Reklama

Czy mamy już pierwszą szóstkę, a życie bez Leona istnieje? Wnioski po fazie grupowej Ligi Narodów

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

11 lipca 2022, 13:55 • 12 min czytania 11 komentarzy

Selekcjoner Nikola Grbić nie ukrywał, że ma zamiar potraktować tegoroczną Ligę Narodów niczym poligon doświadczalny. Serb sprawdzał, mieszał składem, testował ustawienia, a Polacy… wygrywali kolejne mecze i rozgrywki w fazie grupowej zakończyli na drugim miejscu, zaraz za Włochami. Teraz czeka nas faza pucharowa, którą rozpoczniemy 21 lipca ćwierćfinałowym meczem z Iranem, a zakończymy – mamy nadzieję – trzy dni później, występem w finale imprezy. Ale po dwunastu rozegranych spotkaniach, możemy pokusić się o pierwsze wnioski. Czy Nikola Grbić ma już ułożoną w głowie pierwszą szóstkę na mistrzostwa świata, które wystartują pod koniec sierpnia? Na których rezerwowych postawi i ilu przyjmujących zdecyduje się powołać? Jak Marcin Janusz radzi sobie na rozegraniu i czy pojedziemy na mistrzostwa bez Wilfredo Leona, nawet jeżeli zdąży on dojść do pełni sił? Oto nasze wnioski po fazie grupowej Ligi Narodów.

Czy mamy już pierwszą szóstkę, a życie bez Leona istnieje? Wnioski po fazie grupowej Ligi Narodów

CZY PIERWSZA SZÓSTKA JEST JUŻ WYBRANA?

Po tym, jak Vital Heynen rozstał się z posadą selekcjonera reprezentacji Polski, wiedzieliśmy, że sam skład kadry również czekają zmiany. Kiedy stanowisko trenera objął Nikola Grbić, można było się domyśleć, że akcent zespołu zostanie przesunięty z wysłużonych weteranów w stronę siatkarzy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Żołnierzy Serba, których ten w sezonie 2020/21 poprowadził do pierwszego zwycięstwa w Lidze Mistrzów.

Wprawdzie na pozycji atakującego Łukaszowi Kaczmarkowi trudno było rywalizować z Bartoszem Kurkiem – nowym kapitanem reprezentacji. Ale już na przyjęciu pod nieobecność Wilfredo Leona, grać mieli Kamil Semeniuk i Aleksander Śliwka. Bo to przecież między innymi oni w tym sezonie obronili Ligę Mistrzów. Bo Grbić ich zna i uchodzi za trenera stosującego wyraźny podział na szóstkę główną i rezerwy. Zatem ciężko wejść do pierwszego składu reprezentacji, ale też trudno z niego wypaść. W końcu, bo obaj udowodnili swoją wyższość nad konkurencją w finale PlusLigi, który również wygrali.

Jednak Tomasz Fornal swoją grą w Lidze Narodów wprawił Grbicia w pozytywny ból głowy. Siatkarz Jastrzębskiego Węgla pojechał do Kanady na pierwszy tydzień tych rozgrywek. Wprawdzie tam reprezentacja zaliczyła jedną z dwóch porażek fazy grupowej (1:3 z Włochami), ale wtedy też ograła Francję – mistrzów olimpijskich. Fornal w praktycznie każdym meczu, w którym wtedy zagrał, wyrastał na czołową postać zespołu. W przeciwieństwie do Śliwki, za którym stoją tegoroczne sukcesy czy zgranie z kolegami. Lecz Olka nie broni najważniejsza kwestia – forma sportowa.

Reklama

Orlen baner

Symboliczne były spotkania w minionym tygodniu gry Ligi Narodów. Polacy rozpoczęli go od meczu z Iranem. Chociaż Nikola Grbić wystawił mocny skład i graliśmy u siebie, to Irańczycy zafundowali nam zimny prysznic, wygrywając po tie-breaku. Co znamienne, Aleksander Śliwka nie błyszczał w tamtym meczu. Lepiej poradzili sobie Bartosz Bednorz oraz Tomasz Fornal, który wprowadzony na końcówkę czwartego seta, zaliczył asa serwisowego zaraz po wejściu. Jednak obu siatkarzom – jak i całej drużynie – zupełnie nie poszło w tie-breaku.

Następnie Fornal zagrał znakomite zawody z Chinami, przeciwko którym zdobył 20 punktów w trzech setach. Po drodze przyszedł mecz z Holandią, w którym popisali się inni rezerwowi – dwóch Karolów, Kłos i Butryn. Ale jeszcze lepszym sprawdzianem było spotkanie ze Słowenią. Zespołem, z którym gra jest dla Polaków udręką. I wczoraj Śliwka kolejny raz grał przyzwoicie. W ataku niczego specjalnie nie zepsuł, w jednej wymianie dwa razy spróbował swojej firmowej kiwki i za drugim razem przyniosło to punkt. Słoweńcy ugrali na nim kilka punktów w przyjęciu. Jednak oddajmy, że miał do odebrania kilka naprawdę trudnych piłek, lecących ponad sto kilometrów na godzinę, granych na ciało.

Trudno mieć większe pretensje do Olka, o jego postawę we wczorajszym spotkaniu. Było po prostu średnio. Ale wątpliwości wobec Śliwki chyba najlepiej pokazują, jak silną grupą dowodzi Nikola Grbić. W Polsce nie wystarczy być przyzwoitym, by zachować miejsce w składzie. Tu trzeba się wyróżniać na parkiecie, dawać coś ekstra. I takie coś kolejny raz zapewnił Fornal. W przeciwieństwie do meczu z Iranem, tym razem nie zdołał odmienić losów seta, meldując się w jego końcówce. Ale kiedy w następnej partii wystąpił od początku, Polacy dali prawdziwy koncert. Sam zawodnik Jastrzębskiego Węgla w nieco ponad jednego seta zdobył 7 punktów. Dla porównania, występujący od początku meczu do końcówki trzeciego seta Śliwka na swoim koncie zanotował 8 oczek.

Na temat tego, jak wyglądać będzie skład Polaków, porozmawialiśmy z Krzysztofem Ignaczakiem. Oto co powiedział nam mistrz świata z 2014 roku: – Uważam, że Grbić ma już ułożoną szóstkę w głowie. Będzie się ona opierała na Bartoszu Kurku, który ma pewne miejsce. Do tego dochodzą Paweł Zatorski, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek… no i pozostaje nam kwestia dwóch przyjmujących. I zapewne będą to Olek Śliwka i Kamil Semeniuk. Pozostali będą walczyć o przekonanie do siebie selekcjonera.

Reklama

CZY POZA PIERWSZYM SKŁADEM WSZYSTKO JEST JUŻ JASNE?

Jak wspomnieliśmy, Grbić uchodzi za trenera, który jest wierny pierwszej szóstce, którą sobie ustali. Obecnie serbskiemu szkoleniowcowi zapewne najbliżej jest do wariantu, w którym podstawowymi przyjmującymi są Semeniuk i Śliwka, z kolei Fornal będzie pełnił rolę jokera.

Jednak Ignaczak uważa, że reszta zawodników ma o co walczyć: – Wszystko zależy od tego, jakiego typu gracza trener poszukuje. Tomek Fornal pokazał w ostatnich spotkaniach, że znajduje się w świetnej dyspozycji. Ale tu pamiętajmy też, że Chiny to nie Iran. Z kolei Kwolek daje wartość wejścia na zagrywkę i umiejętność przyjęcia. Selekcjoner będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Karol Butryn zagrał bardzo dobrze w meczach, w których otrzymał szansę. Ale czy jest gotowy na to, by rywalizować na mistrzostwach świata? To trener musi widzieć na treningu.

To dość spora, ale istotna niewiadoma, w którym kierunku Grbić zdecyduje się uformować resztę kadry. Jeżeli postawi na większą liczbę atakujących, to siłą rzeczy któryś z przyjmujących będzie musiał pogodzić się z tym, że mistrzostwa świata zobaczy w telewizji.

Ignaczak: – Trener przetestował sporą liczbę zawodników – pod tym względem spełnił swoje założenia. Wariant, który przyjął sobie na Ligę Narodów w Gdańsku, w którym idziemy trzema atakującymi, czterema przyjmującymi i trzema środkowymi, daje nam dużo do myślenia. Czy tak już zostanie, czy może ostatecznie zrezygnuje z Karola Butryna, ale postawi na pięciu przyjmujących? Uważam, że losy ostatnich miejsc w kadrze będą ważyły się pomiędzy Fornalem, Kwolkiem i Bednorzem. Śliwka i Semeniuk są nie do ruszenia.

Dylemat jest o tyle ciekawy, że siatkarskim laikom mogłoby się wydawać, że postawienie na kolejnego atakującego kosztem przyjmującego, wiązałoby się ze zwiększeniem siły ofensywnej zespołu. Ale w polskim zespole to nie do końca tak wygląda. Niektórzy z naszych przyjmujących mają bardzo ofensywny styl gry. Zestawienie ich naraz wiązałoby się z tym, że moglibyśmy oglądać siatkarski blitzkrieg w wykonaniu Polaków. Oczywiście, kosztem luk w defensywie.

SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN

– My, eksperci, chcielibyśmy zobaczyć mecz w którym reprezentacja byłaby ustawiona ofensywnie. Taki scenariusz zakładałby Semeniuka i Bednorza w rolach przyjmujących. Ale czy do takiego czegoś dojdzie? Trudno mi powiedzieć. Wydaje mi się, że trener jednak postawi na jednego bardziej defensywnego zawodnika. Aczkolwiek, gdyby grała para Semeniuk-Fornal, to myślę, że Tomek jest bardzo dobrym przyjmującym i nie odstaje w ataku – mówi nam Krzysztof Ignaczak.

Oczywiście to od pierwszego składu zależało będzie najwięcej, ale w imprezie rangi mistrzowskiej szeroka kadra może okazać się rzeczą na wagę – nomen omen – złota. Tu trener również ma kilka dylematów. Chociażby taki, czy w rezerwach postawić na zawodników doświadczonych, którzy poznali już smak gry o wielką stawkę, czy też wprowadzić młodszych siatkarzy, którzy za chwilę mogą stanowić o sile pierwszej drużyny. Na przykład, czy na pozycji środkowego zmiennikiem Mateusza Bieńka i Jakuba Kochanowskiego zostanie Karol Kłos, czy jednak dwudziestotrzyletni Mateusz Poręba. Po tygodniu gry w Gdańsku wydaje się, że Nikola Grbić jest bardziej przekonany do zawodnika Skry Bełchatów. I ma ku temu solidne podstawy. Kłos w meczu z Holandią był liderem naszego zespołu. Dał też bardzo dobrą zmianę ze Słowenią, uspokajając grę w czwartym secie.

Ignaczak: – Kłosik jest świetnym zmiennikiem i, co ważne, zaakceptował tę rolę. Jest bardzo doświadczonym graczem, który potrafi odmienić oblicze zespołu.

CZY MARCIN JANUSZ DAJE RADĘ NA KIEROWNICY?

Nie będziemy trzymać was w niepewności i odpowiemy najkrócej, jak tylko się da – tak. Pomimo tego, że liderem kadry pozostaje Bartosz Kurek, który niezmiennie wykręca niesamowite liczby, Janusz nie boi się szukać innych rozwiązań na boisku. Poszaleć przy nowym rozgrywającym może Kamil Semeniuk. W dodatku Marcin lubi grać krótko i przez środek. To wszystko sprawia, że ataki naszej kadry stały się znacznie bardziej nieprzewidywalne, ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

Jest tylko jeden warunek, który zespół musi spełnić, by Janusz mógł błyszczeć. To przyjęcie na dobrym poziomie. Jeżeli ten element w drużynie funkcjonuje tak, żeby zawodnik Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle nie musiał za bardzo oddalać się z pierwszej strefy, próbując zdziałać coś ze źle przyjętej piłki, wtedy można być pewnym, że będzie w stanie wystawić kolegom prawdziwe ciasteczko. I udowodnić siedzącemu na trybunie Fabianowi Drzyzdze, że Nikola Grbić nie pomylił się, kiedy postanowił zrezygnować z usług gracza Asseco Resovii.

Ignaczak: – Nie chciałbym porównywać Janusza i Drzyzgi, bo są zawodnikami o różnej charakterystyce. Natomiast muszę powiedzieć, że Marcin jak na razie zdał egzamin. Na początku można było mieć zastrzeżenia, że piłki które zagrywał na przykład do Bartka Kurka, latały różnie. Natomiast teraz, wraz z kolejnymi meczami, tempo rozegrania jest lepsze i Bartek znakomicie wykańcza piłki z prawej strony. Janusz gra odważnie, nie boi się pierwszego tempa i jest pewniakiem do pierwszej szóstki.

Ale w przypadku obsadzenia pozycji rozgrywającego, równie ważna będzie odpowiedź na pytanie, który zawodnik będzie zmiennikiem Janusza. Marcin w tym sezonie – zarówno klubowym jak i reprezentacyjnym – zbiera sporo pochwał za swoją grę. I są to komplementy zasłużone. Z tym, że Polak ma jeden mankament, który uwidocznił się na przykład w finale Ligi Mistrzów. Otóż Janusz pod koniec meczu zaczął mieć kłopoty pod względem fizycznym. Łapały go skurcze, wynikające z intensywnej końcówki sezonu. Stąd na takiej imprezie jak mistrzostwa świata, trener Grbić będzie musiał mieć w zanadrzu gracza, który odciąży Marcina. Lub po prostu wejdzie na boisko kiedy naszemu rozgrywającemu będzie gorzej szło – to normalna rzecz, że czasami nie ma się swojego dnia.

Nikola Grbić ponownie staje tu przed dylematem, czy postawić na młodszego Jana Firleja, czy jednak powierzyć rolę rezerwowego doświadczonemu Grzegorzowi Łomaczowi. To Firlej otrzymał od Serba szansę pokazania się w Gdańsku. I trudno stwierdzić, czy do końca ją wykorzystał. Zastąpił nie najlepiej dysponowanego Janusza w meczu z Iranem, ale sam nie wyróżnił się wtedy na plus, w porównaniu do Marcina.

Z kolei Łomacz w drugim tygodniu gry Ligi Narodów, dał dobrą podwójną zmianę w meczu z USA. W spotkaniu z Australią to on grał pierwsze skrzypce i naprawdę dawał radę. Możecie w tym momencie mówić, że to tylko Australia, ale właśnie takie może być zadanie Grzegorza podczas mistrzostw świata. Odciążyć Janusza, grając w podstawowym składzie w meczu z Meksykiem, który mamy w grupie. A z Bułgarią czy USA dać wartościowe zmiany – nawet jeżeli będzie to wartość czysto taktyczna.

– Trener może mieć dylemat z wyborem drugiego rozgrywającego, choć myślę, że w tej roli sprawdzi się Grzegorz Łomacz. Drużyna musi mieć na tej pozycji doświadczonego zawodnika, który w razie ewentualnej słabszej dyspozycji Marcina Janusza wejdzie i dobrze go zastąpi – mówi nam Krzysztof Ignaczak.

CZY WARTO CZEKAĆ NA LEONA?

Chociaż na niektórych pozycjach Nikola Grbić ma kłopot bogactwa, to i tak pod tym względem mogło być jeszcze lepiej. Niestety, kontuzja ścięgna Achillesa przekreśliła cały sezon reprezentacyjny w wykonaniu Norberta Hubera. A przecież środkowy ZAKSY był wymieniany jako jeden z głównych kandydatów nawet do pierwszego składu kadry.

Z kolei Wilfredo Leon był wręcz pewniakiem do pierwszej szóstki. Leo Messi siatkówki (wybaczcie, nie mogliśmy się powstrzymać od napisania tej wyświechtanej frazy) znalazłby miejsce w składzie każdej drużyny na świecie. W dodatku w tym sezonie pracował w Perugii z Grbiciem. Czas przeszły jest tu zasadny, gdyż po kolejnym rozczarowującym sezonie krewcy Włosi zdecydowali się zwolnić szkoleniowca Polaków, który do czerwca łączył obie funkcje.

Dodamy, że rozczarowujący sezon w wykonaniu Perugii oznaczał zdobycie Pucharu Włoch, dotarcie do półfinału Ligi Mistrzów oraz zajęcie drugiego miejsca w Serie A. Cóż, kiedy ma się w składzie najlepszego siatkarza świata, to wiadomo, że chce się wygrywać wszystko i wszędzie. Jednak ostatecznie siatkówka wciąż jest grą zespołową. I o ile Wilfredo w większości tegorocznych spotkań klubowych grał dobrze, to jednak koledzy bynajmniej nie pomagali mu w robieniu dobrych wyników.

DLACZEGO NAJLEPSZY SIATKARZ ŚWIATA PRZESTAŁ WYGRYWAĆ?

W dodatku zaraz po zakończeniu klubowych rozgrywek, Leon w końcu musiał poddać się operacji więzadła rzepki w lewym kolanie. Tym samym siatkarz rozpoczął wyścig z czasem. Oczywistym było to, że nie wyrobi się na grę w siatkarskiej Lidze Narodów – w końcu pod nóż trafił na początku czerwca. Ale wciąż pozostaje nadzieja na to, że reprezentant Polski zdąży wykurować się do imprezy docelowej. Czyli mistrzostw świata, które rozpoczynają się 26 sierpnia. Szanse na to, że Wilfredo będzie już wtedy w pełni sprawny, są dość spore. W zależności od organizmu, okres rehabilitacji po tego typu zabiegu szacuje się na czas od półtora do trzech miesięcy.

Jednak być w pełni sprawnym, a być w pełni formy, to dwie zupełnie różne rzeczy. Oczywiście, zdajemy sobie sprawę z tego, o jakim zawodniku mówimy. Z tym, że reprezentacja Polski to nie jest Wilfredo Leon i cała reszta. Mamy wielu świetnych zawodników. Na tyle dobrych, że Leon powracający prosto z lekarskiej kozetki wcale nie musi być od nich lepszy. A skoro nie będzie bronił się pod względem sportowym, to czy warto będzie brać go do drużyny? Jeżeli tak, to w jakim charakterze wystąpi? Czy pogodzi się z rolą rezerwowego? Trener Nikola Grbić będzie musiał odpowiedzieć sobie na te pytania. Po meczu z Holandią Serb, zapytany o powrót Leona, opowiedział: – Zawsze warto jest wierzyć, ale pracuję z tymi chłopakami tak, jakby go miało nie być.

I trudno oczekiwać innego podejścia. Ta kadra za nieco ponad dwa miesiące będzie mogła dokonać rzeczy wielkiej. Polska może stać się trzecią reprezentacją po Włochach i Brazylii, która zdobędzie złotego hat-tricka – wygra trzy kolejne tytuły z rzędu. Zadanie jest trudne, stąd warto skupić się na pracy przede wszystkim z tymi zawodnikami, którzy już są do dyspozycji trenera.

Ignaczak: – Sztab kadry już zapewne wie, ile meczów sparingowych planuje rozegrać. W nich Wilfredo będzie mógł złapać rytm meczowy. Ale nawet jeżeli jego rehabilitacja przebiegnie pomyślnie, to odzyskanie stabilnej formy nie będzie takie proste. Widzieliśmy to chociażby w przypadku Bartosza Bednorza, że zawodnik potrzebuje ogrania. Wejście na parkiet od razu po kontuzji, nigdy nie przyniesie oczekiwanego efektu. Bez rytmu meczowego nie łudziłbym się, że Leon dojdzie w tym sezonie do reprezentacji.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
3
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Inne sporty

Polecane

Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi

Jakub Radomski
10
Czarni Radom znów mogą upaść? W tle polityka, człowiek od olejów do aut i naganne noclegi
Polecane

Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Kacper Marciniak
0
Pozytywny sygnał od Polaków, ale w Wiśle rządził dziś Pius Paschke

Komentarze

11 komentarzy

Loading...