Rok temu Jastrzębski Węgiel po dwóch meczach półfinałowych PlusLigi znalazł się już w finale. ZAKSA za to – która była pewna gry w meczu o tytuł, ale… Ligi Mistrzów – czekała na trzecie spotkanie. W tym sezonie jest dokładnie tak samo. Ekipa ze Śląska, broniąca zresztą mistrzostwa, może więc po dzisiejszych meczach rozsiąść się w fotelach i spokojnie poczekać na swojego rywala.
Tym razem zgodnie z planem
Facundo Conte, jeden z liderów Aluronu CMC Warty Zawiercie zapewniał przed dzisiejszym spotkaniem, że jego ekipa będzie walczyć z całych sił. Zresztą gdyby zapytać kogokolwiek z z tego zespołu, zapewne odpowiedziałby tak samo. Gospodarze meczu stali przecież przed szansą na historyczny sukces – nigdy wcześniej nie grali w finale PlusLigi, ich najlepszy wynik to czwarta lokata sprzed kilku lat.
A że są w stanie rywalizować na poziomie ZAKSY – pokazali już w poprzednim spotkaniu. W Kędzierzynie-Koźlu wygrali w czterech setach, mimo że w pierwszym okazali się gorsi. U siebie chcieli taki wynik powtórzyć, choć do awansu wystarczyłoby im nawet zwycięstwo 3:2. Okazało się jednak, że kędzierzynianie odzyskali już formę. I pokazali to w Zawierciu.
Może pomógł im fakt, że swojego meczu nie miał dziś wspomniany Conte – MVP poprzedniego spotkania, jedna z głównych armat Warty. Zaliczył sporo błędów, rywale często łapali go blokiem. Po prostu mu nie szło. A gdy wyłącza się z gry takiego gościa, to jego zespół od razu traci rezon. Po gospodarzach było to widać, momentami kompletnie nie dawali sobie rady z rywalami. A ci tylko się tym nakręcali. I choć Uroš Kovačević robił, co mógł, to w pojedynkę nie był w stanie dorównać zawodnikom ZAKSY.
Pierwszego seta kędzierzynianie zgarnęli więc szybko. Gospodarze załamywać się jednak nie mogli – w końcu tak samo było w poprzednim spotkaniu. Dziś jednak podobnej reakcji zabrakło. Nie dziwi to jednak, bo goście na wszystko mieli odpowiedź. Gdy gospodarze starali się uruchomić Conte czy Konarskiego, to ci byli niezmiennie łapani blokiem. Z kolei po drugiej stronie genialnie rozgrywał – wybrany zresztą MVP – Marcin Janusz. I właściwie każdy zawodnik po jego stronie siatki z tego korzystał.
W 2010 ROKU NIE ISTNIELI, TERAZ WALCZĄ O MEDALE PLUSLIGI. HISTORIA WARTY ZAWIERCIE
Tak to zresztą wyglądało przez całe trzy sety. Nie pomogły gospodarzom próby odmiany losu przez Igora Kolakovicia, który na początku trzeciej partii wprowadził na rozegranie Maximiliano Cavanna. Właściwie tylko krótkimi momentami to Aluron prowadził – w trzeciej partii ostatni raz przy stanie 7:6. Gdy jednak ZAKSA łapała swój rytm, jasnym było, która ekipa jest lepsza. A że gospodarze sami sobie nie pomogli – bo liczba błędów po ich stronie rosła wręcz lawinowo – to skończyło się, jak skończyć się musiało.
3:0 dla ZAKSY. Warta wciąż ma jednak szansę na historyczny sukces – musi „tylko” po raz drugi wygrać w Kędzierzynie-Koźlu. Tam jednak gospodarze powalczą o szósty z rzędu finał PlusLigi. I to oni będą zdecydowanymi faworytami.
Na pewniaka
O ile w pierwszym meczu – mimo że 3:0 wygrała ekipa ze Śląska – momentami oba zespoły grały na równym poziomie, o tyle dziś dominowała tylko jedna z nich. I nie byli to gospodarze, choć ich kibice wierzyli w odwrócenie losów tej konfrontacji.
Biorąc jednak pod uwagę, że jastrzębianie wygrali do 22, 18 i 20 – wyszło na to, że nie mieli ku temu zbyt wielu postaw.
Jastrzębski w play-offach zaprezentował w tym roku dwie twarze. Pierwsza to ta z przegranego meczu z Treflem Gdańsk, po którym niespodziewanie pracę stracił Andrea Gardini, trener ekipy, a jego obowiązki przejął Nicola Giolito. Efekt? Cztery kolejne wygrane – dwie z gdańszczanami, dwie ze Skrą. I gra taka, jak przystało na mistrzów Polski, którzy chcą obronić wywalczony przed rokiem tytuł. I o ile w 2021 była to sensacja – bo wszyscy stawiali na ZAKSĘ – tak w tym sezonie będzie to już potwierdzenie faktu, że Jastrzębski staje się potęgą polskiej siatkówki.
Inna sprawa, że o wiele łatwiej gra się swoje mecze, gdy w ekipie pojawia się ktoś taki, jak dzisiejszy Tomasz Fornal, który zagrał być może jedno z najlepszych spotkań w swoim życiu. Zdobył piętnaście punktów, z czego trzy asami, miał 53 procent skuteczności przyjęcia. Po prostu był absolutnym mistrzem w swoim fachu, od pierwszego do ostatniego punktu. I pomógł gościom w tym, by Skrę ograli łatwo, bez historii. W dwumeczu zresztą nie stracili nawet seta.
WYWIAD Z TOMASZEM FORNALEM
Tak wygrywają najlepsi. I ci najlepsi mogą teraz spokojnie czekać na sobotę – to wtedy ZAKSA i Warta rozegrają trzecie spotkanie w swoim półfinale, a jego zwycięzca zmierzy się z Jastrzębskim Węglem w meczach o tytuł. Niemalże jak rok temu – bo wtedy ekipa ze Śląska też czekała na rywala, a w drugim półfinale ZAKSA wygrywała 2:1.
I ostatecznie to Jastrzębski został mistrzem.
Aluron CMC Warta Zawiercie – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 0:3 (20:25, 21:25, 21:25)
Skra Bełchatów – Jastrzębski Węgiel 0:3 (22:25, 18:25, 20:25)