Reklama

O losach „Człowieczka” w Marsylii

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

28 kwietnia 2022, 11:24 • 11 min czytania 12 komentarzy

W ostatnich dziesięciu latach tylko dwa razy kończyli sezon na pudle. Ostatnie mistrzostwo zdobyli w 2010 roku. Od tego czasu zaliczyli mnóstwo wzlotów i upadków, ale jak mawiają – w Marsylii nawet, by przegrać, trzeba umieć walczyć. Miasto wyróżnia się swoją urodą na tle pozostałych i nietrudno się w nim zakochać. Ma też ciemną stronę. Są uliczki, gdzie w najlepszym przypadku zobaczysz osobnika, który zbiera opłatę za białe kruszywo lub suszone rośliny. W tej różnorodności i świecie kontrastów sercem pozostaje klub Olympique, który działa na wyobraźnię kibiców europejskiego futbolu, ale posiada wiele blizn.

O losach „Człowieczka” w Marsylii

Sukcesy, afery korupcyjne i obyczajowe taka jest historia tego klubu, który od zawsze robił wszystko, co mógł, by nie być przeźroczystym. Kiedyś Fabien Barthez powiedział, że w mieście i klubie takim jak ten wystarczy spędzić rok, a jest się naznaczonym na całe życie. Sprawdźmy więc, czego w nieco ponad rok dokonał Jorge Sampaoli i do jakiego stanu doprowadził.

Ten, który prowadził Chile i wyłożył się na Argentynie

Mawiają na niego Hombrecito, czyli Człowieczek ze względu na zaniżanie średniej wzrostu w społeczeństwie. Ma już swoje lata i specyficzny sposób bycia. Kolejny trener, który mówi, że Marcelo Bielsa jest jego idolem, ale ma z nim niewiele wspólnego, poza tym, że podczas porannych przebieżek wsłuchiwał się w jego konferencje.

Olympique Marsylia wygra w Rotterdamie? Kurs 3.30 w Fuksiarz.pl

Zawsze doceniał trenerów z dwóch różnych światów. Tych ofensywnych i skrajnie defensywnych. Od początku chciał połączyć te style i nie zawsze wychodził na tym dobrze.

Reklama

– Bo w piłce nożnej, jak w boksie, nie chodzi o to by z rywalem przeboksować 12 rund i minimalnie wygrać na punkty. Od pierwszego gongu trzeba dążyć do nokautu, non stop zadawać ciosy, atakować, wywoływać strach, zmuszać do defensywy. I jak najszybciej posłać na deski – definiuje swoją wizję gry.

Jedno jest pewne – zawsze mówił dużo i jeszcze więcej obiecywał. Gorzej, że w wielu przypadkach jego słowa nie znajdowały pokrycia w rzeczywistości, choć ambicji mu nigdy nie brakowało.

Przed objęciem OM, na Starym Kontynencie pracował tylko przez jeden sezon. W Sevilli przejął stery po Unaiu Emerym, dużo rotował, nieźle punktował, ale Sevilla odpadła w kuriozalnych okolicznościach z Ligi Mistrzów i czar prysł. Gdy sezon się kończył i wiedział, że klub z Andaluzji opuści Monchi, postanowił przyjąć ofertę prowadzenia reprezentacji Argentyny.

W reprezentacji mu nie poszło. Zawiódł na całej linii. Uzależnił zespół jeszcze bardziej od Leo Messiego, podejmował nieracjonalne decyzje personalne, stracił kontrolę nad zespołem i doprowadził do argentyńskiej tragedii. Przyszedł jako zbawca, odszedł jako nieudacznik.

Później pracował jeszcze w dwóch brazylijskich klubach – Santosie i Atletico Mineiro – ale skusiła go wizja ponownej pracy w Europie.

Reklama

Co zastał w Marsylii?

Les Phoceens na początku 2021 roku przechodzili głęboki kryzys. Do pewnego momentu zespół jeszcze wtedy prowadzony przez Andre Villasa-Boas radził sobie dobrze, W grudniu 2020 coś się zaczęło psuć, a potem domek z kart zaczął się przewracać. Pod koniec swojej kadencji Andre-Villas Boas bawił się w różne dziwne gierki. Na przykład po jednej z porażek straszył piłkarzy złożeniem dymisji. Tego typu zagrywki prowadzą donikąd i ten sposób AVB zaprowadził się w kozi róg.

Rzucało się w oczy, że relacja z piłkarzami i osobami zarządzającymi klubem zaczyna się wypalać. Portugalczykowi kończył się kontrakt w czerwcu 2021, ale nie dotrwał do końca. Wulkan powoli zaczynał się budzić. Wybuch był kwestią czasu. Na początku lutego wściekł się, że pomimo braku jego zgody sprowadzono Oliviera Ntchama. Skrytykował tę decyzję i podał się do dymisji, ale zamiast tego został po prostu zwolniony.

Na moment zastąpił go kierownik drużyn młodzieżowych W okresie bezkrólewia, bo tak trzeba traktować epizod pracy Nassera Largueta, Marsylia odpadła z Pucharu Francji z czwartoligowcem. W lidze wygrała raz, cztery mecze zremisował i dwa przerżnęła. Wówczas przestano już myśleć o tym, że sezon może zakończyć się powodzeniem. Potrzebny był strażak.

Do końca sezonu pozostało jedenaście spotkań, gdy do klubu trafił Jorge Sampaoli. Pablo Longoria podjął pewne ryzyko, ale uznał, że gra jest warta świeczki. Nowy trener w końcówce rozgrywek 20/21 wygrał sześć spotkań, trzy zremisował i dwa przegrał. Bez szału, ale coś drgnęło. W ten sposób Marsylia zajęła piąte miejsce na koniec sezonu, które dało tej drużynie możliwość udziału w Lidze Europy 2021/22.

Wyburzanie ścian i stawianie nowych

Drużyna wymagała wielu wzmocnień i Pablo Longoria potraktował tę kwestię bardzo poważnie. Jeden autobus piłkarzy przyjechał na Stade Velodrome, drugi odjechał. Na stałe sprowadzono Gersona, Leonardo Balerdiego, Pola Lirolę, Luana Peresa, Konrada de la Fuente i do tego wypożyczono Pau Lopeza, Cengiza Undera, Matteo Guendouziego, Williama Salibę, Amine Harrita. Jednym tchem ciężko wymienić tyle nazwisk, ale możecie spróbować.

Równie ochoczo pozbywano się piłkarzy. Nie dało się zatrzymać Floriana Thauvina. Sprzedano Maxime Lopeza, Hirokiego Sakai, Nemanję Radonjicia. Do tego powypychano wypalonych graczy takich jak Dario Benedetto, Valere Germain i Kevin Strootman.

Nie trzeba być szczególnie bystrym, by dostrzec, że przebudowa zespołu była potężna. Pojawiały się wątpliwości, czy da się przejść przez taką rewolucję kadrową bezboleśnie. Sampaoli miał do ułożenia trudną układankę. Przypominało to puzzle 10 tysięcy elementów z obrazkiem pod tytułem „Kopalnia nocą”.

Co ciekawe, w tym zamieszaniu dobrze odnalazł się 62-letni szkoleniowiec. Jego zespół nawet przez moment nie spadł poniżej piątej pozycji w lidze. Oczywiście, przydarzały się tej ekipie wpadki, słabsze mecze, ale to było wliczone w cenę. Co ciekawe, Marsylia lepiej punktuje na wyjazdach, niż na swoim stadionie. Mało tego, lepiej niż reszta drużyna Ligue 1.

Tabela wyjazdowa Ligue 1:

  • OM – 36 pkt,
  • PSG – 31 pkt,
  • OGC Nice – 26 pkt,
  • AS Monaco – 25 pkt,
  • LOSC Lille – 23 pkt.

Ciężko powiedzieć, z czego to wynika, ale tak w istocie jest. Być może z tego, że drużyna argentyńskiego trenera ma bardzo kompaktowe ustawienie, ale w takim razie powinno też podobnie działać w meczach domowych. Poszczególne formacje grają bardzo blisko siebie, występuje spora wymienność pozycji i jak OM ma swój dzień, to ręce same składają się do braw.

Do tego należy dodać fakt, że nie ma w tej drużynie świętych krów. Praktycznie każdy musi zdawać sobie sprawę, że może stracić miejsce w składzie. Poza nawias w tej kwestii trzeba wziąć Payeta, Guendouziego i Salibę. W tym momencie zespół Sampaoliego zmierza po wicemistrzostwo Francji.

Pozostały cztery kolejki do końca, a przewaga nad trzecim Rennes i czwartym Monaco wynosi sześć punktów. OM zagra jeszcze z Olympique Lyon, Lorient, Rennes i Strasbourgiem. Raczej już podium nie wypuści z rąk, a to oznacza powrót do Ligi Mistrzów po roku przerwy.

Europejskie puchary

O ile w lidze Marsylia od początku dawała radę, o tyle Ligę Europy może zapisać sobie po stronie porażek. W fazie grupowej francuski zespół zremisował cztery spotkania, jedno przegrał i jedno zremisował. To wystarczyło tylko do zajęcia trzeciego miejsca w grupie tuż za Lazio i Galatasaray, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Spadochroniarze z Ligi Europy dobrze radzą sobie w Lidze Konferencji.

Zostawili już w pokonanym polu Karabach, FC Basel, PAOK Saloniki i dziś rozegrają pierwszy mecz półfinałowy. Rywalem będzie Feyenoord Rotterdam. Pokusa zasilenia klubowej gabloty jest duża. Krajowe mistrzostwo zapewniło sobie PSG, Pucharu Francji OM też już nie zdobędzie, bo zakończyło swoją przygodę na etapie ćwierćfinału. Dlatego LK jest tak ważna.

W historii raz wygrali Ligę Mistrzów (1993), trzykrotnie Puchar Intertoto (1971, 2005 i 2006), ale wypadałoby sobie odświeżyć uczucie wygrania międzynarodowych rozgrywek. W 2018 byli bliscy zdobycia Ligi Europy, jednak w finale lepsze okazało się Atletico Madryt.

W tym momencie moglibyśmy rozłożyć zespół na czynnik pierwsze w tradycyjny sposób, ale skupmy się na jednostkach, które odgrywają największą rolę.

Pau Lopez

Hiszpan od zawsze miał jeden mankament. Słabo grał nogami, co brzmi dość groteskowo w przypadku bramkarza pochodzącego właśnie z tego kraju. Jego kariera długo nabierała tempa. Dopiero transfer do Realu Betis sprawił, że wyszedł z cienia i zaczęto częściej o nim mówić. Po dobrym sezonie 2018/19 postanowił zmienić otoczenie. Spróbował swoich sił w Romie i się na tym przejechał. W stolicy Włoch przyciągał nieszczęścia, popełniał mnóstwo błędów i na dobrą sprawę przestał być traktowany poważnie. Latem rękę do tego bramkarza wyciągnął klub z Marsylii.

We Francji spisuje się bez porównania lepiej. Rzadko się myli, daje dużą pewność obrońcom i poprawił grę nogami. U Hombrecito to ważne. Kiedy ten trener prowadził Sevillę, bardzo rzadko pozwalał bramkarzom na typowe treningi bramkarskie. Musieli uczestniczyć w zajęciach przeznaczonych dla piłkarzy z pola. Być może nadal to praktykuje i dlatego właśnie Hiszpan poczynił postępy.

Lopez w tym sezonie zachował dziesięć czystych kont, ale nie to jest najważniejsze. Przede wszystkim broni jak z nut w decydujących momentach. Interwencje nieoczywiste stały się jego wielkim atutem. Na ten moment jest tylko wypożyczony do francuskiego klubu, ale OM skorzysta z opcji wykupu za 12 milionów euro. W końcu znaleźli bramkarza na lata i Hiszpan znalazł dla siebie idealne miejsce.

William Saliba

Jest jeden problem z tym zawodnikiem, ale tylko jeden. Przebywa na wypożyczeniu z Arsenalu i nic nie wskazuje na to, by OM było w stanie go wykupić, choć sam zawodnik chętnie osiadłby na stałe na Stade Velodrome. Ewentualna cena byłaby zaporowa i odbiegałaby od możliwości finansowych tego klubu.

Mówimy o wyjątkowym piłkarzu, który przez ostatnie dwa lata niezwykle dojrzał. Dziś można śmiało powiedzieć, że jest topowym obrońcą w Ligue 1. Wysoki, silny, elegancki, szybki, dobrze przewiduje zagrania rywali i z dobrym wyprowadzeniem piłki. Już teraz otrzymuje powołania do pierwszej reprezentacji Francji, a konkurencja w drużynie aktualnych mistrzów świata jest przecież olbrzymia.

W klubie gra wszystko od dechy do dechy. Zdrowie mu dopisuje i zaraża pewnością siebie. Dzięki niemu dobrze wygląda cały blok obronny. Obserwujcie tego zawodnika, bo naprawdę warto.

Matteo Guendouzi

Podobnie jak Saliba jest wypożyczony z Arsenalu i analogicznie spisuje się doskonale. Jednak w jego przypadku już uzgodniono transfer definitywny. Guendouzi to mózg drużyny. Przez niego musi przejść każde podanie. Jest piłkarzem bardzo wszechstronnym, który może zagrać na kilku pozycjach. Urodzony lider i gość, który powalczy, pobiega, a jak trzeba, wypieści asystę.

W Marsylii odżył po odstrzeleniu w Arsenalu i niepowodzeniach w Herthcie, gdzie nie miał za bardzo z kim grać i strasznie się męczył. W tym sezonie ma już trzy bramki i osiem asyst w samej lidze. Francuz jest świetny w ostatniej tercji boiska. Tam potrafi doskonale przyspieszyć grę. Nie dziwi, że ma najwięcej podań w ostatnią tercję boiska spośród wszystkich piłkarzy Ligue 1. Często mówi się, że zawodnik ma dobry przegląd pola, ale Guendouzi potrafi z niego zrobić użytek, co nie jest wcale takie łatwe.

Jego dobre występy odbiły się szerokim echem i sprawiły, że znów otworzyły się przed nim drzwi, które na moment wydawały się zamknięte na cztery spusty. Ostatnio wrócił do reprezentacji Francji i jego szanse na udział w mundialu rosną z tygodnia na tydzień.

Dimitri Payet

To jeden z tych piłkarzy, który swoimi zagraniami sprawia, że używane są te wszystkie tanie frazy typu „kocik”. Wy, którzy piszecie o nim w ten sposób, zapamiętajcie jedno. Nie jest to żaden kocik, jeśli już to „pan kot”. Francuz rozgrywa sezon życia. Miewał trudne chwile zważywszy na przedmioty, które leciały w jego kierunku podczas ligowych spotkań, ale i tak Payet nie schodził poniżej pewnego poziomu.

Dla takich zawodników przychodzi się na stadiony i kupuje abonament na oglądanie meczów. Absolutnie genialny i powtarzalny w pozytywnym tego słowa znaczeniu piłkarz. Payet momentami gra tak, że po każdej jego akcji można pisać osobny tweet.

W lidze zdobył już 12 bramek i zaliczył 10 asyst, ale te liczby nie oddają w pełni jego możliwości. Rozpieszcza swoich fanów przerzutami na kilkadziesiąt metrów, podaniami zewniakiem i innymi ozdobnikami, które przeznaczone są dla najlepszych.

Już niedługo skończy 35-lat, ale jest jak wino. Każdemu życzymy, by tak pięknie był doświadczany przez wiek jak Dimitri Payet.

Arkadiusz Milik

Nie zapominajmy o naszym rodaku. Arkadiusz Milik był witany przez fanów OM z dużym entuzjazmem, ale i nie z mniejszymi oczekiwaniami. Andre Villas-Boas od dłuższego czasu domagał się snajpera, więc gdy wreszcie go dostał, wszyscy odetchnęli z ulgą. Pablo Longoria miał poczucie dobrze wykonanej pracy. Milik musiał tylko szybko zacząć strzelać. Jego poprzednicy – Valere Germain i Dario Benedetto – grali dobry mecz raz na kilka tygodni. Wypaść korzystnie na ich tle nie było dużą sztuką.

Milik szybko pokazał, że jest w stanie grać na bardzo wysokim poziomie, ale problem stanowiły urazy i… brak zaufania obecnego szkoleniowca, który często wbrew logice z niego rezygnował. Polak jednak nie daje powodów, by stawiano na innych zawodników. We Francji mówiło się głośno o tym, że po sezonie odejdzie, albo napastnik, albo trener. W sytuacji, w której klub prawdopodobnie zdobędzie wicemistrzostwo kraju i ma nadal szansę na wygranie LK, to ciężko sobie wyobrazić, by postawiono wyżej dobro Milika, niż dobro zespołu. Z pewnością nie powinno zabraknąć ciekawych ofert za naszego rodaka. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach zdobył 20 bramek.

CZYTAJ WIĘCEJ O EUROPEJSKIM FUTBOLU:

fot. NewsPix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Francja

Komentarze

12 komentarzy

Loading...