Reklama

Niedziela pucharowiczów. Czekają nas cztery mecze Ekstraklasy

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

31 lipca 2022, 12:41 • 9 min czytania 22 komentarzy

Pogoń Szczecin i Lechia Gdańsk zakończyły swoją przygodę w europejskich pucharach, co oznacza, że niedzielne starcia odpowiednio z Jagiellonią Białystok i Widzewem Łódź będą dla nich ostatnimi w trzydniowym trybie. Nim dalej podążają Raków Częstochowa, który zmierzy się ze Stalą Mielec i Lech Poznań, rywalizujący z Wisłą Płock. Niedziela zapowiada się na niezwykle intensywną na ekstraklasowych boiskach.

Niedziela pucharowiczów. Czekają nas cztery mecze Ekstraklasy

Cztery mecze, w tym dwa o jednej porze, to najlepszy sposób na wysmakowanie się w Ekstraklasie. Gorzej jeśli będzie to ciężkostrawne danie. Niemniej jednak od naszych pucharowiczów oczekujemy gry na najwyższym poziomie, co trzy dni. Na razie żadna z naszych rodzimych ekip tego nie opanowała. Dwie mają już ten problem z głowy, bowiem Lechia Gdańsk i Pogoń Szczecin zakończyły swoją przygodę z Ligą Konferencji na drugiej rundzie. Biało-zieloni pozostawili po sobie lepsze wrażenie, ale to Portowcy nie zdecydowali się przełożyć żadnego swojego spotkania. Teraz obie powracają do ligowej rzeczywistości. Europejski sen kontynuują Lech Poznań i Raków Częstochowa, więc przekonamy się, czy będzie to nijakie lunatykowanie czy prawdziwie mokry sen o zwycięstwie.

Pogoń Szczecin – Jagiellonia Białystok

Czy Portowcy obiorą kurs na mistrzostwo?

Ponownie europejskie puchary okazały się dla Portowców brutalnym zderzeniem z rzeczywistością. Można psioczyć na złe losowanie czy błędy indywidualne, które skutkowały stratami bramek. Niemniej jednak dla ekipy z Pomorza Zachodniego występy na międzynarodowych arenach kończą się bardzo szybko. W zasadzie to jedyna rysa na szkle metodycznie budowanego projektu w Szczecinie. Stadion jest już niemal na ukończeniu. Akademia dobrze prosperuje. Młodzieżowcy występują w składzie i są transferowani za granicę za duże pieniądze. Pogoń rozgościła się już w czołówce Ekstraklasy. Tylko te cholerne puchary!

Pogoń chce być tak profesjonalna jak tylko się da. Wszyscy pucharowicze przełożyli swoje spotkania przed rewanżem drugiej rundy LKE. Wyłamali się tylko Portowcy, za co zebrali pochwały w środowisku, m.in. od trenera zeszłotygodniowych rywali – Ivana Djurdjevicia. Jak to się jednak dla nich skończyło? Mocnym laniem 0:4 od Broendby. Broendby, które nie grało nadzwyczaj dobrze. Pozostałe polskie ekipy awansowały bądź postawiły trudne warunki – jak Lechia. Nie mówimy, że nagle Pogoń powinna przekładać wszystkie mecze, ale jeśli ma taką możliwość, powinna z niej skorzystać. Tym bardziej, że w normalnych warunkach niemal nie jest w stanie wygrać meczu, czego dowodzą wyniki Portowców w LKE:

  • NK Osijek 0:0 i 0:1
  • KR Rejkjawik 4:1 i 0:1
  • Broendby IF 1:1 i 0:4

Choć nie jesteśmy zwolennikami prowizorki, to w drobnym stopniu zdaje ona sprawdzian w Ekstraklasie. Wszystko jest bowiem lepsze niż kolejne mecze polskich drużyn między sobą. Na szczęście dla Pogoni kolejnych spotkań w Europie w tym sezonie już nie będzie. Natomiast w lidze Portowcy radzą sobie dużo lepiej. W ostatnich sezonach drużyna wykładała się na finiszu rozgrywek. Teraz może zbudować sobie taką przewagę, by nawet wobec jakichkolwiek potknięć wiosną, dowieźć mistrzostwo Polski, bo jest ono celem dla szczecinian. Wobec odpadnięcia z LKE Pogoń z pewnością obierze kurs na tytuł. A ten, jak powtarza wielu trenerów, zdobywa się jesienią, a przegrywa wiosną. Portowcy mają zatem okazję odwrócić złą monetę i skorzystać z zaangażowania największych rywali w grę na trzy fronty.

Reklama

Znajdą złoty środek?

Początek sezonu dla Jagiellonii Białystok okazał się nadzwyczaj dobry. Zwycięstwo 2:0 z ambitnym Piastem Gliwice rozbudziło nadzieje na dobry sezon. Na pewno lepszy niż za trenera Piotra Nowaka, który bardziej niż na taktyce skupiał się na kursach bitcoina. Dodatkowo jednego z goli w inauguracyjnym spotkaniu sezonu strzelił 16-letni Mateusz Kowalski, co rozbudziło nadzieje, że trener Maciej Stolarczyk, którego pozyskano z polskiej młodzieżówki, będzie w większym stopniu stawiał na młodych piłkarzy. Nadzieje szybko spotkały się z rzeczywistością już w drugiej kolejce.

0:2 z Widzewem Łódź na własnym stadionie było jak zimny prysznic dla Dumy Podlasia. Jaga nie stworzyła sobie w zasadzie żadnej okazji bramkowej. Największe zagrożenie pochodziło głównie ze stałych fragmentów gry. Właśnie dlatego nie wiadomo, jakiej twarzy Jagiellonii się spodziewać. Mocarnej z meczu z Piastem czy ograniczonej z Widzewem. Pewne jest, że forma białostoczan dalej będzie podlegać fluktuacjom. Na razie nie widać, by Stolarczyk miał pomysł jak okiełznać te fale, więc równie dobrze w Szczecinie może uderzyć potężna sztormowa fala znad Bałtyku jak niewinna falka ze stawu w Parku Branickich.

Lech Poznań – Wisła Płock

Jak będzie wyglądała obrona?

Kolejorz sprawę awansu z Dinamo Batumi przyklepał sobie w pierwszym meczu. Co prawda w rewanżu powinien wygrać, by budować swój ranking, ale nie miało to większego wpływu na losy gry w trzeciej rundzie LKE. Bardziej kibiców Lecha powinna martwić postawa i skład bloku defensywnego. Poznaniacy nie tylko zremisowali 1:1 z przeciętnymi Gruzinami, ale dali im stworzyć wiele innych okazji bramkowych. Sytuacja, w której ekipa Johna van den Broma występuje z trzema nominalnymi bocznymi obrońcami, nie wygląda na optymalną. Właśnie dlatego z taką dużą nadzieją i ulgą przyjęto informację o pozyskaniu szwedzkiego defensora Filipa Dagerstala.

Kolejorz w sześciu dotychczasowych meczach zdążył stracić już 10 goli. To zdecydowanie dużo za dużo. A teraz do Poznania przyjeżdża drużyna, która w dwóch meczach Ekstraklasy zdołała zdobyć siedem bramek. Mimo to Kolejorz nie zdecydował się po raz drugi przełożyć spotkania ligowego, chociaż miał taką możliwość. Byłoby to również zasadne wobec kolejnego dalekiego wyjazdu na Islandię. Na razie kibice mistrzów Polski mogą mieć nadzieję, że jakoś to będzie, bo defensywa Lecha jeszcze przez jakiś czas nie będzie poukładana jak należy. Oby innym piłkarzom w końcu odpuściły nogi i poczuli świeżość, bo z tym jest duży problem.

Tak jak Cracovia?

Wybiegana Wisła Płock może to skrzętnie wykorzystać. Od początku sezonu drużyna Pavola Stano zachwyca w Ekstraklasie. Nie tylko dlatego, że jest liderem polskiej ligi, ale przede wszystkim ze względu na styl, w jakim to osiągnęła. Gra od bramki, krótkie podania, kreatywny środek pola, efektowny Davo. To wszystko złożyło się na obraz przyjemnych do oglądania Nafciarzy, którzy mając na ukończeniu stadion, stają się coraz bardziej atrakcyjnym miejscem na piłkarskiej mapie Polski.

Reklama

Te dwa zwycięstwa nie były przypadkowe. Już od dawna powtarzaliśmy, że naszym celem jest, by Wisłę dało i chciało się oglądać. Styl gry miał być inny niż przez wiele naszych poprzednich sezonów w ekstraklasie. Widać teraz, jaki potencjał jest w tym zespole, ale oczywiście nikt z nas nie chodzi z głową w chmurach, bo nie chcemy za trzydzieści kolejek płakać – powiedział w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Tomasz Marzec, prezes Wisły.

Nafciarze mają już na rozkładzie jednego pucharowicza – Lechię Gdańsk. Teraz przyszła pora na drugiego. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc kibice oczekują kolejnego zwycięstwa, tym bardziej że konkurencja nie śpi i również Cracovia zdobyła jak do tej pory komplet punktów w Ekstraklasie. Wisła Płock również chciałaby podtrzymać swoją passę.

Raków Częstochowa – Stal Mielec

Czy Papszun wystawi młodzieżowca?

Dwa zwycięstwa i awans do trzeciej rundy el. LKE. Krótko. Brawa dla Rakowa! Po zwycięstwie w Superpucharze Polski i wygranej na inaugurację w lidze częstochowianie notują serię czterech triumfów z rzędu bez straty żadnego gola. By nie było tak kolorowo warto wrzucić kamyczek do ogródka trenera Marka Papszuna, który wyraźnie na początku sezonu zapomniał o przepisie o młodzieżowcu. O tym, czy ten punkt regulaminu jest zasadny, czy też nie, nie będzie roztrząsać. Jednak istnieje i trzeba się do niego dostosowywać. Jak na razie wygląda to w Częstochowie?

  • 2 minuty z Lechem Poznań (2:0)
  • 0 minut z Wartą Poznań (1:0)
  • 7 minut z Astaną (5:0)
  • 13 minut z Astaną (1:0)

Właśnie tyle czasu dał szkoleniowiec swoim młodzieżowcom, a w zasadzie młodzieżowcowi, którym był Szymon Czyż. Przepis dotyczy jedynie występów w Ekstraklasie, dlatego nie ma co jeszcze bić na alarm. By nadrobić minutowe braki młodzieżowców wystarczy wystawiać ich komplet w ostatnich 12 meczach sezonu. Co spotkanie wykręcą 270 minut i limit zostanie wypełniony. Ciężko sobie wyobrazić, by coś takiego się stało. Patrząc na to jak organizacyjnie poukładany jest Raków i jakimi budżetem operuje, bardziej prawdopodobne jest, że kosztem mistrzostwa Polski i występów w europejskich pucharach, klub spod Jasnej Góry zapłaci karę adekwatną do taryfikatora za niespełnienie wymogu o młodzieżowcu. Nie ma co jednak drzeć kotów. Trener Marek Papszun coś wymyśli. W końcu jest najlepszym trenerem na świecie, jak twierdzi Sebastian Madera. 

Znowu postraszy pucharowicza?

Mistrz Polski Lech Poznań. Ambitny i myślący o europejskich pucharach Radomiak. Wicemistrz Polski i pucharowicz Raków Częstochowa. Tak wygląda wejście w sezon Stali. Mielczanie mogli złapać się za głowę widząc kalendarz. Jednak po dwóch kolejkach to wszyscy inni łapią się za głowę i pytają, jak z tak dość przeciętnej drużyny Adam Majewski potrafi wycisnąć tak dużo. Po bezproblemowym zwycięstwie na inaugurację z Kolejorzem, przyszedł remis z Radomiakiem. Teraz ekipa z Podkarpacia może postraszyć wicemistrza Polski i nie jest to nierealne.

Trener Papszun z pewnością będzie zmuszony do rotacji składem, na co przygotowana jest Stal, o czym jak zwykle ze spokojem w głosie powiedział trener Majewski. – Między nami, a Rakowem nie ma wiele podobieństw. Dlatego musimy skupić się na sobie, bo pewnie zostaniemy zmuszeni do dostosowania się do taktyki rywali. Na wysoką intensywność jesteśmy przygotowani – wyjaśnił szkoleniowiec na konferencji prasowej.

By postraszyć kolejnego rywala, Stal musi mieć okazję zdobyć bramkę. Na inaugurację napastników wyręczyli pomocnicy Wlazło i Domański. W drugiej kolejce trafienie zaliczył snajper, ale nie ten, na którego stawiał trener Majewski, czyli Mikołaj Lebedyński. Niespodziewanie debiutanckie trafienie szybciej zaliczył sprowadzony chwilę wcześniej Said Hamulić. Holender o bośniackich korzeniach może okazać się lekiem na brak jakości mielczan w ofensywie.

Widzew Łódź – Lechia Gdańsk

Będzie wielka feta?

RTS zdążył już w dość efektowny sposób powrócić do Ekstraklasy. Minimalna przegrana z Pogonią i efektowna wygrana z Jagiellonią rozbudziły apetyty w mieście włókniarzy. Teraz jednak przyszła pora, by Łódź zakochała się w Ekstraklasie na nowo. Ze względu na wymianę murawy Widzew mógł rozegrać swój pierwszy domowy mecz dopiero w trzeciej kolejce. Od razu na obiekt przy al. Piłsudskiego 138 przyjeżdża pucharowicz – Lechia Gdańsk. W ekspresowym tempie klub sprzedał komplet karnetów. Pozostałe bilety na niedzielny mecz również rozeszły się błyskawicznie. Jednym słowem – czeka nas święto.

Sami piłkarze Widzewa również podgrzewają atmosferę. Na inaugurację postawili się Pogoni. W całkiem niezłym stylu walczyli o dobry wynik przez większość meczu. W drugiej kolejce poradzili sobie z Jagiellonią, okraszając zwycięstwo dwoma pięknymi bramkami. Jedną z rzutu wolnego zdobył Bartłomiej Pawłowski. Drugą po indywidualnej szarży kolejny w Ekstraklasie obiecujący hiszpański napastnik Jordi Sanchez. Co zawodnicy trenera Janusza Niedźwiedzia pozostawili na mecz u siebie?

Ostatni europejski kac?

To, co pokaże Widzew w dużym stopniu może zostać uzależnione od postawy Lechii. Gdańszczanie do ostatnich sekund walczyli o korzystny rezultat i dogrywkę w spotkaniu z Rapidem Wiedeń. Pogoń okazała się bezskuteczna, więc nastroje nie były też najlepsze. Oliwy do ognia dolał jeszcze trener Tomasz Kaczmarek, komentując poziom całej polskiej piłki po porażce z austriackim zespołem. – Jeśli jesteśmy szczerzy, to nasz poziom po prostu nie jest wystarczająco dobry. Wyniki w ostatnich latach są na to dowodem – wypalił na antenie Kanału Sportowego.

Jako trener Kaczmarek powinien umieć podnieść poziom swojego zespołu. Ewentualnie mocniej napierać  na działaczy, by ściągnęli mu jakościowych graczy, którzy zapewnią mu grę w kolejnych rundach europejskich pucharów. Nie było jednak ani jednego, ani drugiego. Lechia pożegnała się z Ligą Konferencji. Wita się natomiast na stałe z Ekstraklasą. Poprzedni mecz okazał się dla niej bolesną lekcją zafundowaną przez Wisłę Płock. Drugie ze spotkań gdańszczanie przełożyli, ale teraz już nie ma na to szans. Należy wrócić do ligowej rzeczywistości. Chyba, że biało-zieloni pozwolą sobie na jeszcze jeden bolesny kac i dopiero od następnej kolejki zaczną myśleć wyłącznie o Ekstraklasie.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

22 komentarzy

Loading...