzez łatwe blokowanie wrzutek 20-latka. Z drugiej strony, grał swoje – nie bał się dryblingu nawet na własnej połowie (i nie tracił), mimo wszystko ambitnie próbował wracać pod własną bramkę. Raz zaliczył nawet bardzo dobrą interwencję, gdy Depay z Bergwijnem wychodzili z groźną kontrą, a Zalewski przeczytał podanie tego pierwszego. Dał się także wyprzedzić Dumfriesowi, który po wygranym pojedynku postanowił upaść w polu karnym. Po co? Nie wiadomo, o karnym nie było mowy.

Reasumując – to występ, który uwypuklił defensywne mankamenty piłkarza wychowanego we Włoszech. Jednocześnie to spotkanie na pewno nie sprawia, że ktokolwiek zaczyna wątpić, czy Zalewski zasługuje na kolejne szanse. Oczywiście, że zasługuje.

PIOTR ZIELIŃSKI – 6

Kiedyś reprezentacja funkcjonowała dobrze, a to Zielińskiemu miało coś przeskoczyć w głowie. W czwartek jako jedyny w formie był właśnie Zieliński, za to cała reszta grała poniżej swojego potencjału. To jemu wyszło najlepsze zagranie w meczu z polskiej perspektywy – prostopadła piłka do Frankowskiego, który wrzucił do Milika. Zieliński próbował takich podań znacznie częściej. Zdarzało się, że kompletnie nie rozumiał się z partnerami – on myślał, że zrobią ruch w wolną strefę, zagrywał tam, a ci stali bezczynnie w miejscu albo ruszali w przeciwnym kierunku.

W statystykach będzie miał wiele niecelnych podań. Ale nie zamierzamy się na to obrażać, bo jako jedyny próbował czegoś kreatywnego, nieoczywistego. Zalążek najlepszej akcji Polaków w pierwszej połowie? Błyskawiczne przyjęcie kierunkowe pomocnika Napoli, równie szybkie odegranie, wyjście na pozycję, a potem kolejne przetransportowanie piłki do środka pola. Lewy chciał zagrać na klepkę? Zieliński dał mu piłkę, ale napastnik Barcelony wyhamował. W innej sytuacji zagrał na wolne pole do naszego kapitana, lecz ten nie odczytał jego intencji. Wiele miał prostopadłych podań, które sens miały jedynie w głowie pomocnika Napoli, bo koledzy ich nie ogarniali. Zdarzało mu się wracać na własną połowę i odbierać piłki. Umiał pociągnąć z piłką kilkadziesiąt metrów. Raz wprowadził nerwowość pod bramką Szczęsnego, ale niech to pójdzie w zapomnienie. W drugiej połowie, po pojawieniu się Milika, został przestawiony na ósemkę.

Zieliński grał swój mecz. Ale to żaden zarzut, wręcz przeciwnie. On akurat z klęską na Narodowym nie musi się utożsamiać.

SEBASTIAN SZYMAŃSKI – 3

Główny zarzut? Było go bardzo mało w grze. Dostał dwie piłki na wolne pole – raz został łatwo przepchnięty, raz nie przypilnował linii spalonego. Niby aktywnie uczestniczył w pressingu, ale przypominaliśmy sobie o nim głównie podczas stałych fragmentów gry. Jego dośrodkowania były jednak albo za krótkie, albo blokowane. Ma na swoim koncie strzał po kontrataku, lecz nieczysto trafił w piłkę. Słowem – bezbarwny występ.

Luis van Gaal wysyłał przed meczem w jego kierunku komplementy, ale po spotkaniu raczej ich nie powtórzy.

ROBERT LEWANDOWSKI – 4

Ewidentnie był zirytowany tym spotkaniem. Wielokrotnie instruował kolegów, jak mają grać, jak mają się ustawiać. W jednej akcji celowo podał za plecy do Zalewskiego, by wytłumaczyć w międzyczasie pozostałym zawodnikom, że stojąc w taki sposób niczego nie wskórają. Spróbował lobu z 35 metrów – nieprecyzyjnego, a i tak był na spalonym. Tak jak Zieliński nie był zbyt rozumiany, tak jego prostopadłe podanie do najaktywniejszego piłkarza w biało-czerwonym stroju również nie zostało odczytane (choć tu akurat wina po stronie Lewego). Często cofał się do rozegrania i rozrzucał piłki po bokach lub po prostu zgarniał je w środku pola. Mimo że w klubie przeżywa świetny czas, nie zaoferował niczego magicznego.

ARKADIUSZ MILIK – 2

Chyba wszyscy kibice czekali na ten występ. Arkadiusz Milik – od lat zawodzący w kadrze, ostatnio kontuzjowany, niespodziewanie zmienił latem klub na Juventus i nawet gra w nim pierwsze skrzypce. Na nowo rozpalił nadzieje. Do tego stopnia, że chyba nigdy nie wracało się tak często do 2016 roku i mitycznego duetu z Lewandowskim. Czesław Michniewicz nie jest fanem posyłania do boju dwójki napastników, dlatego snajper Juve zaczął na ławce. Wszedł po przerwie i…

Był Milikiem.

Tym samym Milikiem, który tysiąc razy stawał się bohaterem memów. 

Sytuacja z początku drugiej połowy? Ewidentna patelnia. Milik jednak źle dostawił nogę i posłał piłkę nad bramką, czym podsycił wszystkie złe emocje, jakie towarzyszą jego osobie w kontekście kadry narodowej. Jednocześnie napastnik „Starej Damy” nie zrobił praktycznie nic, by się zrehabilitować – bo o strzale rozpaczy z dystansu nawet nie ma sensu wspominać. Jedyny plus to nieoczywiste podanie do Lewandowskiego za linię obrony, ale nie dość, że nasz kapitan nie opanował piłki, to jeszcze był na spalonym.

MATEUSZ KLICH – 3

Miał rozruszać towarzystwo, lecz niestety wpasował się w klimat. Próbował swoich firmowych zagrań, czyli eleganckich, wypieszczonych podcinek. Jedną z nich zebrali Holendrzy. Przy drugiej był spalony. Przy trzeciej Bereszyński, także będący na ofsajdzie, pobiegł w przeciwną stronę. Klich niczego nie wniósł.

MICHAŁ SKÓRAŚ – bez oceny

Jego wrzutka nie przeszła pierwszego obrońcy, wywalczył faul na skrzydle, mądrze wycofał piłkę przed pole karne. Grał zbyt krótko, by powiedzieć więcej o występie jednego z najbardziej nieoczywistych reprezentantów w ostatnim czasie. Skóraś wygrał jednak rywalizację z Jakubem Kamińskim, który został oddelegowany na trybuny. Jeszcze kilka tygodni temu brzmiałoby to jak science-fiction.

BARTOSZ BERESZYŃSKI – bez oceny

Wszedł po to, by Holendrzy nie wpakowali nam w końcówce worka bramek. I nie wpakowali, ale raczej nie dlatego, że piłkarz Sampdorii pojawił się na murawie. Zaliczył kuriozalne zagranie, gdy w polu karnym rywala przyjął sobie piłkę ręką.

MATEUSZ ŁĘGOWSKI – bez oceny

Zadebiutował. I tyle.

WIĘCEJ O MECZU POLSKA – HOLANDIA: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Piłka nożna

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

70 komentarzy

Loading...