Reklama

Prezes Stali Rzeszów: Nie chcę zarobić na klubie żadnej złotówki. To misja

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

13 czerwca 2022, 10:42 • 18 min czytania 18 komentarzy

W 2018 roku został prezesem Stali Rzeszów. Dla miejscowej społeczności nie był nikim obcym, miał opinię świetnego biznesmena, który chce zrobić coś fajnego dla całego Podkarpacia. “Po czynach mnie poznacie” – nie całkiem dosłownie Rafał Kalisz mówił o swoich planach na klub. Zainwestował w akademię, struktury klubowe oraz szereg młodych i ambitnych ludzi. Po czterech latach jego rządów Stal weszła na zaplecze Ekstraklasy. Z tej okazji porozmawialiśmy o dotychczas wykonanej pracy, europejskich koncepcjach, sztuce budowania silnej akademii, podobieństwach do Rakowa, jego tajemnicy sukcesu z firmą Fibrain, modelu idealnego właściciela klubu, pieniądzach czy generalnie wyjątkowych cechach projektu, jakim jest Stal Rzeszów na mapie piłkarskiej Polski. Zapraszamy do lektury.

Prezes Stali Rzeszów: Nie chcę zarobić na klubie żadnej złotówki. To misja

W Polsce nie jest tak łatwo przekonać środowisko piłkarskie, że buduje się projekt długofalowy inny niż wszystkie.

Na razie wszystko idzie zgodnie z planem, więc jestem nastawiony pozytywnie. Środowisko podkarpackie przyjęło plan na rozwój klubu i całego regionu z ekscytacją. Większych zmian akurat w tym rejonie Polski nie było od kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu lat. To nasza motywacja i atut zarazem. Nie mamy bowiem takiej presji na sukcesy, nikt nie wpycha nas do Ekstraklasy. Najnowsza historia Stali Rzeszów nie powala, ale zmieniamy to. Chcę, żeby w tym klubie miały miejsce powtarzalne sukcesy, a nie pojedyncze wyskoki. Do tego trzeba jednak mocnej akademii i budowy struktur od zera. I chyba nie muszę podkreślać, że bez sporej dozy cierpliwości się nie obejdzie. Podejmujemy różne kluczowe decyzje, ale na jej efekty kibic musi poczekać.

Nie patrzymy na klub tylko przez pryzmat wyników w jednym czy dwóch sezonach. Interesuje nas przede wszystkim stawianie na akademię, inwestowanie w nią, co oczywiście nie jest sprzeczne z celami pierwszej drużyny. Planujemy, że w ciągu kilku następnych lat znajdziemy się w Ekstraklasie, a to automatycznie da nam jeszcze większe możliwości w akademii, w przyciąganiu i wychowywaniu naszych zawodników. W proporcjach priorytetem jest akademia, ale to i tak naczynia połączone.

Na pewno mogę powiedzieć, że sposób naszego działania jest bardzo fajnie odbierany przez ludzi. Wielkich osiągnięć nie mamy, akademię tworzymy dopiero czwarty rok, ale one przyjdą prędzej czy później. Widzimy, że dzieciaki w Polsce potrafią być wybitne, jeśli chodzi o podejście do sportu, więc chcemy z tego korzystać. Jeśli da im się to, co powinny dostać, czyli rozwój na różnych płaszczyznach – nie tylko piłkarskich – to w dalszej perspektywie pojawią się efekty. Budujemy powoli, owszem, ale trwały i nieprzypadkowy sukces właśnie czegoś takiego wymaga.

Reklama

Na waszą korzyść działa fakt, że za słowami idą czyny. Jeśli dobrze policzyłem, 60-70% budżetu klubu idzie na rozwój akademii.

Zgadza się. Mogę zapewnić, że w 1. lidze będzie podobnie. W Ekstraklasie to może wyglądać trochę inaczej, ale jak zachowamy zdrowy rozsądek, to proporcje w postaci 50/50 też będą w porządku. Jeśli chcemy jakości w szkoleniu młodzieży, budżet w tym segmencie musi być silny. Choćby dlatego, żeby zatrudniać trenerów w pełnym wymiarze czasowym, zapewniając im godne warunki pracy w akademii. Do tego sprzęt, edukacja, systemy – to wszystko ci trenerzy muszą mieć. Teraz jesteśmy na etapie budowania świadomości, że tak naprawdę najważniejsze jest dziecko czy osoba w akademii, którą rozwijamy. Największym sukcesem nie będą wyniki w danym roczniku, tylko indywidualne jednostki, które zadebiutują w Ekstraklasie czy kiedyś gdzieś w Europie.

Nawet jeśli jakieś dziecko nie wyrośnie na piłkarza, w takiej akademii można wychować wartościowych ludzi. Wyposażonych w odpowiednią wiedzę, młodych i ambitnych, mogących pomóc klubowi w przyszłości.

Dokładnie. Kiedy tworzyliśmy ten projekt, bardzo ważne było dla nas spięcie go konkretną wizją. Widziałem w zagranicznych akademiach rzeczy, które w Polsce możemy robić lepiej albo dopiero je zaimplementować, żeby też odnieść sukces. Dam przykład: na początku chcieliśmy współpracować z jedną ze szkół publicznych, ale naszła nas myśl, że powinniśmy odpowiadać za wszystko, mieć większy nadzór. Dlatego w akademii kładziemy mocny nacisk na edukację, żeby dzieci rozwijały się nie tylko na ścieżce sportowej.

Stawiamy na różne przedmioty: od języków obcych po nauki ścisłe. Wiadomo, że im zawodnik będzie starszy, tym mniej będzie skupiał się na szkole. Ale chcemy, żeby miał jakąś łatwość z kluczowymi przedmiotami, potrzebnymi choćby na maturze. Jednym z założeń akademii Stali jest wychowywanie mądrych, uczciwych i pracowitych osób. Jeśli 20% z nich zostanie w środowisku piłkarskim jako zawodowcy, trenerzy czy fizjoterapeuci, pozostałe 80% pójdzie inną drogą. Ta część będzie mogła w jakimś stopniu utożsamiać się z naszym klubem, mając też żyłkę do rywalizacji, która mocno przydaje się w życiu prywatnym.

Reklama

“Budujemy coś, czego w Polsce nie ma. Nasze myślenie musi być mocno europejskie” – powiedział pan swego czasu w jednym z wywiadów. Co konkretnie kryje się za tymi słowami?

Niekoniecznie chodziło mi to, że czegoś nie ma, bo jest kilka akademii w Polsce, które mogą poszczycić się większymi efektami. A o co chodzi konkretniej? Staramy się monitorować naszego zawodnika cały czas. Od pobudki o 6 rano po kolację i sen. Przez szkołę, treningi, monitorowanie pracy organizmów, kontrolowanie poziomu szkolenia, internat, zajęcia wyrównawcze czy treningi ogólnorozwojowe. Dołożyliśmy takie do naszego planu, zawodnicy mają ich kilka godzin tygodniowo. Uważam, że to jest potrzebne. Dziecko chcące zostać piłkarzem powinno mieć obycie z innymi sportami, żeby lepiej rozwinąć swoją fizyczność, elastyczność. To nawet swego rodzaju prewencja przed problemami ze zdrowiem. Od czwartej klasy podstawówki dokładamy sporo zajęć z biegania, akrobatyki, koszykówki, zapasów, boksu. Chcemy w ten sposób kształtować silne organizmy i charaktery. Uniwersalność jest tutaj ważna. Sport w Europie bardzo się rozwinął i moim zdaniem tylko takim podejściem możemy nawiązać do najlepszych. Często jednak o tym zapominamy w procesie szkolenia.

Kiedy pana słucham, pojawia mi się w głowie wizja RB Lipsk. Tam kiedyś mocno postawili na dół piramidy i dzisiaj zbierają z tego wielkie plony.

Przykładów na dobre funkcjonowanie akademii w Europie jest wiele. Chcemy iść tą drogą, nawet jeśli nie jesteśmy tak potężną organizacją zrzeszoną przez Red Bulla. Nie mamy takich finansów, ale mamy materiał. Jesteśmy czterdziestomilionowym krajem, w którym sport uprawia ogrom dzieci. To nie jest odpowiednio wykorzystany potencjał. Może nie jesteśmy tak zamożnym krajem jak Francja czy Niemcy, ale na pewnym etapie mamy dzieci o tym samym potencjale. Trzeba tylko odpowiednio przygotować je do rozwoju. Nie trwa to jednak kilka lat, a 10-15, żeby wprowadzić konkretną koncepcję i zobaczyć jej efekty.

Coraz częściej zdarzają się porównania Stali Rzeszów do Rakowa. Co pan o nich sądzi?

Myślę, że jest dużo podobieństw. Na przykład: ja i Michał Świerczewski wywodzimy się z biznesu. Mamy określone podejście poparte doświadczeniem. Projekty mają być zdrowe finansowo i mają generować przychody w taki sposób, żeby klub było stać na budowę silnych fundamentów. W klubie zresztą zaangażowaliśmy sporo osób stricte z biznesu, żeby wszystko poukładać pod kątem organizacyjnym. Chcemy działać jak normalna firma, oczywiście nie zapominając, że sport jest najistotniejszy.

Taki Raków w krótkim okresie odniósł wielkie sukcesy. Gratuluję im tego, bo widać, że to zostało długo przygotowywane. Tak działa poukładany klub. Jest przewidywalny w dobrym słowa tego znaczenia. Zobaczymy, jak teraz Raków będzie działał, jeśli chodzi o akademię. Przez kilka lat klub budował ją pod nadzorem Marka Śledzia. Naszym zdaniem przynajmniej raz na rok do pierwszego zespołu powinno wchodzić dwóch-trzech wychowanków. Oczywiście z powodzeniem, na stałe, a nie w formie epizodycznej.

Z Michałem Świerczewskim wywodzicie się z biznesu, ale nie każdy biznesmen nadaje się do prowadzenia klubu piłkarskiego. Trzeba czegoś więcej.

Tak, przede wszystkim trzeba mieć otwartą głowę. Nie można wychodzić z założenia, że wszystko się wie. Uczymy się, rozwijamy. Jestem w Stali Rzeszów od czterech lat i widzę, ile już się dowiedziałem, jednocześnie mając świadomość, ile jeszcze przede mną. To trudny projekt. Bez zdrowego rozsądku lepiej nie brać się za coś takiego.

W takim klubie bardzo ważny jest czynnik ludzki, ale on potrafi być nieprzewidywalny. Dlatego ważne jest, żeby pracować w przestrzeniach, gdzie coś możemy sobie zaplanować. Wyznaczyć konkretny kierunek, zminimalizować rolę przypadku. W topowym klubach, które grywają w Lidze Mistrzów, wszystko jest dopięte na takim poziomie, że ostatecznie o sukcesie można zadecydować dyspozycja dnia. Ale schodzimy na ziemię, oczywiście jesteśmy w 1. lidze. Nie znaczy to jednak, że nie chcemy dążyć do najwyższej jakości na każdym szczeblu pracy.

Powiedział pan, że nie jesteście tak ogromną marką jak Red Bull, co się oczywiście zgadza, ale pewne podobieństwa można wyróżnić. Inwestuje pan w inne dyscypliny, np. siatkówkę, boks czy tenis stołowy.

Mój przyjaciel, Łukasz Różański, któremu prowadzę karierę od początku, będzie walczył w sierpniu o mistrzostwo świata w kategorii WBC. Więc tak – dokładam swoją cegiełkę finansową nie tylko w piłce nożnej. Generalnie nasza rodzina ma to w DNA. Chcemy dzielić się wypracowanymi zyskami, 5-15% środków przekazujemy na różne cele społeczne. Oczywiście w ostatnich latach mocniej skupiliśmy się na futbolu, natomiast jest to głównie powiązane z rozwojem dzieciaków. Chcemy dawać im szanse na spełnianie marzeń.

Cóż, może jakieś podobieństwa z Red Bullem są. Na pewno stawiamy na szereg innowacji, ale to nie jest jeszcze moment, żeby mówić o efektach. Poza tym nie chcemy wrzucać wszystkiego na raz i się tym szczycić. Jest ryzyko, że dane środowisko nie przyjmie wszystkiego. Krok po kroku wprowadzamy i testujemy. Najpierw trzeba zbudować podstawy, co wbrew pozorom jest rzeczą najtrudniejszą.

Powiedział pan o perspektywie wieloletniej – co z bazą treningową, która ma być największa w Polsce?

Jesteśmy w zaawansowanej fazie, jeśli chodzi o zakup działki. Myślę, że podpiszemy kluczowe papiery jeszcze w tym roku. Zaawansowany projekt na budowę mamy już gotowy i w 2023 roku powinny powstać pierwsze boiska. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że to nie są łatwe czasy pod kątem takich inwestycji. Pandemia i wojna sprawiły, że znacznie wzrosła cena materiałów. Wraz z naszymi przyjaciółmi z Francji i Austrii zaangażowaliśmy się w pomoc dla Ukrainy, wysyłając ponad 80 tirów z lekami i rzeczami pierwszej potrzeby. Łącznie udało nam się zrealizować akcje pomocowe warte kilkadziesiąt milionów złotych z pełną świadomością, że taka pomoc może przesunąć nasze plany. Woleliśmy jednak najpierw zrobić coś dla ludzi, którzy zdecydowanie bardziej tego potrzebują.

Pamiętajmy też, że bez adekwatnych ludzi na odpowiednich stanowiskach te boiska nic nam nie dadzą. Najpierw trzeba zadbać o fundamenty czysto ludzkie. Ośrodek, baza – obecnie te rzeczy budujemy. Zaczynamy od człowieka, nie od murów. No i dochodzi oczywiście wizja Ekstraklasy za kilka lat, która – mamy nadzieję – będzie spójna z rozwojem poszczególnych roczników w akademii. Mamy fajnych chłopców na szczeblach U-12, U-13, U-14 czy U-15. Widzimy, że mamy na nich dobry wpływ. Rocznik U-15 będzie może nawet walczył o mistrzostwo Polski.

To wszystko jest wypadkową nakreślonego rozwoju. Im większy nacisk na dobre szkolenie, tym większa szansa na osiąganie dobrych wyników sportowych. To dodatkowo przekłada się na fakt, że u nas np. 15-latkowie często grają z 17-latkami, i tak dalej. Zależy nam, żeby młodsi, wyróżniający się nastolatkowie, grali ze starszymi jak najczęściej. To część naszej filozofii. Tak jak to, że nasi chłopcy jeżdżą na obozy za granicę i rywalizują z dobrymi efektami z topowymi akademiami w Austrii czy Portugalii.

Województwo podkarpackie pod względem wydobywania potencjału i znajdowania utalentowanej młodzieży nie jest aby trudnym regionem? O tym często mówi się choćby w odniesieniu do Jagiellonii i Podlasia. Dolny Śląsk to nie jest.

Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli jakiś problem. Dobre struktury skautingowe robią swoje. Tych dzieciaków jest mnóstwo, trzeba tylko podjąć współpracę z małymi akademiami rozsianymi po województwie. Wspomagamy ich wiedzą, ludźmi, procesem treningowym. Moim zdaniem Podkarpacie ma bardzo duży potencjał, nawet mimo bycia biedniejszym regionem. Wystarczy dotrzeć do mniejszych miejscowości i dać im warunki rozwoju, żeby w okresie do 12-14. roku życia mogły trenować w naturalnym dla siebie środowisku. Mieszkać u rodziców, a dopiero potem, wraz z początkiem dojrzewania, zmienić otoczenie na codzienne życie w akademii. Oczywiście zdarzają się wybitne jednostki, które przychodzą do nas wcześniej. Ale docelowo tak to wygląda, jest pewien próg.

To co prawda proces bardzo długofalowy, ale chcemy też mocniej wpłynąć na mniejsze akademie, wprowadzić tam lepsze szkolenie. Gdy cały nasz projekt będzie mocniejszy finansowo w przyszłości, chciałbym w ten sposób oddziaływać na cały region. To pewnego rodzaju misja. Nam po prostu zależy. Niech będą nawet trzy kluby w Ekstraklasie z Podkarpacia, a co. Okej, to raczej nie będzie możliwe, ale życzymy sobie wielkiej siły całego regionu, nie wyłącznie Stali Rzeszów. To nasza filozofia – chcemy dzielić się wiedzą i zdobytym doświadczeniem. Nie robimy tego dla siebie, tylko dla podkarpackiej społeczności.

Bardzo fajne podejście. Trudno nawet podważyć jego wiarygodność, bo przecież na klubie piłkarskim raczej nie zbije pan kokosów. To wie każdy, kto w sportowy projekt wkłada własne pieniądze.

Nie jesteśmy nastawieni na zarabianie pieniędzy w tym klubie. Jeśli wszystko dobrze się zepnie, widzę nawet taką możliwość, żeby Stal stała się samowystarczalna. Słowem: nasze spółki nie będą musiały być tak mocnym sponsorem w przyszłości jak obecnie. Ja nie chcę zarobić na tym ani jednej złotówki. Zależy mi na tym, żeby klub miał silne możliwości finansowe. To moje marzenie, żeby zbudować dobry klub na poziomie Ekstraklasy z fajną akademią, a do tego wspierać kluby partnerskie i pomóc lokalnej społeczności, np. zawiązać współprace z domami dziecka. Czy to wszystko wyjdzie – czas pokaże.

Mogę pięknie opowiadać, ale trochę nam jeszcze zejdzie z realizacją. Na razie cieszymy się tym, że awansowaliśmy do 1. ligi, a akademia rozwija się zgodnie z planem. Nie oszukujmy się – cztery lata temu Stal Rzeszów nie była wymarzoną akademią właściwie dla nikogo. Ba, oczywiście dalej nie jest, ale powoli budujemy swoją markę na rynku. Nie poprzez moje słowa, tylko czyny. Pozytywne wieści się niosą, bo dzieciaki rozmawiają o naszej akademii na kadrach wojewódzkich czy ogólnopolskich.

Na rynku piłkarskim – tak jak w każdym innym biznesie – trzeba swoją pozycję uwiarygodnić. Myślę, że panu to przychodzi nieco łatwiej dzięki sportowym doświadczeniom, a nie chodzi tylko o piłkę, bo wygrał pan choćby mistrzostwo Podkarpacia w tańcu towarzyskim. Nie pierwsze i nie ostatnie mistrzostwo zresztą.

Szczerze mówiąc, w wieku 10-11 lat byłem całkiem zdolnym dzieciakiem. Tak naprawdę wiele rzeczy udało mi się wygrać. Żyłka sportowca jest, więc ma pan rację. Grałem też w piłkę, natomiast w pewnym momencie postawiłem na naukę. Tańczyłem pewnie z 10 lat, różne sporty też uprawiałem. Koszykówka, siatkówka, narty, tenis – było tego sporo. Po operacjach różnego typu trochę mniej udzielam się sportowo, ale nadal to dla mnie bardzo ważna część prywatnego życia. Kiedy człowiek zmęczy się sportowo, to później samopoczucie jest dużo lepsze.

Dlaczego udało się panu z biznesem?

Moim zdaniem jedną z najważniejszych rzeczy jest dobór ludzi. My sami nie odnosimy sukcesów. To samo tyczy się wybitnych sportowców, za którymi stoi cały sztab ludzi i rodzina. Kolejna sprawa to zaufanie do ludzi i wspólne rozwijanie się, docenianie ich. Rzecz jasna, potrzebne jest również szczęście. No i wyciąganie wniosków na swoich lub cudzych błędach, bez czego się nie obejdzie. Nigdy nie będziemy doskonali. Jako firma mamy kilkanaście wydziałów produkcyjnych, które ciągle optymalizujemy. Kiedy realizujemy jedne cele, potem przechodzimy do realizacji kolejnych. Oczywiście to musi być zdrowe. Trzeba mieć balans między pracą a życiem prywatnym. Jak ktoś prowadzi za dużo biznesów, to potem właśnie życie prywatne kuleje. A stąd jest szybka droga do zawalenia sobie innych sfer.

Dodałbym jeszcze cierpliwość. W tym kontekście zapadła mi w pamięci wypowiedź o trenerze Myśliwcu, w której zaznaczył pan, że przez pół roku nie da się zweryfikować jego umiejętności. To rozsądne podejście. Do tego nie wygląda pan na prezesa, który wtrąca się do pracy trenera.

Zdecydowanie każdy prezes zna się na piłce gorzej niż trener. To nie jest łatwe. Na rynku jest wielu trenerów, ale tu nie chodzi o to, który jest lepszy czy gorszy. Jako klub i akademia musimy zadecydować, jaki człowiek będzie pasował do naszej filozofii. Jeśli chcemy budować swoje DNA i grać nowoczesną piłkę opartą np. na szukaniu wolnych przestrzeni, musimy tak postępować. Cała organizacja – od pierwszego trenera, przez zawodników i pracowników, po trenera najniższego rocznika w akademii.

Analizowaliśmy pracę Daniela Myśliwca już wcześniej w jednym z naszych klubów partnerskich. Prowadziliśmy z nim wiele rozmów, daliśmy mu szansę w grudniu 2020 roku. Na początku wyniki Stali pod jego wodzą nie były najlepsze, ale Daniel był w stanie wytłumaczyć, z czego to się bierze. Potem wyprowadził zespół na prostą. Wtedy drużyna się budowała, to nie było takie proste. W sezonie 2020/2021 mieliśmy plany, żeby walczyć o czołową szóstkę w 2. lidze, natomiast bez niezdrowej presji. Celem było przygotowanie się do kolejnego sezonu. Tak, żeby być mocnym od pierwszej do ostatniej kolejki, co się spełniło. Nasz awans nie wyniknął z przypadku, to był proces. Zawodnicy wiedzieli, co mają robić.

Pierwsze pół roku to nie było dużo, żeby uczciwie ocenić Daniela. Uważam, że w takim okresie można co najwyżej zrobić “przegląd wojsk”. To minimalny czas, jaki powinien dostać szkoleniowiec. Oczywiście korekty też są potrzebne, ale żeby je rozważać, naprawdę trzeba widzieć, że z błędnych decyzji trenera robi się lawina. Każda sytuacja jest inna. Czasami dzwonią do mnie ludzie z innych klubów i pytają o różne rzeczy. Ja mogę powiedzieć na bazie swojego projektu, co działa, a co nie, ale kiedy nie jestem częścią danej organizacji, to mówienie o nieznanym mi zjawisku może być dla kogoś krzywdzące. Jako prezes klubu widzę od środka, ile zmiennych jest do wzięcia pod uwagę. Ocena pracy drugiego człowieka nie jest kwestią zero-jedynkową.

Wracając do Daniela, od początku w niego wierzyłem. Dałem mu kredyt zaufania, bo wiedziałem, że jest genialnym trenerem. Z oryginalnym, nowoczesnym podejściem do gry. Uważam, że pasuje do Stali Rzeszów idealnie.

Środowisko i najnowsza historia Stali Rzeszów na pewno sprzyja cierpliwemu podejściu. Ma pan w ogóle jakiś wzór, idealną projekcję prezesa klubu piłkarskiego?

W pracy prezesa klubu kluczowa cecha to cierpliwość. To punkt wyjścia. Mamy duże ambicje i chcemy odnosić sukcesy, ale ostatnie lata dla Stali nie były sprzyjające, więc kibice są w stanie nam więcej wybaczyć. Pod warunkiem, że widzą sens w naszym działaniu, a teraz powinni. Są też kluby, które co roku walczą o najwyższe cele i europejskie puchary, ale wtedy jest zagrożenie, że trafi się do zamkniętego koła, gdzie presja będzie przygniatać cierpliwość. A czasami trzeba jednak zrobić dwa kroki w tył, żeby w przyszłości zrobić cztery do przodu.

Prezes klubu na pewno powinien mieć mądrość życiową, żeby dawać ludziom szanse i uczciwie ich traktować. Jeśli chcemy stawać się lepsi, musimy wspólnie się rozwijać, a nie od razu skreślać, bo ktoś popełnił błąd. Nasza piłka nie powala w Europie – dlaczego? Bo problemy sięgają kilkunastu lat wstecz, a nie ostatniego czy dwóch ostatnich sezonów. Na szczęście teraz coraz więcej polskich klubów myśli mądrzej, jest jakaś nadzieja. Ale to są długie lata. Ja nie widzę możliwości, żebyśmy mocniej zaistnieli w europejskich pucharach prędzej niż za 5-10 lat. To środowisko potrzebuje czasu i wsparcia. Pewnego rozwoju nie jesteśmy w stanie przyśpieszyć.

Co ceni sobie pan u drugiego człowieka najbardziej?

Na pewno uczciwość i prawdomówność. Gdy dzieje się coś złego, trzeba o tym rozmawiać. Lepiej usłyszeć przykrą uwagę, niż dowiedzieć się o czymś za późno. Myślę, że to zdrowe podejście, bo buduje zaufanie. Jako prezesi czy właściciele dajemy ludziom przykład z góry, więc dodatkowo powinniśmy kłaść nacisk na te aspekty.

Powiedział pan kiedyś, że w dzieciństwie lubił opowiadać niestworzone historie. Kiedy przeczytałem ten fragment, przypomniałem sobie słowa Michała Świerczewskiego. Właściciel Rakowa powiedział na Weszło, że byłby spełniony dopiero po wygraniu Ligi Mistrzów. Ktoś mógł uznać takie słowa właśnie za niestworzone, ale wy, prezesi i właściciele, macie prawo sięgać marzeniami nawet w tak odległe rejony.

To się bierze z tego, że prowadzimy biznesy, w których konkurujemy z najlepszymi na świecie. Niejednokrotnie wygrywamy, więc patrzymy inaczej. Skoro odnosimy sukcesy w biznesie, wydaje nam się, że jesteśmy w stanie to powtórzyć w sporcie. To oczywiście trudniejsze, ale mamy jakieś cele, doświadczenia i fundamenty.

Prowadząc biznesy w 70 krajach na świecie, patrzę globalnie. Nie wymyślam sobie czegoś od czapy. Opieram się na karierze międzynarodowej, a za tym idą marzenia w sferze sportowej. Ja też wielokrotnie powtarzam, że naszym marzeniem jest gra w europejskich pucharach. Ludzie różnie to odbierają, choć nie mówię, że zrobię to dzisiaj czy jutro. Mowa o perspektywie 10-15 lat. Jeżeli minęły cztery lata, to zostało 6-11. Teraz bardziej skłaniam się ku jedenastu, bo widzę, jak trudnym przedsięwzięciem jest budowa klubu. Nie powiem czegoś takiego jak Michał, choć marzenia trzeba mieć najwyższe.

Sęk w tym, że moim marzeniem nie jest bycie w europejskich pucharach raz czy dwa. Chodzi mi o powtarzalność. Żeby budować mocną pozycję w rankingach, trzeba grać z jakimś powodzeniem w Europie co roku. Sukcesem dla mnie nie jest dotarcie do Ligi Mistrzów raz na 5 lub 10 lat. Wtedy mówimy o przypadku.

Pan jest młodym prezesem, panu się nie śpieszy. A co planuje Stal Rzeszów w najbliższych miesiącach? Jaka jest koncepcja na 1. ligę?

Jako cała organizacja jesteśmy bardzo ambitni, więc stawiamy sobie cel w postaci awansu do Ekstraklasy. Nie jesteśmy jednak nastawieni na sukces już w nadchodzącym sezonie 2022/2023. Ogółem dajemy sobie 2-3 lata, więc w razie niepowodzenia będziemy próbować dalej. Zobaczymy, jak spiszą się zawodnicy ściągnięci do jeszcze drugoligowej Stali Rzeszów. Udało nam się sprowadzić kilka nazwisk z Ekstraklasy, 1. ligi czy niższej klasy rozgrywkowej, ale z przeszłością ekstraklasową. Mamy zatem przygotowaną i sprawdzoną bazę jakości z miejsca wystarczającą na zaplecze Ekstraklasy. Kiedy schodził do nas ktoś z wyższej ligi, mówiliśmy, że po awansie będzie naszym liderem.

Na razie przypatrujemy się dwóm-trzem transferom w kontekście wzmocnień, ale w klubie nie ma ciśnienia. Jeśli je dopniemy, będzie super. Jeśli nie, nic wielkiego się nie stanie. Naszą siłą jest fakt, że mamy mocny, dobrze znający się skład, który rozegrał ze sobą cały sezon. Każdy wie, jak chcemy grać, co jest bardzo ważne. Daniel Myśliwiec nie ma prostej taktyki, do niej trzeba się dostosować. Model gry niby jest prosty, bo zawodnicy w dużej mierze sami mają kreować grę, ale przy szczegółach jest potrzebny pewien okres adaptacji. Życie pokaże, czy nasze podejście jest słuszne. Ja na pewno wierzę w sztab i zawodników. Nie robimy nerwowych ruchów i jesteśmy optymistycznie nastawieni.

WIĘCEJ O STALI RZESZÓW:

Fot. Newspix/Stalrzeszow.pl

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Betclic 1 liga

Komentarze

18 komentarzy

Loading...