Reklama

Niedźwiedź: Chciałem być trenerem, który wprowadzi Stal do Ekstraklasy

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

27 października 2020, 09:53 • 9 min czytania 2 komentarze

Na rynku trenerskim w Polsce niewielu jest trenerów, którym z taką łatwością przychodzi dzielenie się wizją szkoleniową. Ofensywną, ambitną i skuteczną, o czym swego czasu mogli przekonać się kibice Stali Rzeszów. Tam trener Janusz Niedźwiedź dokonał rzeczy historycznej, ale ostatecznie został zwolniony. W poniższej rozmowie wracamy do tych wydarzeń, ale podejmujemy również wątki Górnika Polkowice, ambicji w sporcie czy budowania relacji z piłkarzami.

Niedźwiedź: Chciałem być trenerem, który wprowadzi Stal do Ekstraklasy
Gdyby skala punktowa oddawała pana nastrój, pewnie byłoby nieźle. Tak na 21 punktów, które dają pozycję wicelidera 2. ligi.

Nastrój rzeczywiście jest dobry, początek sezonu obiecujący i dający pozytywnego kopa na przyszłość wszystkim osobom w klubie. Pierwsze efekty zmian, które wprowadziliśmy na początku sezonu w funkcjonowaniu drużyny, już występują. Na inne trzeba jeszcze poczekać.

Jakie zmiany?

Chodzi zarówno o sprawy typowo piłkarskie, jak i te niezwiązane z boiskiem. Jeśli chodzi o boisko, to mam na myśli korekty w modelu gry. Poruszanie się piłkarzy między strefami, zmiana ustawienia skrzydłowych, którzy sporo czasu grają w środku jako fałszywe “dziesiątki”, boczni obrońcy grający wysoko, sposób otwierania gry od bramkarza czy budowanie gry w pierwszej fazie akcji, a także zmiany w samym treningu, które mają prowadzić do automatyzmów w grze wszystkich formacji od bramkarza po napastników. Mówiąc o kwestiach pozaboiskowych, chodzi o szeroko pojęty profesjonalizm. Każdy musi zdawać sobie sprawę, że bez odpowiedniego podejścia do codziennej pracy nie osiąga się sukcesów.

Regeneracja, dieta?

Są to ważne aspekty, na które zwracam uwagę, ponieważ patrzę na futbol całościowo. Ważne jest wykształtowanie nawyków, które należy stosować przed i po treningu. Czasami to tylko drobne usprawnienia, ale dzięki nim widać później różnicę na boisku.

Czyli kary, na przykład za spóźnienia na treningi, muszą być surowe.

Nie jestem trenerem, który za wszelką cenę szuka okazji do karania zawodników. Reguły, które obowiązują, muszą być proste i jasne dla wszystkich. Lubię rozwijać piłkarzy w każdym aspekcie. Jeśli coś robisz, bądź w tym zorganizowany i rób wszystko na 100%. Wtedy nie musisz pamiętać o regulaminie, ponieważ regulamin nie gra.

Reklama
Kiedy to słyszę, przypominają mi się pana słowa z pewnego wywiadu. “Nienawidzę podejścia na alibi”.

Wywiad sprzed roku, w którym użyłem takiego stwierdzenia. Nadal nic się w tym względzie nie zmieniło!

A czuł pan dużą presję po objęciu pracy w Góniku? Wejście w buty trenera Dobiego nie zapowiadało się na łatwy spacerek.

Przed podjęciem pracy w Górniku wiedziałem, z jakimi wyzwaniami będę się mierzył. Kilka lat w klubie mojego poprzednika zostawiło swój ślad, ale chciałem od początku pokazać siebie i to, w jaki sposób będę pracować. Były też jeszcze inne wyzwania. Takie jak to, że szybko musieliśmy wypełnić kilka luk kadrowych. Musiałem poznać zespół, a zespół musiał poznać mnie.

Powiedział pan, że mocno nad sobą pracuje, a młodzi trenerzy mają w zwyczaju szukać jakichś wzorców, które później składają się na ich wizję trenerską. Jak to wygląda u pana?

Moją wizję trenerską mam już solidnie ukształtowaną, ale nadal dokładam do niej nowe rzeczy. Jestem młodym człowiekiem, ale trenerem, jak na moje prawie 39 lat, już niekoniecznie. Szybko zacząłem kształcić się w tym zawodzie i dziś mam już kilkunastoletnie doświadczenie w pracy trenerskiej.

Nie mam konkretnego wzorca. Czerpię także od innych, ale przede wszystkim bazuję na swoich przemyśleniach i znalazłem tzw. własną ścieżkę rozwoju moich zespołów. To ważne, ponieważ kopiując nawet najlepsze wzorce, nie osiągnie się celu w zmieniających się warunkach. Jestem trenerem ofensywnym, który chce dominować i tworzyć grę, a nie tylko przeszkadzać przeciwnikowi. Dostosowuję część strategii do tego, jakich mam piłkarzy. Pracując w Górniku, zmieniłem i dostosowałem sposób codziennej pracy do możliwości i profili zawodników, ponieważ mam piłkarzy o innym futbolowym charakterze niż we wcześniejszych miejscach pracy.

Jeśli ma pan wybór, drużyna będzie zawsze oparta na Polakach? Czy to nie ma znaczenia, jeśli obcokrajowiec prezentuje podobny poziom na tle polskiego piłkarza?

Jeżeli piłkarz z zagranicy prezentuje odpowiednie umiejętności, dlaczego miałbym nie wziąć go do swojego zespołu? Kluczowe w mojej ocenie są umiejętności i to czy ktoś pasuje do koncepcji budowy drużyny. Gdy poziom piłkarza z Polski i z zagranicy jest podobny, wybiorę polskiego zawodnika, choćby ze względu na komunikację czy szybszą aklimatyzację w zespole.

Nie boi się pan budowania głębszych relacji z piłkarzami?

Praca z piłkarzem to najpierw praca z człowiekiem, a dopiero później pracownikiem. Budowanie relacji ułatwia zawodowe podejście z obu stron, chęć ciągłego doskonalenia i bycie uczciwym w tym, co się robi. Nie powinniśmy jednak zapominać, że piłkarz jest od grania, a mam swoje trenerskie wymogi i to jest najważniejsze w naszych relacjach.

Reklama
To podejście wynika pewnie z doświadczeń, które miał pan jako piłkarz. Ambitny piłkarz. One na pewno bywają pomocne.

Moja kariera zakończyła się, nim tak naprawdę na dobre się zaczęła. Nękały mnie kontuzje i po kolejnym zabiegu operacyjnym niestety musiałem się poddać. To wszystko jednak nauczyło mnie pokory i jeszcze bardziej wzmocniło moje dążenie do celu. Dzięki temu jestem ciągle cholernie głodny pracy, sukcesu i ciągle dążę do celu. Ostatnio czytałem wywiad z Tymoteuszem Puchaczem i od razu pomyślałem, że dla młodych piłkarzy to powinna być lektura obowiązkowa. Oczywiście trzeba też trafić na odpowiednich ludzi, w odpowiednie miejsce i jeszcze w określonym czasie, ale poświęcenie i ciężka praca prędzej czy później zostaną wynagrodzone.

Dzisiaj mówi się, i to dość często, że nowe pokolenia mają roszczeniowe podejście.

Dlatego kluczowe są rozmowy i budowanie relacji z zawodnikami, ale przede wszystkim praca. Jako trenerzy musimy uświadamiać nawet poprzez pytania, które sam stosuję. Nie zawsze mówię “zrób to i tamto”, tylko pytam “co warto zrobić w takiej sytuacji?”.

Mówi panu coś stwierdzenie “od bohatera do zera”? Mógł je pan usłyszeć personalnie w czasach pracy dla Stali Rzeszów.

Zaskoczę pana. Nigdy czegoś takiego w swoim kierunku nie usłyszałem. Wręcz przeciwnie – i teraz, i bezpośrednio po moim zwolnieniu usłyszałem wiele ciepłych słów i okazywania wdzięczności za to, co udało się zrobić. Ludzie pamiętają, że gdy obejmowałem Stal Rzeszów, właściwie nie było drużyny. Musieliśmy zaczynać od zera. W ciągu pierwszego okienka przybyło do klubu aż 21 nowych zawodników i ktoś, kto zna się na piłce, doskonale wie, jak dużo czasu potrzeba, żeby zbudować drużynę, wprowadzić automatyzmy. Chodziło nie tylko o wprowadzenie modelu gry, ale także o zbudowanie relacji w zespole.

Wprowadziliśmy Stal do 2. ligi już po roku, gdy wcześniej nie udawało się to przez wiele lat. W 2. lidze zagraliśmy naprawdę wiele dobrych meczów, pokazaliśmy nową jakość i styl, który był ofensywny. Byliśmy najczęściej strzelającym zespołem w lidze, stwarzającym wiele sytuacji. Po 9. kolejce byliśmy nawet liderem, a dwa mecze później ex aequo liderem z trzema innymi zespołami. Gdy odchodziłem, do miejsca barażowego były raptem trzy punkty straty.  Oczywiście liczyłem na więcej, bo chciałem być trenerem, który wprowadzi Stal na wyższy szczebel rozgrywkowy. Czuję niedosyt po niedokończonej pracy, ale mogę powiedzieć, że jestem dumny z wykonanej pracy w Rzeszowie. Życie toczy się dalej, teraz mam nowe wyzwania z Górnikiem.

57 meczów, bilans bramkowy 122:60 i średnia 1,86 punktów na mecz. Patrząc szerszej, wyglądało to całkiem nieźle, ale w mediach zaczęto mówić, że przerósł pana wyższy poziom rozgrywkowy. Paradoksalnie pół roku później ten sam trener prowadzi jedną z najlepszych ekip w 2. lidze.

Kiedy przegrasz kilka meczów, dla wielu ludzi nie nadajesz się już na trenera, a jak wygrasz – jesteś fantastyczny. Bazuję na pracy i tym, co każdego dnia obserwuję na treningach i podczas meczów. Jestem wyrazistym trenerem, co nie każdemu musi się podobać. Mam swój styl i jestem konsekwentny w swojej pracy. Na przygotowanie się do tego zawodu poświęciłem kilkanaście lat i tysiące godzin, a każda kolejna godzina pracy ma dawać mojemu zespołowi postęp w grze. Tego oczekują ode mnie zawodnicy, kibice, zarząd.

Myślę, że mówiono tak w kontekście pasma słabszych meczów w środkowej części sezonu (2019/2020). Od pucharowej porażki z Pogonią pana zespół wygrał tylko trzy razy na przestrzeni trzynastu meczów, ale dopiero dwie porażki na wiosnę doprowadziły do zwolnienia. Nie za szybko?

Czuję niedosyt, że nie mogłem dokończyć swojej pracy. To już jednak historia. Piękna historia, którą zapisaliśmy w futbolowych annałach Stali Rzeszów. Za te piękne chwile dziękuję kibicom Stali, zawodnikom oraz zarządowi.

Dobre wspomnienia na pewno będą, ale nie wierzę, że nie ma pan żadnego urazu.

Nie żałuję decyzji o przyjściu do Stali, a to, co było potem, jest już historią. Teraz jestem w Polkowicach. Widzę potencjał w tej drużynie.

Po rozstaniu ze Stalą miał pan kilkumiesięczne wakacje w dobie pandemii. Aż do pojawienia się tematu Riteriai Wilno, które zaproponowało panu pracę.

Do momentu rozstania ze Stalą pracowałem nieprzerwanie przez pięć lat. Potrzebowałem chwili, żeby emocje opadły i abym złapał dystans. Moja praca to moja pasja i hobby. Czas wolny poświęciłem rodzinie, przeanalizowałem to, co za mną, a także zainwestowałem czas i pieniądze w rozwój trenerski. Miałem propozycję z Wilna, ale finalnie uznałem, że nie przyjmę oferty tego klubu i podziękowałem za zainteresowanie moją osobą. Pojechałem przyjrzeć się z bliska pracy całego klubu. Byliśmy już po wstępnych rozmowach, ale ostatecznie nie zostałem na Litwie.

Trupy w szafie?

Perspektywa pracy w Wilnie wydała się ciekawa. Za kilka tygodni zespół miał grać w pierwszej rundzie Ligi Europy. Pieniądze też na dobrym poziomie. To już jednak historia. Dosłownie godzinę po rezygnacji dostałem telefon od prezesa z Polkowic. Teraz skupiam się na teraźniejszości, żeby pracować na jak najlepszą przyszłość dla Górnika.

No, właśnie. Jaka to będzie przyszłość? Wątpię, że apetyty nie rosną po tak świetnym początku sezonu.

Naszym celem jest ciągły rozwój. Jestem trenerem, który zwraca baczną uwagę na progres. Chciałbym, żeby każdy zawodnik, który pracuje ze mną przez rok lub dwa lata, był przygotowany na wyższy szczebel rozgrywkowy pod każdym względem. Technicznie, mentalnie, taktycznie oraz motorycznie. Wierzę, że nasz rozwój przełoży się na wyniki w tabeli. Uważam, że dla ludzi ambitnych, a takich mam w Polkowicach, nie ma rzeczy niemożliwych. Pomimo, iż nie jesteśmy przecież w gronie faworytów, chcemy być czarnym koniem i pokazać nową jakość.

Bije od pana ambicja, a tacy ludzie na ogół potrafią wskazywać problemy w polskiej piłce. Jakie są pana spostrzeżenia? Ostatnio rozmawiałem z Wojciechem Łobodzińskim, który powiedział, że przeraża go brak planu długofalowego.

Zgadzam się, ale w Polsce brakuje mi też więcej ofensywnego usposobienia. Futbol jest przecież do tego stworzony. Liczę, że w niedalekiej przyszłości polska piłka będzie mogła kojarzyć się z grą na małej przestrzeni na połowie przeciwnika, a nie mówieniu, że nadajemy się tylko do kontrataku.

Na koniec – jakie są pana marzenia?

Kilka lat temu wyznaczyłem sobie pewien cel. Brzmi on: pracuj tak, aby przed 40. rokiem życia zadebiutować na poziomie ekstraklasy. Wierzę, że poprzez ciągły rozwój można wiele osiągać. Potrzeba tylko ciężkiej i mądrej pracy, pokory i cierpliwości…

rozmawiał Kamil Warzocha

fot. NewsPix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
3
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

2 komentarze

Loading...