Reklama

Dziecko za sterami Bayernu. Wszystkie grzechy Hasana Salihamidzicia

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

31 maja 2022, 16:00 • 11 min czytania 11 komentarzy

Hasan Salihamidzić pracuje na stanowisku dyrektora sportowego Bayernu Monachium od 2017 roku. Choć to tylko pięć lat, to liczba wpadek i złych decyzji jest bardzo długa. Największym błędem, którego mogą nie odżałować kibice ani drużyna, może być strata Roberta Lewandowskiego. A zanosi się na nią coraz mocniej. 

Dziecko za sterami Bayernu. Wszystkie grzechy Hasana Salihamidzicia

Robert Lewandowski swoją deklaracją podczas poniedziałkowej konferencji prasowej zainaugurował otwarty konflikt z Bayernem. Choć Olivier Kahn ma po części rację, mówiąc, że takie słowa nie prowadzą do niczego dobrego, to sytuacja zaszła za daleko, by nic nie mówić. Symptomatyczne pozostaje jednak, że osoba, która przez ostatnie miesiące miała najwięcej do powiedzenia, nawet w nieodpowiednich momentach, i miała w obowiązku przedłużyć umowę z polskim napastnikiem, obecnie siedzi cicho. Hasan Salihamidzić był odpowiedzialny za odejście Hansiego Flicka czy niepowodzenia transferowe, choćby przy staraniach o Calluma Hudsona-Odoia. Teraz jest jedną z głównych postaci stojących za coraz bardziej prawdopodobną stratą Lewandowskiego, co doskonale obrazują słowa obeznanego w niemieckich realiach Lothara Matthaeusa.

Bayern Monachium – 5 lat Hasana Salihamidzicia w klubie

Mogę go zrozumieć. Oświadczenie jest jasnym sygnałem, że Robert jest bardzo rozczarowany i nie czuje się doceniony. W tym przypadku uznanie nie oznacza tylko pieniędzy – wyjaśnił były piłkarz Bayernu, a obecnie ekspert telewizyjny na łamach „Bilda”. Lewandowski o potrzebie przedłużenia kontraktu informował władze Bayernu już rok temu. Oprócz tego zależało mu przede wszystkim na dłuższym kontrakcie, pozwalającym odpowiednio zaplanować przyszłość niż podwyżce, na którą połasili się choćby Thomas Mueller czy Manuel Neuer. W dalszej części wypowiedzi Matthaeus poruszył również fakt prowadzenia negocjacji z Erlingiem Brautem Haalandem przez Bawarczyków. Choć nie były one kluczowe, bo monachijczycy bezwzględnie mieli do tego prawo, to mogły mieć wpływ na postrzeganie całej sytuacji przez Polaka. W końcu nie chodziło w niej wyłącznie o pieniądze, a o ignorowanie potrzeb swojego najważniejszego piłkarza.

Reklama

W zobrazowaniu sytuacji posłużymy się tu fragmentem filmu „Poranek kojota” Olafa Lubaszenki.

Mnie nie można olewać i traktować jak powietrze. Jestem na to bardzo wyczulony. Niestety twój tatuś także o tym zapomniał. Błąd. Jestem pamiętliwy i nigdy nie wybaczam – powiedział Stefan do swojej przyrodniej córki Noemi, chcąc ją wrzucić do wybiegu z lwami. To w równoległym filmowym świecie mógłby powiedzieć Robert Lewandowski do Hasana Salihamidzicia. Finalnie w wybiegu dla lwów wylądował Stefan, w tym przypadku Polak, lecz nie od dziś wiadomo, że w ataku „Lewy” jest szefem wszystkich szefów i raczej nic w tej kwestii w najbliższym czasie się nie zmieni. Zatem szybciej w wybiegu z lwami wylądowałby Salihamidzić, który pewnie w swoim życiu nie przeczytał żadnej książki jak postępować z ludźmi. A jeśli przeczytał jakąś, to nie był to „Ojciec Chrzestny”, z którego mógłby się dowiedzieć, że pieniądze to nie wszystko, że nie zdradza się przyjaciół i nie dmucha ich żon, ale niestety zapchał sobie głowę jakimiś pierdołami o żabach i teraz na siłę próbuje zainteresować tym innych.

Rozbujałe ego

Tych pierdół w głowie Salihamidzicia jest ostatnio aż nadto. Nie narodziły się jednak teraz, a ewoluowały od lat. Przecież już na samym początku nie gryzł się w język. – W mojej dotychczasowej pracy zrobiłem więcej niż wszyscy moi poprzednicy w Bayernie Monachium – wystrzelił „Welt am Sonntag” w 2018 roku, po nieco ponad dwunastu miesiącach w tej roli na Saebener Strasse. Matthias Sammer, czyli jeden z najbardziej wziętych i najinteligentniejszych ludzi w niemieckiej piłce, który był jego poprzednikiem z pewnością nie zgodziłby się z tą opinią. Mimo uszu puścił ją również Uli Hoeness, pełniący tę funkcję w latach 2002-2009. Wszystko dlatego, że zajmował już inne stanowisko w klubie.

Oprócz tego Hoeness, jak i Karl-Heinz Rummenigge, potrzebowali osoby odpowiedzialnej za mniej istotne sprawy. Z tego powodu Bayernowi odmówił Philipp Lahm. W wielu czołowych ekipach dyrektorzy sportowi i trener odgrywają najważniejsze role w budowie drużyny w aspekcie sportowym, natomiast prezesi czy prezydent pełnią funkcje reprezentacyjne. W Monachium te proporcje były odwrócone. Za najważniejsze kwestie odpowiadali Hoeness i Rummenigge. Mimo to Salihamidzić starał się dołożyć swoje trzy grosze do ich pracy.

Moim zadaniem nie jest opiekowanie się tylko pierwszym zespołem. Muszę także zarządzać rozwojem drużyny oraz rozwijać system skautingowy. Zajmuję się również edukacją młodzieży w klubie. W niektórych sytuacjach jestem bardzo stanowczy. Potrafiłem przekonać do mojego zdania szefów klubu. Wszyscy wiedzą, że nie jestem popychadłem i umiem zawalczyć w swojej sprawie – chwalił się na początku pracy w Bayernie. Był jak małe dziecko, które ciągle prezentuje jedno wyuczone przedstawienie przed znudzoną już rodziną. Nikt nie mówił mu złego słowa, bowiem w końcu to rodzina jak zwykło mawiać się w Bawarii. Hoeness wciąż trzymał swojego małego Hasana pod parasolem ochronnym.

Niewyparzona gęba

Prezydent nie mógł go pozostawiać samemu sobie nawet na moment. Gdy tylko dawał mu nieco swobody, zaraz pojawiały się problemy. Krótko po objęciu stanowiska zakazał palenia papierosów w klubie. Najbardziej uderzyło to w Carlo Ancelottiego, który pozostaje palaczem od 25. roku życia. Pomaga mu to się zrelaksować i zebrać myśli. I choć mógł odpowiedzieć Hasanowi, ponownie w stylu „Poranku kojota”: „Kiedy ty jeszcze dłubałeś w nosie i zjadałeś swoje gile, ja, jak żabka skakałem po głowach takich jak ty„, przyjął to i dziś z perspektywy czasu tego nie żałuje. Niedawno świat obiegło zdjęcie, na którym Carletto pali grube cygaro po wygraniu mistrzostwa Hiszpanii. Podobne sceny miały miejsce również po zdobyciu Pucharu Europy. Najwidoczniej palenie pomaga trenerowi w zdobywaniu trofeów, czego w Monachium zabrakło.

Reklama

Oprócz tego Salihamidzić nie potrafił trzymać języka za zębami. Ponownie dawał znać o sobie gen małego dziecka, które chciało pochwalić się czymś nowym. W tym przypadku były to transfery. By pozyskać Benjamina Pavarda Bayern musiał wpłacić klauzulę wykupu w wysokości 35 mln euro. Wchodziła ona w życie, gdyby VfB Stuttgart nie wywalczył awansu do Ligi Mistrzów. Dyrektor sportowy Die Roten nie zważając na ten drugi punkt poinformował w mediach o pozyskaniu Francuza. Stało się to jednak na długo przed końcem sezonu i ostatecznymi rozstrzygnięciami w Bundeslidze. Gdyby Die Schwaben awansowali do Champions League, Salihamidzić musiałby wszystko odszczekać. Parę z ust puścił również przedwcześnie ogłaszać odejście Sebastiana Rudego do TSG 1899 Hoffenheim.

W zasadzie dyrektor sportowy ma opinię na każdy temat. Właśnie dlatego ścierał się i z trenerami, i piłkarzami. Manuel Neuer narzekał na to, że rozmowy z szatni trafiają do mediów. Lewandowski, że nie ma odpowiedniego wsparcia od klubu. Z Julianem Nagelsmannem często spierają się o zawiłe taktyczne rozwiązania, o czym coraz częściej słychać z Monachium. Największe rozmiary przybrał jednak spór z trenerem Hansim Flickiem.

Strata trenera

Stul w końcu ten dziób! – miał według „Bilda” wykrzyczeć w autokarze do Salihamidzicia były trener Bayernu. Szkoleniowiec był już zirytowany kolejnymi mądrościami głoszonymi przez swojego przełożonego. W hierarchii dyrektor sportowy znajdował się nad Flickiem, który w końcu wymógł na działaczach z Monachium rozstanie z klubem. Pracował w nim nieco ponad półtora roku. Zdobył wszystko, co było możliwe, a odchodził w atmosferze wzajemnej niechęci.

Konflikt między Flickiem a Salihamidziciem narastał niemal od samego początku. Dyrektor sportowy próbował utrzymywać podobne relacje z aktualnym selekcjonerem reprezentacji Niemiec, jakie panowały z jego poprzednikiem – Niko Kovacem. Problem w tym, że chorwacki szkoleniowiec już od pierwszych dni w klubie dał sobie wejść na głowę nie tylko Hasanowi, ale również piłkarzom. Na to nie pozwolił sobie Flick. Szkoleniowiec chciał mieć wpływ i decydujący głos w najważniejszych sprawach sportowych, na których znał się najlepiej. Salihamidzić nie chciał się na to zgodzić. Było to pierwsze poróżnienie. Rozwiązywała je odpowiadająca za komunikację kierownik drużyny Kathleen Krueger.

Nie wszystko dało się rozwiązać polubownie. Największą kością niezgody pozostawały transfery. Mimo wielu braków kadrowych Flick i tak zdołał zdobyć potrójną koronę, a do tego dołożył superpuchary Niemiec, Europy i Klubowe Mistrzostwo Świata. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że bez wzmocnień nie będzie w stanie powtórzyć tego wyniku. Ponadto wiedział, że posiada w drużynie postaci jak Lewandowski, które stale chcą być na szczycie. Dla nich najważniejszy pozostaje wynik końcowy, a bez właściwego wsparcia w pojedynkę nie byli w stanie tego osiągnąć.

Wybuch Flicka w autokarze było punktem przełomowym, po którym stało się jasne, że w Monachium może pozostać tylko jeden z nich. Nie chcąc wdawać się w dalsze kłótnie, szkoleniowiec postanowił wybrać prowadzenie reprezentacji Niemiec. Pomimo że Rummenigge stwierdził, że za jego rządów się to nie wydarzy, Flick odszedł z Bayernu. Chwilę później również „Kalle” nie było w klubie. Najwyraźniej zdał sobie sprawę, że lepiej odejść wcześniej na emeryturę niż wchodzić w wymianę zdań z rozwydrzonym dzieckiem chronionym przez Hoenessa.

Transfery? Mocne 2/10

W końcu dziecko musiało jednak dorosnąć, wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i zrobić coś samodzielnie. Kluczową decyzją było znalezienie następcy Flicka. Wybór padł na Juliana Nagelsmanna. Był to najbardziej rozsądny i oczywisty wybór, lecz wiązał się z wysokimi kosztami. Jak zdradził prezes RB Lipsk, Olivier Mintzlaff klub z Saksonii na sprzedaży szkoleniowca zarobił 25 mln euro. W pierwszym sezonie pracy młody trener zdobył mistrzostwo Niemiec, ale to zdecydowanie za mało względem oczekiwań i pragnień Bayernu. Jeszcze za wcześniej, by jednoznacznie oceniać zatrudnienie Nagelsmanna. Widać już teraz, że Salihamidzić wszedł na wojenną ścieżkę z kolejnym szkoleniowcem. Konflikt nie jest tak otwarty jak w przypadku Flicka, ale należy mu się przypatrywać. Pod lupę weźmy natomiast pracę dyrektora sportowego na rynku transferowym. W niej liczba wpadek pozostaje znacząca.

Bouna Sarr, Marc Roca, Corentin Tolisso, Michael Cuisance, Douglas Costa to tylko niektórzy z piłkarzy, których sprowadził Salihamidzić. Żaden z nich się nie sprawdził w zespole. Mało tego, poziom gry nie obligował ich, by byli rozpatrywani jako potencjalni piłkarze Bayernu. Po prostu dyrektor sportowy pozyskiwał kogoś, by nieco zadowolić danego szkoleniowca. Finalnie trenerzy mieli kolejnego niezadowolonego z braku występów zawodnika w kadrze. Oprócz tego kilkukrotnie Hasan sam rzucał sobie kłody pod nogi przez swoją niewyparzoną gębę. Przykład Pavarda już się pojawił. Do tego należy dopisać Hudsona-Odoia i Leroya Sane.

W przypadku skrzydłowego Chelsea Salihamidzić był tak zadowolony z prowadzenia negocjacji z tym utalentowanym Anglikiem, że nie omieszkał pochwalić się tym w mediach. Działacze The Blues spostrzegając, że mogą stracić ważnego zawodnika zdecydowali się częściej na niego stawać, zaproponowali mu nową umowę i finalnie zatrzymali go w Londynie. Wybuch entuzjazmu nastąpił w mediach również w trakcie negocjacji Sane. Ten transfer udało się dopiąć, lecz tylko dlatego, że do końca pilotowali go Hoeness i Rummenigge.

Niemniej na plus należy dopisać dyrektorowi sportowemu sprowadzenie Alphonso Daviesa czy Leona Goretzki. Nie przeważa to jednak szali na jego korzyść, bowiem z drugiej strony pokpił sprawę przedłużenia umów z kluczowymi zawodnikami. Idąc za radą Honessa, mówiącą że Jerome Boateng od dawna nie prezentuje już poziomu Bayernu Monachium (gdy odchodził z zespołu pozostawał liderem środka obrony), Salihamidzic nie przedłużył z nim umowy. Tę informację przekazał zawodnikowi tuż przed arcyważnym spotkaniem w Lidze Mistrzów z PSG, a chwilę później ogłosił ją przed kamerami. Kolejnym strzałem w kolano wydaje się strata Niklasa Suele, z którym również nie przedłużono umowy. Czołowy defensor Bayernu przeniósł się już do Borussii Dortmund. W ich miejsce nie sprowadzono nikogo wartościowego. A trzeba podkreślić, że w podobnym stylu odszedł David Alaba, który teraz świętuje Puchar Europy. Kto przyszedł za nich? Zawodzący w tym sezonie Dayot Upamecano i młody Tanguy Nianzou.

Pokpienie sprawy Lewego

Bayern nie jest odpowiednim miejscem na naukę. Bayern to miejsce, gdzie nie tylko grasz, ale i występujesz. Może niektórzy powiedzą, że się uparłem na niego, ale niech wskaże mi, co w ostatnim roku zrobił dobrzewyjaśnił to właściwie Marcel Reife, w rozmowie z nami sprzed kilku tygodni. Na podobny efekt jak w przypadku Boatenga, Alaby czy Suele zanosi się teraz w kontekście Lewandowskiego. Sprawa została pokpiona. Mimo że polski napastnik apelował o działania już rok temu.

Oferty nie pojawiają się aż tak często. Wciąż priorytetem dla mnie jest gra dla Bayernu Monachium. Skupiam się w pełni na klubie i na tym, by panowała dobra atmosfera w szatni – wyjaśnił kapitan polskiej kadry przed kamerami telewizji Sky. Słowo „ale” pozostało wtedy zawieszeniu. Nikt nie brał go na poważnie, bowiem napastnika wiązała jeszcze dwuletnia umowa. Nikt jednak przez kolejne 12 miesięcy nie zrobił kroku w kierunku jej przedłużenia. To absolutny brak szacunku, tym bardziej że negocjacje z Muellerem, Neuerem, a także Gnabrym toczyły się już od miesięcy. Do stołu z Lewandowskim nikt nie usiadł.

Właśnie dlatego Pini Zahavi, agent Polaka, zabrał się do pracy uruchamiając całą maszynkę, przyspieszającą transfer Lewandowskiego. Choć Bayern może się oburzać teraz na sposób działania piłkarza i jego menadżera, to miał odpowiednio dużo czasu, by rozpocząć rozmowy. Obecnie już do żadnych negocjacji nie dojdzie. Symptomatyczne jest to, że jako jedyny w sprawie wypowiedział się Oliver Kahn. Ten sam, o którym w 2018 roku Salihamidzić mówił, że nie wyobraża sobie z nim pracy na równorzędnych stanowiskach dyrektora sportowego, a dopiero, gdy zasiądzie w fotelu po Rummenigge.

Chowanie głowy w piasek

Nie jest to pierwszy raz, gdy Salihamidzić milknie, gdy należy powiedzieć coś rozsądnego lub ważnego. Przez cały sezon nie dawał wsparcia Nagelsmannowi, który podczas konferencji prasowych musiał się tłumaczyć w imieniu całego klubu. Najbardziej palącą sprawą dla akcjonariuszy była wątpliwa moralnie umowa sponsorska z Qatar Airways i wypady na zgrupowania do Dausze. Współpraca z firmami nierespektującymi praw człowieka w swoich krajach, godziła w dobre imię akcjonariuszy, a ci chcieli odpowiedzi, co klub zamierza z tym zrobić.

Salihamidzić nabrał wody w usta również w momencie wypadu kilku piłkarzy na zakrapianą alkoholem imprezę na Ibizę w trakcie sezonu. Choć w tym wypadku może lepiej, że nic nie mówił, bo mógłby jedynie dolać oliwy do ognia. W tym samym czasie Bośniak dał się sfotografować w gronie kobiet podczas innej imprezy na Balearach, gdzie miał negocjować transfer Sadio Mane. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jest żonaty, a do mediów chwilę wcześniej przedostały się informacje o jego separacji.

Nie był to pierwszy raz, gdy sprawy rodzinne przekładały się na jego obowiązki zawodowe. Kibice często nękali jego bliskich w mediach społecznościowych, grożąc im śmiercią czy uszczerbkiem na zdrowiu. Wszystkie argumenty stalkerów sprowadzały się do tego samego: Hasan Salihamidzić musi odejść z Bayernu Monachium, bo niszczy ten zasłużony klub. Nie pochwalamy tego typu szantażu. Niemniej niechęć, którą wywołuje nawet u własnych fanów dyrektor sportowy jest dobitną oceną jego pracy.

WIĘCEJ O BUNDESLIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Robert Gumny ma już sezon z głowy. Poważna kontuzja obrońcy Augsburga

Arek Dobruchowski
4
Robert Gumny ma już sezon z głowy. Poważna kontuzja obrońcy Augsburga

Komentarze

11 komentarzy

Loading...