W środę Bartłomiej Drągowski drugi raz zagra w reprezentacji Polski, a występ przeciwko Belgii będzie dla niego osłodą za ostatnie miesiące. Kalorie mu się przydadzą, bo po tłustych latach nadszedł dla bramkarza Fiorentiny zdecydowanie chudy rok.
W sumie w minionych rozgrywkach Drągowski wystąpił dziewięciokrotnie – siedem razy w Serie A i dwa w Coppa Italia. 24-latek dwukrotnie wyleciał z boiska z czerwoną kartką – z Romą (1:3) i z Napoli (2:5), do tego zaliczył babola z Juventusem (0:2), co skutkowało odpadnięciem Violi z pucharu. W międzyczasie musiał leczyć uraz uda, a z tego wszystkiego chętnie skorzystał Pietro Terracciano. Dużo starszy (rocznik 1990), przeciętniak, ale akurat prezentujący się najlepiej w karierze – czyli solidnie – i ponadto zdrowy.
Tyle wystarczyło, by posadzić Polaka w rezerwie.
Bartłomiej Drągowski – zawsze drugi
Drągowski nie chciał przedłużyć kontraktu ważnego do końca czerwca 2023 i zapewne latem zostanie sprzedany. Tym samym bardzo prawdopodobne, że zakończył karierę we Fiorentinie tak, jak zaczął. Na ławce. Z pięciu i pół sezonów w klubie z Florencji Polak przez trzy i pół był niczym Adaś Miauczyński z „Nic śmiesznego”. Ciągle drugi. Drugi za Ciprianem Tatarusanu. Drugi za Marco Sportiello. Drugi za Albanem Lafontem. Wreszcie drugi za Terracciano. I tak do…
Pobyt golkipera w stolicy Toskanii naznaczył ból. Mięśnia czworogłowego uda, który naderwał już na pierwszym obozie przygotowawczym po transferze z Jagiellonii latem 2016, co utrudniło dobry start. Więzadeł pobocznych i chrząstki w kolanie, co odebrało mu szansę debiutu z Chievo w styczniu 2017 roku. Nadgarstka, z którym owiniętym specjalistyczną taśmą przyjechał na zgrupowanie przed EURO U-21 2017 w Polsce. I znów uda w październiku 2021.
Przez pierwsze dwa i pół roku uzbierał siedem występów w Serie A. Nawet poza boiskiem mógł czuć, że Florencja go nie chce. Ot, pewnego razu zniknęło jego auto. Akurat przyjechał z meczu późno w nocy, zmęczony, nawet się nie rozglądał i przeoczył zakaz parkowania. Fura odholowana.
Frustracja z braku gry rosła. A to zażartował, że w hierarchii bramkarzy wyżej od niego są nawet masażyści. A to stwierdził, że przesiadywanie na ławce odbiera mu chęci do kontynuowania kariery. Motywacją do treningów było EURO U-21, ale w tym turnieju też był drugi – za Jakubem Wrąblem.
Przełom nastąpił w pierwszej połowie 2018 roku.
Bartłomiej Drągowski odrodził się w Empoli
Co prawda historycy Florencję uważają za miejsce, gdzie zaczęła się epoka renesansu, ale Drągowski w poszukiwaniu swojego odrodzenia musiał pojechać 35 kilometrów na zachód. Do Empoli.
W Gli Azzurri spisywał się doskonale, m.in. w starciu z Atalantą Bergamo (0:0) pobił rekord ligi włoskiej w obronionych strzałach odkąd serwis Opta zbiera takie dane (czyli od 2004 roku) – 17. Wiosną 2018 pokazał, że potrafi bronić i ani myślał wracać do Fiorentiny. Dopiero spotkanie twarzą w twarz z wówczas nowym właścicielem Violi – Rocco Commisso – sprawiło, że zmienił zdanie, czego przez następne dwa sezony nie żałowała żadna ze stron.
Choć Fiorentina nie spełniała oczekiwań (10. i 13. miejsce), do Drągowskiego nie można było mieć specjalnych pretensji. Dopisywała mu i forma, i zdrowie. Giuseppe Taglialatela – w latach 1999-2002 rezerwowy bramkarz Violi – porównywał Polaka do Francesco Toldo, mistrza Europy z 2000 roku. Publicznie chwalił go Antonio Conte, wtedy trener Interu. „Trzy cuda brodatego, który rozciąga się niczym wiosna” – pisano po jednym ze starć z Nerazzurrimi w „La Gazzetta dello Sport”, w której nazywano go również „Supermanem”.
W dużej mierze opłaciło się, że Drągowski nie chciał być drugim w młodzieżówce Czesława Michniewicza i zamiast w trakcie mistrzostw Europy 2019 pełnić funkcję dublera Kamila Grabary, odpoczywał i świeżutki stawił się na starcie przygotowań Violi. Myślał o sobie, nie o drużynie, ale z perspektywy czasu trzeba mu oddać – było warto, bo w dwa lata rozegrał 67 spotkań w Serie A i zwrócił na siebie uwagę skautów m.in. Borussii Dortmund czy Atletico Madryt.
Najlepsza Fiorentina za czasów Bartłomieja Drągowskiego
Dobrą grę zauważył także selekcjoner Jerzy Brzęczek i w październiku 2018 awaryjnie powołał bramkarza Fiorentiny. Później w analogicznych okolicznościach postawił na Radosława Majeckiego, co – nieoficjalnie – miało być karą za rezygnację z udziału w EURO U-21 2019, ale koniec końców dał mu zadebiutować – w październiku 2020 w rywalizacji z Finlandią (5:1) w Gdańsku. Następny występ w środę w Brukseli.
Zapewne ostatni jako przedstawiciel Fiorentiny, czego w jakimś sensie może żałować, bo odkąd trafił na Półwysep Apeniński, klub z Toskanii nie był tak mocny. Za kadencji Vincenzo Italiano w błyskawicznym tempie zanotował wielki progres – w porównaniu z poprzednim sezon zdobył 22 punkty więcej, strzelił 12 goli więcej i stracił osiem bramek mniej, co dało pierwszy od sześciu lat awans do europejskich pucharów. Commisso chciałby, by Viola dołączyła do ligowej czołówki i wreszcie to życzenie wydaje się realne do spełnienia.
A gdzie dołączy do Drągowski?
Wiele wskazuje, że skieruje się do Anglii i wyląduje w Southampton. By licznik meczów w kadrze narodowej nie zatrzymał się w środę, musi regularnie grać, czy to w ekipie Świętych, czy innej drużynie. Z Belgią wystąpi na kredyt, trochą za to, co robił w latach 2018-21, a trochę za to, co może robić w przyszłości. Bo dyspozycją w sezonie 2021/22 na to nie zapracował.
MATEUSZ JANIAK
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Było pięknie, jest przeciętnie. Co się dzieje z Mateuszem Klichem?
- Adam Buksa i siła logicznych kroków
- Musimy porozmawiać o Puchaczu
fot. NewsPix.pl / FotoPyk