Aluron CMC Warta Zawiercie nie kojarzy się w Polsce jako siatkarska potęga. Bardziej zorientowani kibice wiedzą jednak, że mówimy o zespole, który parę lat temu zawitał do najlepszej czwórki PlusLigi. I który w ubiegłe lato dokonał rewolucji w składzie, sprowadzając gwiazdy światowej siatkówki. Niewykluczone, że młody klub, który w 2011 roku… został reaktywowany, w najbliższych tygodniach powalczy o medal mistrzostw kraju.
Paru kozaków z zagranicy, paru solidnych ligowców, którzy jednak nie stanowili w ostatnim czasie o sile polskiej reprezentacji – to mieszanka, którą stworzyły władze Warty w letnim okienku transferowym. Głośne wzmocnienia miały pozwolić drużynie, która jeszcze w sezonie 2020/2021 zajmowała ósme miejsce w lidze, dołączyć (czy też wrócić) do czołówki PlusLigi. I ten plan faktycznie się powiódł.
Mało kto jednak spodziewał się, że na początku fazy play-off „Jurajscy Rycerze” będą radzić sobie lepiej niż PGE Skra Bełchatów (niespodziewanie przegrała u siebie z Olsztynem), Jastrzębski Węgiel (porażka na własnym parkiecie z Treflem Gdańsk, który rzutem na taśmę awansował do playoffów), Projekt Warszawa (ekipa ze stolicy w ogóle w tej fazie rozgrywek się nie zameldowała) czy Asseco Resovia Rzeszów, z która prowadzą 1:0 w serii do dwóch wygranych.
Jak to się zatem stało, że ten zespół rozgościł się wśród siatkarskich gigantów?
Skromne początki
Historia siatkówki w Zawierciu sięga na dobrą sprawę jeszcze lat siedemdziesiątych. Był rok 1972 i w skład Warty wchodzili… uczniowie miejscowego liceum. Musiało minąć sporo czasu, zanim drużynie udało się pokonać parę szczebli. Po upływie dokładnie dwudziestu lat zawierciański klub awansował do II ligi (pokonując w decydujących meczach Gwardię Szczytno, Stoczniowiec Gdańsk oraz Okocimski Brzesko).
Ale niestety szybko, na skutek wycofania się głównego sponsora, dopadły go problemy finansowe. Warcie udało się jeszcze kilka sezonów utrzymać na powierzchni, ale w 1997 roku doszło do jej rozwiązania. Projekt, który dopiero co zaczął nabierać rozpędu, legł w gruzach. I trzeba było czekać kolejne kilkanaście lat, aby został znowu wcielony w życie.
W 2011 roku kroki ku przywróceniu siatkówki w Zawierciu podjął bowiem prezes firmy Aluron, Kryspin Baran. – To była oddolna inicjatywa, nie marzenie jednej osoby, czy nakaz samorządowy. Zarażeni siatkówką założyli stowarzyszenie w celu zorganizowania amatorskich gier dla 30-40 latków w mieście. Potem pojawiła się inicjatywa wystawienia zespołu na najniższym szczeblu rozgrywkowym – była to IV liga – tłumaczył na łamach TVP Sport.
Choć ambicje na początku nie należy do specjalnie wysokich, zawiercianie szybko zaczęli piąć się w górę siatkarskich rozgrywek w Polsce. W 2013 roku grali już w II lidze. W 2014 roku znaleźli się na zapleczu „ekstraklasy”. A potem potrzebowali jeszcze trzech sezonów, żeby dołączyć do polskiej elity.
To wszystko nie było dziełem przypadku. Choć tuż po reaktywacji barwy Warty bronili amatorzy, już na poziomie III ligi zaczęli do niej dołączać profesjonalni gracze. A potem ekipie z Zawiercia udało się stworzyć zespół, który w barażowej serii do trzech wygranych ograł AZS Częstochowa i zdobył w 2017 roku przepustkę do PlusLigi. Z tym zresztą wiąże się ciekawa historia.
Otóż przed decydującą rywalizacją na odważną wypowiedź zdecydował się Rafał Szymura, obecnie gracz Jastrzębskiego Węgla, wtedy występujący w AZS-ie. Mówił, że jego drużynę czekają „trzy szybkie mecze i wakacje”. No i cóż – przeliczył się. Co wykorzystali kibice Warty – krzyczący z trybun „gdzie te wakacje, Szymura, gdzie te wakacje?”.
Miłośnicy klubu z Zawiercia kreatywni byli nie tylko wtedy, ale są do teraz. Podczas niedawnego meczu z Resovią starali się rozkojarzyć Macieja Muzaja. Gdy ten znajdował się w polu zagrywki, kibice… czytali gazetę. W ten sam sposób działali na nerwy Thibaultowi Rossard, kiedy Francuz był zawodnikiem Resovii. Oczywiście, przeglądanie gazety ma sugerować, ze serwis siatkarza jest nudny. I lepiej zająć się podczas niego czymś innym.
Pomysły kibicom Warty docenia zapewne Uros Kovacević, który jeszcze przed pierwszym meczem w barwach zespołu, nazwał ich „najlepszymi na świecie”. To miał być jeden z czynników, który przyciągnął Serba do Polski. Ale nie jedyny.
Człowiek renesansu z Serbii
Choć wielkich transferów w PlusLidze było w ostatnim roku sporo (Aleksandar Atanasijević w Skrze czy Sam Deroo w Resovii), prawdopodobnie żaden nie umywał się do tego, co zrobiła Warta. Sprowadzenie 28-letniego MVP mistrzostw Europy było prawdziwym majstersztykiem, który jednak nie byłby możliwy bez postaci trenera Warty Igora Kolakovica. Bałkański duet wiąże bowiem wspólna przeszłość – to właśnie pod okiem czarnogórskiego szkoleniowca nastoletni Uros debiutował na seniorskim poziomie.
Kolaković nazywał swojego podopiecznego artystą, zapewniał, że to nie jest zwykły zawodnik. Co Serb na polskich parkietach zaczął udowadniać bardzo szybko. Zanim to jednak nastąpiło – Wartę wzmacniali coraz to nowi siatkarze. Transferem podobnego kalibru był powrót do Polski (przez kilka lat grał w Skrze) Facundo Conte. Rozegranie wzmocnił Portugalczyk Miguel Taveres, atak Dawid Konarski (po nieudanej przygodzie w Czarnych Radom), a środek Michał Szalacha oraz Miłosz Zniszczoł.
Generalnie – doszło do totalnego przemeblowania. Gdybyśmy mówili o Asseco Resovii Rzeszów, kibice pewnie krytykowali włodarzy klubu, że taki sposób budowania zespołu nie ma prawa wypalić. Ale w przypadku Warty wypalił. „Jurajscy Rycerze” osiągnęli czwarty bilans w niedawno zakończonej fazie zasadniczej – wygrali siedemnaście spotkań, przegrali dziewięć. Lepiej poradziły sobie tylko ZAKSA, Jastrzębie oraz Skra. Warto jednak zaznaczyć, że prawdopodobnie żaden zespół w PlusLidze nie miał takich problemów ze zdrowiem jak Warta.
W pewnym momencie sezonu doszło do tego, że klub został… bez sprawnego rozgrywającego. Miguel Tavares miał problem z nerkami, wypadł z gry na niemal dwa miesiące. A rezerwowy Maximiliano Cavanna nawet nie zdążył się przyzwyczaić do nowej roli, bo niedługo potem doznał urazu łydki. Jak pech, to pech.
W tej sytuacji na rozegraniu pojawiał się… Kovacević. Serb imponował w tym sezonie formą, jeśli chodzi o atak (w pewnym momencie był najlepszym punktującym PlusLigi, ostatecznie więcej oczek zdobyło tylko czterech siatkarzy), ale jako „wystawiacz” też się sprawdził. Osłabiona Warta wygrała pod koniec stycznia z Cuprum Lubin w pięciu setach, a Uros otrzymał nagrodę MVP spotkania!
To było coś niespotykanego. Dyrektor sportowy ekipy z Zawiercia (posiadanie takiej osoby w klubie nie jest oczywiste, patrząc na inne zespoły w PlusLidze) Oskar Kaczmarczyk przyznał w programie „Siat-Mat” w Kanale Sportowym, że w obliczu wspomnianych kontuzji zdarzyło mu się nawet… wykręcić numer do Pawła Zagumnego. Co ciekawe, 44-letnia legenda polskiej siatkówki nie była specjalnie zaskoczona otrzymaną propozycję – bo wobec paraliżującego rozgrywki koronawirusa miał już oferty, aby na chwilę wrócić na ligowe parkiety.
Ostatecznie do Warty trafił polski rozgrywający Krzysztof Bieńkowski (nie wystąpił jednak w żadnym spotkaniu), a Tavares i Cavanna w końcu wyzdrowieli. Wyczyny Kovacevicia przejdą jednak do historii polskiej siatkówki klubowej.
– Czapki z głowy przed facetem, bo świetnie wywiązywał się z roli rozgrywającego – mówi nam Ireneusz Kłos, 337-krotny reprezentant Polski. – Czy jest najlepszym obcokrajowcem w lidze? Nie wiem, bo wyróżniłbym jeszcze Torey DeFalco z Olsztyna. To też kapitalny siatkarz, który może przeważać losy meczów. Razem z Karolem Butrynem tworzą świetny duet w ataku. Tak więc postawiłbym go obok Kovacevicia.
Znowu TOP4, a może jeszcze lepiej?
Aluron CMC Warta Zawiercie musi zrobić jeszcze jeden krok, aby awansować do półfinałów PlusLigi. W środę ograła w czterech setach Resovię, ale dzisiaj rywalizacja będzie miała miejsce już na terenie rzeszowian. O komentarz co do najciekawszej ćwierćfinałowej pary w polskiej ekstraklasie ponownie poprosiliśmy Ireneusza Kłosa:
– Na papierze to wyrównane drużyny, bo Resovia jak co roku się wzmocniła. Ale nie zawsze przejawia się to na parkiecie. Są momenty, kiedy ich gra wygląda fajnie, jednak w końcu coś się zacina. Mimo tego wydaje mi się, że rzeszowianie nie stoją na przegranej pozycji. Mecz w Zawierciu był na naprawdę wysokim poziomie. To nie tak, że Resovia grała słabo. W kolejnych meczu, a może meczach, mogą zatem decydować detale.
Były selekcjoner reprezentacji Polski kobiet zwrócił też uwagę na podobieństwo między Wartą a Resovią. Dla obu tych drużyn porażka w ćwierćfinałach PlusLigi będzie katastrofą. – Mają podobną sytuację. Wyłożyły spore pieniądze, poczyniły niesamowite wzmocnienia. Na pewno Warta chciałby przynajmniej zdobyć medal. Może mistrzostwo nie jest w ich zasięgu, ale podium już tak. O Resovii można powiedzieć to samo.
Stawka jest wysoka. Jeśli Warta awansuje jednak do półfinału PlusLigi, spotka się tam z Grupą Azoty ZAKSĄ Kędzierzyn Koźle. No i cóż, nie oszukujmy się – pokonanie drużyny Gheorghe’a Cretu to wyzwanie, z którym mogą nie poradzić sobie nie tylko „Jurajscy Rycerze”, ale jakakolwiek drużyna na świecie. Kędzierzynianie w najważniejszym momencie sezonu złapali bowiem genialną formę, co pokazały ich ostatnie mecze z Jastrzębskim Węglem, czy nawet pierwsze spotkanie ćwierćfinałowe z GKS-em Katowice (szybkie trzy do zera).
Porażka w półfinale nie będzie jednak oznaczała dla zawiercian straconych marzeń. Bo pozostanie jeszcze mecz o trzecie miejsce. A ten będzie decydował nie tylko o brązowym medalu, ale i wywalczeniu przepustki do siatkarskiej Ligi Mistrzów. Oczywiście mówimy o etapie, do którego Warcie daleko. Ale wraz z wygraniem pierwszego meczu z Resovią pewne cele są już trochę bliżej.
Zmiany, zmiany, ale i stabilizacja
Warta może też powtórzyć wynik z 2019 roku. Wówczas zajęła czwarte miejsce w lidze, przegrywając mecze o brąz z Jastrzębskim Węglem. Niewiele brakowało jednak, żeby „Jurajscy Rycerze”… zameldowali się w finale PlusLigi. W 1/2 trafili bowiem na ZAKSĘ, którą pokonali w pierwszym meczu. W drugim natomiast wygrywali już 2:0 w setach. Zespołowi, którego barwy reprezentowali wówczas m.in. Michał Masny, Olieg Achrem, Grzegorz Bociek czy Kamil Semeniuk (!), brakowało zatem jednej zwycięskiej partii, aby sprawić sensację. Ale cóż, kędzierzynianie powstali jak feniks z popiołów. I to oni ostatecznie wywalczyli awans do decydującej rozgrywki.
– Patrząc już na chłodno, myślę, że bliżej nam było do wygrania z ZAKSĄ i gry w finale, niż do zwycięstwa z Jastrzębskim Węglem. Po drugim secie wygranym u nas, gra przeciwników zmieniła się tak bardzo – i taktycznie i personalnie – że sportowo nie było jednak punktu zaczepienia – wspominał Kryspin Baran w TVP Sport.
Nie można zatem powiedzieć, żeby Warta była kopciuszkiem, klubem, który nigdy wcześniej nie liczył się w walce o najwyższe cele. Ale trzeba przyznać, że to, co powstało w Zawierciu, naprawdę robi wrażenie. Niezależnie od tego, jak wynik osiągnie klub w najbliższych tygodniach, jego barw przynajmniej do 2024 roku będzie bronił Kovacevic, który zdążył już przedłużyć kontrakt. Parę przyjmujących będzie tworzył prawdopodobnie nie z Facundo Conte, tylko Bartoszem Kwolkiem, który nieoficjalnie dogadał się już z „Jurajskimi Rycerzami”. To, że reprezentant Polski (będący co prawda w tym sezonie w gorszej formie) widzi większy potencjał w Warcie, niż ekipie ze stolicy Polski, mówi wiele.
Sezon 2021/2022 będzie jednak ostatnim w roli szkoleniowca Warty Igora Kolakovicia. Czarnogórzec podpisał umowę z reprezentacją Serbii i uznał, że nie będzie działał na dwa fronty, łącząc obowiązki kadrowe z klubowymi. Zastąpić ma go Michał Winiarski, który już na pewno opuści po zakończeniu rozgrywek Trefl Gdańsk.
Kłos: – Myślę, że mimo gorszego obecnego sezonu, wykonywał bardzo dobrą robotę w Gdańsku. To taka nagroda: przejmie zespół, w którym nie będzie borykał się z problemami finansowymi, w którym będzie mógł dobierać sobie zawodników. Cieszę się też, że w tak młodym jak na trenera wieku zyskał uznanie w oczach reprezentacji Niemiec. Zobaczymy, jak mu to wszystko wyjdzie. Ale uważam, że warsztat Michała Winiarskiego jest naprawdę solidny. Miał okazję nauczyć się wiele od trenerów, przy których pełnił rolę asystenta, a także wszystkich znakomitych szkoleniowców, jakich spotkał jako zawodnik. A także co ważne – ma naprawdę fajne podejście do zawodników.
Zanim jednak Winiarski pojawi się w Zawierciu i otworzy nowy rozdział – Kovacević i spółka będą chcieli zamknąć obecny. I kto wie, może sprawią, że w rozgrywkach 2022/23 świeżo upieczony selekcjoner reprezentacji Niemiec będzie mógł również sprawdzić się także w roli szkoleniowca w siatkarskiej Lidze Mistrzów?
KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl