Ktoś urodzony w 1993 roku nigdy nie miał okazji zobaczyć polskich piłkarzy na Igrzyskach Olimpijskich. Najbliższa szansa w 2028, kiedy taka osoba miałaby już 35 lat. No, są to smutne liczby dla naszego futbolu. A kadra Macieja Stolarczyka nie znalazła się nawet blisko takiego sukcesu, przecież wczoraj gra toczyła się dopiero o baraże do mistrzostw Europy, gdzie trzeba by jeszcze wiele zrobić, żeby dostać olimpijski paszport. Niemniej trudno nie odnieść wrażenia, że ten okres to jednak czas straconych szans.
Wystarczy spojrzeć na wyniki. Z jednej strony potrafiliśmy ograć Niemców 4:0, a w drugim meczu być od nich pod wieloma względami lepsi. Pewnie gdyby nie szaleńcze szarże po zwycięską bramkę, ten mecz mógłby spokojnie zakończyć się remisem.
Z drugiej – tyle samo oczek zdobyliśmy w czterech (!) starciach z Izraelem i Węgrami. Trudno przy takim punktowaniu myśleć o czymś więcej. Nawet gdyby zostawić tych Niemców w cholerę, dostać od nich dwa razy w łeb, a jednak normalnie ogrywać przeciętniaków, mielibyśmy to upragnione drugie miejsce.
Kto oglądał tamte mecze ten wie, że poza złymi wynikami, prezentowaliśmy też duże pokłady frajerstwa.
Pierwszy mecz z Izraelem: błąd na błędzie z obu stron, ale to jednak my wychodzimy na prowadzenie. Niestety potem Walukiewicz ładuje samobója, a w drugiej połowie Lotka puszcza strzał z wolnego, który obroniłby emeryt zaproszony z przystanku autobusowego.
Pierwszy mecz z Węgrami: prowadzimy 2:1 od 81. minuty. Taki wynik utrzymuje się do, niestety, prawie samiutkiego końca. W 95. minucie broniący tym razem Majchrowicz postanawia się udać na grzyby, a że sędzia jeszcze nie zagwizdał po raz ostatni, to Węgrzy ładują na opuszczony posterunek.
Drugi mecz z Izraelem: znów obejmujemy prowadzenie, ale znów nie potrafimy go utrzymać. Tyle dobrego, że ostatecznie doprowadzamy do remisu.
Drugi mecz z Węgrami: kluczowe starcie, które przy zwycięstwie wyraźnie zwiększa nasze szanse. Własny stadion, własna publiczność, jest wszystko, żeby pyknąć rywala. Niestety, bijemy głową w mur, nadziewamy się na kontrę i dopiero pod koniec ratujemy remis, który w gruncie rzeczy niewiele daje.
Ech, żeby to byli jeszcze jacyś mocni rywale… Ale nie – Izrael, któremu ostatecznie ustąpiliśmy drugiego miejsca, potrafił przegrać z Łotwą. Węgrzy dostali od Niemców 1:9 w dwumeczu. Naprawdę wypada, by z takimi przeciwnikami wygrać chociaż po razie, choćby w spotkaniach rozgrywanych u siebie.
A tak – nie możemy zwalać winy na żadnego pecha, bo na przestrzeni 10 spotkań nie ma na to miejsca.
I wiecie, gdyby nasza kadra była taką, która nie ma żadnego pomysłu na grę, męczy wszystkich, machnęlibyśmy ręką. No, ale nie – Maciej Stolarczyk faktycznie budował tam ciekawy projekt, bo Polaków czasem i długimi momentami oglądało się przyjemnie. Reprezentacja raczej unikała lagowania, chciała grać piłką, miała rozmach w ofensywie.
Strzeliła 26 bramek. Wśród naszych rywali więcej mieli jedynie Niemcy, a na chwilę obecną w innych grupach więcej strzelali Hiszpanie, Portugalczycy, Holendrzy i Francuzi. Ścisła czołówka.
Niestety problem pojawiał się w tyłach, gdzie popełnialiśmy i głupie, i takie elementarne błędy. Nie można ustawiać się do strzału przeciwnika tak jak wczoraj zrobili to nasi reprezentanci:
To jest najdziwniejsze zachowanie obrońców, jakie widziałem w ostatnim czasie. pic.twitter.com/S6T168mAe3
— Damian Smyk (@D_Smyk) June 7, 2022
Co tutaj robi Mosór? Dlaczego on nie zasłania światła bramki, tylko kryje plecy swojego kolegi? Kompletny absurd. A takie błędy popełnialiśmy częściej.
Nie ma więc zaskoczenia, że jeśli ktoś błysnął za kadencji Stolarczyka, to przeważnie był to gracz ofensywny. Benedyczak strzelił pięć bramek w tych eliminacjach. Białek – trzy. Generalnie napastnicy czuli się dobrze w taktyce szkoleniowca, bo nawet jak epizod zaliczył Śpiewak z Bruk-Betu, to pokazał się ciekawie z Niemcami, a z Łotwą strzelił dwie bramki. Czyli tyle, ile przez cały sezon Ekstraklasy.
Naprawdę było na czym budować, skoro potrafiliśmy wychodzić składem z Benedyczakiem, Zalewskim, Kamińskim, Boguszem i Kozłowskim, którzy dbali o ofensywne akcenty. Wydawało się, że w tyłach też jest potencjał, bo Mosór ma za sobą dobry sezon w Ekstraklasie, Kiwior gra w Serie A, Piątkowski z Walukiewiczem (choć ten miał kontuzję) też nie powinni aż tak mocno zapomnieć, jak się uprawia ten zawód. Pewnie – potencjał mniejszy niż z przodu. Ale wciąż do lepszego poukładania.
Szkoda, bo trafiła się dość ciekawa generacja. Teraz trzeba układać od nowa. Ale to już zmartwienie następcy Stolarczyka.
Więcej o kadrze U-21:
- Łakomy: Jestem fanem hiszpańskiego grania, tam się widzę w przyszłości
- Jakub Kiwior: Spezia to dobre miejsce, żeby zaistnieć w Serie A
- Łukasz Poręba: Nie ma sensu grać piłkarza
Fot. FotoPyk