Kacper Kozłowski 5 stycznia został piłkarzem Brighton i natychmiast powędrował na wypożyczenie do Royale Union Saint-Gilloise, który jako beniaminek był sensacyjnym liderem belgijskiej ekstraklasy i jest nim nadal. Pogoń Szczecin informowała o pobiciu rekordu transferowego Ekstraklasy. Media zagraniczne przypominały, że mówimy o najmłodszym zawodniku kiedykolwiek występującym na mistrzostwach Europy. Oczekiwania co do dalszych losów tego chłopaka były duże, a wielu jego pobyt w Belgii traktowało jako szybkie przetarcie przed próbą podboju Premier League. Tymczasem dotychczasowe losy Kozłowskiego w Unionie wskazują, że początki z europejskim futbolem mogą być dla niego trudniejsze niż zakładano.
Sytuacja Kacpra Kozłowskiego w Royale Union Saint-Gilloise
Czy są powody do niepokoju? Jaka jest obecnie sytuacja reprezentanta Polski? Czego można się spodziewać w najbliższej przyszłości i dlaczego trudno zakładać powrót do Anglii? Na te pytanie spróbujemy odpowiedzieć z Mariuszem Mońskim, ekspertem od piłki niderlandzkiej, który komentował już mecze na antenach Polsatu Sport i Viaplay.
Odkąd Kozłowski trafił do Unionu, drużyna ta rozegrała 10 meczów ligowych. Polak wystąpił w zaledwie czterech z nich, zbierając łącznie 104 minuty. Zaczął od dwóch epizodów z ławki. Później opuścił sześć kolejek (o powodach później), aż wreszcie w marcu wszedł od razu po przerwie z KV Kortrijk. W doliczonym czasie dostał zmianę powrotną, ale podobno chodziło wyłącznie o względy taktyczne, sztab szkoleniowy miał być z niego zadowolony. W miniony weekend natomiast 18-latek z Koszalina po raz pierwszy wystąpił w podstawowym składzie. Na murawie stadionu OH Leuven spędził niewiele ponad godzinę i tuż przed zejściem wywalczył rzut karny, którego na gola na 4:1 zamienił Deniz Undav, tym samym notując hat-tricka. Kozłowski miał także pewien udział przy pierwszej bramce, gdy w bocznej strefie sprytnie przepuścił piłkę do asystującego Lazare’a Amaniego.
Belgijscy dziennikarze praktycznie cały zespół ocenili wysoko. Kozłowski nie był wyjątkiem, od portalu walfoot.be otrzymał notę 7. Podkreślono, że otrzymał wiele swobody na boisku, miał hydrydową rolę i świetnie się ustawiał.
Defensywny napastnik
– Kacper zagrał od początku głównie dlatego, że zawieszony na pięć meczów za czerwoną kartkę z Charleroi jest Dante Vanzeir. Rezerwowy napastnik Alex Millan, którego ściągnięto zimą na wypadek różnych absencji, akurat leczy kontuzję i trener musi szukać partnera w ataku dla Deniza Undava wśród pomocników. Wcześniej próbował w tej roli Camerona Puertasa i Kaoru Mitomę, a ostatnio dał szansę Kozłowskiemu. On z tego grona sprawdził się najlepiej, ale gdy wróci Vanzeir, Kozłowski i pozostali usiądą na ławce, bo po prostu nie są „dziewiątkami”. Vanzeir z Undavem występują jako duet równorzędnych napastników. Pierwszy jest dużo szybszy, bardziej przydaje się przy kontrach, drugi to typowy snajper. Świetnie się uzupełniają. Kozłowski z Leuven grał z Undavem raczej w pionie niż poziomie, bardziej za plecami Niemca i chwilami był on osamotniony, choć koniec końców ustrzelił hat-tricka. Widać było, że Kacper nie ma nawyków typowych dla napastnika. Zagrał dobrze jako defensywny napastnik, miał odbiory, przechwyty, dużo walczył. Bardziej można go było chwalić za te rzeczy niż za kreację, choć rzut karny, który zamknął mecz, jednak wypracował – analizuje Mariusz Moński.
Najbardziej niepokoić mogła długa nieobecność Kozłowskiego w meczowej kadrze. Tutaj wyjaśnienie jest jednak dość proste: najpierw stracił kilka tygodni z powodu kontuzji, a niemal od razu po wyzdrowieniu dopadła go angina, która oznaczała następne dwa spotkania w plecy. Jeśli Polak był do dyspozycji trenera Felice Mazzu, ten zawsze dawał mu szansę, choć początkowo chodziło o symboliczne wejścia w końcówkach.
Obecność piłkarza o takim statusie w takim klubie jak Union nie należy do codzienności. Nic więc dziwnego, że Mazzu podczas konferencji prasowych dostaje pytania o polskiego pomocnika.
– Belgowie raczej nie wydają tylu pieniędzy na piłkarzy, dlatego przyjście kogoś takiego przykuwa uwagę. Teraz pewnie takich historii będzie więcej, bo kluby angielskie zrobiły sobie w lidze belgijskiej filie do ogrywania piłkarzy. W Polsce mecze Jupiler Pro League można oglądać z komentarzem angielskim i komentatorzy non stop mówią o Kozłowskim, nawet wtedy, gdy nie gra. Zapewne ze względu na Brighton. Ostatnio padło pytanie, dlaczego najdroższy piłkarz w historii klubu jeśli chodzi o wartość transferową gra tak mało. Mazzu odpowiedział, że Kacper potrzebował czasu i od początku o tym wiedzieli. Na treningach prezentuje się świetnie, tylko musi się poprawić w kilku elementach. Dziennikarze zauważyli już, że jest zaawansowany technicznie, przyjmuje piłkę z wysoko podniesioną głową i zawczasu się rozgląda. Spodziewali się jednak, że przy swoim wzroście będzie mocniej zbudowany – nie ukrywa Moński.
Rywale nie do wygryzienia
Mazzu miał też odpowiedzieć jednemu z dziennikarzy, że nie interesują go kwoty wydane na Kozłowskiego, tylko to, że ma ośmiu piłkarzy do wyboru na trzy pozycje. Portal dhnet.be w tekście z 11 marca cytuje Polaka, że ten nie spodziewał się aż tak dużej konkurencji. I faktycznie, rywalizacja jest spora.
Mariusz Moński: – Felice Mazzu to trener, którego generalnie mało interesuje, co szefowie mają do powiedzenia. On jest gwiazdą klubu, on osiąga niesamowite wyniki z ludźmi, których mało kto wcześniej znał. Kozłowskiemu jest o tyle trudno, że przyszedł do drużyny w gazie, w której nikt nie zawodzi, a prawie wszyscy piłkarze z pierwszego składu rozgrywają sezon życia, wręcz powyżej swoich możliwości. W środku pola królują Casper Nielsen i kapitan Teddy Teuma, którzy są w życiowej formie, są płucami tego zespołu i grają od deski do deski. Od początku pisałem, że Kacper będzie tu mało grał, bo nie chodziło o to, żeby wszedł za kogoś, kto rozczarowuje i kto powinien zostać zastąpiony przez lepszego piłkarza. Można go jeszcze rozważać jako ofensywnego pomocnika operującego bardziej na skrzydle, ale tam jest Loic Lapoussin, najlepiej dryblujący gość w całej lidze belgijskiej. Naprawdę, gdzie nie spojrzeć, nie widać kogoś, kogo Kozłowski mógłby wygryźć. Sam fakt, że ostatnio wyszedł w pierwszym składzie z Leuven już stanowił pozytywne zaskoczenie. Nie spodziewałem się takiej decyzji Mazzu, miał przecież do wyboru znacznie bardziej doświadczonych zawodników.
Pojawia się zatem pytanie, czy Kacper Kozłowski w ogóle był potrzebny Unionowi, czy przyszedł głównie dlatego, że klub ten ściśle współpracuje z Brighton. – Union potrzebował ludzi do rotacji. Jesienią grał praktycznie trzynastoma zawodnikami, brakowało głębi składu. Taką kadrą nie da się zdobyć mistrzostwa Belgii. Na razie klasa Undava i kilku innych jeszcze ratuje punkty, ale fizycznie to już nie jest taka maszyna jak z początku sezonu. Niektórzy w końcówkach oddychają rękawami, zaczynają się pojawiać drobne kontuzje. To może być szansa dla Kozłowskiego. Jeśli jednak wszyscy będą do dyspozycji trenera, nie widzę możliwości, by Kacper grał od początku – zwłaszcza w grupie mistrzowskiej, która dla większości tych zawodników będzie największym wyzwaniem w karierze. Wtedy niejeden pewnie nawet w razie jakiegoś mniej poważnego problemu i tak nic nie powie, żeby wystąpić – mówi Moński.
Pozostanie w Belgii wskazane
Przy okazji rozwija on wątek, o którym już wspominaliśmy: – Zmęczenie kolegów może dać więcej minut Kozłowskiemu, ale według mnie on na dłuższą metę fizycznie nie jest dziś gotowy do takiej walki. Ze swoją klasą piłkarską na start zagranicznej kariery bardziej pasowałby mi do Holandii. Eredivisie jednak nie przygotuje go do Premier League, liga belgijska już znacznie prędzej. W Belgii gra się dużo fizyczniej i dużo ostrzej, więcej jest też różnorodności taktycznej. W Holandii ze 3/4 drużyn stosuje system 4-3-3 z podobnymi założeniami. Kacper ma szerokie pole do rozwoju, ale musi zrobić postępy w kwestii przygotowania fizycznego. Jeśli tutaj odbije się od siłowego grania, to tym bardziej nie da rady w Anglii. Bądźmy jednak optymistami, skoro Mazzu mówi, że na treningach pracuje bez zarzutu i idzie do przodu.
Zdaniem Mariusza Mońskiego trudno zakładać, aby Kozłowski już latem wrócił do Anglii. – Biorąc pod uwagę kontuzję i chorobę na początku, ta runda to będzie za mało, żeby przygotował się do grania w Premier League. Od początku dziwiło mnie, że przyszedł tylko na pół roku. Nie wiem, jakie są plany, ale moim zdaniem najlepszym wyjściem dla Kacpra byłoby przedłużenie wypożyczenia przynajmniej do następnej zimy. Przeszedłby cały okres przygotowawczy, zacząłby nowy sezon od pierwszego meczu, pograłby w europejskich pucharach. Puchary są praktycznie pewne, wystarczy utrzymać pozycję lidera do końca sezonu zasadniczego. Gdyby się to nie udało, Union w grupie mistrzowskiej musiałby spaść na czwarte miejsce i potem jeszcze przegrać baraż ze zwycięzcą play-offów z miejsc 5-8. Scenariusz z gatunku nieprawdopodobnych. Mazzu mógłby go spokojnie wpasowywać do swojego systemu. Będzie musiał szukać nowych rozwiązań, ponieważ Union na pewno nie zatrzyma wszystkich zawodników. Undav na przykład już zimą został kupiony przez Brighton, który zgodził się go zostawić do końca sezonu – zauważa nasz rozmówca.
Jak na zespół, u którego zaczyna się kryzys fizyczny, Union nadal daje radę. W dziesięciu tegorocznych meczach odniósł siedem zwycięstw, dwa razy zremisował, a jedynej porażki doznał u siebie z St. Truiden. Na trzy kolejki przed końcem sezonu zasadniczego przewaga nad drugim Club Brugge wynosi siedem punktów. Można zatem zakładać, że nawet przy pewnej obniżce formy beniaminek będzie walczył o mistrzostwo.
Jak wyjaśnić jego fenomen? Moński wskazuje na umiejętność budowania piłkarzy przez trenera Mazzu i stawianie dobra drużyny na pierwszym miejscu. Union zawsze gra systemem 3-5-2, każdy doskonale wie, co ma robić na boisku. Zawodnicy, którzy wcześniej grali w trzeciej lidze niemieckiej czy trzeciej lidze francuskiej, dziś błyszczą. Co nie znaczy, że mówimy o jakimś zupełnym kopciuszku. – Powiedzmy sobie jasno: Union jak na warunki belgijskie nie należy do biednych klubów. Takie nie dokonują transferów za ponad milion euro, a tyle kosztował Puertas. To nie jest odpowiednik naszej Stali Mielec czy Górnika Łęczna, które sensacyjnie zmierzałaby po mistrzostwo. Pod względem finansowym to środek tabeli – uważa Moński.
Można być optymistą
Kozłowski ma duże szanse, żeby już po kilku miesiącach za granicą świętować mistrzostwo Belgii. Nie byłby jednym z głównych architektów tego osiągnięcia, ale wpis do CV pozostałby na zawsze. Gdyby został w Unionie na kolejny sezon, mógłby ten sukces mocniej skonsumować. – Pamiętajmy, że to nadal bardzo młody chłopak. W Belgii zawodnicy w jego wieku nie dostają aż tylu szans co w Holandii. Też są tu kluby słynące z promowania młodzieży, ale to nie ta skala, zwłaszcza w takim zespole jak Union, który nie ma super szkółki jak Anderlecht, Standard Liege czy Genk – zauważa nasz rozmówca.
Patrząc dalekosiężnie, przyszłość Kozłowskiego raczej widzi w jasnych barwach. – W dłuższej perspektywie jestem optymistą co do Kacpra. To inny przypadek niż Filip Starzyński czy Rafał Wolski, którzy nie poradzili sobie w Belgii. Oni mieli problemy nie tylko fizyczne, ale także charakterologiczne. To ludzie cisi, wycofani, nieszukający relacji w szatni, nielubiący bycia na świeczniku. Kozłowski ma inny charakter, jest otwarty na ludzi, nie ma kompleksów. Tym cechują się praktycznie wszyscy gracze z Bałkanów i właśnie dlatego tak wielu z nich robi kariery w Belgii. Marcin Żewłakow opowiadał, że wchodzą na pewniaka do szatni, nawet jeśli nie znają języka. Z góry zakładają, że są najlepsi i dadzą radę, bez żadnych skrupułów. Kacper bardziej pasuje właśnie do takiego opisu – kończy Mariusz Moński.
I tego się trzymajmy. W piątek wieczorem Royale Union Saint-Gilloise podejmie u siebie KV Oostende. Jeśli Polak nie lenił się w trakcie tygodnia, prawdopodobnie znów wystąpi od początku. To przedostatni mecz, który z powodu zawieszenia opuści wspomniany Dante Vanzeir, więc od tego, jak dziś zagra Kozłowski może sporo zależeć w kontekście następnych tygodni.
WIĘCEJ O KACPRZE KOZŁOWSKIM:
- Gdzie może zaprowadzić pewność siebie? Historia Kacpra Kozłowskiego
- Kacper Kozłowski: Chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]
- Polacy kontra Belgia. Przestrogi i nadzieje dla Kozłowskiego
Fot. Newspix