Miał być Neymar, Gareth Bale i Zinedine Zidane, a jest Chris Wood, Sven Botman i Eddie Howe. Saudyjska rewolucja w Newcastle United nie wygląda tak, jak wielu przewidywało, ale wydaje się, że to może wyjść tylko na dobre. Na St. James’s Park panuje wyjątkowy spokój i nikt nawet nie myśli o wykonywaniu pochopnych ruchów. Od strony czysto sportowej wszystko wygląda niezwykle rozsądnie, ale kibiców martwi coś innego – tzw. „saudyfikacja” klubu.
Każda zmiana właścicielska w klubie piłkarskim jest zawsze wielką niewiadomą i trudnym przeżyciem dla kibiców. Nawet w takich przypadkach, jak ten Newcastle United, gdzie pożegnano znienawidzonego Mike’a Ashleya i przywitano nadzianych Saudyjczyków. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest przede wszystkim to, że poza wypchanymi portfelami nie wiadomo, czego można się spodziewać po nowych właścicielach. Przecież raczej nie pojawili się nad rzeką Tyne po to, żeby więcej zarobić. No właśnie, więc po co im w zasadzie to wszystko?
Arabskie macki w światowym futbolu
Pieniądze z Bliskiego Wschodu to od lat problem, ale też błogosławieństwo dla światowej piłki nożnej. Od co najmniej kilkunastu lat trwa stopniowe zwiększanie znaczenia państw arabskich na arenie międzynarodowej, a pomaga w tym właśnie między innymi ich obecność na rynku piłkarskim. Bliskowschodnie firmy sponsorują federacje i organizację wielkich turniejów, szejkowie kupują sobie kluby i inwestują w nie ogromne pieniądze. Oczywiście dla niektórych jest to pewnie głównie rozrywka, ale w większości przypadków takie działania mają drugie dno.
Przejęcie Paris Saint-Germain przez Katarczyków miało za cel przede wszystkim wypromować ten kraj przed mistrzostwami świata w 2022 roku. Przejmowanie kolejnych klubów piłkarskich na całym świecie – m.in. Manchesteru City przez państwowe podmioty ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich pomagają załatwiać całą masę interesów. Dzięki obracaniu się w świecie futbolu członkowie rodzin królewskich zaczynają pojawiać się na salonach biznesowych we wszystkich zakątkach globu i wtedy raczej mało kto myśli o łamaniu praw człowieka czy innych tego typu sprawach.
Nie ma więc wątpliwości, jaki cel mają Saudyjczycy wchodzący do Newcastle United. Chodzi przede wszystkim o ocieplenie wizerunku kraju, którego pozycja na świecie jest już niezwykle wysoka, ale ciążą na nim poważne zarzuty, Przez to często nie jest on nawet traktowany jako ten z grona „cywilizowanych”. Każdy ruch saudyjskiej rodziny królewskiej w świecie sportu powoduje, że od razu wypominane są właśnie prawa człowieka, prawa kobiet, wszechobecna cenzura, wykorzystywanie taniej siły roboczej. Na pierwszym planie od jakiegoś czasu jest przede wszystkim morderstwo dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego. Został on otruty w 2018 roku, a obwinione za to zostały właśnie władze Arabii Saudyjskiej.
Tottenham znów jest mocny. Ale czy rzuci wyzwanie City i Liverpoolowi?
Chusty, koszulki i cała reszta
Pojawia się wiele głosów, że fundusz inwestycyjny, który przejął udziały Mike’a Ashleya, nie jest całkowicie uzależniony od saudyjskiego rządu, ale nie ma wątpliwości, że działa w jego interesie. Większość kibiców Newcastle United podeszła do tej zmiany pozytywnie, ale już na samym początku ich związku z nowymi właścicielami doszło do kilku zgrzytów. Zaczęło się od afery z chustami, kiedy to fani na wieść o przejęciu klubu przez nowych właścicieli zaczęli zakładać na mecze właśnie ten charakterystyczny element ubioru. Inwestorom się to nie spodobało, więc wydano oświadczenie z prośbą o zaprzestanie procederu. Kibice się oczywiście wściekli, więc równie szybko pojawiło się sprostowanie, w którym napisano, że jednak wszystko jest w porządku.
Jeszcze większe kontrowersje wzbudziła afera koszulkowa. W tym przypadku nie było jeszcze zmiany barw klubowych czy herbu, ale firma Castore postanowiła wypuścić komplet wyjazdowy w kolorach… Arabii Saudyjskiej. Wtedy pojawiły się pierwsze głosy alarmujące, że oto właśnie zaczyna się tajemnicza „saudyfikacja” klubu. Wśród kibiców zapanowało głębokie oburzenie. Pojawiły się obawy, że pod przykrywką lepszych czasów dla klubu, ten stanie się bardziej saudyjski niż angielski. W tym przypadku jednak nikt nie zamierzał się wycofywać z tego pomysłu, ponieważ sama firma produkująca koszulki spodziewa się dzięki niemu znacznego rozwoju na rynku bliskowschodnim.
Prędzej, czy później musiała się pojawić też cała masa sponsorów z Bliskiego Wschodu. Kilka tygodni temu oficjalnie poinformowano, że na koszulkach Newcastle pojawi się logo firmy noon.com, która jest w tamtym rejonie głównym rywalem Amazona. Oczywiście jednym z głównych udziałowców tego giganta jest właśnie PIF, czyli fundusz zarządzający klubem. Pojawiły się więc pierwsze głosy o tym, że tylko saudyjskie firmy będą mogły sponsorować klub, co szybko zostało zdementowane przez właścicieli. O tym, jak to będzie rzeczywiście wyglądało, przekonamy się jednak dopiero za jakiś czas.
Powiązania Newcastle United z Arabią Saudyjską stale rosną, a rząd brytyjski zdaje się tym nie przejmować. Wydawało się, że skoro aż 18 miesięcy blokowano przejęcie klubu przez PIF, to wszystko nie pójdzie aż tak łatwo. Dla rządzących najważniejsze było jednak to, że klub przejmuje fundusz, a nie władze państwowe. Teraz mogą więc spokojnie umywać ręce.
Powrót syna marnotrawnego. Werner ponownie przyprawia sobie rogi
Nowe realia
Żeby jednak nie skupiać się tylko na tej ciemnej stronie nowych rządów w Newcastle, należałoby przejść do aspektów sportowych, które w końcu powinny być najważniejsze. I tutaj trzeba przyznać Saudyjczykom, że wszystko wygląda niezwykle obiecująco. Z szumnych zapowiedzi o nowym najbogatszym klubie świata, wielomilionowych transferach i ogólnej rozpuście nie pozostało absolutnie nic. A to akurat może wyjść klubowi tylko na dobre.
Zmiany zaczęły się dość szybko, bo już kilka tygodni po oficjalnym przejęciu klubu przez nowych właścicieli zwolniony został Steve Bruce. I co najważniejsze, nie zastąpił go ani Zinedine Zidane, ani Jose Mourinho, ani Joachim Loew a Eddie Howe. Ruch jak najbardziej rozsądny, ale jakże niepasujący do nowego wizerunku klubu. Angielski trener doskonale zna realia Premier League i dał się już poznać jako świetny fachowiec. Dlatego ekspresowo poprawił wyniki drużyny. W drugiej połowie minionego sezonu Sroki były jednymi z najlepszych pod względem zdobytych punktów tuż za takimi gigantami jak Manchester City, Liverpool czy Tottenham.
W zimowym okienku transferowym mówiono, że w klubie pojawią się takie gwiazdy jak Neymar czy Gareth Bale, ale nic bardziej mylnego. Pierwsze transfery nowych właścicieli to: Chris Wood, Kieran Trippier, Dan Burn i Bruno Guimaraes. Najdroższy był ten ostatni, ale kosztował „zaledwie” 42 miliony euro i w dodatku sprawdził się już od pierwszych dni. W sumie wydano około 100 milionów euro, co miało być raczej przeznaczone na zaledwie jednego piłkarza.
W lutym władze klubu podjęły kolejną rozsądną decyzję i na stanowisko dyrektora sportowego zatrudniły Dana Askhwortha, który przez poprzednie trzy lata wykonywał fantastyczną robotę w Brighton & Hove Albion. Letnie transfery to więc już głównie jego zasługa i znów trzeba przyznać, że ruchy nie powalają na kolana, ale pozwalają spokojnie myśleć o miejscu w górnej połowie tabeli, a może nawet o europejskich pucharach.
Tym razem Eddie Howe dostał Svena Botmana, o którego biły się największe kluby w Europie, Matta Targetta, który został wykupiony z Aston Villi i Nicka Pope’a, który był przez lata ostoją w bramce Burnley. Defensywa została wzmocniona solidnie, ale na St. James’s Park wciąż nie powiedziano ostatniego słowa. Wciąż brakuje trochę jakości w przodzie, więc już mówi się, chociażby o sprowadzeniu Calluma Hudsona-Odoi z Chelsea.
Wszystko to jest oczywiście dopiero początkiem rewolucji w Newcastle United. Pytanie tylko, jaka to będzie rewolucja? Jasne jest, że pod przykrywką odbudowy potęgi klubu Saudyjczycy będą chcieli prowadzić swoje brudne interesy. Póki co kibice Srok są cierpliwi i raczej przymykają oko na różne kontrowersyjne ruchy nowych właścicieli, bo w kwestiach sportowych wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku. Atmosfera wokół klubu nie była tak dobra od lat. Lata marazmu pod rządami Mike’a Ashleya nauczyły fanów, że teraz wypadałoby docenić lepsze wyniki i perspektywę powrotu na należne miejsce klubu z tak bogatą historią. Zobaczymy, jaki będzie koszt tego wszystkiego.
Czytaj więcej o Premier League:
- „Seksualny drapieżnik”. Benjamin Mendy na ławie oskarżonych
- Conte vs Tuchel. Na boisku 2:2, ale czy w oktagonie też byłby remis?
- Dno. Dlaczego Manchester United jest aż tak beznadziejny?
Fot. Newspix