Luciano Narsingh, którego w tym tygodniu pozyskała Miedź Legnica, z miejsca dołącza do grona dziesięciu obcokrajowców w historii Ekstraklasy z najlepszym CV. Holender stanowi sporą zagadkę, wiadomo, że najlepsze chwile ma za sobą, ale jeśli chociażby w połowie do nich nawiąże, beniaminek nie powinien żałować jego zatrudnienia.
158 meczów dla PSV Eindhoven. 31 meczów w Premier League dla Swansea. 37 spotkań w barwach Feynoordu. 19 występów dla reprezentacji Holandii. Pod względem czysto piłkarskim nie ma najmniejszych wątpliwości: gość posiada umiejętności zdecydowanie ponad naszą ligę. Skoro jednak do niej trafił, a już zimą poważny był temat Lechii Gdańsk, to w ostatnim czasie musiał notować regularny zjazd. I faktycznie, szczyt jego formy przypada na lata 2011-2016. Później były już tylko pojedyncze udane momenty.
Luciano Narsingh – nowy piłkarz Miedzi Legnica
Dorastanie w Heerenveen z Pawłem Wojciechowskim
Luciano Narsingh do seniorskiej piłki wchodził w barwach Heerenveen. W tym samym tempie do zespołu z Fryzji wprowadzany był Paweł Wojciechowski, obecnie napastnik pierwszoligowej Resovii Rzeszów.
– Mieszkaliśmy w jednym budynku – ja na drugim piętrze, on na trzecim. Graliśmy razem w zespole juniorów. Walczyłem o tytuł króla strzelców, w dużej mierze dzięki podaniom od Luciano. W Eredivisie debiutowaliśmy tydzień po tygodniu jesienią 2008 roku. Najpierw on z Vitesse, później ja z AZ Alkmaar. On grał z numerem 43, a ja z 44. W Heerenveen numery juniorom dawali jak leciało, po kolei – wspomina Wojciechowski.
Co ciekawe, chłopaki kojarzyli się jeszcze przed wyjazdem Polaka za granicę. – Poznaliśmy się rok wcześniej. Z kadrą U-17 prowadzoną przez Michała Globisza rozgrywaliśmy jakiś turniej w La Mandze. Dzień przed meczem z Holandią wybrałem się wieczorem na spacer. W pewnym momencie spotkałem kilku holenderskich zawodników, fajnie pogadaliśmy i zrobiłem sobie z nimi pamiątkowe zdjęcie. Jednym z tych gości był właśnie Luciano. Pozostali to Luis Pedro [zagrał 10 meczów dla Feyenoordu, PM] i Leroy Fer, a Georginio Wijnaldum chyba był autorem fotki. Pokazywałem ją potem Luciano w szatni. Niesamowicie nas los połączył. A w samym spotkaniu Holendrzy dostali od nas w czapę, wygraliśmy bodajże 3:2 – opowiada 32-latek, który przygodę z Eredivisie zakończył na dziewięciu występach i dwóch bramkach.
Narsingh przez pierwsze dwa lata zanotował zaledwie cztery mecze w holenderskiej ekstraklasie. Eksplozja jego talentu zaczęła się w sezonie 2010/11. – Typowy skrzydłowy, szkolony od najmłodszych lat na holenderską „jedenastkę” i „siódemkę”, która wchodzi w liczne pojedynki i jest skuteczna. Gole i asysty przeważnie się u niego zgadzały, regularnie wykręcał dobre liczby. Zawsze imponował dryblingiem, miał go na super poziomie. Przede wszystkim nie w miejscu, tylko na szybkości. W Holandii mówiło się o nim, że ma „przyspieszenie w sprincie”. Niby już biegnie na maksa i i nagle jest w stanie jeszcze dołożyć jakieś turbo. W tym aspekcie niesamowicie się wyróżniał. Większe problemy miał w grze na małej przestrzeni, gdy nie mógł skorzystać ze swoich atutów, ale generalnie od razu rzucało się w oczy, że ma papiery na wielkie granie – mówi Wojciechowski.
Rekord asyst Eredivisie i transfer do PSV
Transfer Narsingha do Polski może być okazją na odświeżenie dawnej znajomości. – W czasach Swansea kontakt nam się urwał. W szatni zawsze był wesołym gościem, było go pełno. Poza boiskiem nigdy nie sprawiał problemów, sumiennie podchodził do obowiązków. Ludzie po latach się zmieniają, ale zakładam, że tu wszystko zostało po staremu – stwierdza nasz rozmówca.
Potwierdzają to słowa samego zainteresowanego, przynajmniej jeśli chodzi o brak ekscesów: – Z natury jestem cichym facetem i zdecydowanie nie buntownikiem. Nie zobaczysz mnie w mediach robiącego szalone rzeczy – mówił w wywiadzie dla tubantia.nl z ubiegłego roku.
Narsingh pięcioma golami i dziewięcioma asystami w pierwszym pełnym sezonie już zdradzał olbrzymi potencjał, ale najlepsze dopiero miało nadejść. W sezonie 2011/12 wyczyniał cuda, zdobywając osiem bramek i dokładając aż 22 asysty, co było nowym rekordem Eredivisie. Nic dziwnego, że jego partner z ataku Bas Dost został wówczas królem strzelców (32 gole).
Stało się jasne, że Heerenveen jest już za małe dla młodego skrzydłowego, zwłaszcza że pojechał z reprezentacją Oranje na Euro 2012. Wszystkie mecze przesiedział na ławce, ale renoma została dodatkowa zwiększona. Interesował się nim Ajax, ale PSV było bardziej zdecydowane i kupiło go w promocyjnej cenie czterech milionów euro. Kontrakt zawodnika obowiązywał jeszcze tylko przez rok, więc Heerenveen nie mogło zbytnio podbijać stawki.
Kontuzja zabrała medal mistrzostw świata
Narsing początki w Eindhoven miał dość trudne, musiał się rozkręcić. Stało się to po około trzech miesiącach. Strzelał i asystował prawie w każdym meczu, lecz w styczniu 2013 zerwał więzadła w kolanie i uszkodził łąkotkę. Leczenie było żmudne. – Przez osiem miesięcy trenowałem ze sztywnym kolanem i zastanawiałem się, czy wreszcie coś się zmieni. Rozmawiałem z piłkarzami, którzy już przez takie rzeczy przechodzili. Zapewniali, że to normalny etap leczenia. To dodało mi pewności siebie – wspominał.
Na boisku ponownie zameldował się dopiero w listopadzie, a przez kolejne pół roku dochodził do optymalnej formy. Louis van Gaal wysłał mu powołanie do reprezentacji już dwa tygodnie po powrocie, ale potem widział, że Narsingh potrzebuje czasu. Liczby przestały go bronić. Jedna asysta w dwudziestu ligowych meczach to było zdecydowanie za mało, żeby pojechać na mundial do Brazylii. Gdyby nie pech zdrowotny, zapewne nowy zawodnik Miedzi miałby dziś w kolekcji medal za trzecie miejsce na mistrzostwach świata.
Sezony 2014/15 i 2015/16 to już był Narsingh w najlepszym wydaniu. W tym czasie strzelił 14 goli i zaliczył 16 asyst w Eredivisie, a w Lidze Mistrzów zdarzało mu się wyróżniać. Najbardziej pamiętny występ to ten przeciwko Manchesterowi United we wrześniu 2015, w którym zdobył zwycięską bramkę. Rok później trafił też do siatki Bayernu, ale był to gol na otarcie łez w wysoko przegranym spotkaniu (1:4).
Nawet w tym okresie zdarzały się gorsze chwile. Na przykład w listopadzie 2015 Narsingh został zmieniony przez Phillipa Cocu już w 54. minucie meczu z Utrechtem. Razem z Adamem Maherem schodził wygwizdywany przez kibiców. – Każdy piłkarz jest ważny dla PSV i każdy ma dobre intencje, chce pomóc drużynie. Nie sądzę, aby zawodnicy zaczynali grać lepiej z powodu takiej reakcji na trybunach. Dla mnie była ona godna ubolewania. To nie jest miłe, gdy słyszysz gwizdy jak tylko dotkniesz piłki. Zaczynasz myśleć, że może lepiej zagrać bezpiecznie, bo jeśli dojdzie do straty, ludzie znów będą buczeć – komentował rozczarowany.
Premier League nie została podbita
Jesień 2016 była już w jego wykonaniu słabsza, a że za pół roku kończyła mu się umowa, PSV było chętne do sprzedaży. Zainteresowanie wykazywały kluby Premier League. Pisano o Sunderlandzie i West Bromwich, ale ostatecznie za 4,6 mln euro kupiło go Swansea, gdzie spotkał Łukasza Fabiańskiego. Narsingh przejście do „Łabędzi” konsultował z Leroeym Ferem. Tak, jednym z tych gości ze zdjęcia Pawła Wojciechowskiego.
– Leroy powiedział, że to dobry klub ze świetnymi kibicami. Ułatwiło mi to podjęcie decyzji. Liga angielska jest najlepsza, a Swansea gra ciekawy futbol, dlatego wiedziałem, że chcę tu być. Mam teraz 26 lat, a w Holandii zdobyłem dwa mistrzostwa, więc to dobry moment, żeby trafić do Premier League – komentował swój transfer w styczniu 2017.
Choć w dwóch pierwszych meczach Holender zaliczał po asyście (z Southampton i Manchesterem City), to nigdy nie stał się kluczowym ogniwem Swansea.
„Miał pecha po przyjściu do klubu, bo prędko zmieniono koncepcję gry i Swansea zaczęło grać ustawieniem bez skrzydłowych. Musiał się odnajdywać jako napastnik, co naturalnie szło mu średnio. Gdy biegał na skrzydle, był bardzo dobrym zawodnikiem” – tłumaczył na Twitterze Maciej Łaszkiewicz z „Angielskiego Espresso”.
Dopóki drużynę prowadził Paul Clement, u którego Narsingh był pierwszym sprowadzonym piłkarzem, dostawał sporo szans. Mimo że później w debiucie następcy Francuza – Carlosa Carvalhala strzelił gola Watfordowi (jedynego w angielskiej ekstraklasie), notowania u niego miał znacznie niższe i większość wiosny 2018 przesiedział na ławce. A Swansea przegrało pięć meczów z rzędu na finiszu i spadło do Championship.
Bez szału w Feyenoordzie, dobry czas w Twente
Następny rok okazał się stracony. Klub chciał go wypchnąć, bo zarabiał ponad 50 tys. funtów tygodniowo, co stanowiło olbrzymie obciążenie po wylądowaniu ligę niżej. Holender jednak nie palił się do zmiany barw, mimo że dostawał oferty. Mógł chociażby przejść do AEK Ateny, ale zdecydował się zostać. Nowy menedżer Graham Potter praktycznie nie brał go pod uwagę przy ustalaniu składu. Cztery razy wziął go do meczowej kadry, dwa razy wpuścił z ławki i to wszystko.
Do rozstania doszło dopiero latem 2019, gdy kontrakt przestał obowiązywać. Narsingh wrócił do Eredivisie i związał się z Feyenoordem. Zaczął od asysty w doliczonym czasie na wagę remisu w derbach ze Spartą Rotterdam, a niedługo potem strzelał gole ADO Den Haag i Emmen.
Z czasem jednak jego akcje coraz bardziej spadały, aż praktycznie przestał pojawiać się na boisku. Pierwsza runda kolejnego sezonu nie przyniosła przełomu, dlatego Feynoord na drugą część rozgrywek wypożyczył go do Twente. – Chcę pokazać, że wciąż jestem i daję radę. Zamierzam jeszcze raz pokazać, że mogę być niebezpieczny i mogę asystować. Ludzie zastanawiają się, czy zdołam odżyć. Odczuwam pozytywną presję, która motywuje mnie do ciężkiej pracy. Pod niektórymi względami, jak waga czy procent tkanki tłuszczowej, wyglądam nawet lepiej niż w czasach PSV. Teraz pozostaje mi zadbać o swoją formę – zapowiadał.
Twente prowadził Ron Jans, z którym Narsingh znał się z Heerenveen. Pod jego wodzą faktycznie wreszcie odżył. 17 meczów, 1 gol i 6 asyst z wiosny 2021 to całkiem przyzwoity dorobek.
Australijski epizod
Mimo to w Rotterdamie nie miał już czego szukać. Minioną jesień spędził na bezrobociu, zimą był łączony z Lechią Gdańsk, ale koniec końców wylądował w australijskim Sydney FC. – To dla mnie wielkie wyzwanie. Jestem w zupełnie nowym środowisku, co oznacza wyjście ze strefy komfortu. To daje mi energię. Chcę sprawdzić się w nowym środowisku i kulturze piłkarskiej – deklarował.
Na Antypodach furory nie zrobił, choć jest dość proste wytłumaczenie takiego obrotu sprawy: wystawiano go jako napastnika, a jak już wiemy, na tej pozycji nie może zaprezentować swoich największych atutów. Początkowo grał dużo, z czasem wchodził z ławki. W dziesięciu meczach ligowych zdobył jedną bramkę – w wygranym 3:0 starciu z Western United, w ataku którego biegał Aleksandar Prijović. Klasowe wykończenie dobrej sytuacji, duży spokój:
– Szukaliśmy doświadczonego i ogranego zawodnika o określonych umiejętnościach. Nadarzyła się okazja, by sprowadzić Luciano i z niej skorzystaliśmy. Zdajemy sobie sprawę, że być może będziemy musieli trochę poczekać aż wejdzie na swój najwyższy poziom. Ale wierzymy, że będzie dla nas wzmocnieniem. Jest dynamicznym skrzydłowym, dobrze gra jeden na jeden. Ma bardzo dobrą przeszłość i chcielibyśmy, by przynajmniej w jakimś stopniu nawiązał do swojej gry z ligi holenderskiej – słowa trenera Wojciecha Łobodzińskiego z oficjalnej strony Miedzi wskazują, że w Legnicy zdają sobie sprawę, że Narsingh nie od razu zacznie błyszczeć.
Znaków zapytania jest sporo. Tak naprawdę przez ostatnich pięć lat Holender tydzień w tydzień w podstawowym składzie grał jedynie przez kilka miesięcy w Twente. Dwóch tysięcy minut w sezonie nie przekroczył od edycji 2015/16. Szukając pozytywów: całkiem niezła wiosna 2021 w Enschede pokazuje, że jeszcze stać go na dobre występy. Australii teraz nie podbił, ale zapewne przynajmniej trochę odbudował się fizycznie, skoro w ciągu niewiele ponad dwóch miesięcy uzbierał łącznie 14 spotkań (530 minut). Do Legnicy nie przychodzi więc jako piłkarski trup, który w każdym aspekcie zaczyna od zera.
Nie zmienia to faktu, że bardzo trudno przewidzieć, w jakim kierunku ta współpraca się potoczy. W razie czego pocieszająca dla klubowej księgowej będzie świadomość, że Narsingh banku w Miedzi nie rozbija, bo dostał kontrakt na normalnych warunkach.
WIĘCEJ O MIEDZI LEGNICA:
- Marek Ubych: – Byłem w szoku, ile płacą w Ameryce Południowej [WYWIAD]
- Miedź Legnica 2.0 – najciekawszy beniaminek w Ekstraklasie?
- „Trenerze, Olaf woli nie mieć wolnego!”. Młodzieżowcy Miedzi w wywiadzie
Fot. FotoPyK/Newspix/P. Lewandowska/Miedź Legnica/Accredito/archiwum Pawła Wojciechowskiego