Reklama

Stal była wielkim kijem w szprychach, ale Raków wywrotki nie zaliczył

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

31 lipca 2022, 20:25 • 4 min czytania 56 komentarzy

Stal miała więcej wymienionych podań, większe posiadanie piłki i lepszą skuteczność stałych fragmentów gry. Ale to Raków skończył z większą liczbą goli, choć musiał porządnie się napocić, żeby odtrąbić zwycięstwo. Stal wykorzystywała, co miała. Mogła nawet w niesamowity sposób zabrać Rakowowi punkty w ostatnich sekundach spotkania. Nie okazała się chłopcem do bicia, choć trzeba uczciwie przyznać, że gospodarze nie mieli najlepszego dnia.

Stal była wielkim kijem w szprychach, ale Raków wywrotki nie zaliczył

Raczej mało kto spodziewał się, że w meczu z Rakowem Stal Mielec może cokolwiek ugrać, jeśli chodzi o zdobycz punktową. Trochę postraszyć w ofensywie, skutecznie utrudniać dostęp do bramki – okej, to na pewno, ale czy coś więcej? Nie do końca. Faworyt był jasny od samego początku, choć ci, którzy drużynę trenera Majewskiego skreślali na wstępie, po 30 minutach gry mogli się trochę zdziwić.

Raków Częstochowa – Stal Mielec. Stal była dla Rakowa wyzwaniem

Wydawało się, że szybka bramka Sorescu po pięknym dośrodkowaniu Tudora ustawi spotkanie i stworzy ekipie Marka Papszuna duży komfort. Tak się jednak nie stało. Gra gospodarzy nie tyle się uspokoiła, co zwyczajnie zacięła. Raków miał problem z kreowaniem sytuacji podbramkowych, a Stal sprawiała wrażenie, że ma jakiegoś asa w rękawie. Nie dość, że odważnie budowała akcje od własnej bramki, to jeszcze w pewnym momencie utarła silniejszemu nosa. Rzut wolny, wrzutka Domańskiego, kończy głową Wlazło. Nie popisał się Arsenić, który sprawował opiekę nad pomocnikiem Stali. „Opiekę”, rzecz jasna.

Po golu Stali Raków miał problem do końca pierwszej połowy, żeby stworzyć sobie taką okazję, jaką miał Sorescu. Z drugiej strony – nawet jego gol nie był taki oczywisty, bo strzał padł z ostrego kąta, a zanim wpadł do siatki, musiał jeszcze przejść między nogami bramkarza. Współczynnik xG na pewno był tutaj bardzko niski, co tyczy się generalnie całego występu Rakowa w ofensywie do 45 minuty. Kilka groźniejszych dośrodkowań Tudora, zrywy Iviego Lopeza na skraju pola karnego, jeden łatwy strzał z dystansu Sapały – tyle, czyli zdecydowanie za mało. Stal skutecznie odpierała zalążki groźnych ataków Rakowa i poza kilkoma momentami wykazywała się dużą koncentracją w defensywie. Co jak co, ale za to należą się pochwały.

Piłeczkę można też odbić w stronę Marka Papszuna, który wystawił na boisko skład o dość niestandardowych proporcjach. Zdaje się, że to nie wyszło tak, jak trener Rakowa sobie zakładał. Na boisko od 1. minuty był tylko jeden nominalny środkowy pomocnik, Igor Sapała, który w pojedynkę miał problem, żeby uciągnąć kreowanie gry. Gdy w drugiej połowie – w wyniku wymuszonej zmiany, bo Sapała złamał palec – na boisku pojawił się Ben Lederman, maszyna „Medalików” zaczęła pracować szybciej.

Reklama

Raków wykonał obowiązkową robotę, choć Stal próbowała to zepsuć

Zmieniło się trochę granie Rakowa po zmianie stron. Raz, że wiele dobrego dała zmiana Ledermana, a dwa – napastnicy byli bardziej konkretni. Ciekawy był moment, w którym cała trójka postawnych chłopów w ofensywie wspólnie wykreowała bramkę. Projektantami akcji na 2:1 byli Kochergin z Gutkovskisem. Ten pierwszy przebił się ze skrzydła przed pole karne, a drugi wygrał przebitkę z Getingerem i podał do Piaseckiego, który z bliskiej odległości posłał strzał nie do obrony. Mało tu było sztuki, ale liczył się przede wszystkim konkret, którego Raków bardzo potrzebował.

Później Raków dostał prezent od Stali, czym – wtedy tak się wydawało – właściwie przypieczętował zdobycie trzech oczek. Znów nie popisał się Getinger, który zagrał ręką w polu karnym, dał się nastrzelić. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze oczywiście podszedł Ivi Lopez, który wykorzystał okazje.

Stal nie była tak daleko, żeby oszukać przeznaczenie w tym meczu. Od straty gola na 1:2 przez długi czas była tylko tłem dla Rakowa, ale w końcówce nagle wystrzeliła, strzelając gola na 2:3. Ponownie ze stałego fragmentu gry, z którymi defensywa Rakowa po rotacjach w składzie miała problemy. Zrobiło się gorąco, gospodarze mieli ciężary. Brakowało niewiele, żeby mielczanie doprowadzili do remisu w ostatnich sekundach meczu, ale bohaterską interwencją wykazał się Arsenić. Pusta bramka, Matras strzela wolejem, a obrońca Rakowa wybija piłkę głową.

Finalnie ekipie Marka Papszuna udało się zamknąć to spotkanie bez straty punktowej, choć ta wisiała w powietrzu i byłaby sporym rozczarowaniem. Zresztą, w ogóle gra częstochowian pozostawiała dzisiaj wiele do życzenia. Brakowało im dynamiki na każdej płaszczyźnie, większej pewności w grze, elementu zaskoczenia. Stal sprawiała wrażenie, jakby przez zdecydowaną większość meczu czytała Raków. Wicemistrzowie Polski mogą zatem odetchnąć z ulgą, bo po raz kolejny okazało się, że to nie jest dla nich specjalnie wygodny rywal.

Reklama

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Daniel Szczepan: Pracowałem na kopalni. Myślałem, by się poddać i rzucić piłkę [WYWIAD]

Komentarze

56 komentarzy

Loading...