Czesław Michniewicz na swoje pierwsze zgrupowanie w roli selekcjonera powołał od pyty zawodników, ale na liście nie znalazł się ani jeden piłkarz spośród tych, którzy mogą grać w młodzieżówce. Z jednej strony można się obrażać na to, że kilku z nich zasłużyło, by siedzieć przy stole dla dorosłych. Z drugiej – nowy trener pierwszej kadry doskonale wie, jak smakuje ograniczanie pola manewru koledze po fachu z drużyny U-21 przed ważnymi meczami, więc łatwiej zrozumieć, dlaczego nie chciał wsadzać kija w szprychy Maciejowi Stolarczykowi. Tym sposobem kadra z Kamińskim, Kozłowskim czy Zalewskim pojechała do Izraela, by pozostać w grze o przyszłoroczne Euro. Misja zakończyła się umiarkowanym powodzeniem.
Od ostatniego meczu tej drużyny minęły ponad cztery miesiące, więc może przypomnijmy jej sytuację. Po porażce u siebie z Izraelem, a także remisie w wyjazdowym spotkaniu z Węgrami (gol stracony w samej końcówce) zwątpiliśmy w siłę tych roczników, ale dzięki ograniu Niemców 4-0 (i dzięki zwycięstwom z dostarczycielami punktów z Łotwy i San Marino) ekipa Stolarczyka wróciła do gry w sposób dość spektakularny. Wyjazdowa wygrana z Izraelem pozwoliłaby jej wskoczyć na pierwsze miejsce w grupie (przynajmniej do czasu meczu naszych zachodnich sąsiadów) i ustawić się w niezłej pozycji przed kolejnymi spotkaniami, gdyż bezpośredni awans zyskuje jeden zespołów, a drugi najprawdopodobniej ląduje w barażach. Remis po prostu przedłużał nasze nadzieje, a porażka już znacznie komplikowałaby sprawę.
Do niej na szczęście nie doszło, ale do pełni szczęścia też zabrakło sporo.
Dziwny był to mecz. Rywalizacja kadr U-21 jest swoistym pomostem pomiędzy piłką juniorską a seniorską, bo z jednej strony boiskowe wydarzenia napędzają młodzieńcza fantazja i brak doświadczenia, z drugiej – na tym poziomie nierzadko trafiają się piłkarze, którzy na niwie klubowej odgrywają już spore role, nierzadko w bardzo poważnych drużynach. Temu dzisiejszemu spotkaniu na pewno bliżej było do młodzieżowej szarpaniny niż uporządkowanego grania. W liczeniu dość prostych strat można było się pogubić już w trakcie pierwszego kwadransa, a w kontekście końcowego wyniku spore znaczenie miały przede wszystkim indywidualne zrywy.
Zaczniemy może od wyróżnienia dwóch naszych przeciwników. Młodzieżowa reprezentacja Izraela udowodniła już, że jest solidną drużyną, a tacy piłkarze jak Suf Podgoreanu czy Liel Abada mają papiery, by coś w europejskiej piłce znaczyć. Drugi zresztą już zaczyna, bo w debiutanckim sezonie w barwach Celtiku, do którego trafił za cztery bańki, ma na koncie 14 goli i 11 asyst we wszystkich rozgrywkach. Cóż, miała poważne problemy z tą dwójką nasza defensywa. Podgoreanu potrafił zaliczyć choćby rajd z dwoma kanałami, na szczęście zakończony niecelnym strzałem. W innej sytuacji (gdy jeszcze w pierwszej połowie strzelał głową) zatrzymywał go Cezary Miszta i niezły występ golkipera należy podkreślić, bo miała w tych eliminacjach nasza młodzieżówka problem z bramkarzami. Abada też nie trafił za pierwszym razem, ale w końcu dopiął swego, gdy na początku drugiej połowy wykorzystał to, iż nasi zostawili mu zbyt wiele miejsca w polu karnym i sieknął blisko okienka. Drugi gol dla Izraela padł za to po krótko rozegranym stałym fragmencie gry w 73. minucie.
Przegrywaliśmy wtedy 1-2 i trudno było się na to obrażać, bo o ile w pierwszej połowie nasza młodzieżówka wyglądała całkiem nieźle, o tyle już w drugiej części gry rywal był zdecydowanie lepszy. Do przerwy prowadziliśmy 1-0, a gol padł po wyrzucie piłki z autu. Tyle nasza piłka wycierpiała przez ten element, że miło, iż tym razem to my w ten sposób zaskoczyliśmy przeciwnika. Przydał się błysk Kozłowskiego, który po przytomnym wyrzucie Kiwiora ładnie przyjął piłkę i zewniakiem dograł do skutecznego w kadrze Benedyczaka. Szkoda, że napastnik Parmy nie dołożył drugiej bramki, bo pewnie grałoby się naszej kadrze łatwiej, ale większe pretensje mielibyśmy do tych, którzy w ogóle nie stwarzali zagrożenia. Trochę zawiódł przede wszystkim Zalewski, którego ostatnio pompował Jose Mourinho, a dziś stanowił raczej ciało obce. A Benedyczaka należy rozgrzeszyć o tyle, że w 78. minucie fajnie obsłużył Kamińskiego, który swoją “firmówką” strzelił gola na 2-2.
Gola, na którego się nie zanosiło, bo w drugiej połowie zagrożenie potrafiliśmy stwarzać głównie po stałych fragmentach. Oczywiście gdyby Mosór wykorzystał jedną z dwóch świetnych sytuacji i wygralibyśmy 3-2, nikt nie zwracałby uwagi na sam obraz gry, ale obrońca Piasta dwa razy spudłował. Szkoda. Jeszcze w samej końcówce mogło coś wyniknąć z szarpnięcia Fornalczyka, ale mający piłkę na głowie Benedyczak odgrywał do Piątkowskiego, który był na spalonym. A i tak zmarnował tę sytuację. Generalnie obrońca Red Bulla Salzburg dziś drużynie nie pomógł, ale to tak na marginesie.
We wtorek mecz z Węgrami i będzie okazja, by się zrehabilitować. Izrael gra tego dnia z Niemcami, więc ciągle sporo może się zdarzyć.
IZRAEL – POLSKA 2-2
Abada 50′, Gandelman 73′ – Benedyczak 10′, Kamiński 78′
Więcej o piłkarzach kadry U-21:
- Karbownik może wrócić do Legii. Piekarski: Rozmawiałem już z Dariuszem Mioduskim
- Już wiemy nieco więcej o Nicoli Zalewskim
- Jakub Kiwior: Spezia to dobre miejsce, żeby zaistnieć w Serie A
- Czy powinniśmy się martwić o Kacpra Kozłowskiego? “Lepiej, żeby został w Belgii na dłużej”
Fot. Newspix