Nie ma w tenisowym świecie elementu, który zakłamuje rzeczywistość bardziej niż ranking WTA. Gdybyśmy mieli ocenić Jule Niemeier wyłącznie na jego podstawie, w ciemno zapisalibyśmy Idze Świątek łatwe zwycięstwo w dwóch setach. W końcu Polka, liderka tego zestawienia, spotkała się z zawodniczką, która okupuje w nim sto ósme miejsce.
Tymczasem Niemka w pierwszym secie dała popis znakomitego tenisa grając tak, jakby od lat była zawodniczką z czołowej dziesiątki na świecie. I zasłużenie pokonała Polkę 6:2. Ale z każdym kolejnym uderzeniem, każdym gemem zarysowywał się jeden z największych atutów Igi. Nawet kiedy spotkanie się nie układa – a to do takich należało – Świątek pod kątem fizycznym jest dla rywalek nie do zajechania. Kiedy Niemeier zaczęła ciężko oddychać w drugim secie, nasza rodaczka poruszała się po korcie z taką samą intensywnością, jakby przebywała na korcie od góra pięciu minut. Dzięki temu odwróciła losy spotkania, i po trzech setach awansowała do ćwierćfinału US Open.
Spoglądając na tenisowe CV Jule Niemeier trudno było traktować ją jak poważne zagrożenie dla Igi Świątek. Jej gablota z pucharami nie ugina się pod naporem żelastwa. Niemeier wygrała zaledwie cztery turnieje – wszystkie z cyklu ITF. W wielkoszlemowych grach nie robiła wielkiej furory. Tegoroczny ćwierćfinał Wimbledonu to jej najlepszy wynik w karierze – może tylko żałować, że akurat w tym sezonie za te zawody nie przyznawano punktów do rankingu. Z kolei gra w czwartej rundzie tegorocznego US Open jest najlepszym rezultatem, jaki zdołała osiągnąć na nowojorskich kortach.
I właśnie dlatego na Niemeier należało uważać. Bo swoją postawą w Londynie oraz Nowym Jorku pokazała, że przeżywa dobry okres w swojej karierze. Za Oceanem pokonała już bardzo solidne zawodniczki: Zheng Qinwen, Julię Putincewą czy Sofię Kenin. Nawet jeżeli ostatnia z wymienionych w tym roku jest trapiona przez kontuzje, to zwycięstwo z tenisistką, która w przeszłości wygrała wielkoszlemowe zawody, to spore osiągnięcie.
Kiedy dodamy do tego, że Jule w żadnym spotkaniu US Open 2022 nie straciła seta… cóż, może Świątek nie musiała obawiać się rywalki, ale błędem byłoby lekceważenie Niemeier z uwagi na jej pozycję w rankingu WTA. Zwłaszcza, że my, kibice, przyzwyczailiśmy się do pozycji Igi tak bardzo, iż zapominamy od jak niedawna Świątek znajduje się na szczycie kobiecego tenisa. A przecież w Nowym Jorku Iga dopiero czwarty raz gra w drabince głównej turnieju. I najdalej zaszła do czwartej rundy zawodów – miało to miejsce rok temu. Więc Polka już w tym momencie powtórzyła swój najlepszy wynik w tych zawodach. Choć oczywiście, ona sama i kibice pragną więcej.
NIEMEIER ZNAKOMICIE WESZŁA W MECZ
Ale zacznijmy od bury dla organizatorów. Okazało się bowiem, że nad Nowym Jorkiem przeszła potężna ulewa. Rzecz w tym, że prognozy pogody były wszystkim znane – również osobom zarządzającym zawodami. Mimo wszystko żadna z nich nie poszła po rozum do głowy i widząc ogromne, ciemne chmury, nie zakryła kortów. A przecież te główne posiadają zadaszenie. Wprowadziło to nieco chaosu, bo na zamknięcie dachów zdecydowano się dopiero wtedy, kiedy zawodnicy już na nich grali. To doprowadziło do opóźnień, gdyż na kortach zdążyło pojawić się sporo wody, więc trzeba było je osuszać. Dlatego właśnie Świątek i Niemeier rozpoczęły swój mecz ponad godzinę później, niż pierwotnie zakładano.
Polka i Niemka dziś po raz pierwszy spotkały się na korcie. Mało tego, przed meczem Iga przyznała, że nie miała nawet okazji do wspólnego treningu ze swoją rywalką. To mogło wpłynąć na postawę obu zawodniczek. Trener Tomasz Wiktorowski z pewnością rozpracowywał grę Niemeier na podstawie jej poprzednich meczów, ale jednak w tym przypadku posiadał stosunkowo niewiele materiału do analizy. W drugą stronę takiego problemu nie było. W końcu liderka rankingu WTA jest na świeczniku. Jej grę śledzą i analizują setki, a nawet tysiące osób.
Ale teoria to jedno. Jeżeli tylko Iga gra swój najlepszy tenis, świetnie returnuje, znakomicie porusza się na nogach i trzyma pierwszy serwis, jest w zasadzie nie do zatrzymania. Niestety, dziś forma Świątek pozostawiała wiele do życzenia. Polka przegrała własne podanie, którym otwierała mecz. Z tym elementem tenisowego rzemiosła problemów w pierwszym secie nie miała Niemeier, która posyłała w kierunku naszej rodaczki istne pociski. Świątek na początku nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na tak grającą rywalkę. W grze Jule nie było żadnej wielkiej filozofii. Przeciwnie, złośliwi mogliby powiedzieć, że to była typowa gra “siła razy ramię”. A że ramiona posiada spore, to i siły w jej uderzeniach nie brakowało.
I to obecnie wydaje się najskuteczniejszą metodą na grę z Igą Świątek. Tenisistka z Raszyna wpada w tarapaty, kiedy rywalka przeważa nad nią fizycznie. Przypomnijcie sobie jej przegrane spotkania, chociażby z Beatriz Haddad Maią podczas turnieju w Toronto, czy porażkę z Danielle Collins w półfinale Australian Open. Każda z nich to po prostu kawał baby, ze świetnymi warunkami fizycznymi. Taka jest też Niemeier. Oczywiście, do pokonania Polki potrzeba czegoś więcej niż samej siły. Rywalka musi być przygotowana pod względem kondycyjnym, mieć stalowe nerwy i znakomite własne podanie. Jednak ciężko pokazać takie atuty w meczu z Igą, kiedy nie posiada się brutalnej siły. Jule Niemeier dziś miała wiele z wyżej wymienionych cech. Poza kondycją.
Świątek przegrała tę partię całkowicie zasłużenie. Naszą tenisistkę zawodził zwłaszcza forehand, ale powtórzymy kolejny raz – wielka w tym zasługa rywalki, która grała naprawdę mocne piłki. W ten sposób Niemka dość gładko wygrała pierwszego seta 6:2. Mało tego, Jule ani razu nie dopuściła nawet do sytuacji w której Iga miałaby okazję do przełamania rywalki.
IGA PONOWNIE ZAMĘCZYŁA RYWALKĘ
Po pierwszym gemie Świątek poprosiła o przerwę na skorzystanie z toalety, co zapewne miało na celu wybicie Niemki z rytmu. Sama zaczęła grać z większym animuszem. Ale ani przerwa, ani lepsza gra Igi nie wpłynęły na poczynania rywalki, która czasami popisywała się nawet bezczelnymi zagraniami. Takimi jak posłanie drop shota na returnie. Wprawdzie Idze tym razem udało się obronić serwis otwierający seta, jednak przebieg gry wciąż nie wróżył dobrze dla Polki. I wtedy Niemka zaczęła nieco ciężej oddychać, a intensywność jej zagrań spadła. Świątek starała się to wykorzystać, ale Niemeier na tym etapie partii grała po prostu mądrze. Nie wykonywała niepotrzebnych ruchów. Dobrze dysponowała kurczącymi się siłami. I wciąż była w stanie sprawiać Polce ogromne problemy, kiedy Iga grała na returnie.
Jednak trudno było nie zauważyć, że Niemka coraz bardziej oszczędnie dysponuje ruchami. A Świątek kolejny raz pokazywała jeden ze swoich największych atutów. Ona zdaje się rozumieć, że mecz tenisa składa się z co najmniej dwóch setów. Niemeier zagrała znakomitą pierwszą partię, ale w drugiej widać było cenę, jaką za to zapłaciła. Drugi set był już wyrównany, jednak można było wówczas zastanawiać się, czy jeżeli Polka go wygra, to w trzecim zobaczymy teatr jednej aktorki. Świątek musiała tylko utrzymać koncentrację i wyszarpać rywalce kolejne gemy. Ostatecznie ta sztuka udała jej się aż czterokrotnie. A miała ku temu znacznie więcej okazji.
Z delikatnym niepokojem oglądaliśmy, jak Iga frustruje się po każdym nieudanym zagraniu. Zresztą, nie tylko ona. W pewnym momencie realizatorowi udało się uchwycić trenera Tomasza Wiktorowskiego, który w bardzo nieparlamentarnych słowach zrugał swoją podopieczną.
-Spóźniona jest, ku**a, do każdego uderzenia! – pieklił się Wiktorowski.
I miał w tym sporo racji. Świątek prowadziła w gemach, ale nie grała wybitnych zawodów. Na całe szczęście, udało jej się dowieźć przewagę do końca.
Tym razem to Niemeier zniknęła w czeluściach stadionu, wykorzystując przerwę na toaletę. Zapewne chciała wykonać taki sam manewr psychologiczny, jak Świątek przed drugim setem, ale akurat jej przerwa na niewiele się zdała. Głównie dlatego, że ostatecznie nie rozchodziło się tylko o psychikę, a po prostu, o przygotowanie kondycyjne. Po wysiłku, który Iga jej zafundowała, kilka minut przerwy to było zdecydowanie za mało by dojść do siebie.
Zmęczona Niemka była groźna zaledwie w pojedynczych zagraniach. Bo skuteczność pierwszego serwisu poleciała na łeb na szyję. Z kolei Świątek była niezmordowana. Napędzona sukcesem w postaci wygranej poprzedniej partii. Niemeier nie dojechała do trzeciego seta fizycznie i psychicznie. Ale taka postawa rywalki wynikała stąd, że Iga po prostu nie schodzi w meczu poniżej pewnego poziomu intensywności gry. W trzecim secie Polka – ta sama, która na początku meczu nie miała wiele do powiedzenia na korcie – zafundowała przeciwniczce bajgla. To był pokaz jej dominacji.
Tym sposobem Iga Świątek pierwszy raz w karierze zagra w ćwierćfinale US Open. Co ciekawe, z każdą kolejną edycją amerykańskiego turnieju, w której brała udział, nasza rodaczka dochodziła o jedną fazę zawodów dalej. W 2019 roku dotarła do drugiej rundy. Rok później do trzeciej, zaś w ubiegłym sezonie – do czwartej. Wypadałoby na to, że tym razem Świątek zatrzyma się w ćwierćfinale, czego zapewne będzie chciała dokonać Jessica Pegula, która została jej rywalką w tym spotkaniu. My jednak wierzymy w to, że tym razem Polka zakończy US Open nie jeden, a kilka etapów dalej, niż miało to miejsce w 2021 roku…
Iga Świątek – Jule Niemeier 2:1 (2:6, 6:4, 6:0)
Fot. Newspix