Reklama

Prześladowany przez widmo poprzednika. Dlaczego upadł Paulo Sousa?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

10 czerwca 2022, 18:04 • 8 min czytania 28 komentarzy

Zanosiło się na to od dłuższego czasu, no i otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie. Paulo Sousa został zwolniony z Flamengo. Portugalski szkoleniowiec pół roku temu porzucił reprezentację Polski na rzecz pracy w jednym z największych klubów Ameryki Południowej, ale nowe wyzwanie ewidentnie go przerosło. Postanowiliśmy się zatem przyjrzeć powodom klęski Sousy. Bez epatowania schadenfreude, ale i bez przesadnego współczucia – ostatecznie na otarcie łez pozostaje Portugalczykowi pokaźne odszkodowanie.

Prześladowany przez widmo poprzednika. Dlaczego upadł Paulo Sousa?

Paulo Sousa – podsumowanie

Biorąc pod uwagę oczekiwania, jakie stawia się przed trenerami we Flamengo, kadencję Sousy należy uznać za naprawdę bardzo kiepską. Dobrą robotę ekipa dowodzona przez portugalskiego szkoleniowca wykonała właściwie wyłącznie w fazie grupowej Copa Libertadores, wygrywając tam pięć z sześciu meczów i zapewniając sobie awans do kolejnego etapu rozgrywek z dużym spokojem. Naturalnie za wcześnie na euforię, skoro sympatycy ekipy z Rio de Janeiro liczą na końcowy triumf w rozgrywkach, ale trzeba uczciwie zaznaczyć – na tym polu Sousa niczego nie zawalił, tylko wykręcił dobre rezultaty. Jak wypadłby w fazie pucharowej, już się nie dowiemy. Pierwsze starcie 1/8 finału, gdzie rywalem Flamengo będzie kolumbijskie Deportes Tolima, zaplanowano na 29 czerwca.

Oficjalnie: Paulo Sousa zwolniony z Flamengo, zastąpi go Dorival Junior

Czerwono-czarni wygrali też swój pierwszy dwumecz w Pucharze Brazylii, gdzie ich przeciwnikiem było trzecioligowe Altos. Trudno to jednak uznać za poważny egzamin dla trenera. Do kolejnej konfrontacji, tym razem z Atletico Mineiro, Sousa także nie dotrwał na stanowisku.

Brakuje natomiast pozytywów, jeśli chodzi o postawę Flamengo na pozostałych frontach. Przede wszystkim – w lidze. Podopieczni Sousy po dziesięciu kolejkach legitymują się w brazylijskiej Serie A bilansem trzech zwycięstw, trzech remisów oraz czterech porażek (10 goli strzelonych, 10 straconych), co przełożyło się na 14. pozycję w stawce. Co tu dużo mówić, dramatyczny rezultat. Wprawdzie drużynie udało się zwyciężyć w prestiżowym starciu derbowym z Fluminense (2:1 na wyjeździe), a także pokonać u siebie Sao Paulo (3:1) oraz Goias (1:0), ale to o wiele, o wiele za mało. Zwłaszcza że drużyna nie zachwyca stylem gry.

Reklama

w 9. kolejce Flamengo przegrało u siebie z Fortalezą – czerwoną latarnią ligi

Może gdyby Flamengo prezentowało się spektakularnie i przegrywało po szalonych wymianach ciosów, cierpliwość względem trenera byłaby większa. Prawda jednak jest taka, że ekipa z Maracany regularnie serwuje kibicom paździerzowe widowiska. Strata do Palmeiras, liderującego aktualnie w Serie A, nie jest ogromna. Wynosi raptem siedem punktów. Flamengo ani przez moment nie wyglądało jednak na zespół, który może lada moment odpalić i pomknąć ku szczytowi tabeli.

No i dla porządku należy też przypomnieć o nie najlepszych początkach Sousy w brazylijskim klubie, czyli porażce w finałowym dwumeczu mistrzostw stanowych (Campeonato Carioca) z Fluminense oraz niepowodzeniu w meczu o Superpuchar Brazylii, gdzie rywalem Flamengo było Atletico Mineiro. Można zatem powiedzieć, że summa summarum wyrozumiałość władz Flamengo względem byłego selekcjonera reprezentacji Polski i tak była spora. Tam chyba naprawdę uwierzono w projekt pod tytułem „Paulo Sousa”. Jak na realia brazylijskiego futbolu klubowego, Portugalczyk długo utrzymał się na stołku. Inna sprawa, że na głowy władz Flamengo – przede wszystkim wiceprezesa Marcosa Braza i dyrektora wykonawczego Bruno Spindela – od dłuższego czasu spada lawina krytyki. Rozstanie z trenerem i konieczność wypłacenia mu sowitego odszkodowania (około 1,5 miliona euro) oznacza przyznanie się do kolejnego błędu, dlatego Braz i Spindel zwlekali z tym, jak tylko mogli. Ostatecznie Sousa nie pozostawił im wyboru – musieli go wywalić albo definitywnie spisać sezon na straty.

Paulo Sousa – chaos i konflikty

Nie tylko za rozczarowujące wyniki krytykowano w ostatnich miesiącach Sousę. Już na początku kwietnia przybliżaliśmy jego nieciekawą sytuację, powołując się między innymi na przemyślenia Renato Prado, cenionego brazylijskiego dziennikarza. – Paulo Sousa jest skazany na zagładę. Teraz pytanie brzmi tylko, kiedy ona nastąpi. W mediach pojawiły się wypowiedzi przypisane Brazowi, które były po prostu druzgocące dla Sousy. Mówi się, że wiceprezes nie chce interweniować tylko dlatego, by trener nie mógł potem się skarżyć, że władze klubu ingerowały w jego pracę. […] To niewiarygodne, że Braz nie pojawił się na otwierającym meczu Flamengo w Copa Libertadores. Moim zdaniem on nie ma już zamiaru walczyć o Sousę, udzielać mu poparcia. Rzucił go na pożarcie bestiom – piłkarzom. Podczas meczów zmieniani gracze nawet nie patrzą na Sousę, idą bez słowa w stronę ławki.

O jaką wypowiedź wiceprezesa chodziło? Zacytujmy: – To trudne. Nikomu nie podoba się brak konkretnej wizji składu. Czas testów powinien być już zakończony – miał, według dziennikarza Jucy Kfouriego, stwierdzić Marcos Braz. Klub nie dementował bulwersujących medialnych doniesień.

Reklama

Skazany na zagładę. Dlaczego Sousa już jest na wylocie z Flamengo?

Cokolwiek jednak powiedział Braz, lub czegokolwiek nie powiedział, docieramy tak czy owak do sedna sprawy. Kadencja Sousy zdaniem wielu kibiców i ekspertów była okresem niekończących się, irytujących eksperymentów. Portugalczyk nie zdołał zbudować sztywnej hierarchii w drużynie, ustalić wyraźnego podziału między podstawową jedenastką, a zmiennikami. Trudno też było mówić o stabilizacji taktycznej, aczkolwiek akurat w tej kwestii trener jak zawsze chował się za argumentem „hybrydowości”. Sousa często dodawał również podczas konferencji prasowych, że władze Flamengo zatrudniły go po to, by coś na poważnie zmienił. By skonstruował nowy zespół, a nie tylko próbował odtworzyć to, co przyniosło Flamengo gigantyczne sukcesy w 2019 roku (mistrzostwo kraju plus triumf w Copa Libertadores). Tego rodzaju wymówki mogły jednak działać w marcu, kwietniu i może jeszcze w maju, no ale na pewno nie w czerwcu.

Wszyscy mieli już serdecznie dość chaosu. A co za tym idzie – dość samego Sousy.

Paulo Sousa

Nie jest też sekretem, że Sousa miał złe relacje z paroma zawodnikami. Brazylijscy dziennikarze informowali nawet, iż w szatni Flamengo wytworzyło się coś na zasadzie ruchu oporu przeciwko szkoleniowcowi, który ponoć dobitnie dał do zrozumienia doświadczonym graczom, że uważa ich za zgraję wypalonych gwiazdorków i ma zamiar poszukać dla zespołu nowych liderów, o ile ponownie nie dostrzeże w weteranach dawnego ognia. Przykład? Niespełna 37-letni bramkarz Diego Alves, europejskim kibicom znany choćby z występów Valencii, za kadencji Sousy oglądał kolejne mecze z perspektywy trybun lub ławki rezerwowych. – Działacze Flamengo znali mój sposób pracy i metody, przy pomocy których zarządzam zespołem. Uwierzyli we mnie. To fakt, mam swoje przekonania, których nie zmienię. Trzymam się swoich pomysłów – bronił się Sousa. Problem w tym, że golkiper na którego trener postawił, czyli 23-letni Hugo Souza, to chyba nie jest zawodnik szyty na miarę klubu o ambicjach Flamengo. Widać to zresztą na zamieszczonym powyżej skrócie meczu z Fortalezą.

W pewnym momencie doszło już do tego, że sami piłkarze pozwalali sobie na krytyczne wypowiedzi na temat kondycji zespołu. Choćby Filipe Luis, były obrońca Atletico Madryt. – Udaje nam się co prawda stwarzać sytuacje, ale nie robimy tego w taki sposób, jakiego oczekiwaliby po nas kibice. Być może w naszej grze brakuje jeszcze chemii. Mam nadzieję, że wkrótce ulegnie to zmianie i będę mógł wyjść do wywiadu z uśmiechem na twarzy.

Sousie w budowie autorytetu nie pomogły też nieustanne pogłoski o możliwym powrocie do klubu Jorge Jesusa, szkoleniowca ubóstwianego przez lokalną publiczność, bohatera z 2019 roku. Dołóżmy do tego kontuzje, niespełnione życzenia transferowe, trochę zwykłego pecha…

Przepis na katastrofę gotowy.

Paulo Sousa zwolniony – reakcje

Co piszą brazylijskie media po oficjalnym zwolnieniu Sousy? Naturalnie nikt w Kraju Kawy nie jest zaskoczony takim obrotem spraw, tak jak nikogo nie zdumiewa, że po nocy przychodzi dzień. Większość publicystów podkreśla jednak, że rozstanie z trenerem nie rozwiąże problemów klubu.

– Przypomnijmy. Pod koniec zeszłego roku, po odejściu Renato Gaucho, wiceprezes Braz i dyrektor Spindel pojechali do Europy, by znaleźć trenera na kolejny sezon. Po szopce z Jorge Jesusem, który nie chciał wrócić do Flamengo przed rozstaniem z Benficą, wybrali Paulo Sousę. Mimo że wystarczyło wejść na SofaScore i zweryfikować jego dotychczasowe osiągnięcia, by zrezygnować z pomysłu zatrudnienia go w klubie – piekli się cytowany już Renato Prado. – Ale nasz cudowny duet był oczarowany Sousą i sfinalizował umowę. Dwa dni przed zwolnieniem Jesusa z Benfiki, dwa dni! […] Gdyby w klubie, zamiast Rodolfo Landima, działał kompetentny i odważny prezes, to Sousa i jego sztab (równie słaby jak sam trener) opuściliby klub w towarzystwie Braza oraz Spindela. Bezpośrednio odpowiedzialnych za ten wybór, a także ogólny chaos w zarządzaniu czerwono-czarnymi.

– Jorge Jesus w Ninho do Urubu [ośrodek treningowy Flamengo] zajmował się wszystkim. Ten człowiek to jedyny wyjątek od reguły, jaką jest totalny brak kompetencji w zarządzaniu klubem – dodaje Prado. – Jesus mógł wrócić do Flamengo, jakiś miesiąc temu, kiedy był w Rio. Bez wahania powiedział mi, że jest gotów znów tu pracować. Ale mściwy i arogancki prezes Rodolfo Landim wolał go ignorować. A duża część dziennikarzy próbowała go demonizować.

ostatni mecz Sousy na ławce trenerskiej Flamengo – porażka 0:1 z Red Bullem Bragantino

Dziennikarz Silvio Barsetti dowodzi, że głównym problemem Sousy było to, iż nie dorównał Jesusowi. – Co mają wspólnego Domenec Torrent, Rogerio Ceni, Renato Gaucho i Paulo Sousa? Wszyscy pracowali we Flamengo. Są ambitnymi trenerami i… zakładnikami Jorge Jesusa. Nie można zaprzeczyć, że wpływ wywarty przez Jesusa na Flamengo w 2019 roku pozostawił głębokie ślady w świadomości wszystkich ludzi związanych z klubem. Z jednej strony wspomnienia dawnych sukcesów nieustannie napawają dumą, ale z drugiej – popychają klub w wir chaosu za każdym razem, gdy drużyna wpada w dołek formy. Można tu zastosować analogię z paradą karnawałową w Rio. Kiedy jedna szkoła samby otrzymuje potężną owację, kolejny występ musi być jeszcze lepszy, by zdobyć uznanie tłumu. Albo przynajmniej tak samo efektowny. […] Sousa jest czwartą ofiarą cienia Jorge Jesusa. I to widmo pośle do grobu jeszcze wielu trenerów.

Jest więcej niż pewne, że o Paulo Sousie jeszcze usłyszymy. 51-latek ma obrotnego agenta, spore doświadczenie zebrane w wielu zakątkach świata, no i rzecz jasna czarującą bajerkę. Stawiamy dolary przeciwko orzechom, że wkrótce znów nawinie komuś makaron na uszy. Pobyt Portugalczyka we Flamengo potwierdził jednak to, o czym w sumie wiadomo było od dawna – to nie jest szkoleniowiec z kategorii „top”. Szkoda, że nie dostrzegł tego były prezes PZPN.

CZYTAJ WIĘCEJ O PAULO SOUSIE:

fot. FotoPyk

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

28 komentarzy

Loading...