Mieliśmy obawy przed starciem Stali Mielec z Cracovią. Po pierwsze – przez zimową aurę, bo niby kwiecień-plecień, ale jednak bez przesady. Śniegu napadało jak w środku lutego. Po drugie – forma obu zespołów. W pięciu ostatnich kolejkach uzbierały w sumie cztery oczka, czyli – eufemistycznie mówiąc – znamy skuteczniejsze ekipy, a właściwie trudno skojarzyć mniej konkretne. Jeśli więc dodać dwa do dwóch, wychodził nam taki paździerz, o jakim się nawet nie śniło. A… nie było tak źle! Ba, w pierwszej połowie oglądało się to całkiem przyjemnie.
Stal Mielec – Cracovia. Dobra pierwsza połowa, cudo od Rivaldinho
Przede wszystkim zobaczyliśmy coś, czego nie spodziewaliśmy się w tych warunkach. Po prawdzie – ani w tych, ani w żadnych innych. Otóż Rivaldinho zagrał piłkę krzyżakiem (!) do Pestki, ten podciągnął z futbolówką parę metrów i pieprznął z narożnika pola karnego (!) od słupka. Primel nie miał nic do powiedzenia. Naprawdę – cholernie doceniamy tę akcję. Szczególnie podanie, bo czasem oglądając grę Rivaldinho można mieć wrażenie, że on nawet na idealnie przystrzyżonej trawie, kiedy cały świat trzymałby za niego kciuki, nie potrafiłby zagrać dokładnie z pierwszej piłki, a co dopiero tak. Tymczasem Brazylijczyk pokazał klasę. Może śnieg pomylił mu się z piaskiem? Trudno orzec, niemniej – gratulujemy.
Zresztą całą Cracovię w pierwszej części gry oglądało się przyjemnie. Chętnie atakowała bramkę Primela, oddawała uderzenia, notując aż sześć celnych prób przed przerwą. Na przykład Myszor walnął sobie – powiedzmy – z nożyc. Co prawda prosto w Primela, ale znów: żeby skonstruować taką akcję w tych warunkach, trzeba mieć rozmach i jakość. Do przerwy Pasom tego nie brakowało.
Choć trzeba powiedzieć, że gol na 2:0 był już brzydszy i kontrowersyjny. Po pierwsze: czy ekipie Zielińskiego w ogóle należał się rzut karny? Można mieć wątpliwości. Tomasiewicz trącił Rapę, gdy ten przekładał piłkę, ale gdyby przenieść tę sytuację na bazar, gdzie Rapa wybierałby pomidory, a Tomasiewicz przechodził obok, podobnego kontaktu by nie zauważył. A tu wyskoczył jak oparzony. Chyba jednak pospieszył się Wajda. Ponadto skoro tutaj był faul, to dlaczego wejście w Maja w drugiej połowie nie spotkało się już z żadną reakcją? Brakuje konsekwencji.
Cóż, Hanca wykorzystał jedenastkę, choć w kuriozalny sposób. Primel odbił jego uderzenie, ale na linię bramkową, gdzie piłka zatańczyła w błocie. Defensywa Stali nie miała ochoty asekurować bramkarza, więc Rumun pojechał na wślizgu i dokończył koślawego dzieła.
Stal Mielec – Cracovia. Pasy chciały pomóc
Stal w porównaniu do Cracovii była bardzo bezzębna, odpowiedziała głównie uderzeniem Getingera z rzutu wolnego, ale z tym jednak musiał sobie poradzić Hrosso. I zrobił to. Trudno było być optymistą przed drugą połową, patrząc z perspektywy kibica Stali i te przeczucia się potwierdziły.
A Cracovia przecież próbowała! Choć już nie strzelać bramki, tylko pomagać Stali. Najpierw drugą żółtą kartkę wyłapał Pestka za brzydki stempel na nodze rywala. Potem jeszcze idiotyczniej zachował się Rodin, który jak gdyby nigdy nic ciągnął Flisa w polu karnym i myślał, że sędzia nie zauważy. W sumie miał rację – nie zauważył, ale VAR już tak. Ewidentne wapno. Domański strzelił pewnie, ale Stali nie było stać już na nic więcej, brakowało czasu, choć też jednak jakości.
Zapas nad strefą spadkową jest u mielczan wciąż spory, niemniej skonstruowanie ofensywy wokół Zawady i Steczyka wygląda bardzo odważnie, by nie powiedzieć: wygląda karkołomnie. Szkoda, że tak posypała się ta drużyna, kontuzje i transfery wychodzące zrobiły swoje. Z kolei Cracovia przerwała swą złą passę, niemniej tak jak po pierwszej połowie Zieliński może być zadowolony, tak po drugiej już nie pochwali piłkarzy.
WIĘCEJ O STALI MIELEC:
- Judo na plaży, czyli Radomiak i Stal dzielą się punktami
- Bogusław Wyparło żąda pieniędzy od Stali
- Wywiad z Adamem Majewskim
Fot. FotoPyk