Reklama

Powrót syna marnotrawnego. Werner ponownie przyprawia sobie rogi

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

11 sierpnia 2022, 10:57 • 11 min czytania 17 komentarzy

Timo Werner po dwóch latach oficjalnie powrócił do RB Lipsk. Klub z Saksonii wyszedł doskonale finansowo na tym ruchu, ale nigdy, by się to mu nie udało, gdyby nie zahamowanie kariery niemieckiego napastnika. 26-latek zatracił w Chelsea swoje „Turbo”, dlatego powraca do kraju, by je odzyskać, poprawić swoje wyraźne braki i powalczyć o wyjazd na mundial

Powrót syna marnotrawnego. Werner ponownie przyprawia sobie rogi

Jako 17-latek musiał odmawiać w szkole autografów ze względu na zbyt dużo próśb o nie. Cztery lata później poprowadził reprezentację Niemiec do zwycięstwa w Pucharze Konfederacji, zostając najlepszym strzelcem turnieju. Nagrodę indywidualną odbierał z rąk Ronaldo i Diego Maradony. W 2016 roku RB Lipsk wydał przeszło 20 mln euro, by wykupić go z VfB Stuttgart. W Saksonii wzniósł swoją grę na jeszcze wyższym poziom. Poziom Bayernu Monachium, bowiem w trakcie sezonu 2018/19 podpisał już wstępną umowę z Die Roten. Nigdy jej nie wypełnił, bowiem w 2020 roku zamiast do Bawarii przeniósł się do Londynu. W Chelsea jego kariera wyhamowała. Premier League obnażyła jego braki, zatracił skuteczność i po dwóch latach powraca do Lipska z nadzieją na odbudowę.

Transfery. Timo Werner wraca do RB Lipsk

Rozpatrując przyczyny rozczarowujących występów Timo Wernera w Chelsea trzeba skupić się na kilku elementach jak nieodpowiedni czas transferu, nieprzyjazne środowisko, zmiana trenera, a co za tym idzie również taktyki, a także same umiejętności napastnika. Nie jest z pewnością tak, że Niemiec zawiódł w Londynie, bowiem nie sprostał presji. Z nią z powodzeniem radził sobie od najmłodszych lat. W Bundeslidze zadebiutował jako 17-latek. Do dziś pozostałe najmłodszym w historii debiutantem VfB Stuttgart. W weekendy mierzył się z Bayernem, Borussią Dortmund czy Bayerem Leverkusen, a w tygodniu chodził do szkoły. Choć zewsząd słyszał pochwały, jak te od trenera Thomasa Schneidera: – Ten chłopak jest szalenie szybki. Nie do zatrzymania. Wtórował mu selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Loew: – Posiada niesamowity głód bramek. Stąd też przylgnął do niego pseudonim „Turbo”. Mimo to nie odbiła mu sodówka, co również jest zasługą jego ojca byłego piłkarza – Guenthea Schuha.

Już w pierwszym sezonie gry w Bundeslidze przyczynił się do dziewięciu goli strzelonych przez VfB Stuttgart. Nic więc dziwnego, że jego koledzy ze szkoły chcieli od niego autografy. Szybko nauczył się jednak odmawiać, mówiąc, że podobnie jak oni jest zwykłym uczniem. Może uczniem był zwykłym, lecz piłkarzem już wybitnym. Zdobył nagrodę Fritza Waltera dla najbardziej utalentowanego piłkarza w kategorii U-17 w 2013 roku. Najszybciej w historii wystąpił w 50, 100, 150 i 200 meczach Bundesligi. Będąc jeszcze nastolatkiem wiedział, że Lipsk wyda za niego przeszło 20 mln euro. A gwiazdą był zarówno w Stuttgarcie, Lipsku czy krótko po debiucie w reprezentacji Niemiec. Poprowadził ją bowiem do zdobycia Pucharu Konfederacji w 2017 roku, a sam został królem strzelców. Nagrodę dla najlepszego snajpera odbierał z rąk Ronaldo i Maradony.

Reklama

Kliment: W Stuttgarcie mówili, że z Wernerem nikt nie ma szans

Podatek od Bundesligi

Niemal od samego początku swojej seniorskiej kariery Werner znajdował się na świeczniku. Dobrze się tam czuł, ale tylko wtedy, gdy otrzymywał odpowiednie wsparcie. Za zaufanie odpłacał się odpowiednią grą. Po transferze do Chelsea stał się natomiast jednym z wielu. Nie zdołał również wygrać w pełni rywalizacji. Szybko zatracił pewność siebie, a czy to Frank Lampard, czy później Thomas Tuchel nie potrafili znaleźć na niego odpowiedniego planu.

O ile Lampard starał się grać bardziej energetyczny futbol, o tyle po przyjściu Tuchela stało się jasne, że Werner będzie coraz mniej potrzebny. Chelsea zaczęła dominować nad rywalami, długo budować ataki pozycyjne, co nie sprzyja Timo. Najlepsze mecze rozgrywał, gdy Lipsk wychodził wysokim pressingiem. Świetnie czuł się w fazach przejściowych. Często dochodził do sytuacji bramkowych po przejęciu piłki i szybkim kontrataku. Był wtedy do bólu skuteczny. W Chelsea otoczenie, nowa liga, niektórzy nazywają to podatkiem od Bundesligi, sprawiły, że jego skuteczność mocno ucierpiała. W pierwszym sezonie w Premier League strzelił sześć goli, co było dwukrotnie niższym wynikiem niż wskazywała na to suma jakości szans, do których doszedł. To pokazało, że miał problem z pewnością przy finalizacji. Spora część z jego trafień, to bramki po dobitkach, rykoszetach – mówi nam Michał Zachodny, ekspert Viaplay.

– Lampard rzucał go po różnych pozycjach. Sam napastnik grał w kratkę. Chelsea strzelała (i traciła też) w tamtym okresie dużo goli, stąd wykręcił całkiem niezłe statystyki, które trochę tuszowały jego całokształt. Później przyszedł Tuchel, defensywa zrobiła ogromny skok, ale spadła liczba zdobywanych bramek przez drużynę. Werner wielokrotnie irytował nieskutecznością, bardzo niechlujnym dryblingiem, stratami piłki. Nie potrafił złapać regularności. Udawało mu się strzelać gole niżej notowanym rywalom, ale w ważnych meczach kosztował drużynę punkty przez nieskuteczność. Wszystko zakończył kłótnią z Tuchelem. W Chelsea nie miał zbyt często swojej ulubionej gry, czyli kontry i podań na dobieg. Nie mógł w tak dużym stopniu korzystać z szybkości. Niestety okazał się bardzo surowy technicznie – dodaje Jakub Karpiński, redaktor naczelny Chelsea Poland.

Przez dwa lata zmarnował w lidze 23 „big chances”, czyli dogodnych okazji bramkowych. Żaden inny piłkarz The Blues nie spartaczył więcej szans. Dobitnie pokazuje to również wskaźnik goli spodziewanych zawodnika. W poprzednim sezonie powinien zdobyć 7,1 bramki, a zanotował tylko cztery trafienia. W swoim debiutanckim roku w Chelsea dysproporcja jest jeszcze większa, bowiem mając xG na poziomie 11,6 strzelił tylko sześć goli. Dołożył jeszcze 46 strat.

Reklama

Zerwana umowa i wariackie papiery

Do tego nie sprzyjały mu same okoliczności. Przyszedł w dziwnym momencie dla Chelsea. The Blues radzili sobie całkiem nieźle pod wodzą Lamparda, grając swoimi piłkarzami wobec zakazu transferowego. Po jego zdjęciu zaczęli szastać pieniędzmi na prawo i lewo. 53 mln euro na Wernera, nie ma problemu. 80 na Kaia Havertza, proszę. Łącznie latem 2020 roku Chelsea wydała ćwierć miliarda euro. Astronomiczne kwoty. Inny wymiar futbolu. Można powiedzieć wymiar światowy, a napastnik wyglądał nadal jakby trzymał się kurczowo swoich ojczyźnianych Niemiec. Jakby nie chciał się stać gwiazdą międzynarodowego formatu. Dotychczasowa sława w zupełności mu wystarczała. Podkreślić to również na konferencji prasowej w Lipsku, mówiąc o tęsknocie za domem i rodziną. Takie podejście to zdecydowanie za mało na Chelsea.

Może wystarczyłoby, gdyby został w Niemczech i spełnił dane słowo w sezonie 2018/19 Bayernowi. Porozumiał się już z Die Roten na transfer w 2020 roku. Podpisał nawet wstępną umowę, ale z biegiem czasu zaczął się coraz mocniej z niej wycofywać. Nie czuł, że włodarze z Hasanem Salihamidziciem na czele chcą go w pełni w Monachium. Właśnie dlatego zerwał postanowienia, odwrócił się od Bayernu i zdecydował na przenosiny do Chelsea. Być może pochopnie, patrząc po dwóch latach.

Przyszedł w trudnym momencie dla Chelsea ze względu na to, że zespół prowadził niedoświadczony Lampard. Po zakończeniu zakazu transferowego, zaczęto na potęgę wydawać pieniądze. Przyjście Wernera postrzegano jako powrót działaczy The Blues do tego, w czym byli bardzo dobrzy, czyli wydawaniu pieniędzy. Transfer Timo budził wątpliwości już na początku. Przede wszystkim ze względu na styl, jaki prezentował – uważa Zachodny, co uzupełnia Karpiński: – Warto też wspomnieć, że Werner to nie jedyny nabytek z lata 2020, który nie wypalił. Chelsea robiła wtedy transfery na wariackich papierach. Gdy konkurencja lizała rany, klub z Londynu szastał pieniędzmi. Sam od początku nie za bardzo wiedziałem, jakie ma mieć to przeznaczenie.

Największe rozczarowania transferowe Premier League

Poleasingowy samochód

Nie było jednak tylko tak, że Werner grał wyłącznie słabo. Miał momenty przebłysków dobrej gry. W końcu odchodzi z Londynu z 23 golami i 21 asystami w 89 meczach. Dokładał swoją cegiełkę do trafień The Blues w co drugim meczu. Zdobył z londyńczykami Ligę Mistrzów, Superpuchar Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata. Robiąc jednak transfer za przeszło 50 mln euro, ma się nadzieję, że będzie to wzmocnienie na lata, a nie na lato. Nadzieją dla napastnika było przyjście Tuchela. Jak się okazało, złudną. Niemiecki trener miał pomóc rozwinąć się swoim rodakom i o ile skorzystał na tym Kai Havertz, który zdobył bramkę na wagę Pucharu Europy, o tyle Werner nigdy na stałe nie przebił się do składu.

Pierwsze miesiące, gdy Tuchel przejął Chelsea były dobre dla Wernera. Wystąpił w finale Ligi Mistrzów w podstawowym składzie. Miał niebezpośredni, ale udział w decydującym golu strzelonym przez Havertza. Przełom przyszedł w drugim sezonie. Dodając problemy zdrowotne, brak możliwości zbudowania pewności siebie, popadał coraz większą przeciętność. Otrzymał tylko 15 razy szansę wyjścia w pierwszym składzie w Premier League – komentuje ekspert Viaplay.

Finalnie odchodzi z Chelsea po dwóch latach jako transferowy niewypał. W podobnym tonie można powiedzieć o Romelu Lukaku, który również nie spisał się w roli napastnika w The Blues. Belg wciąż może jeszcze wrócić do Londynu, bowiem znajduje się na wypożyczeniu. Werner natomiast odszedł na zasadach transferu definitywnego. Chelsea na transakcji kupna – sprzedaży Niemca okazała się stratna 33 mln euro. Werner stracił na wartości jak poleasingowy samochód.

Warto wspomnieć że pomimo tego że rozczarowywał, jest małym zaskoczeniem, że to on z ofensywnych piłkarzy jako pierwszy odszedł z Chelsea tego lata. Choćby Hakim Ziyech wydawał się pierwszy do sprzedaży, ale prawdopodobnie rolę odegrała tu determinacja RB, które gotowe było zapłacić za niego pieniądze, a nie szukać wypożyczenia. Chelsea odzyskuje część zainwestowanej kwoty i co ważne zrzuca jeden z najwyższych kontraktów z listy płac. Za poprzedniego zarządu nie byłoby to takie oczywiste, bo Marina Granovskaia zawsze starała się odzyskać sumę najbliższą, do tej która uprzednio została zainwestowana w zawodnika. Ciężko mi uwierzyć, że ona klepnęłaby sprzedaż za ponad 50% tego, co zapłacono za niego dwa lata wcześniej. To pokazuje też inne podejście nowych właścicieli – wyjaśnia Karpiński.

Znowu w domu

Smutek jednych to radość drugich. Lipsk stał się wielkim wygranym wymiany. Powrót Wernera przyjęto z ogromnym entuzjazmem. Sam piłkarz również wiele oczekuje po tym transferze. – Zawsze czułem się wyjątkowo w Lipsku. Bardzo dobrze znam region i drogę do niego. Ważne, że znowu będę bliżej mojej rodziny. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wrócić do wysokiej skuteczności zdobywania bramek. Jestem szczęśliwy, że wróciłem do Lipska – wyjawił na konferencji prasowej 26-latek.

Werner powraca jednak do innej drużyny niż z niej odchodził. Jego ostatnim trenerem w Saksonii był Julian Nagelsmann, który stopniowo zaczynał zmieniać styl drużyny. W większym stopniu Lipsk zaczął się opierać na długim posiadaniu piłki i atakach pozycyjnych. Z tym samym napastnik spotkał się w Chelsea Tuchela. Po nieudanej próbie powrotu do energetycznej piłki Red Bulla za krótkiej kadencji Jesse’ego Marscha, Domenico Tedesco kontynuuje rozwój drużyny w kierunku, który nakreślił aktualny szkoleniowiec Bayernu. Czy to oznacza, że Werner znowu będzie miał problem z grą?

Bundesliga mu na tyle sprzyja, że nie powinien mieć problemów. Ma więcej przestrzeni. Obrońcy są nieco słabsi. Liga oparta jest bardziej na fazach przejściowych, co pozwoli mu bardziej zaistnieć. Jestem przekonany, że otrzyma odpowiednią liczbę szansę, by wrócić do odpowiedniej dyspozycji. Inaczej nie ściągano by go ponownie do klubu. Największym plusem Wernera jest to, że pozostaje zupełnie innym typem zawodnika ofensywnego niż tych, których do tej pory miał do dyspozycji Tedesco – twierdzi Zachodny.

Dziewiątka, skrzydłowy czy wahadło?

Na napastnika czeka niemała konkurencja w zespole. Na jego pozycji występuje obecnie najlepszy piłkarz poprzedniego sezonu Bundesligi – Christopher Nkunku. W ataku bryluje Andre Silva. Na pozycję wysuniętego napastnika sprowadzono również z Salzburga Benjamina Sesko. Za plecami snajperów mogą występować Dani Olmo bądź Dominik Szoboszlai. Nie wspominając już o Emilu Forsbergu czy aktualnie kontuzjowanym Yussufie Poulsenie.

W niemieckich mediach pojawiły się grafiki z taktykami, w jakich mógłby występować Werner. W pierwszej z nich miałby Nkunku. Czy to jest realne? Można wątpić. W drugiej opcji zajmował miejsce wysuniętego napastnika kosztem Silvy. W trzeciej zaprezentowano ciekawe rozwiązanie, w którym Wernera ustawiono jako fałszywego prawego wahadłowego bez obowiązków defensywnych. Dzięki temu miałby dużo wolnego pola przed sobą po prawej stronie boiska, co pozwoliłoby mu na skorzystanie ze swojej dynamiki i umiejętności dojścia do pressingu, a w obronie Lipsk przechodziłby na grę czwórką obrońców i z zadań z tyłu odciążałby go Mohamed Simakan. Czy któreś z tych rozwiązań jest optymalne?

W zasadzie żadna z taktyk nie pasuje mi do Wernera. Nie jest on „klasyczną dziewiątką”. Nie wyobrażam sobie też, by występował jako prawoskrzydłowy. Lepiej pamiętam go jako zawodnika grającego z lewej strony, schodzącego do środka i wbiegającego za linię obrony. Myślę, że dla niego najlepszą pozycją byłoby ustawienie jako lewego atakującego w trójce z przodu. Obecnie gra tam Nkunku, ale pewnie byłby w stanie przenieść się bliżej prawej strony. Właśnie pod to Tedesco powinien układać ustawienie z tyłu, zadając sobie pytanie, czy chce grać czwórką w obronie, czy może mimo wszystko nadal forsować taktykę z wahadłowymi wobec ściągnięcia Davida Rauma. W zasadzie to drugorzędna sprawa. Sprowadzenie Wernera do Lipska zaprojektowane jest na to, by poczuł się jak najbardziej u siebie. By powrócił do formy z sezonu 2019/20  – kończy ekspert Viaplay.

Niezależnie od taktyki, jaką Tedesco przygotuje dla Wernera, powrót niemieckiego napastnika do Lipska to wyraźny krok wstecz w jego karierze. Karierze, która jak do 2020 roku rozwijała się harmonijnie i liniowo. Powraca do kraju głównie dlatego, by nie stracić szansy wyjazdu na mundial do Kataru. W końcu jak każdy syn marnotrawny zasługuje na drugą szansę.

WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Anglia

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

17 komentarzy

Loading...