Okej, nie ma się co oszukiwać, że Serenie Williams w ostatnich miesiącach bliżej było do Rogera Federera niż Rafy Nadala. Bez wątpienia jest najlepszą tenisistką XXI wieku. A pewnie znajdzie się wiele osób, które powiedzą, że jest po prostu najlepsza w historii. Jednak ostatni wielkoszlemowy turniej wygrała w 2017 roku. Dziś największa gwiazda w historii kobiecego tenisa odkryła karty na łamach magazynu “Vogue” . Artykuł będący swoistym podsumowaniem jej kariery, mówi nam informację najważniejszą – Serena po US Open pożegna się z zawodowym tenisem. Dziś 41-letnia Amerykanka posiada inne priorytety. Takie jak powiększenie rodziny czy skupienie się na swoich biznesach. W tej kolejności.
Nie wiemy nawet, czy jest sens wypisywać tu wszystkie osiągnięcia młodszej z sióstr Williams. Choć określanie jej w ten sposób się nie godzi i… jak przyznała we wspomnianym artykule dla “Vogue”, z którego pochodzić będą cytaty w tym tekście, okropnie irytowało, kiedy mówili że jest „siostrą Venus”. Tą młodszą. Nie – ona zawsze chciała być pierwsza.
– Potrafię dobrze naśladować innych. Dorastając próbowałam kopiować Pete’a Samprasa. Kochałam Monikę Seles, a potem analizowałam jej styl. Patrzyłam, słuchałam, potem atakowałam. Ale gdybym nie była w cieniu Venus, nigdy nie byłabym tym, kim jestem. Kiedy ktoś powiedział, że jestem tylko młodszą siostrą, wtedy naprawdę się denerwowałam.
I tak Serena potrafiła przekuć negatywne emocje w energię, która przez długie lata była nie do opanowania dla jej rywalek z kortu. Dziś ma na koncie 23 wielkoszlemowe tytuły w grze pojedynczej. Tylko Margaret Court posiada więcej wygranych wielkich szlemów. Australijka ma ich 24, ale lwią część wygrała jeszcze przed erą open. Serena Williams przez 319 tygodni okupowała pierwsze miejsce w rankingu WTA. Dłużej liderkami były tylko Martina Navratilova i Steffi Graf.
– Są ludzie, którzy mówią, że nie jestem GOAT [The Greatest of All Time – dop. red.], ponieważ nie pobiłam rekordu Margaret Court, obejmującego 24 tytuły wielkoszlemowe, które zdobyła przed „erą open”, która rozpoczęła się w 1968 roku. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie chcę tego rekordu. Oczywiście, że chcę. Ale z dnia na dzień naprawdę o nim nie myślę. Myślę o nim dopiero kiedy gram w finale wielkiego szlema. Może wręcz za dużo o nim myślałam i to nie pomogło.
– Z mojego punktu widzenia powinnam mieć ponad 30 wielkich szlemów. Miałam swoje szanse po powrocie z porodu. Przeszłam drogę od cesarskiego cięcia do drugiego zatoru płucnego i finału wielkoszlemowego turnieju. Grałam w okresie, gdy karmiłam piersią. Grałam, kiedy miałam depresję poporodową. Ale nie udało mi się wygrać. Powinnam to zrobić, mogłabym, mogłabym. Nie zaprezentowałam się wtedy tak, jak powinnam lub mogłam. Jednak wygrałam 23 razy – i to jest w porządku. Właściwie to niezwykłe. Lecz w dzisiejszych czasach, jeśli muszę wybierać między tenisem a budowaniem rodziny, wybieram to drugie.
W całym tekście, który możecie przeczytać w tym miejscu, najbardziej widoczne jest to, jak Amerykanka bije się z własnymi myślami. Ona kocha ten sport – poświęciła mu całe życie. Ale jeszcze bardziej kocha swoją córeczkę, Olympię oraz męża – Alexisa. I jak twierdzi, nie chce drugi raz rodzić dziecka, będąc czynnym sportowcem. A zegar biologiczny cały czas tyka. Poza tym, Williams bardzo dobrze radzi sobie w biznesie. Tenisistka chwali się, że tylko w tym roku jej spółki pozyskały 111 milionów dolarów zewnętrznego finansowania.
Trudno zatem dziwić się, że choć jej zapał do gry wciąż jest silny, to jednak priorytety Amerykanki ulegają zmianie. Od wspomnianego już 2017 roku fotel liderki rankingu WTA zajmowały inne zawodniczki – między innymi Simona Halep, Naomi Osaka, Ash Barty czy od kwietnia 2022 roku – Iga Świątek. Serena w tym roku grała rzadko – zaledwie trzy razy. Kiedy już zwyciężyła, co miało miejsce wczoraj w meczu Nurią Parrizas-Diaz, statystycy skrupulatnie wyliczyli, że to jej pierwsza wygrana od… 430 dni.
Chociażby z tego względu Serena Williams nie będzie faworytką zbliżającego się US Open. I sama zdaje sobie z tego sprawę: – Niestety nie byłam gotowa na wygranie Wimbledonu w tym roku. I nie wiem, czy będę gotowa na zwycięstwo w Nowym Jorku. Ale spróbuję. A turnieje poprzedzające będą świetną zabawą. Wiem, że fani fantazjują, że mogłam zrównać się z Margaret w Londynie, a potem może pobić jej rekord w Nowym Jorku, a potem na ceremonii rozdania trofeów powiedzieć: „Do zobaczenia!” Rozumiem. To dobra fantazja.
Niezależnie od wyniku, jednego możemy być pewni. Poza finałem US Open, nowojorski kort będzie szczelnie wypełniał się właśnie podczas meczów Sereny Williams. Bo przecież tam, w Nowym Jorku, każdy z nich może być tym ostatnim.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o Serenie Williams:
- “Będą grać w tenisa”. Jak Richard Williams doprowadził na szczyt Venus oraz Serenę?
- Dwudziestoletnie dominatorki w XXI wieku. Jak Iga wypada na tle Sereny, Szarapowej i spółki?
- Dublet marzeń, czyli Roland Garros i Wimbledon. Dwa wielkie sezony Sereny Williams
- W poszukiwaniu tenisa wyjątkowego. Która zawodniczka zaliczyła najlepszy sezon od 2000 roku?