Widzew był wyraźnym faworytem starcia z Resovią Rzeszów. Ale takiego obrotu spraw nie spodziewał się chyba nikt. Wicelider tabeli został ograny przez gości aż 4:1 i to na stadionie w Łodzi.
Widzew do tej pory naprawdę dobrze radził sobie na własnym boisku. Wygrał dziesięć z piętnastu spotkań rozgrywanych u siebie, przegrał tylko trzy. Porażka była pewnie brana pod uwagę, bo I liga bywa szalona, ale że Resovia przyjedzie do Łodzi i ogra Widzewa aż trzema golami? To jedna z największych niespodzianek finiszu sezonu. Oczywiście zespół z Rzeszowa ograł niedawno Arkę Gdynia 4:1, ale zespół Tarasiewicza przez niemal cały mecz grał w dziesiątkę.
Widzew jednak przeciekał dziś w obronie i to z każdej strony. Nie wychodziło też gospodarzom kreowanie akcji i dopiero w doliczonym czasie gry zdołali za sprawą Bartłomiej Pawłowskiego strzelić gola honorowego. Ale co z tego, skoro po godzinie grania Resovia prowadziła już 4:0. Jeszcze przed przerwą do bramki Ravasa trafili Kubowicz i Wasiluk, a po przerwie prowadzenie podwyższyli Mikulec oraz Wojciechowski.
Jeśli zatem jutro Arka Gdynia wygra z pewną już awansu Miedzią Legnica, to właśnie zespół Tarasiewicza wskoczy na drugie miejsce premiowane bezpośrednim awansem do Ekstraklasy. Widzew ma 59 punktów, Arka o dwa mniej.
Więcej o I lidze: