Blisko dwie godziny trwała konferencja właścicieli i prezesów Wisły Kraków, która miała być analizą poprzedniego sezonu i przedstawieniem perspektyw na kolejne miesiące. Czy kibice Białej Gwiazdy mogą czuć się usatysfakcjonowani? Cóż, z analizy błędów – pewnie nie. A jeśli chodzi o snucie planów, to gadać można wszystko, ale władze klubu udowodniły, że z opowiadania są dobrzy, gorzej wychodzi im realizacja założeń.
110 minut. Tyle trwała ta konferencja. Gdyby wykreślić z niej wszystkie “my zdajemy sobie sprawę z popełnionych błędów” oraz “bierzemy odpowiedzialność za te błędy” i “prowadzimy rozmowy”, to mogłaby potrwać z pół godziny. Ale dobra, panowie zapowiedzieli tę konferencję tak, jakby chcieli przygotować naprawdę kapitalna prezentację, po której kibice byliby przeświadczeni, że ci faceci wiedzą jakie błędy popełnili, jak można ich uniknąć w przyszłości i co muszą zrobić, by z Wisłą było lepiej.
Tymczasem odnosimy wrażenie, że do kibiców trafił przede wszystkim przekaz o treści “tak, to my, ludzie w krawatach za tym stołem zawiedliśmy”. Ale przecież to powiedział już Jakub Błaszczykowski przed meczem z Wartą Poznań, gdy wyszedł przed wiślackich kibiców, powiedział, że “zjebał” i na tym skończyła się analiza. Dzisiaj oczekiwania były takie, że władze Wisły powiedzą co konkretnie “zjebali” (wybaczcie, to nie nasza nomenklatura, jedynie się powołujemy). Bo że “zjebali”, to nawet nie musieli mówić: wchodzicie na stronę 90minut, odpalacie zakładkę “Ekstraklasa” i widzicie, że Wisły tam nie ma, czyli ktoś tu coś “zjebał”.
Klubowe bingo konferencyjne
Mało było konkretów w tej analizie błędów. Przekaz był taki: finansowo wychodzimy z długów, właściciele dokładają konkretną kasę, organizacyjnie idziemy do przodu, ale w kwestiach sportowych popełniliśmy błędy. Jakie?
No i znów – szczegółów niewiele. – Zachwiana została równowaga miedzy Polakami i obcokrajowcami. Zabrakło stworzenia charakteru, to się objawiało na boisku, nie było liderów i to było widoczne, gdy pojawiała się presja. Ważnym elementem była utrata Urygi i Kuby, którzy doznali kontuzji na początku sezonu i brakowało ich w kluczowych momentach. Na przykład w Radomiu. Nie było widać kogokolwiek, kto pociagnąłby tę drużynę. Do tego kwestia sprzedaży Yeboaha i Aschrafa. Zbyt późno znaleźliśmy zastępców, zbyt późno zareagowaliśmy. Zawodnicy, którzy dołączyli do nas latem i zimą zdecydowanie nie sprzedali swoich umiejętności, nie dali tej jakości – mówił Dawid Błaszczykowski.
Czyli: za mało Polaków, za dużo obcokrajowców, za mało liderów. Dorzucić do tego jeszcze “złe przygotowanie fizyczne” i mamy bingo w kategorii “konferencje prasowe polskich klubów po porażkach”. Błaszczykowski (Dawid, nie Jakub – Kuba odezwał się dopiero po 49 minutach, nic ciekawego nie powiedział) mówił też, że trenera Gulę zwolniono za późno.
Zarząd podał się do dymisji po zakończeniu sezonu, właściciele poprosili ich, by jeszcze się trochę wstrzymali z odejściem. – Rzeczywiście tak było. Poprosiliśmy, by nie podejmowali decyzji o odejściu natychmiast, bo to dezorganizowałoby działalność klubu. Drastyczne zmiany byłyby złe, bo nie mamy następców w tak gorącym okresie. Zarząd został, pracuje bardzo dużo, próbuje tworzyć nową drużynę, spotyka się ze sponsorami. Dawid zgodził się zostać w klubie do końca okna transferowego. Mamy nadzieję, że po tym oknie usiądziemy wspólnie i postanowimy jak strategicznie dalsza działalność Wisły ma wyglądać – powiedział Tomasz Jażdżyński.
Zatem jest tak: trio właścicielskie zostaje, zarząd póki co zostaje, trener również. Co do Brzęczka – zgodził się pracować za 1/4 dotychczasowego wynagrodzenia. I znacząco rozszerzy się jego zakres obowiązków. – Trener Brzeczek będzie poniekąd pełnił funkcję menadżera. Zostanie włączony w proces rekrutacji i proces skautingowy. Będzie prowadził rozmowy z piłkarzami i będzie uczestniczył w procesie negocjacji. Trener będzie decydował o tym, który zawodnik trafi do klubu. Będzie szukał zawodników sam pod siebie, pod własną taktykę – ujawnił prezes Błaszczykowski.
Brzęczek w odświeżonej roli
Co przemawia za Brzęczkiem w tej roli? Tego nie ujawniono. Może i spadł z Wisłą z ligi, może i punktował fatalnie, ale usprawiedliwiono go m.in. tym, że nie przepracował z zespołem okresu przygotowawczego. Recepta na poprawę sektora sportowego, który tak bardzo zawalono w Wiśle, została zatem powierzona trenerowi, który nigdy nie pracował na tym szczeblu rozgrywkowym z taką rolą. Po prostu na zasadzie “cenimy cię, ufamy ci, może to wyjdzie, zrobisz transfery, dobra?”.
Innymi słowy – Wisła oddaje pion sportowy w ręce człowieka, który nigdy pionem sportowym nie kierował. A to przecież ponoć obszar działania klubu, który wymaga największej uwagi, największej staranności i najwyższych kompetencji.
Przedziwna decyzja, ale może Brzęczek okaże się zbawcą strony sportowej. “Może”.
Ujęło nas pytanie, które Przemek Langier zadał, bo poprosił o to ktoś z Twittera. A to pytanie było znakomite: skoro panowie przez trzy ostatnie lata robili tyle złego z zakresie sportowym w klubie, to dlaczego wierzą, że teraz im coś w tej kwestii wyjdzie?
Próbę odpowiedzi podjął się wiceprezes Maciej Bałaziński, ale długi wywód zakończył tak: – Czy mamy pewność, że nam się uda? Pewne są dwie rzeczy – śmierć i podatki. Mamy nadzieję, że zmiany będą skuteczne.
Dowiedzieliśmy się zatem, że Wisła robiła źle, będzie robić inaczej, a dlaczego robiła źle i dlaczego to “inaczej” ma wyjść na dobre – no tego już się nie dowiedzieliśmy.
Tory były złe, a podwozie też było złe
Padło też trochę konkretów. Wisła będzie musiała przejść cięcia, ale cięcia nie będą dotyczyła akademii i jakości kształcenia wychowanków. Klub chce zatrzymać Colleya czy Fernandeza, na młodych piłkarzy nie ma w tym momencie ofert (na np. Gruszkowskiego czy Biegańskiego). Trudno mówić o budżecie, bo nie są ustalone jeszcze koszty i przychody, ale nie będzie on mniejszy niż 15 milionów złotych. Cięcia będą dotyczyć też wypłat dla zarządu.
Oczywiście musiało też paść coś od Jarosława Królewskiego, co sprawiło, że większość publiki podniosła mocno brwi i szepnęła pod nosem “eeee, co?”. Tym razem był to zwrot “perspektywa marsjańska”. O ile wypowiedzi chociażby Tomasza Jażdżyńskiego czy Macieja Bałazińskiego były dość konkretne, o tyle gdy tylko głos zabierał Królewski, to faktycznie czuliśmy się tak, jakbyśmy oglądali te rzeczywistość wiślacką z perspektywy marsjańskiej…
Oczywiście dziennikarze próbowali dociekać na tematy grzejące. Jakub Błaszczykowski skomentował, że on oblężonej twierdzi nie buduje, że wystarczy popytać o to ludzi w klubie. Tomasz Jażdżyński trochę się zagotował i wyśmiał głosy o tym, że właściciele czerpią korzyści z klubu i skontrował, że każdy z właścicieli co roku dokłada przynajmniej milion złotych do budżetu w gotówce, a gdyby policzyć świadczone usługi i wiarygodność, to rynek wyceniłby to na jeszcze więcej pieniędzy.
Konkluzje, wnioski? Szczerze powiedziawszy spodziewaliśmy się zdecydowanie głębszej analizy przyczyn, dla których Wisła znalazła się w 1. ludzie (lub drugiej lidze, bo tak stwierdził Jakub Błaszczykowski, chociaż później powiedział też, że mamy 2020 rok, więc może po prostu był niewyspany). Prezesi nie chcieli wchodzić w szczegóły skautingu i transferów, bo musieliby podjąć temat Tomasza Pasiecznego, a podpisali porozumienie zgodnie z którym obie strony nie mogą za bardzo rozwijać tych kwestii. Retoryką “za mało Polaków, za dużo obcokrajowców, zabrakło liderów” może posługiwać się kibic, który wracając z meczu jest po trzech piwach i dwóch hot-dogach, a nie szefowie klubu, którzy przygotowywali się do tej konferencji przez kilka tygodni. Bo to jest poziom analizy na poziomie “tory były złe, a podwozie, a podwozie, a podwozie… też było złe”.
Awaria systemu trwa
Jeśli chodzi o plany na przyszłość, to też trudno odnieść wrażenie, że decyzja o powierzeniu Jerzemu Brzęczkowi niemal pełni władzy nad pionem sportowym nie jest poparta jakąś głębszą refleksją czy analizą. Mamy raczej takie odczucie, że to rozwiązanie wynikające z potrzeby chwili, raczej gest wzmocnienia trenera niż faktyczna recepta na to, co się działo z transferami czy kadrą Wisły w ostatnich miesiącach lub latach. Bo odwróćmy to wszystko i zapytajmy tak: ile klubów w Polsce w tym momencie w ogóle rozważyłoby to, by nie tylko zatrudnić Jerzego Brzęczka jako trenera, ale jeszcze powierzyłoby mu obowiązki skautingowe, negocjacyjne i rekrutacyjne? Pokażcie nam jednego prezesa na szczeblu centralny, który szukając pomysłu na wyjście z kryzysu krzyknąłby “wiem, ściągnijmy Brzęczka i zróbmy z niego swojego sir Alexa Fergusona!”.
Oczywiście, czas rozliczy właścicieli i prezesów Wisły. Ale czy dzisiejszym wystąpieniem zdobyli jakieś punkty w rankingu zaufania? Czy sprawili, że część osób pomyślała “cholera, może i popełnili błędy, ale przekonali mnie dziś, że idziemy w dobrą stronę”? Czy zapalili światełko w tunelu?
Obawiamy się, że nie.
Czytaj więcej o Wiśle Kraków: