Jest taki znany obrazek w internecie, gdzie ktoś z firmowego helpdesku przyjął usterkę, którą zgłaszający opisał słowami “dzieją się dziwne rzeczy, wszystko znika, dzieją się rzeczy niestworzone”. Dzisiaj przy oglądaniu Ekstraklasy w piątkowym wydaniu też chcemy napisać: działy się rzeczy niestworzone. Po 1:6 w Radomiu uznaliśmy, że liga dziś nas nie zaskoczy już niczym. A później wjechał mecz Legii Warszawa z Górnikiem Zabrze.
Mówimy bowiem o spotkaniu, w którym stoper zaliczył dwie asysty i zawalił dwa gole. O meczu, w którym pierwszy gol padł w 22. sekundzie. W tym samym spotkaniu Paweł Wszołek zaliczył asystę przy sytuacji sam na sam z bramkarzem, a Legia uznała, że kapitalnym pomysłem jest pozwalanie Krzysztofowi Kubicy na samotne hasanie w polu karnym przy dośrodkowaniach. Jednocześnie Górnik był tak uprzejmy, że zostawiał hektary wolnej przestrzeni Josue.
Słuchajcie, będziemy z wami fair, chyba za to między innymi nas cenicie. Nie będziemy bawić się w jakieś okrągłe słówka. Mówiąc wprost – Ekstraklasę dziś popierdoliło.
Legia Warszawa – Górnik Zabrze 5:3. Górnik miał obronę gorszą nawet od tej Radomiaka
Myśleliśmy, że występ obrońców Radomiaka w starciu z Zagłębiem Lubin to był już szczyt komizmu na dziś. Ale to, co odwalali dziś zawodnicy ustawieni na pozycji obrońców (bo “obrońcami” nazywać ich nie będziemy), przechodzi ludzkie pojęcie. Trudniej miałby Mariusz Pudzianowski w starciu na bicie się na liście z Jasiem Kapelą niż atak Legii z para-defensywą zabrzan.
No bo zobaczmy:
- gol na 1:0 – Pawłowski gra do nikogo, Slisz ma autostradę do pola karnego, strzał odbija jeszcze Janicki, a Sandomierski odstawia skecz pod tytułem “Dziurawe ręce”,
- gol na 2:0 – para-obrona Górnika tworzy korytarz bezpieczeństwa do piłki podanej przez Josue do Wszołka, ten wyprzedza Janżę i strzela drugiego gola,
- gol na 3:1 – Janicki kopie sobie w Sokołowskiego, ten kopie sobie do bramki,
- gol na 4:2 – Janża fantastycznie podłącza do akcji Wszołka, ten wykłada (bardzo sprytnie) piłkę na pustaka do Sokołowskiego, formalność,
- gol na 5:2 – Josue strzela, Sandomierski odbija piłką przed siebie, Josue strzela ponownie, Manneh myślami jest przy rundce w Angry Birds w autobusie do Zabrza.
Kojarzycie na pewno taki filmik z jakiegoś angielskiego stadionu, gdzie ochroniarz przy przeczesywaniu wchodzących na obiekt kibiców maca ich mając ręce z pół metra od ciała przeszukiwanego. Mniej więcej tak samo uważna, dociekliwa i natrętna była dziś obrona Górnika przy powstrzymywaniu akcji ofensywnych gospodarzy.
Legia wygrałaby ten mecz do zera, ale zapomniała o kilku istotnych kwestiach. Po pierwsze – w starciu z Górnikiem Zabrze nie można pozwalać, żeby Krzysztof Kubica miał pustą przestrzeń powietrzną. “Air Force Kubica” do dzisiaj strzelił już pięć goli głową w tym sezonie. A jutro obudzi się jako strzelec siedmiu goli głową w tym sezonie. Urocze było to, jak łatwo dochodził do tych sytuacji strzeleckich. My wiemy, że chłopak wysoki skacze, że ma dobry timing, że potrafi solidnie z dyńki przyłożyć. Niemniej legioniści tak łatwo umożliwiali mu dojście do tych wrzutek, że brakowało tylko, by Jędrzejczyk z Wieteską w stylu rugby wynieśli go nieco wyżej do frunącej piłki.
Druga rzecz, której nie wolno robić w meczach z Górnikiem, to nie można zostawiać Lukasa Podolskiego przed bramką bez mocniejszego pressingu. To elementarz. Nie dotykaj gorącej patelni, nie wlewaj wody do kwasu, nie przechodź na czerwonym, nie zostawiaj samego Podolskiego na skraju pola karnego. A jak zostawisz, to kończy się tak, że ten dokłada lewą nogą i jest bramka.
Legia Warszawa – Górnik Zabrze 5:3. Legia utrzymana
No przedziwny był to mecz. Legia wygrała zasłużenie, bo Górnik poza golami za wiele sobie nie wykreował, choć obrona gospodarzy też chciała dorównać swoim vis-a-vis po strony zabrzan. Natomiast kilku gości warto dziś pochwalić. Josue był fantastyczny i to już jest kolejny, kolejny, kolejny mecz, w którym nabieramy przeświadczenia, że wokół tego faceta Legia musi budować zespół na kolejny sezon. Zaskakująco dobry w ofensywie był Slisz – gol i kluczowe podanie to jedno, ale on dzisiaj próbował rzeczy, których na co dzień nie próbuje. Sokołowski – dwa gole. Wszołek – znów pokazał, że jeśli Union go nie będzie chciał, to Legia powinna zrobić wszystko, by do niej wrócił. Nawet Johansson dzisiaj dawał radę.
Legioniści zapewnili sobie dziś utrzymanie. Koniec gadki o tym, że “są jeszcze matematyczne szanse” czy “jest jeszcze 0,5% szans na spadek”. Czas solidnie przysiąść do planów na kolejny rok przy Ł3.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE: