Reklama

Pan z restauracji i chłop z baru

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 czerwca 2022, 08:24 • 23 min czytania 32 komentarzy

Jak dogaduje się zięć z teściem, a jak pan z restauracji z chłopem z baru? Czy kopią się pod stołem? Czy nawet małpę da się nauczyć czytania z promptera? Dlaczego wcale nie chcą być bohaterami własnego programu? Dlaczego Rafał Wolski nie jest wybitnym komentatorem? Ile mogą powiedzieć o człowieku jego notatki? Skąd Wojciech Jagoda wytrzasnął swoją gadkę o wycieczkach do zoo i oglądaniu orangutanów? Czego nigdy nie zrobiliby podczas programu na żywo, a czego nie powiedzieliby do mikrofonu podczas komentowania meczu? Kto jest panem z telewizji i kto ma najlepszy głos w kraju? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiadają Krzysztof Marciniak i Bartosz Gleń, dziennikarze Canal+Sport i prowadzący Ligi+Extra. Zapraszamy.

Pan z restauracji i chłop z baru

Idealny zięć i idealny teść przy jednym stole.

Bartosz Gleń: O rany.

Krzysztof Marciniak: Ty jesteś idealnym zięciem?

Bartosz Gleń: Ja jestem wujkiem.

Reklama

Krzysztof Marciniak: Nie obraziłbym się na takiego wujka.

Bartosz Gleń: Taka wiara bywa zgubna. Krzychu zawsze przyciągał damy, teściowe go podnosiły. Elegancki, gustowny, opanowany, dobrze ubrany. Ostatnio Michał Kołodziejczyk, nasz szef w Canal+, powiedział: – Lubię wasz duet, bo Krzysiek to pan z wystawnej restauracji, a ty jesteś chłop z baru. 

Podoba mi się przenikanie się tych dwóch światów. Jest w tym jakaś prawda.

Krzysztof Marciniak: Parę razy słyszałem, że jestem ulubieńcem teściowych, nigdy nie lubiłem tego sformułowania, ale musiałem się z tym pogodzić. Ludzie oceniają cię na swój sposób, choć przecież nie znają twojej osobowości. Bartek ma trochę image bad boya, ja pewnie mniej…

Skąd wzięły się te łatki, skoro jesteście w podobnym wieku?

Bartosz Gleń: Nie do końca jest tak, że jesteśmy w podobnym wieku – jestem cztery czy pięć lat starszy od Krzyśka.

Reklama

Nie jest to klasyczna różnica wieku między teściem a zięciem.

Bartosz Gleń: Moja aparycja przyczynia się do podniesienia tej dysproporcji wiekowej do jakichś dziesięciu lat w odbiorze wizualnym.

Krzysztof Marciniak: To wizerunki sceniczne. W życiu prywatnym zdecydowanie nam do siebie bliżej.

Na scenie tworzycie kreację, która ma być ciekawa dla widza przez kontrast?

Krzysztof Marciniak: Każdy stara się być sobą. Każdy niesie za sobą swój zasób doświadczeń. Każdy wyposażony jest we własny filtr do przepuszczania rzeczywistości. Każdego ukształtowali i inspirowali inni ludzie. Inaczej pojmujemy świat, a efekt końcowy, czyli ten występ sceniczny, to rezultat czy też synteza dwóch odmiennych osobistych historii.

Bartosz Gleń: Nigdy na nic się nie umawialiśmy. Nie tworzyliśmy żadnych kreacji, wizerunków czy postaw. Nie miałoby to sensu. Krzysiek jest uporządkowany i poukładany, a ja z natury jestem raptusem, czerpię z własnej spontaniczności, kieruję się instynktem, takim poczuciem chwili. Kiedyś próbowałem stać się bardziej akuratny, ale po chwili namysłu uznałem, że to nie dla mnie, że się w tym nie odnajdę, będę sztuczny.

Co was w sobie nawzajem denerwuje? Wchodzicie do studia, zaczyna się program, pewnie nie kopiecie się pod stołem, ale…

Krzysztof Marciniak: Kopiemy się! Teraz może już rzadziej, częściej dajemy sobie sygnał ręką.

Bartosz Gleń: Coraz bliżej jesteśmy w sensie gestów. Odpowiem szczerze: nigdy nie denerwowałem się na Krzyśka. Bardziej mu zazdrościłem. Takiej szybkiej refleksji, takiego opanowania, pewnie też trochę szybkiej kontry i naturalnego refleksu. Bo Twaro to ma, zawsze mi to imponowało – uważnie słuchał i natychmiast trafnie puentował. To duża umiejętność.

Nagle nam się ten Andrzej Twarowski pojawił w rozmowie. 

Bartosz Gleń: Krzysiek – nie wiem, czy na kanwie współpracy z nim, czy sam z siebie – też to potrafi. A ja mam gonitwę myśli. Nie umiem doprecyzować przekazu. Ale taka też chyba moja natura. Lubię hamletyzować. Mam w sobie dużo sprzeczności i autorefleksji, które powodują, że gubię się w narracji.

Krzysztof Marciniak: Zabawne, że tak mówisz. Zazdroszczę ci lakoniczności. W programie nie zdaję sobie sprawę z tego, że czasami rozwlekam kwestie, które można było powiedzieć krócej, zwięźlej i bardziej dobitnie, że zbyt dużo jest w moich wypowiedziach ornamentów i zbędnej chęci doprecyzowania każdej myśli w nadziei na bycie lepiej zrozumianym.

Bartosz Gleń: To jest takie łatwe.

Krzysztof Marciniak: Chciałbym z tym walczyć. W kilku zdaniach zawieram przekaz, który Bartek zawarłby w kilku słowach.

Umiecie być bohaterami w Lidze+Extra? Ludźmi, dla których widzowie odpalają sobie program w niedzielny wieczór, bo będą chcieli zobaczyć duet Gleń-Marciniak w akcji?

Bartosz Gleń: Kiedy dowiedzieliśmy się, że wskakuję w miejsce Andrzeja Twarowskiego, marudziłem, że to trochę nie jest miejsce dla mnie, że nie mam natury frontmana. Pamiętasz tamtą rozmowę, wracaliśmy z robótki?

Krzysztof Marciniak: Gadka w samochodzie. Jakoś pół roku wcześniej, po wspólnej siatkówce, zanim w ogóle dostałeś propozycję prowadzenia Ligi+Extra, pytałem cię, czy nie chciałbyś robić czegoś studyjnie.

Bartosz Gleń: Odpowiedziałem, że kamera mnie peszy. I że wizyjnie nie jestem solistą. Lubię rolę komentatora-jedynki, ale gdy łapię się na tym, że muszę uważać na mimikę, na gesty, na mowę ciała, czuję skrępowanie. Tłumaczyłem, że kierownica tej ciężarówki nie jest dla mnie.

Przekleństwo urody radiowca. 

Bartosz Gleń: Nigdy nie wiązałem tego z aparycją, nie mam żadnych kompleksów. Nigdy nie czułem, że umiem się z kimś komunikować przez kamerę. Nie mam tego przejścia na drugą stronę ekranu. Muszę mieć żywego człowieka przy sobie. Dotknąć go. Poczuć osobowość. Skrócić dystans, choć może nie tak jak Bartek Ignacik, bo zawsze ten metr przestrzeni osobistej rozmówcy zostawię.

Krzysztof Marciniak: Rozróżniłbym występowanie przed kamerę i bycie frontmanem. Kiedy pierwszy raz przymierzano mnie do prowadzenia serwisu informacyjnego w Orange Sport, nie miałem żadnego doświadczenia ani w czytaniu z promptera, ani w samym funkcjonowaniu w studiu telewizyjnym. Peszyła mnie sama wszechobecność kamer. Miałem jeden dzień prób. Wypadłem fatalnie. Chwilę później miałem zacząć. Byłem podłamany. I wtedy podszedł do mnie Mateusz Święcicki, żeby z właściwą sobie gracją klepnąć mnie w rękę i powiedzieć: „Daj spokój, nawet małpę da się nauczyć czytania z promptera, więc ty też sobie poradzisz”.

Doprawdy budujące. 

Krzysztof Marciniak: To jest właśnie występowanie przed kamerą. Do bycia osobowością medialną trzeba dojrzeć. Myślę, że można się tego nauczyć. Pewnie niektórzy mają wrodzony talent i dryg, ale da się w sobie tę cechę rozwijać. Inna sprawa, że kwestia wewnętrznego usposobienia, czegoś przykuwającego uwagę widza, jest nieuchwytna i niedefiniowalna, ale też przychodząca z czasem. Nieprzypadkowo największe postacie amerykańskich mediów to przeważnie ludzie po pięćdziesiątym czy sześćdziesiątym roku życia. W Polsce przyjęło się, że ludzi z telewizji są młodzi, atrakcyjni, zadbani i pozbawieni siwych włosów. Niemożliwym jest, żebyś w wieku dwudziestu pięciu czy trzydziestu lat posiadał taką wiedzę, taką świadomość, takie narzędzia do wyrażania samego siebie i świata dookoła, żeby godnie radzić sobie z każdym tematem, bo do tego potrzeba cierpliwości i nadbudowy tysięcy przepracowanych godzin przed kamerą. Uważam zresztą, że nasza robota polega na doświadczeniu. Za pierwszym razem musisz dążyć do poprawności i rzemieślniczości. Na fajerwerki pozwolić sobie możesz dopiero, kiedy dwadzieścia razy solidnie wykonasz swoje zadanie i kamera przestanie cię krępować.

Czyli nie jesteście frontmanami z krwi i kości?

Bartosz Gleń: W chwilach zwątpienia przypominam sobie słowa mojego ojca: „My, Glenie, długo dojrzewamy”. Kiedy więc podejmuję błędne lub irracjonalne decyzje, kiedy błądzę i żałuję swoich posunięć, trzymam się tego zdania i powtarzam sobie, że nie ma sensu się przejmować, bo rzeczywiście mogło być lepiej, ale do wszystkiego muszę dojrzeć. Czasami muszę przeprosić się ze studiem. Więcej uwagi poświęcić ludziom. Dotrzeć się z Krzyśkiem. I wszystko przyjdzie z czasem.

Krzysztof Marciniak: Bycie bohaterem w studiu zawsze było dla mnie trudne. W czasie całej swojej kariery telewizyjnej zrobiłem duety z prawie każdym pracownikiem Canal+.

Z kimś wyjątkowo nie mogłeś się zgrać?

Krzysztof Marciniak: Na początku trudno poczuć jest „klik”. Musisz nauczyć się drugiej osoby. Podam ci przykład. Rafał Wolski ma kompletnie inną osobowość i kompletnie inny temperament niż ja. Patrzyłem na jego notatki, patrzyłem na swoje notatki i nie mogłem uwierzyć, że będziemy w stanie wspólnie poprowadzić ten program, bo jego szkice składały się z pokreślonych i pokolorowanych map myśli i strzałek, a ja jestem jednak bardziej uporządkowany i metodyczny.

Rafał Wolski – wybitny komentator czy trudny w obyciu indywidualista?

Bartosz Gleń: „Wybitny” to duże słowo. Moim zdaniem – za duże. Bardzo dobry komentator. Świetny i znakomity, ale nie pożyczałbym mu wybitności.

Krzysztof Marciniak: Trudny w obyciu? Trudny do pracy?

Słyszałem różne określenia, ale spodobało mi się kiedyś: „mnich obsesyjnie skupiony na własnej robocie”.

Krzysztof Marciniak: Poszukałbym określenia o trafniejszym zabarwieniu i znaczeniu niż ten mnich.

Bartosz Gleń: Kojarzy mi się z Seneką. Człowiek wielu oryginalnych i bardzo mądrych sformułowań. Specyficzna postać. Silna jednostka. Ktoś bardzo wyrazisty na rynku, gdzie niełatwo być wyrazistym.

Krzysztof Marciniak: Ma w sobie nutkę filozofa. Określiłbym go mianem indywidualisty. Dobrze czuje się sam ze sobą. Ma swój tryb. Nie możesz przesadzać drzew, które już rosną. Jeśli powiedziałbym mu coś w stylu „Rafał, zróbmy ten program inaczej”, wyrzuciłbym na śmietnik całe jego wieloletnie doświadczenie, bo ja tak uważam. Niech każdy robi po swojemu.

Bartosz Gleń: Kiedy raczkowaliśmy jeszcze jako duet, gościliśmy u Smoka w Hejt Parku, który zapytał nas o perspektywy i cele na wspólne prowadzenie Ligi+Extra. Odpowiedziałem, że chciałbym, żebyśmy po czasie zostali kumplami. Żebyśmy czasami łapali się bez słów. Wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze, że to idzie w tę stronę, a wtedy nie było to wcale takie oczywiste.

Krzysztof Marciniak: Lubiliśmy się, ale nie łączyła nas bliska zażyłość, nie wychodziliśmy na piwo z częstotliwością weekendu po weekendzie.

Bartosz Gleń: Byliśmy kumplami z robótki. Teraz mamy fajniejszą relację. Wspólne delegacji pozwalają trochę inaczej spojrzeć na siebie nawzajem.

Krzysztof Marciniak: Po którymś meczu w Poznaniu dłużej pogadaliśmy o życiu prywatnym – dzieciaki, rodzina, historia życia. Poznałeś człowieka jako człowieka, a nie jako gościa ze studyjną linią dialogową.

Bywacie krytyczni wobec siebie nawzajem?

Bartosz Gleń: Czasami się podkurwimy. Ostatecznie jednak bardziej mu kibicuję niż szukam swoich przewag w czasie programu czy złotej myśli, którą mógłbym wypowiedzieć, żeby zabłysnąć na jego tle.

Krzysztof Marciniak: Gdybym wobec kogokolwiek był chociaż w połowie tak krytyczny jak jestem wobec siebie, byłoby to nieznośne i męczące. Potrafię być zrzędą, ale staram się to umiejętnie maskować.

Bartosz Gleń: Zawsze mam niedosyt. Nieustannie uważam, że coś dało się zrobić lepiej i nieważne, czy to po poprowadzonym programie, czy to po skomentowanym meczu. Staram się jednak nie katować samego siebie takimi gorzkimi żalami.

Co najczęściej wzbudza uczucie rozczarowania?

Bartosz Gleń: Nawet najmniejsza drobnostka. Koślawo sformułowane pytanie. Nietrafiona narracja wokół gola. Niezauważenie zmiany. Nigdy nie było jeszcze tak, że zrobiłem coś i powiedziałem sobie: „Gleniu, w punkt, dziesięć na dziesięć”.

Krzysztof Marciniak: Znaczyłoby to, że trzeba zawiesić mikrofon na kołku.

Bartosz Gleń: I że przysługuje nam miejsce w panteonie.

Krzysztof Marciniak: Galeria sław i medale.

Jesteście panami z telewizji?

Bartosz Gleń: Krzysztof Ibisz jest panem z telewizji.

Krzysztof Marciniak: Nie wiem, Ibisz od trzydziestu lat wygląda na dwadzieścia pięć lat. Jako pana z telewizji rozumiem kogoś, kto stwarza dystans, a ja jestem chyba ostatnią osobą, która buduje jakieś mury. Najlepiej widać to po naszych wyjściach. Zazwyczaj rozpoznają nas ludzie zainteresowani futbolem, szeregowi kibice. Jeszcze nie zdarzyło się, żeby odgradzała nas od nich jakaś bariera, wynikająca z telewizyjnej aury czy wizyjnych wystąpień. W pobliskim barze Ulubiona rozmawiałem z wieloma fanami futbolu i chyba nigdy nie usłyszałem od nich, że mam zadarty nos i skłonność do bufonowania. Nie jestem i nigdy nie chciałbym być tego typu osobą.

Bartosz Gleń: Spotykam się czasami z opiniami, że mógłbym się więcej uśmiechać, być bardziej przyjaznym dla ludzi, ale nie umiem tego, nie zrobię nic na siłę. Nigdy nie dorabiam sobie nieswojej gęby.

Ale nie jest trochę tak, że środowisko dziennikarzy telewizyjnych składa się z egocentryków?

Krzysztof Marciniak: Egocentryzm rozumiem jako maksymalne skupienie na sobie i przekonanie o swojej wyższości nad innymi. I jeżeli przyjmujemy definicję, w której egocentrykowi wydaje się, że zrobi coś lepiej niż ktoś inny, to uważam, że każdy dziennikarz sportowy, a i pewnie każdy dziennikarz, jest egocentrykiem, bo zawsze i wszędzie będzie przekonany, że lepiej skomentuje mecz, że lepiej poprowadzi studio, że lepiej napisze tekst niż jego kolega.

Naprawdę oglądasz programy swoich kolegów i uważasz, że sprawdziłbyś się w ich butach lepiej niż oni?

Krzysztof Marciniak: Nie do końca. Nie oglądam wszystkiego, bo staram się śledzić rzeczy wartościowe, czyli zazwyczaj tworzone przez kogoś, kogo z założenia sobie cenię. I wtedy myślę sobie: „o, fajnie się zachował”, „o, to zrobił ciekawie”. Jeżeli zaś zrobił coś źle, zaczynam zastanawiać się, z czego to wynikało i jak nie powielać jego błędu. Podam ci przykład. Zasłabnięcie Christiana Eriksena na murawie podczas Euro 2020. TVP schodzi na studio. Prowadzi Sylwia Dekiert. Poprowadziliśmy razem dwie gale, ale nie znamy się, nie ma między nami żadnej zażyłości. Wczuwałem się w jej sytuację. Spadło na nią bardzo dużo gromów.

Najpierw sugerowała żałobę, którą „owiany może być cały turniej, gdy potwierdzi się najgorsze”, a potem zapytała Marka Papszuna o wpływ długości sezonu na przemęczenie piłkarzy. 

Krzysztof Marciniak: Usiądź raz w takim miejscu i dostań na ucho sygnał: „ciągnij”. Zostajesz na antenie. Nie masz żadnego konkretu. Przychodzą ci do głowy najgłupsze rzeczy na świecie. Jeśli nie dostaniesz pomocy z zewnątrz, nietrudno o kompromitację. Wtedy naszą pomocą jest wydawca, który musi prowadzić nas za rękę przez każdą ciemność.

Bartosz Gleń: Taki sufler.

Krzysztof Marciniak: Suflerem nie jest, bo nie przekazuje nam przecież gotowych kwestii.

Bartosz Gleń: Wchodzi w sytuacjach awaryjnych.

Krzysztof Marciniak: Wieża kontroli lotów. Sylwii Dekiert zabrakło tamtego dnia takiego kontrolera lotów. Zebrała cięgi za nieswoje winy.

Wielkość dziennikarzy telewizyjnych zawsze polegała na profesjonalnych i wyważonych reakcjach podczas często kilkunastogodzinnych relacji na żywo z największych dramatów w historii kraju i świata.  

Krzysztof Marciniak: Justyna Pochanke, po zamachu na World Trade Center, siedziała w studio przez jedenaście godzin.

Lapsus językowy może się zdarzyć, ale prezenterom największej miary nie zdarzały się wielopoziomowe katastrofy czy nietaktowności. 

Krzysztof Marciniak: Żyjemy w innych czasach. Zapewniam cię, że gdyby dwadzieścia czy trzydzieści lat temu hulały media społecznościowe, światło dzienne ujrzałyby kulisy ich pracy i uwidoczniły się antenowe wpadki.

Nowe media doprowadziły do sytuacji, kiedy całkowicie zbędne jest studio telewizyjne w przypadku dramatu kalibru zasłabnięcia Christiana Eriksena. Prawie każdy może wyciągnąć telefon i prosto ze stadionu informować ludzi o rozwoju wypadków. I nie ma tego szklanego nadymania i prężenia. 

Krzysztof Marciniak: Że Eriksen pada na murawę, że traci przytomność, że ktoś wyciąga telefon i zaczyna relację na żywo?

Tak.

Krzysztof Marciniak: A widziałeś takie nagranie?

Nie. 

Krzysztof Marciniak: No właśnie, więc ta teza jest obalona.

Bartosz Gleń: Internet przełamał konwencję. Urozmaicił przekaz medialny. Przerzucił ciężar na inne figury i inne środki stylistyczne. Wniósł więcej luzu. Stworzył przestrzeń do pełniejszego wyrażania siebie. Możesz być w nim maksymalnie profesjonalny i merytoryczny, ale możesz też pajacować. Niech żyje bal, jak w pięknej piosence Maryli Rodowicz.

Krzysztof Marciniak: Nie możemy mówić tym samym językiem do siedemnastolatka i pięćdziesięciolatka. Współczesność wymaga od ciebie hybrydowości. Umiejętności przybierania odpowiedniej pozy. Wiliam Szekspir uważał, że świat jest teatrem, a Erving Goffman formułował tezę o nieistnieniu kulis. Zakładamy maski w domu. Zakładamy maski w pracy. Zakładamy maski w rozmowie z tobą. I tak samo czasami zakłada się maskę youtubera, a czasami zakłada się maskę pana redaktora z telewizji.

Bartosz Gleń: Możesz być jak Joe Rogan, możesz być jak Jerry Springer. Grunt, żebyś miał odbiorców.

Krzysztof Marciniak: Rozwój internetu sprawił, że dziennikarze otrzymują bardzo szeroką informację zwrotną o odbiorze swoich poczynań.

Występujecie dla inteligentnego widza?

Krzysztof Marciniak: Media mogą ogłupiać albo wychowywać. Jeśli dasz przyzwolenie na zaśmiecanie języka, na posługiwanie się banałem, na uproszczanie przekazu, na zasłanianie się stereotypami i skrótami myślowymi, jeśli swoją mową zaczniesz pauperyzować narrację, to otumaniasz człowieka po drugiej stronie ekranu. Jest to odpowiedzialny zawód, choć badania wykazują, że w naszym kraju dziennikarz jest poważany na poziomie niewykwalifikowanego robotnika budowlanego, a zdecydowanie poniżej przykładowo właściciela małego sklepu, szewca, nauczyciela, inżyniera, informatyka czy pracownika sprzątającego.

Bartosz Gleń: Czyli jesteśmy niepoważni.

Krzysztof Marciniak: Nie, jesteśmy niepoważani.

Bartosz Gleń: Szkoda, bo lubię być niepoważny.

Krzysztof Marciniak: Wyznaję zasadę, że swoim zachowaniem nie mogę przyczyniać się do dalszej degradacji naszego zawodu. Muszę być rzetelny, obiektywny, akuratny i posługujący się możliwie poprawnym językiem polskim, a nie hybrydą ulicznego slangu i grypserki.

Bartosz Gleń: Nie mówię do człowieka prymitywnego. Dbamy o przekaz wartościowy i merytoryczny, ale nade wszystko zajmujący. I nie nudny. Właśnie, byle tylko nie tylko nie wchodzić w obszary nudy, byle tylko wystrzegać się monotonii. Jeśli zapomnisz o obowiązkach, o zapewnieniu rozrywki, to znajdujesz się na zakręcie, to coraz rzadziej ludzie chcą sięgnąć po pilota, żeby cię oglądać czy słuchać.

Dlaczego więc tak poważnie podchodzicie do opowiadania o Ekstraklasie na antenie Canal+Sport?

Krzysztof Marciniak: Zabarwienie opowieści o Ekstraklasie przedefiniowaliśmy już jakiś czas temu. Czasami przychodzi jakiś ekspert od nowych mediów: „Słuchajcie, więcej sexy, więcej jazzy, więcej luzu”. To są takie korporacyjne gadki. Staramy się znaleźć odpowiedni balans. Poszukujemy równowagi między byciem nowoczesnymi i na czasie a zachowywaniem się w porządku, trzymaniem jakiegoś pionu, żeby nie przegiąć wajchy i nie zacząć obrażać ludzi. Szydera bywa atrakcyjna, ale nie jest konieczna, żeby rozmawiać o pewnych rzeczach. Mamy inne atuty i staramy się z nich korzystać. Kiedy Wisła Kraków spadnie z Ekstraklasy, to przed naszymi kamerami stanie Jerzy Brzęczek. Kiedy mieliśmy kolejkę z błędami sędziowskimi, dzwoniłem do przewodniczącego Kolegium Sędziów, pana Prze… pana Mikulskiego…

Bartosz Gleń: Oj, tęsknimy za panem Zbyszkiem Przesmyckim.

Krzysztof Marciniak: I staram się przekonać pana Mikulskiego, żeby się wypowiedział, a nie jest to łatwe. I, żeby zrobił to u nas, a nie gdzieś indziej, bo tak też nakręcamy cytowalność stacji. Staramy się przekonywać ludzi Ekstraklasy, siedzących z nami na tej samej gałęzi, że czasami warto wyjść przed szereg, a nie chować się w norze i liczyć, że burza minie bezpowrotnie, bo to tylko daje pożywkę do tworzenia teorii spiskowych.

W Lidze+Extra rzadziej zapraszacie gości do studia. Nie jest trochę tak, że macie problem z zaopiekowaniem się gościem w czasie programu? Że duet Twarowski-Smokowski wytwarzał lepszą atmosferę, powstawały kultowe sceny i dialogi, a u was brakuje takiej żywotności, takiego nerwu w tych wywiadach?

Bartosz Gleń: Nigdy nie zastanawiałem się, czy gość jest odpowiednio dopieszczony, bo zaopiekować to ja mogę się swoimi dziećmi, które bardzo kocham i którym mogę poświęcać więcej czasu, a nie dorosłym facetem. W gestii gościa leży odnalezienie się w naszej konwencji. Przecież nie będziemy mu przynosić kremówek i pytać go o kolor preferowanego cukru do kawy.

Krzysztof Marciniak: Czasami trzeba podać im pomocą dłoń. Grzegorz Krychowiak opowiedział kiedyś na Foot Trucku o sytuacji z Piotrem Zielińskim na Stade Velodrome podczas Euro 2016. Padły słowa: „Nie będę cię niańczył – raz czy drugi mogę ci pomóc, ale za trzecim razem: weź się ogarnij i tyle”. Zielu dostał zjebkę, poszła zmiana, trudno było mu się odnaleźć w tej reprezentacji. Są dwa podejścia – zimny chów i serdeczne otulenie. Jako gospodarz czuję się w obowiązku sprawienia, żeby w studiu, w moim domu, gość czuł się komfortowo. Kiedy widzę, że jest zdenerwowany, że ze szklanki wylewa mu się woda, bo nie jest jej w stanie utrzymać, to staram się go rozruszać.

Piłkarze zazwyczaj wychodzą na nudziarzy przed obiektywem Canal+Sport.

Bartosz Gleń: Przeciwnie, Canal+Sport tak oswoił ekstraklasowych piłkarzy z kamerą, że często czują się w studiu jak na boisku.

Na palcach dwóch rąk można za to zmieścić ciekawe wywiady na murawie. A może i tak przesadzam. 

Krzysztof Marciniak: I każda z Dawidem Abramowiczem!

Nie uważacie, że to zbędny element transmisji?

Krzysztof Marciniak: Nawet dla tych dziesięciu ciekawych rozmów, warto to robić. Jeżeli jest ktoś taki jak Abramowicz, to niewykluczone, że za jego przykładem pójdą kolejni. Przed sezonem prowadziłem szkolenie z drużyną Radomiaka i tłumaczyłem: „bądź jakiś, daj się zapamiętać”.

Bartosz Gleń: Be you!

Krzysztof Marciniak: Zbuduj sobie markę. Abramowicz – nie przypisuję sobie żadnych zasług – zrozumiał ten przekaz. Miał coś w sobie, jakiś przygotowany cytat czy fajną puentę na każdą okazję.

Bartosz Gleń: Tam tworzy się nastrój, tam grają emocje na żywo. Widzisz twarz piłkarza. Odbierasz mecz przez pryzmat samego zawodnika. To jest trochę jak z wyjściem na grzyby. Chodzisz pół dnia. Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy zagajnik, aż w końcu znajdziesz prawdziwka i wrócisz do domu zadowolony. Widz wyrabia sobie zdanie. To jest dobry chłopak. To nie jest dobry chłopak. Ten jest śmieszny, a ten jest inteligentny, ten ma dystans, a ten jest sztywny, ten coś ciekawego powiedział, a ten się przejęzyczył. Niech to składa się na Ekstraklasę jako całość. Bo ja, po dziesięciu latach pracy przy tej lidze, jestem w stanie powiedzieć, że ją uwielbiam. Ekstraklasa jest jak kolorowy ptak. Jak Stan Borys. Jak Czesław Niemen. Udręka i ekstaza. Pastisz i podziw.

Krzysztof Marciniak: Pamiętam wywiad przeprowadzany przez Adama Zakrzewskiego, reportera Canal+Sport, w Białymstoku albo Grodzisku Wielkopolskim. Zacina śnieg. Wichura łeb mu urywa. Włosy rozwiane. Ale walczy z tym piłkarzem o te dwa pytania. Wrzuciłem na Instagrama i ludzie pisali: „szacunek za pracę w trudnych warunkach!”. Jest to jakiś koloryt tej ligi.

Znacie się na piłce nożnej? Lukas Podolski twierdzi, że nie za bardzo. 

Krzysztof Marciniak: Chodziło o interpretację faulu. Myślę, że ankieta wśród ludzi zaznajomionych w piłkarskich przepisach wskazałaby na moją rację, ale niech mu będzie.

Bartosz Gleń: Nasza redakcja to tygiel przeróżnych poglądów na piłkę nożną, który tworzy absolutnie doskonałą przestrzeń do dysputy. Lubię zresztą to określenie „znać się na futbolu”. Dziesięć lat temu wydawało mi się, że wiem wszystko. Teraz nauczyłem się odcinać od wydawania emocjonalnych sądów przez pryzmat własnego subiektywnego postrzegania rzeczywistości. Czasami lepiej posłuchać innych.

Dużo czasu poświęcacie na pracę nad warsztatem stacyjnych ekspertów i komentatorskich dwójek? Udało wam się wyselekcjonować grupę byłych piłkarzy, którzy ładnie porozumiewają się w języku polskim i są jacyś, choć budzą kontrowersje. 

Bartosz Gleń: Nie przyłożyłem do tego ręki.

Krzysztof Marciniak: Za pracę z nimi odpowiedzialny jest Marcin Rosłoń. Ile razy jednak było tak, że przed programem uczulali się na „liczbę”, a nie „ilość”, a i tak na żywo szła analiza i mówili: „ilość piłkarzy w polu karnym”. Pewne nawyki trudno wyplenić. Dlaczego zaś eksperci budzą kontrowersje? Krótka anegdotka. Prowadziłem zajęcia ze studentami Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Chciałem się lepiej poznać. Pierwsze spotkanie. Krótkie przywitanie.

Bartosz Gleń: Klasyczna rozgrzeweczka.

Krzysztof Marciniak: Rozkręcam się.

– Są jakieś pytania na dobry początek?

Chwila ciszy.

– Komu kibicują eksperci Canal+?

No serio? Naprawdę? Ktoś, siedzący piętnaście lat czy dwadzieścia lat w branży, naprawdę nie kibicuje żadnemu klubowi piłkarskiemu w takim stopniu, żeby przekładało się na stronniczy komentarz.

Bartosz Gleń: W mojej ocenie ekspert powinien mieć jedną prymarną cechę: powinien być spostrzegawczy.

Czy Wojciech Jagoda jest dobrym ekspertem?

Bartosz Gleń: Kontrowersyjnym, ale też najlepiej przygotowanym w Canal+Sport. Bardzo doceniam jego warsztat. I pasję.

Krzysztof Marciniak: Dużo mówią o człowieku notatki. Przyszedłem kiedyś na wspólny program. Uzbroiłem się w kilka stron zapisków. A Wojtek Jagoda? Jedna kartka i telefon, na którym w trakcie meczu odpisywał na jakąś wiadomość.

Ma doskonałą pamięć do wydarzeń. 

Krzysztof Marciniak: Niebywałą.

Bartosz Gleń: Potrafi odtworzyć mecz sprzed dziesięciu lat.

Krzysztof Marciniak: Jeden jest problem – nikt tego nie weryfikuje, bo nikt tyle nie pamięta, więc może wszystko zmyśla, a my nawet o tym nie wiemy!

Bartosz Gleń: Nie jedzie na farmazonie. Nie boi się mówić jak jest. W wyrazisty i radykalny sposób wyraża swoje myśli. Nie wszystkim taka formuła przypada do gustu.

Wpada w nagłe zachwyty przy prozaicznych boiskowych sytuacjach. 

Krzysztof Marciniak: Jara się ligą.

Bartosz Gleń: Tak uwalnia emocje.

Krzysztof Marciniak: Też tak mam, że jak dużo oglądam Ekstraklasę i potem przerzucę się na Premier League czy Ligę Mistrzów, to odnoszę wrażenie, że stykam się z inną dyscypliną sportu i później nieco nieświadomie obniżam poprzeczkę. Widzę zgrabną akcję. Klepkę, przerzut, drybling i krzyczę: „wow”. A w lepszych ligach takie rzeczy dzieją się cały czas.

Bartosz Gleń: To są takie małe szczęścia.

Czego nigdy nie zrobilibyście w programie na żywo, a czego nie powiedzielibyśmy do mikrofonu podczas komentowania meczu?

Bartosz Gleń: Nie zrobiłbym tego co Gary Lineker. Raz, że nie jestem Garym Linekerem, a dwa, że nie miałbym odwagi.

Krzysztof Marciniak: Mówisz o poprowadzeniu programu w slipkach? Zakład to zakład.

Bartosz Gleń: Nie założyłbym się. Podczas komentarza nie rzuciłbym przekleństwa. Mam mechanizm samoobrony.

Krzysztof Marciniak: Legendarna „kurwiozalna” sytuacja z dawnych czasów.

Bartosz Gleń: Kiedyś zastanawiałem się, czy właściwym byłoby wygłoszenie laurki wobec mojej rodziny w czasie meczu. Myślałem: jakbym się z tym czuł? Pierwsza myśl – nie ma problemu. Druga myśl – to prywata. Czy ludzi obchodzą urodziny moich bliskich? Albo piątka mojego dziecka z geografii?

Albo wycieczki do zoo z mamą!

Bartosz Gleń: To już jest wyszukane.

Krzysztof Marciniak: To był challenge.

Naprawdę?

Bartosz Gleń: Tak, podobno.

Krzysztof Marciniak: Z orangutanem?

Bartosz Gleń: Wojciech Jagoda musiał użyć słowa „orangutan” podczas komentowania meczu Jagiellonii ze Śląskiem. I wyzwaniu sprostał.

Czyli bawicie się w grę komentatorów – wypisujecie dziwne słowa, które mają paść podczas transmisji.

Krzysztof Marciniak: Dokładnie.

Bartosz Gleń: Chłopaki od czasu do czasu lubią się tak pobawić.

Jagoda zmyślił historię o wycieczkach do zoo?

Krzysztof Marciniak: Tego nie wiem, ale przyznaj, że zbudował ładną narrację. Czasami są trudne słowa. Ktoś miał „astronautę”.

Bartosz Gleń: Dlatego nie biorę w tym udziału, bo mógłbym się wyłożyć.

Jako duet z Ligi+Extra – jesteście normalni czy zbyt grzeczni?

Bartosz Gleń: Nie nam oceniać.

Sam mówiłeś, że jesteście normalni. 

Bartosz Gleń: Zgodni z własnym sumieniem. Bez sprzeczności z osobowością i wizją świata. Robię program po swojemu, a wiele wychodzi na spontaniczności.

Krzysztof Marciniak: Prowadzę program w sposób grzeczny, ale zaskakująco często wywołuję burzę, bo nie jestem w stanie nawet zliczyć, ilu kibiców z różnych klubów znienawidziło mnie za moje wypowiedzi, więc może tylko ja tak uważam.

Zdarza wam się zmęczenie materiałem?

Bartosz Gleń: Kiedyś pojechaliśmy na delegację z Michałem Żewłakowem do Mielca. Posiedzieliśmy trochę dłużej. Następnego dnia trzeba było usiąść za kółko i przyjechać do Warszawy na program. Czułem, że biologia ciut dokucza mi od środka. Miałem takie myśli: „niech tym razem Krzychu weźmie nie 75% programu, tylko 95%”. Ale moje 5% byłoby przygięciem, więc udało mi się dobrnąć do 10%!

Krzysztof Marciniak: Posiedź z nami przez pięć godzin w pokoiku, gdzie gadamy sobie z ekspertami przed startem Ligi+Extra, a momentalnie znikną czarne chmury, zły nastrój i zmęczenie. Jeszcze kiedy prowadziłem program sam, dużo mnie to kosztowało, wynikało to z napięcia fizycznego. Po stu pięćdziesięciu minutach trwania pod prądem wracałem do domu przepuszczony przez magiel. A teraz, kiedy pracujemy w duecie przez półtorej godziny, jest luz.

Bartosz Gleń: Potrafię się odciąć. Każdy ma jakiś wentyl. Trzeba coś mieć, żeby móc uciec.

Który dziennikarz sportowy ma najlepszy głos w Polsce?

Krzysztof Marciniak: Najlepszy głos ma Bartek Gleń.

Bartosz Gleń: Jezu, dziękuję.

Krzysztof Marciniak: Jeszcze Adam Marchliński i Rafał Wolski.

Bartosz Gleń: Wybitne głosy mają Dariusz Szpakowski i Andrzej Janisz. Mam słabość i sentyment do Stanów Zjednoczonych, gdzie każdy komentator NFL czy NBA mówi głębokim, niskim, tubalnym tonem. Ale to też nie są chłopaki po trzydzieści czy czterdzieści lat, a po pięćdziesiątce czy sześćdziesiątce.

A kto najlepiej prowadzi programy?

Krzysztof Marciniak: Kogo lubię?

Bartosz Gleń: Komu damy laurkę?

Krzysztof Marciniak: Smok! Dałbym Tomasza Smokowskiego. Nikt nie ma takiej niesamowitej lekkości i swobody w prowadzeniu programów.

Bartosz Gleń: Merytoryczny kumpel. Prowadzący staje się twoim kompanem i tworzy wokół ciebie zaczarowany świat. Ujmie i kwiaciarkę, i kloszarda, i pana w ray-banach, i panią w futrze.

Krzysztof Marciniak: Celowo użyłeś słowa „kloszard”?

Bartosz Gleń: Tak mnie naszło.

Bartosz Gleń wymieni teraz najlepszą i najgorszą cechę sceniczną Krzysztofa Marciniaka, a Krzysztof Marciniak odpowie najlepszą i najgorszą cechą sceniczną Bartosza Glenia. 

Bartosz Gleń: Nie lubię nawet swoich dzieci oceniać.

Krzysztof Marciniak: Wiem, że coś tam powiedzieć musimy.

Bartosz Gleń: Najlepsza – organizacja, dyscyplina, porządek, precyzja.

Krzysztof Marciniak: Najlepsza – lakoniczność.

Bartosz Gleń: I teraz mam się przyczepić? Nie chcę szukać na siłę, nie powinno krytykować się ludzi za osobowość, bo każda cecha składa się na wizerunek medialny.

Krzysztof Marciniak: Coś tam znajdziesz.

Bartosz Gleń: Nie mam tyle śmiałości. On jest tyle lat przed kamerą, tak dobrze to robi.

Najwyżej się pobijecie. Najgorsza cecha to?

Krzysztof Marciniak: Że nie czuje czasu. Najczęściej się o to ścieramy. Kiedy planujemy program, mówi do mnie: zrobimy to, to, to, to i jeszcze to, a poza tym to zaprosimy jeszcze tego, tego, tego i jeszcze tego. Chce ubarwić program. A ja myślę jak smutny księgowy: panie Bartku, tu jest pięć zer, a tu jest tysiąc, nie wypłacimy się. Nie lubię swojej roli, ale wiem, co stałoby się, gdybyśmy zrobili trzydzieści rzeczy po łebkach w miejscu trzech od A do Z.

Bartosz Gleń: Czasami wydaje mi się, że Krzysiek jest na tyle ugruntowany jako prowadzący, że może robić solo, że nie potrzebuje drugiego człowieka.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Czytaj więcej o dziennikarstwie sportowym:

Fot. Canal Plus/Newspix/Kanał Sportowy

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Weszło

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

32 komentarzy

Loading...