Reklama

Dla Rakowa to nowy, wspaniały świat… Ale też lekcja pokory

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

17 maja 2022, 13:52 • 4 min czytania 79 komentarzy

To doprawdy zadziwiające, że dopiero trzeciego sezonu w Ekstraklasie Raków omal nie zwieńczył mistrzostwem Polski. Brakowało naprawdę niewiele, żeby Michał Świerczewski utarł nosa wszystkim klubom, które od wielu lat szczycą się budowaniem “ambitnego projektu”, ale lawirują między nieudolnością w zarządzaniu a czystym przypadkiem odtrąbionym jako efekt dalekowzrocznej pracy. Nie, w tej lidze szumne zapowiedzi w pokaźne czyny potrafią przekuć tylko nieliczni. Raków ten stan spójności osiągnął, zadomowił się w elitarnej czołówce w pełni zasłużenie i zaskakująco szybko.

Dla Rakowa to nowy, wspaniały świat… Ale też lekcja pokory

Raków urósł, Raków dojrzał. Cytując jedną ze zwrotek Taco Hemingwaya, Raków wkroczył w nowy, wspaniały świat. Z tą tylko różnicą, że w pełni jeszcze się w nim nie odnalazł…

***

Raków zmierzy się z różnymi obliczami wejścia na Mount Everest

Jak Raków skonsumuje swój sukces? Cóż, na pewno będzie tylko trudniej. Miana “prostszej” nie otrzyma nawet robota dozorcy, który zajmuje się klubową gablotą. Wejście na piłkarski Mount Everest (dla Rakowa to medale, proszę pamiętać o proporcjach) ma swoje koszty, a co dopiero coroczne pielęgnowanie wbitej na szczycie flagi. Każdy progres wiąże się z załamaniem krzywej rozwoju, które następuje prędzej czy później. Nie da się nieustannie piąć w górę i latać w obłokach, a jeśli ktoś tak uważa, to jest po prostu głupi. Dlatego wszystko, co dobrego dla Rakowa do tej pory się wydarzyło, trzeba traktować z rozsądnym dystansem. Nie brnąć w wizję, że każdy następny rok musi być lepszy od poprzedniego.

Obecnie Raków osiągnął stabilizację na tak wysokim pułapie, że nie zdziwi mnie, jeśli doza rozczarowania będzie większa z każdą pomniejszą porażką. Owszem, to wciąż całkiem świeży projekt na mapie Ekstraklasy, któremu można wybaczyć nieco więcej (patrz: stadion). Ale środowisko z Częstochowy zdążyło przyzwyczaić nas do określonych standardów i musi mieć świadomość, że prawdziwy test dopiero nadejdzie.

Reklama

Marka została wyrobiona, pionki na planszy ustawione. Co więcej, najlepsi piłkarze dostają coraz lepsze oferty z zewnątrz, co też stawia klub w nowej sytuacji. Rozgrywka transferowa nabierze dodatkowych rumieńców i okaże się, jak Raków poradzi sobie z zarządzaniem kluczowymi ogniwami. Metoda w stylu “zjeść ciastko i mieć ciastko” nie przejdzie, a przynajmniej nie w takiej formie, jak dotychczas. Warunki gry nieustannie się zmieniają, to wciąż nauka operowania na żywym organizmie. Michał Świerczewski i spółka zmierzą się z nowymi wyzwaniami.

Pomijając jednak jakiekolwiek obawy, Raków może być przykładem pozytywnej stagnacji. Wszystko zależy od przyjętej perspektywy, ale, cholera, nikt w Rakowie przecież płakać nie będzie, że w 2022 roku uciekła szansa na zdobycie mistrzostwa Polski. To był zajebisty sezon, tyle że pozbawiony wisienki na torcie.

Ba, może i lepiej, że tak się stało. Raków szybciej dojrzy własne braki i napędzi się jeszcze bardziej. Ich czas chwały z pewnością nadejdzie, nawet jeśli trudno określić konkretny moment. No bo – czy ktoś ma dzisiaj wątpliwości, że drugi rok z rzędu na podium nie zwiastuje kolejnych sukcesów? Ktoś podważa jeszcze wysokie prawdopodobieństwo scenariusza, wedle którego Raków, rok w rok, rozsiada się na miejscach 1-3 na koniec każdego sezonu? Chyba tylko ludzie zaślepieni kibicowską sympatią, może kanapowi eksperci. Albo po prostu ludzie małej wiary, malkontenci.

Raków dostał do rąk tykającą bombę, ale powinien się do niej przyzwyczaić

Regularne zapowiedzi o celowaniu w pełną pulę będą dla Rakowa chlebem powszednim, a to oczywiście zwiastuje jeszcze ciekawszą rywalizację na szczycie Ekstraklasy. Raków prawie sięgnął gwiazd, zaliczył wywrotkę niedaleko przed metą. Jeśli to nie zadziała motywująco, nie wiemy, co musiałby zrobić Marek Papszun, żeby dopiąć ostatni guzik na koszuli mistrzowskiej. To też dla niego samego ważna nauka pokory, lekcja cierpliwości. Z jednej strony trener “Medalików” jest trochę najedzony, z drugiej trochę głodny, co śmiało można nazwać dobrą pozycją wyjściową na rundę jesienną.

Raków jest jak wciąż dojrzewająca roślinka, której absolutnie nic nie ujmuje, że Lech na finiszu sezonu okazał się lepszy. Czegoś zabrakło, ale w Częstochowie zapewne już wiedzą, czego konkretnie. Sam na początku rundy wiosennej stwierdziłem, że Raków ma największe szanse na złoty medal, bo ciąży na nim najmniejsza presja. Założenie poniekąd słuszne, tylko że jednego nie przewidziałem, pomyliłem się. Kilka miesięcy później okazało się, że ta sama presja, będąca tykającą bombą, trafiła do rąk Rakowa. A na to, jak się wydaje, roślinka podlewana przez ogrodników spod Jasnej Góry gotowa jeszcze nie była.

Reklama

***

… Ale pomyśl, drogi kibicu Rakowa, co będzie tu za parę lat.

WIĘCEJ O RAKOWIE:

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Korona spłaciła zadłużenie wobec piłkarzy. Jest już na czysto ze wszystkimi

Szymon Piórek
0
Korona spłaciła zadłużenie wobec piłkarzy. Jest już na czysto ze wszystkimi

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Korona spłaciła zadłużenie wobec piłkarzy. Jest już na czysto ze wszystkimi

Szymon Piórek
0
Korona spłaciła zadłużenie wobec piłkarzy. Jest już na czysto ze wszystkimi

Komentarze

79 komentarzy

Loading...