Jeżeli w jednym meczu dwukrotnie chcesz podać do swojego bramkarza i za pierwszym razem kończy się to sam na sam rywali, a za drugim samobójem, to twoja drużyna nie ma prawa wygrać spotkania. Tak było dziś z Javierem Hyjkiem. Były zawodnik juniorskich zespołów Atletico Madryt może startować w konkursie na najgorszy ekstraklasowy występ w tym sezonie. Stal wygrała ze Śląskiem 2:0.
Wydawało się, że Śląsk Wrocław wszystko co najgorsze, jeżeli chodzi o poziom gry ma już za sobą. Tydzień temu Raków przejechał się po drużynie trenera Djurdjevicia jak walec, wygrywając 4:1. Dziś wynik tak wysoki nie był, ale kolejny raz wrocławianie popełniali absurdalne błędy w defensywie.
Stal – Śląsk 2:0. Defensywny wielbłąd
Pierwszy był autorstwa wspomnianego już Hyjka. 21-latek za lekko podawał piłkę w kierunku bramkarza Śląska Michała Szromnika i jego zagranie zamieniło się w dogranie do… Saida Hamulicia. Holender z bośniackim paszportem chyba zgłupiał, bo niemal w idealnej sytuacji nie zrobił żadnego zwodu tylko strzelił, a że golkiper gości skrócił kąt, to gol nie padł. Napastnik Stali poprawił się kilka chwil później, kiedy wykorzystał dośrodkowanie Fryderyka Gerbowskiego i strzałem głową wyprowadził mielczan na prowadzenie. W tej sytuacji błędów Śląska było kilka. Spóźniony w akcji defensywnej był jak zawsze Garcia, Poprawa złamał linię spalonego przy podaniu do Gerbowskiego, a Konczkowski i Verdasca nie byli w stanie upilnować zdobywcy bramki.
Później na boisku długo było nudno. Naprawdę niewiele się działo. Od czasu do czasu Stal przejmowała piłkę w środku pola i wyprowadzała kontry, z których nic nie wynikało. Kilka razy błysnął zrywami Hamulić, który ponownie pokazał, że potrafi nieźle dryblować.
Hyjek nieco jak Żewłakow
Mecz pewnie skończyłby się zwycięstwem gospodarzy 1:0, ale w 69. minucie Hyjek do spółki ze Szromnikiem powtórzyli wyczyn Michała Żewłakowa i Artura Boruca z meczu Irlandia Północna – Polska (3:2) z el. MŚ 2010. Różnica była taka, że pomocnik Śląska bardzo mocno podał w kierunku bramki, a bramkarz wrocławian musiał gonić piłkę. Chciał ją później przyjmować, a ta przeszła mu nad stopą, po czym potoczyła się do bramki. Sytuacja niby podobna do tej z Belfastu, ale jednak nieco inna. Hyjek zagrywał trudniejszą piłkę dla swojego bramkarza niż Żewłakow i futbolówka nie podskoczyła na żadnej nierówności. Gracz Śląska po prostu zagrał kozłującą silną piłkę w światło bramki. Według nas przy tym samobóju skompromitowali się zarówno Hyjek (bardziej), jak i Szromnik.
„Powinienem to przyjąć”
Śląsk jeszcze w końcówce wymęczył jakąś okazję, ale Mrozek był na posterunku. Stal po dwóch meczach bez wygranej w końcu się przełamała. Z kolei wrocławski zespół przegrał drugie kolejne ekstraklasowe spotkanie.
– Zawodnik podał zbyt mocno do bramkarza. Trochę się grało w piłkę i bardziej w tej sytuacji winiłbym piłkarzy. Niemniej współczuję takich okoliczności, ale taka jest czasami piłka – mówił po meczu trener Stali Adam Majewski.
– Straciliśmy drugą bramkę i nie ma co rozdrabniać tej sytuacji i zastanawiać się czyja wina jest większa. Powinienem to przyjąć i wybić piłkę. Koniec, kropka. Przegraliśmy ostatnie dwa mecze. Musimy brać się w garść. Nie ma czasu na użalanie się nad sobą i naszą grą – podsumował spotkanie Szromnik.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Nowak: Wcale nie tak łatwo było mi odejść z Górnika
- Podsumowanie letniego okna w Ekstraklasie. Kto zrobił najlepsze transfery?
Fot. Newspix