Za ładnie to wyglądało. Wisła Płock musiała w końcu przegrać, a że mówimy o Ekstraklasie, raczej nie dziwi, że nie stało się to na przykład z Rakowem na wyjeździe, tylko na stadionie Widzewa, który dotychczas wygrywał jedynie na wyjazdach. Beniaminek postawił się liderowi i zasłużenie zgarnął trzy punkty.
Można było się spodziewać otwartego widowiska i takie też było. Jedni i drudzy po prostu preferują odważne granie, więc mieliśmy wymianę ciosów.
Widzew Łódź – Wisła Płock 2:1. Piękne gole gospodarzy
“Nafciarze” zaczęli obiecująco, bardzo łatwo przedzierali się skrzydłami, ale szybko otrzymali cios w postaci pięknego gola Danielaka, który idealnie trafił w piłkę wybitą poza pole karne przez Kapouadiego. Druga bramka Widzewa była jeszcze piękniejsza, choć jednak przypadkowa. Bartłomiej Pawłowski chciał dośrodkować (jak poinformował na Twitterze Kuba Polkowski, sam zainteresowany przyznał to po spotkaniu), a wyszedł mu niesamowity strzał, który kompletnie zaskoczył Gradeckiego.
Danielak, który formalnie zaliczył także asystę, przebudził się w idealnym momencie – akurat wtedy, gdy klub zakontraktował mu konkurenta do składu w osobie Mato Milosa.
Wisła wcale nie musiała dziś przegrać. Pavol Stano może analizować, że gdyby Wolski i Davo lepiej uderzali głowami w świetnych sytuacjach, zamiast podwyższać notę Ravasowi, to byłoby inaczej. Podobnie jak z groźnymi strzałami Wolskiego sprzed pola karnego – raz dobrze interweniował Ravas, innym razem jego próby blokowali obrońcy.
Płocczanie potrafili przechwytywać piłkę w środkowej strefie, w wielu akcjach mieli dużo miejsca na bokach, atakowali sporą liczbą zawodników, ale zbyt często brakowało konkretów w decydującej fazie. Vallo poza jednym dobrym dośrodkowaniem na głowę Wolskiego był bezużyteczny. Sekulski tradycyjnie walczył, lecz przegrał wszystkie pojedynki, a wyróżnić powinien się jedynie żółtą kartką za kuriozalny faul w ofensywie na Stępińskim. Sędzia Paweł Raczkowski był dla niego bardzo wyrozumiały. Nawet Davo, mimo trafienia z rzutu karnego i pojedynczych przebłysków, widzieliśmy już w znacznie lepszej formie.
Emocje do samego końca
Widzewowi wyszły dwa świetne strzały, ale to nie tak, że poza tym Gradecki i obrońcy Wisły się nudzili. Beniaminek potrafił bardzo groźnie kontrować, swoje sytuacje mieli chociażby Pawłowski, Letniowski, Nunes czy Sanchez.
Trener Janusz Niedźwiedź mimo prowadzenia dokonał już dwóch korekt w przerwie i obie były słuszne. Patryk Lipski dawał za mało spokoju w środku pola, natomiast Łukasz Zjawiński mimo szczerych chęci, nie potrafił się mocniej przydać na “dziewiątce”. Hanousek i Sanchez podnieśli jakość gry łodzian.
Emocje mieliśmy do samego końca, bo Raczkowski po obejrzeniu powtórek podyktował rzut karny, który wykorzystał Davo. Kibice Widzewa gremialnie powiedzą, że nie było mowy o przewinieniu Kuna w starciu z Kolarem i sędziowie chcieli ich skręcić. Naszym zdaniem jednak podstawy jak najbardziej były – Kun w nieprzepisowy sposób, blokując rywala usztywnionym łokciem, uniemożliwił złożenie się do strzału. Zachował się po prostu głupio, bo zapewne nic groźnego by z tego nie wyniknęło, Kolar był już na wykroku. Inna sprawa, że Chorwat oczywiście sporo dołożył do swojej reakcji, ale czasami mamy wrażenie, że bez tego sędziowie w ogóle nie interesowaliby się takimi sytuacjami.
Widzew zwycięstwami nad Wartą i Wisłą zapewnił sobie mnóstwo spokoju. Cztery punkty po pięciu kolejkach pozostawiały olbrzymi niedosyt, bo sama gra wyglądała nieźle, ale papier pokazywał co innego. Teraz można bez dodatkowego stresu przygotować się do meczu z Lechem. Pozostający na fotelu lidera “Nafciarze” na razie mogą mówić o wypadku przy pracy. Czy faktycznie tylko o to chodziło, pokaże domowe spotkanie z Górnikiem Zabrze.
Fot. Newspix