Po pierwszym secie Casper Ruud miał pełne prawo myśleć, że już to ma. Że wygrał to spotkanie, a kolejna partia będzie tylko formalnością. Hubert Hurkacz był podłamany, snuł się po korcie, a na returnie nie miał nic do powiedzenia. Po czym posłuchał trenera Craiga Boyntona, który z trybun zaczął krzyczeć:
– Musisz walczyć!
Bo przecież można przegrać. Jednak ponieść porażkę, nie dając z siebie wszystkiego? Zawodowemu sportowcowi to po prostu nie przystoi. I Hubert pokazał, że jest sportowcem z krwi i kości. Pokazał, że jeżeli gra na swoim najwyższym poziomie, to jest w stanie pokonać najlepszych tenisistów na świecie. Pokazał, że nie jest żadnym mięczakiem, tylko prawdziwym mężczyzną. A takich – cytując klasyka – poznaje się nie po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą. Hubert swój mecz zakończył wybitnie, wygrał 2:1 w setach i awansował do finału turnieju Canadian Open!
Kiedy Hubert wczoraj pokonał Nicka Kyrgiosa, napisaliśmy, że chociaż Polak najlepiej czuje się na kortach trawiastych, to znakomicie radzi sobie również na twardych nawierzchniach. Pod jednym warunkiem – że znajdują się one w Ameryce Północnej. W końcu swoją najcenniejszą wygraną odniósł w turnieju serii Masters, który miał miejsce w Miami. Możemy mówić o tym, że Kyrgios to zawodnik chimeryczny, którego forma stanowi istną sinusoidę. Ale mimo wszystko odprawienie tegorocznego finalisty Wimbledonu to spory wyczyn, za który Hurkaczkowi należą się słowa uznania.
Tymczasem w półfinale na Polaka czekał Norweg Casper Ruud. Hubi w tourze grał przeciwko niemu tylko raz. Miało to miejsce w tym roku w czwartej rundzie French Open. Ruud wygrał tamten mecz 3:1 w setach, więc tym razem Hurkacz miał idealną okazję do rewanżu. W końcu Roland Garros to zawody rozgrywane na mączce, a w Montrealu tenisiści zagrali na betonie.
Mało tego, chociaż Polak zagrał znakomity poprzedni mecz, to i tak w jego grze widać rezerwy. Chociażby w spotkaniu z Albertem Ramosem-Vinolasem popełnił sporą liczbę niewymuszonych błędów. Zatem jedno było pewne – jeżeli Hubertowi udałoby się utrzymać dobrą dyspozycję i utrzymać koncentrację na przestrzeni całego spotkania, to Norweg – obecnie siódmy tenisista rankingu ATP – miałby się czego obawiać.
POCZĄTEK TO NIE WSZYSTKO
Hubert zaliczył znakomity początek spotkania, szybko przełamując renomowanego rywala. Grał fenomenalnie, tak jakby wciąż nie wyszedł z transu po meczu z Kyrgiosem. Gdybyśmy mieli napisać, co w pierwszych gemach wychodziło Hubiemu, to moglibyśmy zamknąć tę wyliczankę w jednym słowie – wszystko. Serwis? Mocny i celny, już na wstępie poczęstował swojego rywala asem. Forehand? Bez najmniejszych zarzutów. Nawet te drop shoty, o których mówi się, że Hubert ich nadużywa, że są efektowne ale nieefektywne, wychodziły mu znakomicie.
Aż nagle Ruud przełamał naszego rodaka. I chociaż Hubert w dalszym ciągu prowadził w secie 3:2, to wyglądał i poruszał się na korcie tak, połowę jego pewności siebie po prostu wyparowało. Męczył się także przy własnym podaniu. Z kolei grając na returnie, nie miał nic do powiedzenia. Trzy gemy zagrywane przez Norwega Hurkacz przegrał do zera. W tym tego decydującego, na 7:5 – ano tak, bo wcześniej drugi raz dał się przełamać.
Przyznamy, że wtedy zaczęliśmy w Polaka wątpić. W końcu ile to już razy widzieliśmy, że dysponujący ogromnymi umiejętnościami Hurkacz najzwyczajniej w świecie się spala? Że wygląda świetnie pod względem fizycznym, technicznie nie odstaje od swoich przeciwników. Ale gra bardzo zachowawczo, asekuracyjnie i podejmuje na korcie decyzje, które są dziwne. Zawodnicy ze światowej czołówki – a do takiej należy Ruud – potrafią wykorzystywać takie momenty meczu.
„MUSISZ WALCZYĆ!”
Możecie uważać, że po prostu dorabiamy sobie teorię do słabszych momentów gry Huberta. Jednak coś jest na rzeczy, skoro tę dziwną tendencję zauważa nawet jego trener. Kiedy Polakowi nie szło, Craig Boynton zaczął krzyczeć w jego kierunku:- Dawaj! Walcz! Musisz walczyć!
Bo przecież nie o umiejętności Huberta tu chodziło, ale o odblokowanie jego głowy.
Na całe szczęście, Hurkacz posłuchał swojego szkoleniowca i powrócił do spotkania w WIELKIM stylu. Tak, jakby chciał powiedzieć tysiącom kibiców oglądających to starcie „okej, mogę przegrać to spotkanie, ale pokażę wszystko to, co w moim tenisie najlepsze”.
I tak też grał! Smecze, zejścia do siatki, gra na returnie – w szczególności przy drugim serwisie Ruuda, kiedy Norwegowi nieco bardziej zaczęła drżeć ręka – takiego Huberta oglądało się genialnie. Czasami zagrywał wręcz z chirurgiczną precyzją. Ruud mógł wtedy tylko bezradnie czekać na wynik analizy wideo, która za każdym razem brzmiała tak samo. Czyli wskazywała, że Hubi zagrał piłkę w linii.
Te dwa sety to był koncert. Casper Ruud próbował wybić go z rytmu, zmieniał pozycje, ale co z tego, skoro na takie zabiegi Hubi odpowiadał na przykład asem serwisowym? Trzecią partię Hurkacz wygrał 6:2, a cały mecz 2:1 w setach. Całkowicie zasłużenie.
W nocy Hurkacz rozegra jeszcze półfinał rywalizacji debla. Partnerem Huberta jest Jan Zieliński, zaś przeciwnikami para Daniel Evans-John Peers. Co ciekawe, być może Polak będzie miał okazję ponownie spotkać się z Evansem na kortach w Montrealu, gdyż Brytyjczyk gra w drugim półfinale singla z Hiszpanem Pablo Carreno-Bustą.
Hubert Hurkacz – Casper Ruud 2:1 (5:7, 6:3, 6:2)
Fot. Newspix