Reklama

Mosór: Wpadłem w mentalny dołek. W Piaście odzyskałem pewność siebie

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

23 kwietnia 2022, 10:53 • 11 min czytania 7 komentarzy

Ariel Mosór to jedno z największych odkryć tego sezonu. Przychodził do Piasta Gliwice mając na koncie dwa ekstraklasowe mecze w Legii Warszawa i było wiadomo, że zacznie jako rezerwowy. Niespodziewanie jednak młody obrońca szybko wywalczył sobie miejsce w składzie i dziś jest jednym z tych, od których Waldemar Fornalik zaczyna ustalanie wyjściowej jedenastki. Mosór doczekał się już pierwszego ligowego gola, a przed tygodniem wygrał na Łazienkowskiej z Legią, co musiało mieć dla niego szczególne znaczenie.

Mosór: Wpadłem w mentalny dołek. W Piaście odzyskałem pewność siebie

Co mu pomogło na początku sezonu? Kiedy Ariel Mosór poczuł, że Ekstraklasa go nie przerasta? Ile jeszcze może zaliczyć tak słabych występów jak ten z Termaliką? Czyja opinia była decydująca przy transferze do Piasta? Kiedy przeżywał mentalny kryzys? W jaki sposób podbudowały go wyjazdy do Lipska i Manchesteru? Zapraszamy. 

Nie boisz się, że ktoś cię zaraz uszczypnie i wybudzisz się z tego snu? Ostatnie miesiące to dla ciebie pasmo miłych wydarzeń. 

Fajny okres za mną, a mam nadzieję, że przede mną jeszcze lepszy. Myślę, że ten „sen” zaczął się już po transferze do Piasta. Początki były dość ciężkie, mało grałem, ale gdy wskoczyłem do pierwszego składu, wszystko poszło w dobrym kierunku. Wiadomo, że druga runda w wykonaniu moim i całego zespołu jest postępem, poszliśmy do przodu. Nie przegraliśmy w lidze od dziewięciu kolejek i wierzę, że ta passa będzie trwała do końca sezonu.

Dziewięć meczów bez porażki to jedno, siedem czystych kont w tym czasie to drugie. To efekt jakichś konkretnych działań, które podjęliście?

Reklama

Jesienią często brakowało nam szczęścia. Traciliśmy gole w ostatnich minutach, sporo punktów uciekło. Wiosną dużo nam dało trwałe przejście na ustawienie z trójką stoperów i wahadłowymi. Zmieniliśmy je po porażce z Pogonią Szczecin i od tamtej pory już nikt nas nie pokonał. Gramy bardzo szczelnie, trudno nam coś strzelić. Liczba czystych kont rośnie, ale nadal w każdym tygodniu pracujemy nad grą obronną, bo ciągle są jeszcze jakieś rezerwy. Nie chcemy tracić żadnych goli.

Czujesz się lepiej w ustawieniu z trójką stoperów?

Tak, dużo lepiej nam się teraz gra. Nawet gdy któryś z nas popełni błąd – a każdy czasem popełni – to jest drugi lub nawet trzeci obrońca, który zaasekuruje. Jeżeli zostajemy z tyłu, to praktycznie zawsze mamy przewagę 3 na 2 i można naprawić czyjąś pomyłkę.

Dla was sezon się nie skończył jeśli chodzi o konkretny cel, bo czwarte miejsce pozostaje w zasięgu.

Im wyżej, tym lepiej, wiadomo. Na razie jednak skupiamy się na pojedynczych spotkaniach. Teraz myślimy o Jagiellonii. Jeśli wygramy wszystko do końca sezonu, jest duża szansa, że dogonimy Lechię, która ma jeszcze ciężkie mecze. Ale tak jak mówię, liczy się tylko najbliższy rywal.

Reklama

To, co się teraz dzieje, jest dla ciebie scenariuszem ponad normę? Chyba nawet ty nie zakładałeś, że tak szybko tydzień w tydzień zaczniesz grać po 90 minut w Ekstraklasie.

Gdy przychodziłem do Piasta, liczyliśmy z tatą, że może za pół roku, po zimowym obozie zacznę regularnie występować. Jest tu inny trening, do którego trzeba się przystosować, ale poszło mi to znacznie szybciej, niż zakładałem. Do tego miałem sporo szczęścia w postaci pecha kolegów. We wrześniu na dłużej wypadł Kuba Czerwiński i wtedy wskoczyłem do składu. Zaprezentowałem się tak, że do teraz miejsca nie oddałem, z czego bardzo się cieszę.

Na początku nie miałeś chwil zwątpienia, poczucia, że trafiłeś na zły moment? Pierwsze trzy mecze w pierwszym składzie to trzy porażki, z czego ta trzecia to fatalne dla całego zespołu 2:4 z Cracovią. 

Na pewno przyszło mi grać w trudnym okresie, nie szło nam w lidze. Zastanawiałem się, czy to może ja jestem tą nieszczęśliwą żabą, ale musieliśmy sobie z tym poradzić. Graliśmy bez kapitana, który jest ostoją całej drużyny i to był problem. Kuba Czerwiński do dziś trzyma w ryzach naszą defensywę. Jeżeli go brakuje, bardzo dużo tracimy. W końcu jednak się przełamaliśmy, wygraliśmy z Wisłą Kraków i pomału ruszyliśmy do przodu. No a potem wrócił Kuba i już było łatwiej.

W meczu z Górnikiem Łęczna doznałeś wstrząsu mózgu, a później przytrafił ci się uraz na treningu i wypadłeś na trzy kolejki. Pojawiały się obawy, że wrócisz na ławkę, “było fajnie, ale na razie dziękujemy”?

Były takie myśli, że może znów będę musiał czekać na szansę. Chyba u każdego pojawiałaby się w takiej sytuacji. Wiele dała mi rozmowa z tatą. Powiedział bardzo mądrą rzecz: – Zobacz, ile meczów rozegrałeś. Nie nastawiaj się, że będziesz grał lub nie będziesz. Czy przypuszczałeś, że jesienią uzbierasz tyle meczów po 90 minut? Odpowiedziałem, że nie. No i tata podsumował, żebym za dużo tu nie kalkulował, bo jeżeli grałem dobrze, to nie wypadnę z obiegu. I tak się stało, wróciłem na Lecha, wyszliśmy już wtedy trójką z tyłu. Zaraz potem kontuzji doznał Tomas Huk i znów grałem regularnie. Utrzymałem się na karuzeli.

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś “to jest to, pasuję do tej ligi, nie przerasta mnie ten poziom”?

Wiosną chyba kilka razy pokazałem, że nadaję się do Ekstraklasy i to nie są za wysokie progi. W pierwszej rundzie też miałem udane występy. Debiut od początku z Zagłębiem Lubin zaliczam do udanych, a najlepiej w tamtym okresie wypadłem na Radomiaku. Pokazałem i w defensywie, i w ofensywie, że daję sobie radę na takim poziomie. No i wspomniane 1:0 z Wisłą Kraków po tych trzech z rzędu porażkach. Wtedy po raz pierwszy zagraliśmy trzema stoperami i moim zdaniem też pokazałem się z dobrej strony. Nie miałem łatwego zadania, bo grałem na Yeboaha, ale poradziłem sobie.

Jak na młodego zawodnika, imponujesz stabilizacją formy. Poniżej pewnego poziomu nie schodzisz, nie licząc meczu z Termaliką, który ewidentnie ci nie wyszedł. 

Są takie mecze jak ostatnio, gdy gram super i zbieram pochwały, ale poprzez pracę z psychologiem i różne rozmowy jestem przygotowany, że prędzej czy później nadejdzie drugie takie spotkanie jak z Termaliką. Zakładając, że czekają mnie lata gry w piłkę, takich występów mogę mieć jeszcze z dziesięć czy nawet więcej. Chciałbym, by było ich jak najmniej, ale słaby moment nadejdzie i jestem na to gotowy. Oczywiście nie myślę na zapas, czy zagram słabo, wierzę w swoje umiejętności i mam pozytywne nastawienie.

Prawdopodobnie dobiega końca żywot przepisu o młodzieżowcu, a ciebie chyba za ostatnie miesiące można wskazywać jako jego dużego beneficjenta. Gdyby nie ten wymóg, niekoniecznie tak szybko dostałbyś szansę od Waldemara Fornalika.

To gdybanie. Teraz przepis jest, potem go nie będzie i zobaczymy. Nie wybiegam myślami do przodu, liczy się tylko udany finisz tego sezonu. Ważne też, żeby w ciągu najbliższego miesiąca nie złapać kontuzji, bo zmęczenie się nasila. To dla mnie pierwszy rok w takim wymiarze, z takimi obciążeniami. Do tej pory grałem w III lidze czy juniorach, w których mogłem zaliczyć trzy mecze w ciągu pięciu dni. Tutaj po każdym spotkaniu musisz odpocząć 1-2 dni, żeby dojść do siebie. Kompletnie inny świat.

Co by jednak nie mówić, zawsze jeszcze jakiś stoper na ławce Piasta siedział. Wygrywałeś rywalizację z Miguelem Munozem.

No właśnie, trener Fornalik po kontuzji Kuby Czerwińskiego nie był skazany na mnie.

Co do tych obciążeń, czujesz już, że cały sezon daje się we znaki?

Nie chodzi o zmęczenie, które uniemożliwia mi normalne granie. Nie chcę być źle zrozumiany, bo wiem, jak to bywa, zaraz ktoś wyciągnie jedno zdanie z wywiadu i wyjdzie, że jestem nieprzygotowany. Jak mówiłem, to mój pierwszy pełny sezon w Ekstraklasie, do obciążenia fizycznego dochodzi obciążenie psychiczne. Pod tym względem także mówimy o olbrzymim przeskoku. W III lidze grałem przy stu widzach, a tutaj zawsze gram przed tysiącami kibiców. Do tego w zeszłym sezonie w Legii męczyły mnie kontuzje, nie miałem nawet rytmu treningowego. W tym, doliczając młodzieżówkę, mam już około trzydziestu meczów i to najczęściej w pełnym wymiarze czasowym. Przez to mogę odczuwać trudy sezonu w sensie odpoczynku po spotkaniu. Gramy jednak raz w tygodniu, na tym etapie między meczami wiele czasu poświęcamy regeneracji, więc zawsze jestem gotowy na sto procent.

Jak na stopera, nie jesteś zbyt wysoki, a mimo to wyróżniasz się grą głową i walką w powietrzu. To dar czy jakoś wyjątkowo pracujesz nad tymi elementami?

Po części mam to od zawsze, ale część elementów wypracowałem – najpierw z tatą, a teraz w Piaście. Przez ostatnie pół roku wyraźnie poszedłem do przodu w wielu aspektach fizycznych. Parametry wyskoku mam znacznie lepsze. Często zostaję po treningach i staram się poprawiać niektóre rzeczy. Czasami nawet sam podbijam sobie piłkę i wyskakuję do niej głową. Dzięki temu nie muszę mieć żadnych kompleksów, choć nie jestem kolosem.

Niscy stoperzy jak Fabio Cannavaro stanowią dla ciebie punkt odniesienia?

Cannavaro może nie, nie pamiętam go z boiska. Wzorcem dla mnie jest Sergio Ramos. Ma dokładnie tyle samo wzrostu co ja i nie przeszkodziło mu to latami utrzymywać się na najwyższym poziomie. W pewnym momencie był najlepszym środkowym obrońcą świata. Fajnie byłoby pójść w jego ślady (śmiech).

Często rozmawiasz z ojcem, który wcześniej był też twoim trenerem. Jaki najmilszy komplement usłyszałeś od niego w ostatnim czasie?

Tata nieraz mnie chwali, ale nie przesadza z tym. Po 1:0 z Lechią Gdańsk powiedział, że rozegrałem dobry mecz, bo strzeliłem gola. Teraz po Legii stwierdził, że bał się tego spotkania, zastanawiał się, czy wytrzymam mentalnie powrót do miejsca, w którym się wychowywałem. Myślę, że z tego meczu jest najbardziej zadowolony, wtedy najmocniej mnie pochwalił. Po końcowym gwizdku popłakał się, przytulił mnie i powiedział, że jest ze mnie mega dumny i zadowolony z mojej gry.

Ty nie miałeś obaw, czy udźwigniesz ciężar tego meczu?

Nie. Od blisko roku na co dzień pracuję z psychologiem i wiele mi to dało. Odzyskałem pewność siebie. Jednocześnie pamiętam, że nie można mylić odwagi z odważnikiem. Zachowuję pokorę, jestem młody, wiele muszę się uczyć, ale przestałem wychodzić na boisko z obawą co będzie, jeżeli zaraz coś zawalę. Wychodzę z myślą, żeby zagrać dobrze i wygrać.

Czyli był czas, w którym zablokowałeś się psychicznie?

Tak, nie boję się tego przyznać. W zeszłym sezonie zjechałem mentalnie, znajdowałem się w dołku. Pomogły rozmowy z rodzicami, praca z psychologiem i przyjęcie, jakie otrzymałem w Piaście. Znów poczułem, że potrafię grać w piłkę.

Z czego wynikał ten kryzys? Pod koniec sezonu 2019/20 rozegrałeś dwa Legii mecze w Ekstraklasie, a w następnym już żadnego.

Nie chcę wchodzić w szczegółową analizę, przyczyn było wiele, ale jedna z nich to kontuzje. Straciłem przez nie wiele czasu w ubiegłym roku. Pojechałem na obóz do Dubaju, ale nie mogłem się pokazać. Miałem problemy z mięśniami brzucha i spojeniem łonowym, z którym długo się zmagałem. Wróciłem, zagrałem 45 minut w jednym sparingu rezerw, w drugim wyszedłem od początku i zerwałem więzadło w kostce. Kolejny miesiąc przerwy. Morale mi spadło.

Latem miałeś bardziej rozterki dotyczące pozostania lub nie w Legii czy tego, gdzie odejść?

Mocno się zastanawiałem nad swoją przyszłością w Legii. Decyzja o odejściu nie była łatwa. To klub, w którym się wychowywałem i mam do niego sentyment. Piast już od jakiegoś czas rozmawiał z tatą na temat mojego transferu. Zainteresowanie zaczęło się po meczu pucharowym w Legii II, gdy graliśmy w Ząbkach. Od stycznia, gdy wiele osób dowiedziało się, że w czerwcu wygasa mój kontrakt i raczej nie rozegram odpowiedniej liczby minut, żeby został automatycznie przedłużony, temat odżył ze zdwojoną siłą. Piast wyciągnął do mnie pomocną dłoń i zapewnił najlepsze warunki do rozwoju. Obiecywano mi tu szansę i tylko ode mnie miało zależeć, czy ją wykorzystam. Dziś jestem bardzo zadowolony z tej decyzji.

Duże znaczenie miał fakt, że twój ojciec dobrze zna Waldemara Fornalika? Tata wiedział, jaki to trener i człowiek, pewne rzeczy mógł z nim pewnie omówić konkretniej niż normalnie.

To nie miało większego znaczenia, tata raczej nie rozmawiał z trenerem Fornalikiem, nie namawiał go czy coś takiego. Największe znaczenie miało zdanie mojego wujka Jacka Bednarza, który pracował w Piaście Gliwice na stanowisku dyrektorskim i zna ten klub od środka, zna trenera, sztab, zawodników. Na jego opinii opierałem się w pierwszej kolejności. W maju czy czerwcu odbyliśmy dłuższą rozmowę. Powiedział, że to miejsce, które będzie sprzyjało mojemu rozwojowi. No i mam blisko do rodziny, mieszkam teraz z babcią. Wszystkie rzeczy się zgadzały. Na nic nie mogłem narzekać i dziś też nie mogę.

U babci pewnie masz jak w hotelu pięciogwiazdkowym.

Babcia dba o mnie, ale jeśli w jakimś momencie czujemy, że spędzamy ze sobą za dużo czasu i potrzebujemy chwili samotności, to jest taka możliwość. Babcia mieszka na pierwszym piętrze, ja na trzecim, każdy ma swoją przestrzeń. Nie spędzamy ze sobą 24 godziny na dobę. Dla obu stron mogłoby to być męczące.

Jako junior przebywałeś na testach w RB Lipsk i Manchesterze United. To były wyjazdy z kategorii “wielkie wow”?

Te wyjazdy miały mi pokazać, w jakim miejscu się znajduję. W pewnym okresie, gdy miałem 14 czy 15 lat, rozważaliśmy transfer zagraniczny, zwłaszcza do RB Lipsk, który był mocno zainteresowany. Postanowiliśmy zostać w Polsce, ale tamte wizyty dużo mi dały. Przekonałem się, że niczego mi nie brakuje względem zagranicznych chłopaków w moim wieku czy nieco starszych. Fizycznie i piłkarsko nawet się wyróżniałem w swoim roczniku. To mnie mocno podbudowało.

Masz ulubioną ligę, o której marzysz czy byleby chodziło o top5?

Jak każdy młody piłkarz, chciałbym grać na Zachodzie. Marzy mi się Primera Division lub Premier League, ale jeśli wyjdzie Serie A czy inna mocna liga, to też nie będę narzekał.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

WIĘCEJ O PIAŚCIE GLIWICE:

Fot.

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

7 komentarzy

Loading...