Dawno nie oglądaliśmy takiego meczu Igi Świątek i szczerze – trochę się za tym stęskniliśmy. Chociaż jej dzisiejszą rywalką była Danka Kovinić, która plasuje się w ogonie pierwszej setki rankingu WTA, to wreszcie zobaczyliśmy wyrównane spotkanie z udziałem Polki. Przy czym to nie jest jej krytyka – przeciwnie, to pochwała Czarnogórki, o której na podstawie tego spotkania za nic w świecie nie powiedzielibyśmy, że okupuje w rankingu odległą dziewięćdziesiątą piątą pozycję. Więc w porównaniu do poprzednich meczów Świątek, dziś były tenisowe emocje. Zarówno Iga na korcie, jak i my przed telewizorami miejscami mogliśmy odczuć trochę więcej nerwów. Ale ostatecznie nie zmieniło się, to co najważniejsze – wynik. A ten brzmi 2:0 dla Polki, która awansowała do czwartej rundy French Open. W dodatku to jej trzydziesta pierwsza wygrana z rzędu!
NIEPOZORNA RYWALKA
Nie odkryjemy Ameryki, jeżeli napiszemy, że Polka jest zdecydowaną faworytką do zwycięstwa w tegorocznym Rolandzie Garrosie. Po tym jak Świątek rozgościła się na fotelu liderki rankingu WTA, zawodniczka z Raszyna pokazuje nową jakość tenisa. Świątek pokonuje kolejne rywalki, wykręcając przy tym serie, którymi mogą poszczycić się najlepsze tenisistki w historii. Na przykład taką, że w piątek minęło sto dni od jej ostatniej porażki.
W tym czasie Iga pokonała trzydzieści kolejnych rywalek, dzięki czemu realne stało się wyrównanie, a nawet pobicie serii Sereny Williams. Amerykanka może pochwalić się najdłuższą passą zwycięstw z rzędu w XXI wieku, a wynosi ona 34 wygrane. W celu pobicia tego wyniku, Świątek musiałaby dojść do finału French Open oraz go wygrać.
Zatem nie jest to łatwe zadanie, jednak zostawmy statystyki i suche liczby. Prawda jest taka, że to nie one, a sama gra Świątek robią największe wrażenie. Polka w niektórych spotkaniach dominuje na korcie do tego stopnia, że można zastanawiać się czy rywalki w ogóle ugrają z nią gema. Tak – w wielu przypadkach dochodzi do tego, że tenisistki po drugiej stronie siatki nie mogą wygrać własnego podania i Polka funduje im popularnego bajgla. Czyli wygraną w secie do zera. Tylko w maju ta wątpliwa przyjemność spotkała Elenę Ruse, Biankę Andreescu, Łesię Curenko i Alison Riske.
Powiecie, że to mało ekskluzywne grono? Aryna Sabalenka ugrała z Igą trzy gemy. Wiktoria Azarenka powalczyła w jednym secie, żeby w drugim dostać 1:6. Ons Jabeur przegrała 2:6, 2:6, a grała naprawdę niezłe spotkanie. Takie, po którym możemy powiedzieć, że wynik nie mówi o nim wszystkiego. A mimo wszystko Iga była wyraźnie lepsza.
Wobec ostatnich wyczynów Polki, trudno było nie traktować Danki Kovinić jako następnej ofiary naszej tenisistki. Zestawienie osiągnięć Świątek z tenisistką z Czarnogóry nie ma sensu – to dwa zupełnie inne tenisowe światy. Dwudziestosiedmiolatka obecnie ledwo mieści się w czołowej setce rankingu WTA – zajmuje 95. pozycję. Najwyżej w karierze, znajdowała się na 46. miejscu w rankingu. Do dzisiejszego meczu, Kovinić tylko raz zagrała w trzeciej rundzie wielkoszlemowego turnieju. Miało to miejsce podczas tegorocznego Australian Open. Owszem, można stąd wysnuć wniosek, że w tym roku w Wielkim Szlemie idzie jej jak nigdy w życiu. Ale równie bliskie prawdy jest stwierdzenie, że to co dla Czarnogórki jest sufitem, dla Świątek jest podłogą.
Tenisistka z Czarnogóry miała kilka atutów w grze. Jest silnie zbudowana, ma mocny forehand – to po prostu solidna zawodniczka. Ale grając z Igą nie można być zaledwie solidnym. Zwłaszcza, kiedy gra toczy się na jej ulubionej mączce. Gra rotacyjna, genialny sposób poruszania się po korcie, świetny return – moglibyśmy tak wymieniać i wymieniać mocne strony Polki.
Tym bardziej Dance Kovinić należą się brawa za postawę na korcie. Kiedy Świątek wygrała otwierającego gema do zera, można było pomyśleć, że Polka znowu uwinie się z partią w godzinę. Z kolei gdy Kovinić własne podanie rozpoczęła stosunkowo słabym serwisem, można było się w tej świadomości utwierdzić. Na szczęście dla widowiska, Czarnogórka bardzo szybko zreflektowała się, że taka gra będzie stanowiła wodę na młyn dla liderki WTA. Postanowiła bardziej ryzykować przy swoim własnym serwisie, dzięki czemu oglądaliśmy kawał dobrej, wyrównanej gry. Na jedną z wymian złożyło się 16 uderzeń, a cały drugi gem trwał 14 minut. Iga cały czas wywierała presję na swojej rywalce. Ostatecznie dopięła swego, ale potrzebowała do tego aż pięciu break pointów, stąd tenisistce z Czarnogóry należą się brawa.
I aż szkoda, że po tak dobrym z obu stron gemie, oraz szybkiej wygranej swojego następnego podania, Danka z uwagą zaczęła delikatnie masować swoje prawe ramię. Nie żeby oglądanie łatwego zwycięstwa Świątek nas nie cieszyło. Jednak Polkę w akcji najlepiej ogląda się wtedy, kiedy jest zmuszona do pokazania pełni swoich umiejętności.
SENSACJA – ŚWIĄTEK ZOSTAŁA PRZEŁAMANA
Na szczęście, kontuzja okazała się tylko fałszywym alarmem, a Danka później… przełamała Igę. I to w gemie, w którym Polka wygrywała już 40:0. Możliwe, że to była chwilowa dekoncentracja Świątek, a może wpływ na taki stan rzeczy miały również zużyte piłki – w końcu tylko drugi gem trwał ponad kwadrans. Tenisistki nieco zdążyły sobie poodbijać, przez co w siódmym gemie piłki leciały już naprawdę wolno.
A później piłki wymieniono, a Iga – będąc w końcu pod delikatną presją – pokazała to, co ma najlepsze do zaoferowania. Następne dwa gemy zagrała wręcz perfekcyjnie, nie oddając rywalce nawet punktu. W dosłownie kilka minut wyprowadziła seta od stanu złapania przez Kovinić kontaktu, do wygrania partii.
Mimo wszystko, warto to cały czas podkreślać – dla Polki był to najtrudniejszy mecz od dawna. A już na pewno najcięższy z tych, które rozegrała podczas tegorocznego French Open. Jednak to nie świadczy źle o Idze. Plasująca się prawie na samym końcu pierwszej setki rankingu WTA Kovinić grała naprawdę dobry tenis. Jak tylko mogła, starała się dotrzymać kroku Świątek. Cały czas była aktywna i zmuszała Polkę do gry na wysokich obrotach.
I tak w drugim secie zaczęły dziać się rzeczy niebywałe. Świątek wygrywała już 4:1 i wydawało się, że ten mecz za chwilę dobiegnie końca. Tymczasem Polka została przełamana. A później Kovinić wygrała swoje podanie i ponownie zdobyła gema na returnie, nie oddając Polce ani jednego punktu. W grę Igi wkradła się niepewność, nerwy, a Czarnogórka po prostu grała swój dobry tenis. Kilka razy popisywała się nawet ładnymi i skutecznymi skrótami. Może nigdy nie osiągnie na korcie takich sukcesów, jak Iga, ale która tenisistka nie chciałaby zostać zapamiętana z tego, że przerwała długą serię zwycięstw tenisowej jedynki? Dla Kovinić ten mecz w trzeciej rundzie był bez mała jak finał wielkoszlemowego turnieju.
A skoro finał, to i przeciwniczka była godna tego miana. Danka była naprawdę blisko sprawienia ogromnej niespodzianki – bo tak należałoby określić urwanie seta Polce. Chociaż Iga znajdowała się w trudniejszej sytuacji, to opanowała emocje i po raz drugi w decydującym momencie partii wzniosła się na wyżyny swoich umiejętności. Po kryzysowym momencie zdołała przełamać rywalkę, a podczas własnego podania zagrała istny koncert. I tak zdecydowanie najbardziej emocjonujący set spośród wszystkich, które Świątek rozegrała podczas French Open 2022, zakończył się wynikiem 7:5 dla Polki.
– Czasami czułam, jakbym wkładała zbyt dużo siły w uderzenia. Brakowało mi kontroli. Musiałam nieco mniej ryzykować, odzyskać powtarzalność w wymianach. Sporo piłek do mnie wracało. Danka serwowała bardzo precyzyjnie, ciężko było odgadnąć kierunek posyłanych przez nią piłek. Poprzednie rywalki tak dobrze nie serwowały, więc musiałam się do tego przyzwyczaić – powiedziała Świątek na gorąco po spotkaniu.
Chyba nikt nie spodziewał się, że Iga będzie dziś miała tak trudną przeprawę, ale naszym zdaniem, taki mecz tylko wyjdzie jej na dobre. Iga w końcu zagrała pod presją, mogła sprawdzić się z dość niekonwencjonalnie grającą rywalką. W dodatku troszkę ostudziła emocje kibiców. Pokazała, że nie jest zawodniczką nietykalną, która każdy mecz będzie kończyć w mniej niż godzinę, a każdego seta wygrywać do zera. Ona też czasami może się pomęczyć. I pewnie również może kiedyś przegrać, bo rywalki bardzo nakręcają się na mecze z Polką. Dla każdej z nich mecz ze Świątek to mały finał, niezależnie od rundy i rangi zawodów. Polka właśnie wygrała któryś z kolei taki “mały finał”. Awansowała do czwartej rundy Rolanda Garrosa. Mamy ogromne nadzieje na to, że zwycięży w tym turnieju, ale jeżeli tak się nie stanie, to pamiętajmy, że świat się na tym nie skończy.
Tymczasem wieczorem Iga zrelaksuje się przed telewizorem, oglądając finał Ligi Mistrzów, ale wcześniej będzie mogła pomyśleć o tym, jak ograć następną rywalkę, którą będzie zwyciężczyni meczu Zheng Quinwen-Alize Cornet.
Iga Świątek – Danka Kovinić 2:0 (6:3, 7:5)
Fot. Newspix