O tym, że Stephen Curry należy do grona najwybitniejszych koszykarzy w dziejach NBA, wiadomo nie od dziś. Sami kilka miesięcy temu umieściliśmy go na trzecim miejscu w rankingu najlepszych rozgrywających wszech czasów. Jednak triumf Golden State Warriors w tegorocznych finałach NBA, osiągnięty w dużej mierze za sprawą doskonałej gry Curry’ego, każe zapytać wprost – czy 34-latkowi już teraz należy się miejsce w dziesiątce najlepszych zawodników w historii ligi? Konkurencja jest olbrzymia, lecz dorobek Stepha zwala z nóg.
Za oceanem temat podjęło wielu ekspertów.
- Chris Broussard (Fox Sports): – Curry wywalczył cztery pierścienie w epoce LeBrona Jamesa. Możemy długo wyliczać supergwiazdy, które nie zdobyły ani jednego mistrzostwa w czasach Michaela Jordana. […] Curry pokonywał LeBrona i Kevina Duranta częściej, niż oni pokonywali jego. Jest jedynym “małym” zawodnikiem w historii NBA, który stał się centralną postacią mistrzowskiej dynastii. Należy mu się miejsce w TOP10 wszech czasów.
- Bill Simmons (The Ringer): – Rok temu umieściłem Curry’ego na szesnastym miejscu. Sądzę, że teraz łapie się on już do TOP10. Na mojej liście wyprzedził wielkiego Mosesa Malone’a, Shaquille’a O’Neala… Boże, błogosław Shaqa, ale jego problemem zawsze były cztery ostanie minuty zaciętych meczów. […] Boli mnie to, ale Curry wyprzedza też Hakeema Olajuwona, […] Jerry’ego Westa, Oscara Robertsona oraz Kevina Duranta.
- Jason Jones (The Athletic): – Curry przynależy już do TOP10 wszech czasów. Na razie mam go za plecami Michaela Jordana, LeBrona Jamesa, Kareema Abdul-Jabbara, Magic Johnsona, Shaquille’a O’Neala, Wilta Chamberlaina, Billa Russella oraz Kobego Bryanta. Myślę, że to jest jego aktualny pułap.
Nie wszyscy są jednak zdania, iż Curry’ego należy docenić aż tak mocno.
Wreszcie najlepszy w finałach
Dotychczas jednym z podstawowych argumentów, jakim posługiwały się w tego rodzaju debatach osoby mniej lub bardziej sceptyczne względem zawodnika Golden State Warriors, był brak nagrody dla najbardziej wartościowego zawodnika finałów NBA na jego koncie.
Curry po raz pierwszy dotarł do finałów w sezonie 2014/15. Warriors robili wówczas szaloną furorę w lidze za sprawą niezwykle spektakularnego stylu gry, opartego na oddawaniu dużej liczby rzutów za trzy punkty z niespotykaną wcześniej skutecznością. Drużyna z Kalifornii wymiatała zresztą na wielu płaszczyznach, bo należała też do najlepiej asystujących, zbierających, przechwytujących i blokujących ekip w stawce. Również zaawansowane wskaźniki potwierdzały dominację Warriors, którzy w zasadniczej części sezonu zwyciężali mecze ze średnią przewagą dziesięciu punktów. Niemal każde spotkanie z ich udziałem przeradzało się w wielkie show. A największym showmanem w zespole był rzecz jasna 27-letni Curry, nagrodzony za swoje popisy tytułem MVP sezonu zasadniczego.
W play-offach Warriors potwierdzili klasę, zgodnie z przewidywaniami sięgając po mistrzostwo. W finałowej serii nie dali się zaskoczyć pogrążonej w problemach zdrowotnych ekipie Cleveland Cavaliers. Aczkolwiek akurat Curry nie pokazał się wówczas z najlepszej strony. Grał na przyzwoitym, lecz nie wybitnym poziomie, którego się po nim naturalnie spodziewano, jako po największej gwieździe Golden State. Dlatego nagroda MVP finałów przypadła Andre Iguodali – zadaniowcowi, który dwoił się i troił, usiłując ograniczać LeBrona Jamesa. Nie brakowało zresztą opinii, że statuetka należy się właśnie LBJ-owi, pomimo porażki Cavaliers.
Curry w głosowaniu nie otrzymał nawet jednego punktu. Było to dość wymowne.
Stephen Curry
Co było potem? Warriors w sezonie 2015/16 rozbili bank, kończąc zmagania z bilansem 73 zwycięstw i 9 porażek. Najlepszym w historii NBA. Curry został zaś pierwszym w dziejach zawodnikiem, którego jednogłośnie wybrano najbardziej wartościowym graczem w lidze. Ale w finałach podopieczni Steve’a Kerra nie stanęli na wysokości zadania i przegrali z Cavaliers 3:4. Tym samym wokół Stepha zaczęły narastać pewne wątpliwości. Nikt nie mógł podważyć ani jego fenomenalnych osiągnięć, ani wpływu na rozwój nowoczesnej koszykówki. A jednak w tych najbardziej prestiżowych, finałowych starciach Amerykanin lądował nieco w cieniu. No a w sportowych dyskusjach za oceanem zawsze na piedestale stawia się tych graczy, którzy najjaśniej błyszczą właśnie w kluczowych momentach.
Dwa kolejne sezony nie poprawiły reputacji Curry’ego w tym konkretnym aspekcie. Mimo że Warriors wciąż prezentowali się kapitalnie i dwa razy z rzędu zatriumfowali w finałach NBA, a zatem obrońca dołożył do kolekcji następne mistrzowskie pierścienie. Sęk w tym, że do składu Golden State dołączył kolejny wielki gwiazdor, Kevin Durant, no i to właśnie on został wybrany MVP finałów w 2017 i 2018 roku, odbierając w ten sposób Curry’emu część chwały.
W sezonie 2018/19 zespół z Kalifornii w decydującej serii play-offów nie sprostał zaś Toronto Raptors i sprawy zaczęły się poważnie gmatwać. Durant latem przeniósł się bowiem do Brooklyn Nets, Klay Thompson wpakował się w pętlę problemów zdrowotnych i wypadł z gry na dwa lata, natomiast sam Curry uszkodził dłoń i też przepadł na kilka miesięcy. W efekcie Warriors siłą rzeczy kompletnie przestali się liczyć w rywalizacji o najwyższe cele w NBA. Nie potrafili się nawet zakwalifikować do play-offów. Dlatego przed startem sezonu 2021/22 naprawdę wiele wskazywało na to, że Curry największe sukcesy drużynowe ma już po prostu za sobą. Że osiągnął sufit i nie zdoła w sposób znaczący poprawić swych notowań w rozmaitych historycznych rankingach.
Tymczasem Warriors w wielkim stylu powrócili na tron.
Golden State Warriors 103:90 Boston Celtics (6. mecz finałów NBA 2022)
W finałach NBA drużyna z San Francisco pokonała Boston Celtics 4:2, a Curry zgarnął nagrodę, której mu najbardziej brakowało. Został wybrany MVP finałowej serii. – Wiem, że Steph powiedział, że nagroda MVP finałów nie ma dla niego wielkiego znaczenia. Bo to nie tak, że bez tego wyróżnienia jego kariera byłaby niekompletna. Ta narracja to kompletna bzdura. To nadal Steph Curry – jeden z najlepszych w historii. Jednak zasłużył na to, by dołożyć do swojego dorobku takie wyróżnienie. Poprowadził nas i nie zostawił cienia wątpliwości – ocenił Draymond Green (tłumaczenie: ProBasket.pl). Z kolei Klay Thompson stwierdził: – Jacyś niepoważni ludzie mówili, że tego potrzebował, ale on już pokazał, na co go stać. Jest jednym z najlepszych w historii i wszyscy za nim podążamy.
Nieco inaczej na temat patrzą eksperci, choćby Sam Amick z The Athletic. Jeden z tych dziennikarzy, którzy w 2015 roku głosowani na Andre Iguodalę. – To ma znaczenie. Nikt nie powie, że brak tytułu MVP finałów czynił ze Stepha “tylko” zawodnika z TOP50 wszech czasów. Dyskusja tyczy się jednak tego, czy należy mu się miejsce w TOP15, może w TOP10. W takich okolicznościach trzeba wziąć pod uwagę wszystkie możliwe argumenty.
Curry w dziesiątce najwybitniejszych?
Jak to zatem jest – czy Stephen Curry zapracował na miejsce w dziesiątce, pośród absolutnie najwspanialszych graczy w dziejach basketu? Ma na koncie cztery mistrzostwa NBA. Dwa tytuły MVP sezonu zasadniczego, jeden tytuł MVP finałów. Osiem nominacji do Meczu Gwiazd (raz został wybrany MVP spotkania). Czterokrotnie wybrano go do All-NBA First Team, trzy razy wylądował w All-NBA Second Team, raz w All-NBA Third Team. Wywalczył dwa tytuły najlepszego strzelca sezonu, raz był najlepszym przechwytującym rozgrywek. Rzecz jasna do niego należą również rekordy wszech czasów pod względem największej liczby trafień za trzy punkty w sezonie zasadniczym (3117) oraz w play-offach (561). Jako się rzekło, to naprawdę niesamowita lista osiągnięć. No i, co być może najistotniejsze, Curry należy do tych zawodników, którzy najmocniej wpłynęli na to, jak gra się w koszykówkę w NBA.
Można się oczywiście sprzeczać, czy obrońca GSW jest tylko największym beneficjentem analitycznej rewolucji w lidze, czy wręcz jej głównym motorem napędowym. Tak czy owak, NBA w ostatnich latach miała twarz Stepha Curry’ego. – Zmienił sposób, w jaki gra się w koszykówkę, w jaki się niej myśli. Zmienił całą geometrię tego sportu. Trzeba to brać pod uwagę w dyskusji o jego dorobku – uważa Bill Simmons (The Ringer). – Liga zmieniła swoje oblicze po części z uwagi na wyczyny Stepha. To on był pierwszy. Był pieprzonym Neilem Armstrongiem tych zmian. Ludzie trafiali wcześniej za trzy punkty, lecz nie w taki sposób. Charles Barkley przez lata przekonywał, że nie da się wygrać mistrzostwa dzięki rzutom dystansowym. Curry wywalczył w ten sposób cztery pierścienie.
Stephen Curry
Z kim Steph rywalizuje o miejsce w TOP10? Przyjrzyjmy się niektórym rankingom z ostatnich lat.
- The Athletic (2022): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Bill Russell, 5. Magic Johnson, 6. Wilt Chamberlain, 7. Larry Bird, 8. Shaquille O’Neal, 9. Tim Duncan, 10. Kobe Bryant, 11. Hakeem Olajuwon, 12. Oscar Robertson, 13. Kevin Durant, 14. Jerry West, 15. Stephen Curry.
- Bill Simmons (2020): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Bill Russell, 4. Kareem Abdul-Jabbar, 5. Magic Johnson, 6. Larry Bird, 7. Wilt Chamberlain, 8. Tim Duncan, 9. Kobe Bryant, 10. Jerry West, 11. Oscar Robertson, 12. Hakeem Olajuwon, 13. Shaquille O’Neal, 14. Moses Malone, 15. Kevin Durant, 16. Stephen Curry.
- RealGM (2020): 1. LeBron James, 2. Michael Jordan, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Bill Russell, 5. Tim Duncan, 6. Wilt Chamberlain, 7. Magic Johnson, 8. Shaquille O’Neal, 9. Hakeem Olajuwon, 10. Larry Bird, 11. Kevin Garnett, 12. Kobe Bryant, 13. Jerry West, 14. Oscar Robertson, 15. Dirk Nowitzki, […] 24. Stephen Curry.
- Complex (2022): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Magic Johnson, 5. Kobe Bryant, 6. Shaquille O’Neal, 7. Larry Bird, 8. Wilt Chamberlain, 9. Tim Duncan, 10. Stephen Curry, 11. Kevin Durant, 12. Bill Russell, 13. Oscar Robertson, 14. Hakeem Olajuwon, 15. Kevin Garnett.
- Bleacher Report (2019): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Magic Johnson, 5. Larry Bird, 6. Shaquille O’Neal, 7. Tim Duncan, 8. Bill Russell, 9. Wilt Chamberlain, 10. Stephen Curry, 11. Oscar Robertson, 12. David Robinson, 13. Hakeem Olajuwon, 14. Kobe Bryant, 15. Kevin Durant.
- HoopsHype (2021): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Magic Johnson, 5. Bill Russell, 6. Wilt Chamberlain, 7. Larry Bird, 8. Kobe Bryant, 9. Shaquille O’Neal, 10. Tim Duncan, 11. Hakeem Olajuwon, 12. Oscar Robertson, 13. Kevin Durant, 14. Karl Malone, 15. Moses Malone, […] 18. Stephen Curry.
- Sporting News (2022): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Wilt Chamberlain, 5. Shaquille O’Neal, 6. Magic Johnson, 7. Larry Bird, 8. Kobe Bryant, 9. Bill Russell, 10. Kevin Durant, 11. Tim Duncan, 12. Stephen Curry, 13. Hakeem Olajuwon, 14. Oscar Robertson, 15. Giannis Antetokounmpo.
- ESPN (2021): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Bill Russell, 5. Magic Johnson, 6. Wilt Chamberlain, 7. Larry Bird, 8. Tim Duncan, 9. Kobe Bryant, 10. Shaquille O’Neal, 11. Oscar Robertson, 12. Hakeem Olajuwon, 13. Stephen Curry, 14. Kevin Durant, 15. Julius Erving.
- Lineups (2021): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Wilt Chamberlain, 4. Magic Johnson, 5. Kareem Abdul-Jabbar, 6. Larry Bird, 7. Shaquille O’Neal, 8. Kobe Bryant, 9. Tim Duncan, 10. Bill Russell, 11. Oscar Robertson, 12. Hakeem Olajuwon, 13. Jerry West, 14. Moses Malone, 15. Karl Malone, […] 26. Stephen Curry.
- CBS Sports (2021): 1. Michael Jordan, 2. LeBron James, 3. Kareem Abdul-Jabbar, 4. Bill Russell, 5. Magic Johnson, 6. Wilt Chamberlain, 7. Shaquille O’Neal, 8. Larry Bird, 9. Tim Duncan, 10. Kobe Bryant, 11. Hakeem Olajuwon, 12. Oscar Robertson, 13. Stephen Curry, 14. Julius Erving, 15. Jerry West.
Biorąc pod uwagę przytaczane zestawienia, najmocniejszymi kandydatami do miejsca w TOP10 byli dotychczas Michael Jordan (załapał się do wszystkich dziesięciu rankingów), LeBron James (10/10), Kareem Abdul-Jabbar (10/10), Magic Johnson (10/10), Wilt Chamberlain (10/10), Larry Bird (10/10), Bill Russell (9/10), Tim Duncan (9/10) oraz Shaquille O’Neal (9/10). Zaraz za ich plecami czaił się zaś Kobe Bryant (8/10). Dyskusja na temat włączenia Curry’ego do najlepszej dziesiątki wszech czasów sprowadza się zatem do tego, czy uznajemy go za bardziej znaczącą postać dla historii NBA nie tylko od Olajuwona, Robertsona, Westa czy Duranta, pałętających się na ogół tuż za TOP10, ale również od – na przykład – Bryanta, Shaqa lub Duncana.
***
Opinie, jak zawsze w tego rodzaju debatach, są podzielone. Znany prowokator Skip Bayless z programu Undisputed dowodzi, że Curry ma za mało atutów w grze obronnej, by umieścić go w TOP10 wszech czasów. – Zrewolucjonizował grę, ale przede wszystkim w sezonie zasadniczym. Potrafi doskonale przechwytywać piłkę, lecz w defensywie bywa słabością. Czy mamy w naszych dziesiątkach innego zawodnika, który stanowił problem dla własnego zespołu w grze obronnej?
Inni wypominają zawodnikowi Warriors podatność na kontuzje. Stosunkowo częste pauzy wpływają bowiem na liczby Stepha, które na pewno mogłyby być bardziej imponujące. Mike Prada z The Athletic zwraca jednak uwagę, że suche statystyki nigdy w pełni nie oddadzą wielkości Curry’ego.
– Myślę, że już teraz należy go włączyć do dyskusji na temat najwybitniejszych koszykarzy w historii – pisze Prada. – Jeśli chodzi o liczby, nawet się nie zbliżył do MJ-a, LeBrona czy Kareema. I do wielu innych graczy z mojego TOP15 też nie. Ale żadna liczba, nawet wyciągnięta z nieustannie się rozwijających wskaźników analitycznych, nie przedstawia we właściwy sposób piętna, jakie Curry odcisnął na NBA. Oczywistym przykładem są jego rzuty z dystansu. Rewolucyjne. Rewolucyjne do tego stopnia, że napisałem o nich całą książkę. Poza tym, nikt w dziejach ligi nie zrobił więcej, by odmienić postrzeganie wielkości. Przez całe generacje największe gwiazdy NBA w sposób bezpośredni wpływały na przebieg spotkań, siłowo narzucając swoją wolę oponentom. Curry tymczasem czyni to pośrednio. Wykorzystuję swoją koszykarską supermoc jako wabik na przeciwników. On jest serem, a obrońcy są goniącymi go bezmyślnie myszami. Korzystają na tym pozostali gracze Golden State Warriors. Według mnie właśnie ta umiejętność czyni go wyjątkowym.
najlepsze zagrania Curry’ego w finałach NBA
– Poza tym, Curry udowodnił, że na parkiecie można być bezwzględnym, niezwykle pewnym siebie, niekiedy nawet aroganckim zawodnikiem, zachowując przy tym bezinteresowność. Bycie luzakiem w jego przypadku okazało się drogą do osiągnięcia niezachwianej siły mentalnej. Podejrzewam, że z czasem zaczniemy zdecydowanie bardziej doceniać te transcendentne atuty Curry’ego – dodaje dziennikarz The Athletic.
Swoją drogą – warto zwrócić szczególną uwagę na kwestię warunków fizycznych. Jak widać, wśród najwybitniejszych graczy w dziejach wymienia się głównie centrów oraz skrzydłowych, a także rosłych obrońców, takich jak Johnson (206 centymetrów wzrostu), Jordan (198), Bryant (198) i Robertson (196). Curry (188) i West (191) są w tym towarzystwie postaciami wyjątkowymi. – Nigdy wcześniej nie widzieliśmy zawodnika o jego wzroście, który do tego stopnia zdominowałby ligę – nie ma wątpliwości Andre Iguodala. – Zazwyczaj masz takich graczy jak Hakeem, Shaq, czy Jordan, Bryant albo LeBron. Każdy z nich mógł rzucać nad rękami swoich rywali. Wszyscy to widzieliśmy, Steph był niesamowity. Oglądanie takiego talentu to jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi się przydarzyła w trakcie mojej kariery. Nie możemy przestać go za to doceniać. Zobaczycie, jak bardzo będzie nam go brakować, gdy odejdzie.
Durant oberwał rykoszetem
Przypadkową ofiarą czwartego mistrzostwa Golden State Warriors stał się… Kevin Durant – kolejny z aktywnych zawodników, który bywa rozpatrywany jako kandydat do TOP10 wszech czasów. Jego Brooklyn Nets sromotnie polegli w tegorocznych play-offach i niespełna 34-letni skrzydłowy wciąż może się wylegitymować “zaledwie” dwoma pierścieniami mistrzowskimi. Tymi, które wywalczył właśnie w barwach Warriors. Problem w tym, że Curry i spółka dowiedli dwukrotnie – w 2015 i 2022 roku – iż potrafią wspiąć się na szczyt bez Duranta w składzie. Dlatego złośliwi kibice już teraz nazywają KD zaledwie trybikiem w maszynie Warriors, takim samym jak Harrison Barnes w sezonie 2014/15 i Andrew Wiggins w sezonie 2021/22. Co jest oczywiście bzdurną narracją, ale tego rodzaju głosy będą towarzyszyły Durantowi, dopóki nie sięgnie on po kolejny tytuł. Tak jak Curry’ego prześladował brak nagrody dla MVP finałów.
Najważniejsze jest jednak to, że ani Durant, ani Curry nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Lepsi już zapewne nie będą, biorąc pod uwagę ich wiek i historię kontuzji, ale kolejne sukcesy (indywidualne i drużynowe) jak najbardziej pozostają w ich zasięgu.
CZYTAJ WIĘCEJ O NBA:
- Warriors mistrzami NBA, czyli równowaga przywrócona
- Szkoła Popa. Jak jeden trener „stworzył” kilkunastu kolejnych
- Steph Curry, czyli lider rewolucji. Rekord NBA jest jego
- Najlepsi koszykarze 75-lecia NBA. Kogo pominięto, kogo przeceniono?
- 50 najlepszych zawodników w historii NBA z podziałem na pozycje
- Malone, Barkley, Iverson… Najwięksi, którzy nie zdobyli pierścienia
- „To jest Len Bias… Musisz przywrócić mu życie”
- Wszystkie oblicza Sir Charlesa Barkleya
fot. NewsPix.pl