Startujące jutro halowe mistrzostwa świata przyciągnęły wielkie gwiazdy lekkoatletyki. Od piątku do niedzieli będziemy oglądać w akcji kilku absolutnych dominatorów – jak Yulimar Rojas (na zdjęciu głównym) czy Ryana Crousera. Faworytów do złotych medali, których plany spróbują pokrzyżować biało-czerwoni – jak Femke Bol czy Granta Hollowaya. A także… wygnańca, który po kilkunastu miesiącach nieobecności wrócił do świata sprintów.
Cały czas najszybszy?
Dżentelmen, o którym wspomnieliśmy na końcu, to oczywiście Christian Coleman. Mistrz świata w biegu na 100 metrów z 2019 roku wrócił w tym sezonie do lekkoatletycznej rywalizacji. Jaki był powód jego absencji? Unikanie testów antydopingowych. Po trzecim przypadku, w którym Amerykanin nie zameldował się na kontroli, oficjelom WADA skończyła się cierpliwość.
Przez swoje podejrzane zachowanie Coleman stracił kilkanaście miesięcy startów, w tym przede wszystkim igrzyska olimpijskie w Tokio (był zawieszony do listopada 2021 roku). Obecnie ma już czystą kartę – zaliczył trzy występy na 60 metrów w tym sezonie i wszystkie wygrał. Legitymuje się też najlepszym wynikiem w światowych tabelach – 6.45. Biegał o trzy setne szybciej od rodaka Marvina Bracy’ego oraz cztery setne lepiej od Lamonta Marcella Jacobsa, mistrza olimpijskiego na 100 metrów z zeszłego roku.
I tu kształtuje się nam ciekawy pojedynek. Coleman, po tym, jak karierę zakończył Usain Bolt, mógł być śmiało nazywany najszybszym człowiekiem globu. Oczywiście – okres jego świetności nie potrwał zbyt długo, ze względu na wspomniane zawieszenie. Ale w Belgradzie będzie mógł udowodnić, że jest szybszy od gościa, który poniekąd wykorzystał jego nieobecność w Tokio, czyli wspomnianego Jacobsa.
Ale niestety – zarówno Coleman, jak i Włoch mogą mieć swoje za uszami. Po tym, jak Jacobs wygrał olimpijskie złoto, pojawiły się wokół niego podejrzenia o doping (nigdy nie oblał testu, ale współpracował z dietetykiem, wokół którego trwało antydopingowe śledztwo). Na razie jednak nic mu udowodniono. – W życiu zawsze będą pojawiać się ludzie, którym się nie udało, przez co zaprzeczają rzetelności sukcesów innych – tłumaczył Jacobs w „Corriere Della Sera”.
Świat sprintu nie jest nieskazitelny. Ba, to mało powiedziane – bo większość najszybszych sprinterów w XXI wieku wpadało na dopingu choć raz. Nam jednak pozostaje wierzyć, że mistrz olimpijski faktycznie jest czysty, a mistrz świata nauczył się na swoich błędach. I w Belgradzie zobaczymy nie tylko pasjonującą, ale sprawiedliwą rywalizację.
Nikt nie ma do nich startu
Do Belgradu przyleciało kilku lekkoatletów, którzy po prostu znajdują się na innym poziomie niż rywale. Nie tylko bowiem legitymują się tytułem mistrza olimpijskiego, ale rekordem świata. I na dobrą sprawę w każdym starcie rywalizują sami ze sobą. Mówimy o Armandzie Duplantisie, Ryanie Crouserze, Yulimar Rojas oraz Jakobie Ingebrigtsenie.
Zacznijmy od ostatniego z nich – Norweg w tym roku pobił halowy rekord globu na 1500 metrów. W światowych tabelach ma ponad trzy sekundy przewagi nad Samuelem Teferą z Etiopii, drugim najmocniejszym graczem w Belgradzie. Na tym dystansie ta różnica jest bardzo znacząca – tego chyba nie musimy nikomu tłumaczyć.
Ingebrigtsen oczywiście największy sukces w karierze odniósł w zeszłym roku, kiedy – chyba trochę niespodziewanie – poradził sobie ze wszystkimi biegaczami z Afryki i sięgnął po złoto olimpijskie. Ten sezon też może jednak być dla niego wyjątkowy – bo ma szansę sięgnąć po jedyne dwa medale, których brakuje mu w kolekcji.
Mówimy o krążkach z mistrzostw świata. Zarówno na stadionie, jak i na hali Norweg nigdy nie znalazł się na podium (co nie dziwi, to w końcu bardzo młody zawodnik). Jeśli jednak w Belgradzie oraz Eugene skandynawski biegacz sięgnie po złoto, będziemy mogli mówić, że w wieku 21 lat zdobył praktycznie wszystko, co było do zdobycia na jego królewskim dystansie. Tak naprawdę brakować będzie mu wyłącznie rekordu świata ze stadionu (obecnie ma jednak najlepszy czas w historii Europy oraz igrzysk).
JAKOB INGEBRIGTSEN. SYLWETKA MISTRZA OLIMPIJSKIEGO
Jeszcze mocniejszy od Jakoba – w kontekście rywalizacji z innymi zawodnikami – wydaje się Crouser, który od czasu mistrzostw globu w Dausze… nie przegrał żadnych zawodów, w których wziął udział. Na dodatek Amerykanin w 2021 roku pobił jeden z tych rekordów, które wydawały się nieosiągalne. Czyli pchnął kulą najdalej w historii, zostawiając w tyle Randy’ego Barnesa, na którym ciążyła zresztą dopingowa skaza.
W tym sezonie 29-latek osiągnął wynik 22.51. Tak daleko nie pchał oczywiście żaden inny lekkoatleta. Drugi w światowych tabelach Konrad Bukowiecki zaliczył 21.91. Polaka naturalnie stać na to, żeby zaatakować podium. Ale Crouser – o ile nie zanotuje jakieś spektakularnej wpadki, paląc wszystkie próby – będzie murowanym faworytem do złota.
Coś podobnego możemy powiedzieć o Yulimar Rojas. Wenezuelka jest bezkonkurencyjna w trójskoku kobiet od dobrych paru lat. Formą imponuje też w tym sezonie – zaliczyła tylko jeden start, na początku marca w Madrycie (Rojas mieszka oraz trenuje na Półwyspie Iberyjskim), ale wykręciła wówczas 15.41 metrów. Do rekordu świata (należącego do niej) zabrakło jej więc zaledwie dwadzieścia sześć centymetrów. A do halowego – tylko dwóch.
Żeby pokazać skalę dominacji Rojas, wystarczy przybliżyć tegoroczne wyniki jej rywalek na HMŚ. Thea Lafond skakała 14.62 m, Leyanis Perez Hernandez 14.47 m, a Maryna Bech-Romańczuk 14.32 m. To po prostu przepaść. Jeśli Rojas nie sięgnie po swoje trzecie złoto z halowych mistrzostw globu w karierze, będziemy mówić o sensacji.
Wiemy też oczywiście, jak wygląda sytuacja w skoku o tyczce. Możliwości Armanda Duplantisa są ogromne. W Belgradzie nie tylko niemal na pewno zdobędzie złoto, ale spróbuje też po raz czwarty w karierze pobić absolutny rekord świata. Więcej na ten temat pisaliśmy w tym miejscu.
Będziemy gonić, ale to niełatwe
– Jest w tym sezonie fenomenalna. Bieganie 51 sekund, może nie przychodzi z dużą łatwością, ale na pewno nie kosztuje jej tyle, co mnie bieganie w granicach takiego wyniku. Dla mnie kandydatka do złota jest jedna – mówiła rok temu o Femke Bol Justyna Święty-Ersetic. Mamy nowy sezon, ale sytuacja w biegu na 400 metrów na hali wygląda niemal identycznie.
To znaczy – Holenderka wydaje się nie do ugryzienia. Jako jedyna z zawodniczek biorących udział w HMŚ zeszła w ciągu ostatnich tygodni poniżej 51 sekund. Osiągnęła zresztą wynik 50.30 – od 74 setne lepszy od Justyny oraz 85 setnych lepszy od Natalii Kaczmarek. Polki mogą jak najbardziej znaleźć się na podium biegu indywidualnego (choć wiadomo, że priorytetem będzie sztafeta 4×400). Ale dogonienie Femke będzie piekielnie trudne.
Co ciekawe – dla Femke bieg na 400 metrów nie jest priorytetowy. Występy na tym dystansie traktuje poniekąd jako etap przygotowań do rywalizacji na 400 metrów przez płotki. Młoda Holenderka w końcu w ubiegłym roku zdobyła brąz na igrzyskach, ustępując tylko dwóm Amerykankom, Sydney McLaughlin oraz Dalilah Muhammad. Jest po prostu znakomitą biegaczką – nieważne, czy biega „po płaskim”, czy nie.
Tak jak Aniołki Matusińskiego nie będą miały łatwo z Femke, tak Damian Czykier wie, jak znakomitym zawodnikiem jest Grant Holloway. Amerykanin to halowy rekordzista świata na 60 metrów przez płotki. Swój najlepszy wynik osiągnął w 2021 roku – notując w Madrycie 7.29. W tym sezonie był wolniejszy o zaledwie sześć setnych.
Polak co prawda znajduje się w życiowej formie – ma czwarty czas spośród startujących w Belgradzie. I podejmie rywalizację o medal. Ale akurat z Hollowayem nie będzie mu łatwo – choć należy pamiętać, że Amerykanin już kiedyś nie poradził sobie ze statusem faworyta – w Tokio niespodziewanie przegrał na 110 metrów ppł z Jamajczykiem Hanslem Parchmentem (który akurat nie pojawi się na HMŚ). Wypada nam zatem trzymać kciuki za Czykiera. Szczególnie że nie brakuje mu motywacji:
– Niektórzy zawodnicy w przeszłości mówili: „O! Widziałem Granta Hollowaya”. Teraz wydaje mi się, że będą mówili, że widzieli Czykiera! Do tego dążę. Pewność siebie u mnie jest wysoka – zaznaczał ostatnio 29-latek w rozmowie z TVP Sport.
Nie tylko zagranica!
Wśród lekkoatletów, którzy mogą w Belgradzie błyszczeć najjaśniej, możemy wymienić też Polaków. Ewa Swoboda co prawda nie ma takiego nazwiska jak kilku wymienionych wcześniej zawodników, ale ma pełne prawo myśleć o złotym medalu na 60 metrów. A sprinty to przecież najbardziej prestiżowe, cieszące się największym zainteresowaniem konkurencje na wielkich imprezach.
Liczyć w walce o najwyższe cele będzie się też paru innych biało-czerwonych. W tym miejscu analizowaliśmy szanse medalowe naszej reprezentacji. Zapraszamy do lektury.
Fot. Newspix.pl